Skocz do zawartości
Nerwica.com

szept_83

Użytkownik
  • Postów

    21
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez szept_83

  1. szept_83

    [Olsztyn]

    Hej! Miło że wątek Olsztyn żyje :) Dawno mnie tu nie było. Wiele się zmieniło, ale niestety jedno pozostało niezmienne. Chociaż mogę powiedzieć że swoje problemy mam z grubsza ogarnięte… Bywa różnie raz lepiej raz gorzej. Podobnie jak Lukasz_82 moje „leczenie” trwa już dobre parę lat. W tym czasie udało mi się obronić magistra i znaleźć całkiem fajną pracę, rozwijać się zawodowo etc. Jednak nie spowodowało to że depresja i nerwica wyparowały. Niestety w przypadku takich dolegliwości pomaga tylko praca nad sobą, dobry terapeuta i wsparcie innych ludzi. Miałam do czynienia z poradnią na Al. Wojska Polskiego,poznałam też paru psychologów mających prywatne praktyki. Ciężko trafić na dobrego. Prawie rok temu zaczęłam terapie u pewnego dość znanego /polecanego terapeuty nie powiem konkretny i pomocny ale niestety sam podupadł solidnie na zdrowiu i obecnie umówienie wizyty graniczy z cudem. Znowu potrzebuje pomocy, dopadło mnie jakiś miesiąc temu i trzyma… Bardzo utrudnia „normalne” życie. Szukam dobrego terapeuty, obiecałam sobie że w poniedziałek zadzwonię i umówię się na wizytę chociaż mam już trochę dość zaczynania od nowa z nowym terapeutą no ale czuje że sama tego nie pociągnę. Trzymajcie kciuki Ludzie :) Pozdrawiam
  2. szept_83

    Spotkania w realu....

    ja bardzo chętnie po 21.czerwca gdzie wszystko jedno. Pozdrawiam
  3. szept_83

    [Olsztyn]

    Szukam dobrego psychoterapeuty w Olsztynie. Chętnie też pogadam z kimś, kto rozumie problem nerwic itp.
  4. może na Mazury? :) Olsztyn proponuje
  5. Akurat twoje pytania takie egzystencjonalne są i normalne, dla mnie z nerwicą maja mało wspólnego. Raczej z samoświadomością. Z tego typu dylematami większość z nas się boryka. Okoliczności życiowe bywają zagmatwane i podejmowanie ważnych decyzji nigdy nie jest proste i nikt nie da gwarancji, że to, co zrobisz będzie ok. i korzystnie wpłynie na twoje życie…taka karma. Jeśli jednak pojawia się poczucie, że jest się gorszym od innych to już oznacza, że coś nie tak… ja sobie pod tym względem nieźle w życiu namieszałam, człowiek naprawdę może sobie wmówić okropne rzeczy i jeśli jeszcze sprzyjają temu ludzie go otaczający to może mieć ogromny problem. Pamiętaj staraj się nigdy nie dopuszczać do takich sytuacji.. każdy ma swoją wartość, jest inny nigdy gorszy. Żyj według siebie, słuchaj siebie, rozwijaj się i pracuj. Szukaj spełnienia… a na pewno nie zmarnujesz życia.
  6. Witam!! Niestety ja też mam taki problem. Myśli o których wiem że są absurdem a jednak mają wielki wpływ na moje życie. Nigdy tak kiepsko jak teraz się nie czułam i tak naprawdę nie mam pojęcia co z tym zrobić. Do psychologa chodziłam sobie, (bo raczej nie można było nazwać tego psychoterapią) Jedynym plusem tych wizyt było to że się komuś porządnie wygadałam a jedyne co usłyszałam że jestem fajna i będzie ok. No i było w miarę ok. tzn. raz lepiej raz gorzej ale zawsze jakoś a ostatnio jest zdecydowanie gorzej niż jakoś. Pracuje z chorymi ludźmi potrzebuje równowagi, spokoju… A tu pojawia mi się schiza której nie potrafię się pozbyć mimo upływu czasu i braku konkretnych podstaw świadczących o autentyczności tych moich obaw. Boję się tego bardzo, boję się utraty panowania nad tym. Mam fobie społeczną tzw. boję się ludzi generalnie, oceniania, konfrontacji, braku akceptacji i jestem przekonana że na tym tle to wszystko powstaje. Mój psycholog podziękował mi za współprace i udał się na emeryturę… Wiem że psychoterapia ma sens ale nie wiem gdzie szukać naprawdę fachowej pomocy. I chodzi mi o prawdziwą terapię a to niestety słono kosztuje 80 zł za wizytę, mało kogo na to stać dlatego wolała bym uniknąć krążenia od psychologa do psychologa. Za państwową pomoc już podziękuję, przynajmniej w moim mieście to prowizorka totalna i naprawdę nie ma do kogo się udać. Są dni gdy sobie z tym radze i odpycham plan udania się do jakiegoś fachowca. Ale są też takie jak ten gdy naprawdę nie potrafię się tego pozbyć i gdy ciąży mi to strasznie. Wiem jak Ci ciężko!!!
  7. Drogi pracowniku!! Może to faktycznie wynika z mentalności, chociaż nie generalizowałabym tego, myślę, że to też kwestia tempa życia, konsumpcjonizm i nastawienie na posiadanie… wyścig szczurów, przetrwają tylko najsilniejsi a dla ludzi szukających w życiu czegoś innego nie ma miejsca. Takie zasklepienie w tej powierzchowności bez potrzeby szukania czegoś głębszego… empatia, altruizm oznacza słabość. Chociaż moim zdaniem brak tych cech to dopiero ułomność, jestem świadkiem tego codziennie. Ludzie stają się zobojętniali po prostu, znieczulica i tyle. Musisz pamiętać, że każdy ma prawo do życia po swojemu, nic nie musisz… możesz żyć w bałaganie, zajmować się np. hodowlą kurek zielononóżek, grać na akordeonie albo drumli, jeśli czujesz się w tym dobrze to nikomu nic do tego hehe Ja bardzo długo żyłam pod dyktando, nie rodziny, nie partnera czy szefa… Pod swoje własne, mówiłam sobie, że musze być taka i taka, robić to tak i tak, jeśli coś nie szło po mojej myśli byłam nieszczęśliwa, sama siebie dołowałam myślami, że jestem do niczego. To doprowadziło do tego, że wreszcie w to uwierzyłam… teraz staram się zmieniać ten sposób myślenia. Kwestia krytyki, jeśli to jest krytyka konstruktywna to ok., chociaż nie zawsze potrafię rozróżnić, co jest konstruktywną krytyką a co próbą dokopania po prostu. Bywało tak, że prawie każda krytyka, nieprzychylna opinia na mój temat zbijała mnie z tropu.. Dodatkowo to przewrażliwienie sprawiało, że brałam do siebie każdą taką opinie. Brak mi pewności i gdy ktoś krytykuje albo próbuje po prostu dogryźć kiepsko wychodzi mi ripostowanie… No i straszne jest to myślenie, że może on ma racje, nawet, jeśli to absurd i my naprawdę w tej kwestii nie mamy sobie nic do zarzucenia. Przez to sama się czasem „podkładam”, tłumaczę z czegoś, z czego naprawdę nie musze. Teraz gdy mam już tego świadomość staram się ignorować tego typu mało konstruktywną krytykę i myślę sobie, że mam to porostu w dupie… nie ma co marnować energii na ograniczonych bubków co karmią swoje ego poniżając innych, jak to mówi moja siostra „olać zimnym moczem bo ciepłego szkoda” hehe ona nie ma problemu z ripostowaniem.:) Jeśli chodzi o emocje i ich wyrażanie to chociaż sprawiam wrażenie dość bezpośredniej i otwartej to tłumie bardzo i kontroluje… w tej kwestii jeszcze wiele pracy mam do zrobienia.. często też pętlę się w tych swoich uczuciach, nakręcam…aż głowa boli, łapki się trzęsą i ogólnie staję się człowiek rozedrgany taki nawet coś niewielkiego potrafi wyprowadzić do końca z równowagi. No i te myśli, oczywiście, że są towarzyszą codziennie, cały czas, …ale walczę z tym staram się zmienić ten sposób myślenia i dać sobie trochę luzu. Polecam książkę Judith Bemis i Amr Barrada „Pokonać lęki i fobie”. No to znowu się naprodukowałam hehe ale mam nadzieje, że pomoże Ci to trochę:) Pozdrawiam!!!
  8. pracownik, jeśli chodzi o wsparcie ze strony innych ludzi to bywa z tym różnie. Zbytnie afiszowanie się z tym naprawdę nie popłaca nie jestem pierwszą, która tego doświadczyła, ludzie bywają naprawdę zamknięci i ograniczeni na problemy innych. Wszystko, co powiesz może być wykorzystane przeciwko tobie… oczywiście, jeśli powiesz komuś, kto może to wykorzystać. Bo tak w ogóle takie wsparcie od innych, posiadanie kogoś, kto o tym wie i naprawdę jest przy tobie w chwilach załamania i zrozumie albo, chociaż stara się pojąć istotę twojego problemu to prawdziwy skarb. Ja teraz, po paru latach walki z tym mogę powiedzieć, że mam trzy takie osoby i nie wiem jak bym sobie bez nich poradziła. To moje tratwy ratunkowe:) chociaż powiem Ci że miałam ogromne opory zanim zdobyłam się na to by zwierzyć się z tego co tak mi dokucza. Bałam się braku zrozumienia, wyśmiania, odrzucenia. Ale odziwo okazało się, że rozumieją:) Naprawdę wielką ulgę przynosi taka otwarta rozmowa z kimś bliskim świadomość że nie jesteś w tym wszystkim sam. Dziś np. przyszła do mnie moja mama i sama zapytała jak się czuje czy wszystko ok.? nie chciałam jej mówić, że ostatnio znowu się pogorszyło, że depresja, że lęk że znowu latam na terapie.. ma wystarczająco innych zmartwień a ona na to, że widzi i wszystkiego się domyśliła… Pogadałyśmy i naprawdę lepiej, chociaż trochę mi przykro, że obarczam ją tym no, ale takie uroki życia ogólnie nie jest kolorowo. Kocham tę kobietę hehe Kwestia przyjemności czerpanej z tego emocjonalnego bombardowania, ja to widzę tak, otóż człowiekowi czasem dużą przyjemność sprawia takie użalanie się, jaki jestem biedny, jak mi ciężko, jestem taki słaby, pogubiony a ten okropny świat jeszcze mi dowala … i takie tam pieścimy się, umartwiamy a potem się tego wstydzimy bo przecież powinniśmy być silni, dzielni.. a to z kolei wywołuje negatywne uczucia w stosunku do własnej osoby … ehh dlatego tak ważne jest uzyskanie tej jasności emocjonalnej, umiejętność czytania i kierowania swoimi emocjami na swoją korzyść, tak słyszałam haha ale przyznam się, że na dzień dzisiejszy mam taką sobie jasność. Kiedyś nawet napisałam taki tekst apropo „Pozbawiona odporności na życie zbieram ciosy jak tarcza w zachwycie…” przypomniał mi się po przeczytaniu tego fragmentu twojego postu. Myślę też, że jeśli mogliśmy wpaść w taki stan to tak samo możemy z niego wyjść i znowu zacząć żyć normalnie, bywały okresy że naprawdę czułam, że jestem u kresu ale zawsze jakoś wychodziłam z tego „ umierając w myśli tysięczny raz, biorę kolejny oddech, żyje…” (taka wierszokletka ze mnie domorosła;) mamy więcej siły niż nam się wydaje nie raz się o tym przekonałam… No to tyle dziś na temat Pozdrawiam!! Życzę Ci abyś odnalazł swoją tratwę…
  9. Mermaid rozumiem twoje rozbicie i niepokój, to naprawdę musiał być szok zwłaszcza, że z tego, co mówisz nigdy nie miałaś powodu nawet by przypuszczać, że jesteś adoptowana. Myślę, że na pewno podołasz i uporządkujesz te emocje i uczucia związane z tą nową sytuacją, to tylko kwestia czasu. Masz kochającą rodzinę, wsparcie mamy no i siostrę:) Ja bym spróbowała postrzegać to, jako dar, jakoś coś pięknego i naprawdę dobrego. Kolejny raz zyskujesz świadomość jak wielką miłością darzy cię rodzina, mimo że biologicznie nie jesteś ich dzieckiem, to naprawdę szczęście mieć taką rodzinę, wiem, bo sama takową posiadam:) No i masz siostrę, siostrę bliźniaczkę, co diametralnie zmienia twoje życie, może ta nowa sytuacja będzie punktem zwrotnym, impulsem do przewartościowania, może uda ci się dzięki temu pozbyć tego, co uniemożliwia normalne życie i ruszyć do przodu autentycznie ciesząc się z tego, co masz. Wiem jak lęki potrafią burzyć spokój i odbierać radość życia… Jeśli chodzi o nerwice to moja bardzo podobne podstawy, też kompleksy, które doprowadziły do izolacji, potem dwa nieudane związki i co jeszcze pogłębiło te kompleksy a co za tym idzie lęki, a ostatnio straciłam przyjaciółkę, z którą spędziłyśmy w zasadzie ostatnie 15 lat. Próbuje sobie teraz to wszystko poukładać. No i mogę powiedzieć że mając wsparcie paru zaufanych kochanych osób i psychologa powoli dochodzę do równowagi to wszystko jeszcze strasznie kruche, ale mam nadzieje że wreszcie stanę na nogi :) Czego i tobie życzę!!! Dasz radę z takim wsparciem musi się udać:) Pozdrawiam!!!
  10. Jeszcze jakiś czas temu piłam całkiem dużo piwko praktycznie codziennie, w weekendy nie tylko piwko i w większych ilościach. Przyznam, że lubiłam taką małą fazę i nawet przez jakiś czas lepiej się czułam w będąc w takim stanie. Dodam też, że mam znajomych, którzy nie stronią od alkoholu i impreza bez niego to nie impreza. Teraz nie pije, chyba, że symboliczny kieliszek szampana lub świątecznej naleweczki babci i to też nie zawsze i wcale mnie nie ciągnie(jak już mam ochotę to piwo bezalkoholowe:)) Jak do tego doszło… po prostu po alkoholu stany lekowe zaczęły przybierać na sile, po piciu miałam taki wstręt do siebie, że tak rozwiązuje swoje problemy (miałam zwyczaj „topienia smutków”). Od pewnego czasu zapewne związane to było z pogorszeniem stanu psychicznego po alku puszczały mi nerwy i blokady… przestraszyłam się i teraz nie tykam. I czuje się z tym bardzo dobrze, i mogę zapomnieć o kacu a zabawa z obserwowania tych pijanych bywa naprawdę przednia .
  11. szept_83

    [Olsztyn]

    Witam!! Pozdrawiam Olsztyn, jestem z okolic i niestety problem nerwicy i fobii społecznej nie jest mi obcy. Chętnie porozmawiam z kimś z okolic. Zapraszam na gg
  12. szept_83

    Witam!!

    Nie mam zamiaru odkładać, zabieram się za siebie… tylko żeby sił starczyło!! Życie zbyt krótkie by pozwolić mu tak przeminąć obok, gdy ja tkwię zakopana w swoich lekach… siły, wiary i jeszcze raz siły!!! Sobie i Wszystkim, Którym Ciężko Teraz
  13. Pracownik ja mam bardzo podobne odczucia, od niedawna jestem na forum, chociaż ze swoimi problemami borykam się już dość długi czas (i też miałam kłopot z ich nazwaniem, czytając posty dopiero uświadomiłam sobie tak dobitnie z czym mam do czynienia ). Moje problemy podobne do twoich szczególnie kwestia fobii społecznej ( w moim przypadku najpierw była to po prostu nieśmiałość, ale potem w wyniku różnych negatywnych doświadczeń przerodziło się to w coś, co psycholog nazwał fobią). I podobnie jak Ty jestem mieszanką przeciwności z jednej strony super sobie radzę w swojej pracy, nie mam problemów w komunikacji z pacjentami, potrafię wpłynąć na nich pozytywnie, zmotywować do pracy… z problemami innych radzę sobie dobrze hehe- ot paradoks. Bo jeśli chodzi o moje problemy dotyczących głównie relacji ze współpracownikami i tych towarzyskich (nadmierna podejrzliwość, brak zaufania, swobody, pewności siebie-sprawiają, że pojawia się lęk). Sytuacje które dla innych są normą i radzą sobie z nimi doskonale mnie stresują, i odbierają radość życia. Tracę przez to naprawdę wiele, nie potrafię cieszyć się z tego co osiągam, co mam bo wszystko przysłania ten ciągły lęk, plus ostatnio dość gwałtowne napady lękowe które kiedyś zdarzały mi się bardzo sporadycznie. Wiem, że nie chcę tak żyć!!!!! Nie chcę już uciekać, odpychać tego (zmieniałam pracę, rozwalałam związki z ludźmi szukając problemu u innych a nie u siebie, cierpiąc przy okazji z powodu samotności) Minęło sporo czasu i wizyt w gabinecie psychologa zanim załapałam o co chodzi (chyba tzn. mam nadzieje że nareszcie idę we właściwym kierunku). Kontynuuje przerwaną terapie, odstawiłam alkohol (zapijałam sobie te swoje problemy, może nie był to nałóg ale przybrało to tendencję rosnącą) w końcu doszło do mnie że po alkoholu jest gorzej i dodatkowo czułam do siebie wstręt, że w taki sposób rozwiązuje te swoje problemy. Już nie uciekam, staram się stawić czoło, bardzo pomagają mi wizyty u psychologa-co i Tobie polecam. Pomaga w nazwaniu emocji, tego co cię dręczy... Ja strasznie się pętle w tych swoich przemyśleniach i emocjach to tego stopnia, że nie wiem co jest prawdziwe a co tylko moim wymysłem. Psycholog patrzy z boku i pomaga wyjść z tego zamieszania. POMAGA bo nigdy nie dostaniesz przepisu na szczęście… Życzę tego żeby siły Cię nie opuszczały, życzę wiary w to że wyzdrowiejesz- bo z tego co piszesz jesteś naprawdę fajnym człowiekiem i nie ma powodu dla którego masz tak cierpieć. Pozdrawiam i trzymam kciuki!! Za Ciebie za Siebie i za wszystkich co muszą codziennie walczyć o siebie z samym sobą. Ale się naprodukowałam
  14. szept_83

    Witam!!

    Witam!! Pozdrawiam Wszystkich!! Życzę Siły i Pozytywnej Energi :) Takim jak My bardzo potrzebnej... oby wiosna szybko przyszła :)
  15. Witam! Na forum od paru dni i naprawdę widzę sens istnienia takich miejsc, NAPRAWDĘ pomaga świadomość, że nie jesteś sam, że ktoś czuje podobnie, że rozumie. Jeśli chodzi o mnie to kiepsko się ze sobą czuje już prawie 10 lat, takie dołki, brak pewności siebie, tak było w liceum potem pierwsza praca-szef despota lubił poniżać… klimat średnio sprzyjający szczególnie jak ktoś ma problemy z samooceną i ogólnie średnio radzi, sobie w życiu, jakieś związki z facetami, które zamiast zmniejszyć kompleksy, okazały się niezbyt udane i w rezultacie te kompleksy pogłębiły… i tak to się ciągnie zbiera… Był moment gdy poczułam, że dosyć, że już się nie da, więc co psycholog najpierw jeden niewypał potem drugi…człowiek o dość specyficznym usposobieniu, znany z tego ogólnie że nie głaska pogłowie:) ale spoko tak się to kręci od trzech lat prawie. Ostatnio znowu zrobiło mi się niefajnie, tak to jeszcze nie było, totalne odbicie ale jakoś idę dalej. Świadomość że to nie pierwszy raz, że ktoś też tak ma i żyje i co najlepsze zdrowieje dodaje siły, pomaga zaakceptować, pomaga zrozumieć… Zawsze czułam się strasznie samotna z tym swoim lękiem, złością, mówiłam o tym w domu, rodzina i część znajomych wie że chodzę na terapie ale jakoś nie czuje z ich strony zrozumienia, doświadczyłam tego ostatnio na takim wjeździe naszym gdy czułam się naprawdę fatalnie, było to widać… komentarz który usłyszałam, wypowiedziany za moimi plecami naprawdę zniechęcił mnie do dalszego informowania kogo kol wiek o przyczynie mojego zachowania masakra jak ludzie potrafią być ograniczeni, oczywiście nie generalizuje tu ale ta sytuacja naprawdę mało przyjemna bo mówił to ktoś kto też łatwo nie miał. Ludzie naprawdę lekko wydają sądy… Dlatego tak mnie cieszy, że trafiłam tu, że mam tego swojego psychologa co tak pcha do przodu powoli bo powoli ale do przodu. A ja będę walczyć:) i nie poddam się bo to ja niby taka mała, słaba ale stawie czoła i jeszcze coś ze mnie będzie;) DZIĘKI ŻE JESTEŚCIE!!!
  16. Witam! Ja na forum od paru dni i naprawdę widzę sens istnienia takich miejsc, NAPRAWDĘ pomaga świadomość, że nie jesteś sam, że ktoś czuje podobnie, że rozumie. Jeśli chodzi o mnie to kiepsko się ze sobą czuje już prawie 10 lat, takie dołki, brak pewności siebie, tak było w liceum potem pierwsza praca-szef despota lubił poniżać… klimat średnio sprzyjający szczególnie jak ktoś ma problemy z samooceną i ogólnie średnio radzi, sobie w życiu, jakieś związki z facetami, które zamiast zmniejszyć kompleksy, okazały się niezbyt udane i w rezultacie te kompleksy pogłębiły… i tak to się ciągnie zbiera… Był moment gdy poczułam, że dosyć, że już się nie da, więc co psycholog najpierw jeden niewypał potem drugi…człowiek o dość specyficznym usposobieniu, znany z tego ogólnie że nie głaska pogłowie:) ale spoko tak się to kręci od trzech lat prawie. Ostatnio znowu zrobiło mi się niefajnie, tak to jeszcze nie było, totalne odbicie ale jakoś idę dalej. Świadomość że to nie pierwszy raz, że ktoś też tak ma i żyje i co najlepsze zdrowieje dodaje siły, pomaga zaakceptować, pomaga zrozumieć… Zawsze czułam się strasznie samotna z tym swoim lękiem, złością, mówiłam o tym w domu, rodzina i część znajomych wie że chodzę na terapie ale jakoś nie czuje z ich strony zrozumienia, doświadczyłam tego ostatnio na takim wjeździe naszym gdy czułam się naprawdę fatalnie, było to widać… komentarz który usłyszałam, wypowiedziany za moimi plecami naprawdę zniechęcił mnie do dalszego informowania kogo kol wiek o przyczynie mojego zachowania masakra jak ludzie potrafią być ograniczeni, oczywiście nie generalizuje tu ale ta sytuacja naprawdę mało przyjemna bo mówił to ktoś kto też łatwo nie miał. Ludzie naprawdę lekko wydają sądy… Dlatego tak mnie cieszy, że trafiłam tu, że mam tego swojego psychologa co tak pcha do przodu powoli bo powoli ale do przodu. A ja będę walczyć:) i nie poddam się bo to ja niby taka mała, słaba ale stawie czoła i jeszcze coś ze mnie będzie;) DZIĘKI ŻE JESTEŚCIE!!!
  17. szept_83

    sama

    Jak mówiłam to taka trochę dobra mina do złej gry…, ale ogólnie staram się nie tracić gruntu pod nogami, jak czuje, że znowu coś nie tak tel. I wracam na terapie „przerabiam” to co ciągnie w dół, najczęściej troszkę to trwa, potem jest lepiej. Ostatnia zima dała mi się we znaki. Podwójny etat, czyli wstajesz rano ciemno, wracasz do domu się wyspać i znowu kierat. Praca też nie łatwa, bo z psychicznie chorymi, ehhh i no i przychodnia. W weekendy studia ostatni rok magistra, wzięłam na siebie dość dużo, dodać jeszcze problemy osobiste i gotowe. Na zdrowiu mi się odbiło to trochę od fizycznej strony i z tego co widać na psychice też. Teraz jakoś trzeba to poukładać. Zaczęłam od powrotu na terapie, „odstawiłam” jeden etat, zajęłam się studiami, teraz zbieram się by zamknąć pewien etap w życiu osobistym, strasznie mnie to męczy i wiem, że dopóki tego nie zrobię nie będę spokojna, ale do tej pory zbyt wiele emocji się kłębiło. Mam nadzieje że się uda, bezbolesne to raczej nie będzie ale dużo zależy od tej drugiej osoby… Ciężko… staram się nie tracić tego pozytywu, zawsze się tam tli jakaś iskierka
  18. szept_83

    sama

    Marzenia, plany coś pięknego zwłaszcza jeśli coś zaczyna z tego wychodzić naprawdę fajna sprawa. Zawsze niesamowitego powera dawała mi nowa praca, kurs.. różnie to potem wychodziło, ale ogólnie sama próba robienia czegoś jest ważna. Najgorzej się czuje gdy jestem w takim zawieszeniu, i nie mam siły ruszyć z miejsca. Dziś np. czuje się lepiej troszkę, ile może dać odrobina słońca, rozmowa z ludźmi.. Zaczynam myśleć jak to wszystko naprostować, wiem, że trzeba czasu i pracy, cierpliwości. Stosunkowo nie dawno zdałam sobie sprawę z tego, co mi dolega, mimo że jak już wcześniej wspomniałam od jakiś 3 lat odwiedzam gabinet psychologa, chociaż wcześniej padały słowa takie jak fobia społeczna, nerwica itp. a ja czułam, że nie jest to zwykła „nieśmiałość”, jakoś nigdy nie docierało to do mnie w takiej formie, pewnie dlatego że kiedyś w takiej postaci jak teraz objawiało się sporadycznie i jakoś łatwiej mi było przejść nad tym do porządku dziennego. Teraz np. nie mogę swobodnie jechać na uczelnie bo nie czuje się tam najlepiej, udaje że wszystko gra ale w środku aż się gotuje. Może musiałam dojść do tego punktu, do takiego stanu by wreszcie uświadomić sobie co się dzieje i ruszyć z miejsca, znowu zacząć cieszyć się życiem, odetchnąć głęboko bo teraz czuję się jak gdyby przywalona ogromnym kamieniem. Fajnie będzie wydostać się z pod niego pośpiewać sobie przy porannej kawce na ganku leśniczówki, oddychać swobodnie, cieszyć się z tego, że świeci słońce, że są wokół dobrzy ludzie Realizować takie swoje marzenia śmieszne jak np. nauka gry na akordeonie, coś takiego naprawdę może naładować pozytywnie Można wtedy oderwać się od tej codzienności, mozołu i smutków. Więc jutro dzwonie umówić się na kolejną wizytę u psychologa. Lecę do roboty tam zazwyczaj mi się polepsza troszkę no i biorę się za tą nieszczęsną magisterkę bo czasu coraz mniej. Musze wykorzystać tę tendencje rosnącą i zrobić coś wreszcie bo promotor mnie rozszarpie ha ha Trzymajcie kciuki!! Zaraz wiosna grunt to nie poddawać się, nie ulegać i uczyć się na nowo tej radości, o jakiej mówi Julek i takiej beztroski…
  19. szept_83

    sama

    Oj Heta jak ja bardzo cię rozumiem, te huśtawki nastrojów, te natrętne myśli, poczucie zagrożenia ciągłe, nic cię nie cieszy nawet to, co kiedyś sprawiało, że czułam się lepiej teraz jest ci obojętne… Co do tego rozchwiania emocjonalnego to mi łzy potrafią stanąć w oczach jak z kimś gadam nawet jeśli nie mówimy o niczym smutny, wprost przeciwnie. Ostatnio to przewrażliwienie jest okropne bo nie kontroluje tego do końca…mam nadzieje że po tych 3 latach uda mi się w końcu ruszyć z miejsca, chociaż w sumie to ruszyłam już, ale bardzo powoli to idzie dwa kroki do przodu jeden do tyłu, ale wierze że będzie jeszcze ok. postaram się bo nie chcę tak żyć. Tylko fajnie było by mieć kogoś, kto wspiera kto rozumie, kogoś prócz psychologa bo wtedy łatwiej
  20. szept_83

    sama

    Witam! Mimo że od ponad 3 lat chodzę na terapie psychologiczną dowiedziałam się ostatnio najpierw że mam problemy z socjalizacją a potem, że moje napady to nerwica. W sumie to zaczęło się jak miałam 15 lat(teraz mam25) ale w okresie dorastania, obniżone nastroje, huśtawki itp. często mają miejsce. Ogólnie to mimo tego że po za szkołą radziłam sobie ok. to jakoś swojego miejsca w grupie nie potrafiłam znaleźć, zawsze gdzieś tam z boku cicha, nieśmiała. Nie lubiłam szkoły, zawsze to był jakiś stres. I ten stres towarzyszy mi do tej pory tyle że zamiast z nabytym doświadczeniem (studia, praca, nowi ludzie) zmniejszać się to on przybiera na sile. Doświadczenia różne, ale oczywiście ja kolekcjonuje te kiepskie, a one kumulują się i w rezultacie doszłam do punktu, w którym stwierdziłam że sama sobie nie dam rady z tym wszystkim. To było jakieś 3 lata temu i wtedy trafiłam na terapie… i tak mi się to ciągnie raz lepiej raz gorzej wiem że tak bywa i że jeśli ktoś ma pewne skłonności i wbudowany schemat myślenia to nie jest łatwo go zmienić. Staram się walczyć z tymi swoimi lękami tylko mimo tego że dużo ludzi na około, to ja czuje się strasznie samotna w tym wszystkim. Bo większość ludzi, moich bliskich zazwyczaj, którym mówię jak się czuje uznaje to jako banalny wymysł, chwilowy stan. A mi jest tak ciężko, szczególnie ostatnio gdy stany nerwicowe przybrały na sile i obok obniżonego nastroju, pojawiły się ataki . Nie mam ochoty nawet na spotkania ze znajomymi, wcześniej naprawdę przyjemność sprawiały mi te spotkania, ostatnio nawet z nimi nie czuje się dobrze i swobodnie, pewnie odbierają to jako odtrącenie z mojej strony. Boję się że jeśli szybko nie wyjdę z tego swojego „dołka” to zostanę całkiem sama. Pozdrawiam!!!
  21. szept_83

    znajomi

    ja też mam podobne doświadczenia, robię tzw dobrą minę do złej gry więc jak przychodzi co do czego to i tak większość stwierdza że moje problemy urojone jakieś, a ostatnio jest gorzej i naprawdę myślę że chociaż moi znajomi to w większości fajni ludzie to większego wsparcia nie mogę oczekiwać. Niestety tak jest, kto sam nie doświadczył ten nie zrozumie i tyle, pewnie dlatego tu jestem, jest mi strasznie ciężko bo mimo tego że są ludzie na około to jednak ja czuje się strasznie osamotniona...
×