Skocz do zawartości
Nerwica.com

Walter

Użytkownik
  • Postów

    443
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Walter

  1. Nie wiem już gdzie szukać pomocy.

    Mam ze sobą problemy... chyba od zawsze, większe lub mniejsze ale zawsze i nikt nigdy mnie nie rozgryzł.

    Nasiliły się przez ostatnie lata... a może nie ostatnie, może nawet 10 lat?

    A teraz już całkowicie utknąłem i nawet nie wiem o czym pisać. Dla czego uznałem, że mam problem większy niż wcześniej? Bo kiedyś walczyłem, a teraz coraz bardziej się poddaję, wycofuję, chowam, usuwam w cień po raz kolejny i za każdym razem co raz bardziej.

     

    TL:DR

    Rzeczy które się ze mną dzieją i działy nie dam rady opisać w jednym poście, więc prosze o pomoc:

    Chodziłem półtora roku do psychologa gdy miałem trudności w pracy w korpo i ze stresu trafiłem na L4. Walcząc o miejsce pracy i oswoje samopoczucie trafiłem pod koniec do psychiatry, ten owszem popytał ale co miał się dowiedzieć w 30-40 minut rozmowy? Powiedziała, że to jakieś zaburzenie, ale bez przekonania. Dostałem leki takie, że zrobiły ze mnie zombie i mimo, że wychodziłem na prostą w pracy to zaraz po nich pracowałem jeszcze gorzej i dali mi zrozumienia: zrezygnuj inaczej to my ciebie zwolnimy...uciekłem na L4, pobrałem potem leki a potem uciekłem od lekarki, która mi dawała syf który mnie odmóżdżał i robił ze mnie impotenta. Czyli nie wiadomo co mi jest, ale lek masz...

     

    Jakiś czas później znowu wpadłem w kłopoty i pomny tego, co miałem z męskimi sprawami przy psychotropach (odebrały mi resztkę i tak nadwątlonej męskości) poszedłem do psychiatry seksuologa. Tam jeden lek, drugi, trzeci, tym razem słabsze, ale każdy jeden otumaniał, usypiał, jeden owszem poprawiał meśkie sprawy ale nienaturalnie, a po tygodniach fajnych nastały gorsze. Podejście lekarza "skoro nie pomagają, to proszę nie brać" takie trochę, jakby osoba cierpiąca czuła sie dobrze po leku, to powinna brać go po grób. Znowu nie dowiedziałem się co mi jest, czy to uleczalne czy tylko zaleczalne...

     

    Z kolei psycholog owszem pomocny ale czy ja wiem czy mindfulness, dudnienia różnicowe itp to to co powienienem robić? Sceptyczny wobec leków.

     

    I tu pies pogrzebany, idziesz do psychologa to on "próbuje nauczyć właściwego myślenia" proponuje niekonwencjonalne sposoby, niebezpośrednio odradza lekarzy.

    Idziesz do lekarza gdy jest jeszcze gorzej to za punkt honoru stawiają sobie wsadzenie leków, mimo, że sami nie wiedzą co mi jest. Uważają pacjenta, który bierze tabsy, czuje się lepiej tymczasowo ale ma skutki uboczne za wyleczonego (uboki np np eliminujące mnie z pasji pogorszenie sprawności psychofizycznej, załamującą impotencje w młodym wieku, gorsza pamięć, szumy w uszach), po czym, gdy mówisz, że te leki pogorszyły stan, bez problemu odpuszczają temat leków (bo widocznie nie jest tak źle...)

    Jest ZAŁAMUJĄCY brak koordynacji i współpracy psychologów i psychiatrów i sam nie wiem juz do kogo mam iść... czy jestem w tylko trudnej sytuacji i wystarczy psycholog, czy jest ze mną źle i psychiatra? Gdzie jest ta granica??? Boję się szukać dalszej pomocy, bo okaże się że psycholog to "umarłemu kadzidło i aspiryna na raka" a idąc do psychiatry to "strzelanie strzelbą do komara, potem okazuje się że komara nie ma", a jedni zdają się ignorować drugich... Problemem moim jest określenie gdzie się kwalifikuję, do kogo iść i komu zaufać? Tym bardziej, że nie mam już siły ani pieniędzy na eksperymenty i próby, a leczenie to zawsze trudne decyzje, nie ma przecież tabletek szczęścia a ja sie tabletek coraz bardziej boję... Zaczynam bać się myśleć, co powiem jednemu albo drugiemu z obawy, że coś pominę, a oni uczepią się jakiegoś szczegółu jak psiego ogona. Cieżko mi opowiadać o swojej sytuacji, bo jest już coraz bardziej skomplikowana i robi się jeszcze bardziej. Jestem gotów posprzedawać nawet swoje niektóre dotychczasowe przyjemności, by mieć pieniądze na leczenie, ale teraz...wiem nawet mniej, niż wtedy, gdy nie myślałem nawet o szukaniu pomocy.

     

    Od kogo zacząć? Czy jest coś takiego jak psychiatra-psycholog? Skąd mam wiedzieć kiedy mam rozważyć leki? Czy psychiatra może pisać mi leki, jak nie wie co mi dolega? Skąd mam wiedzieć gdzie jest granica między potrzebą pomocy psychologicznej, a chorobą? Skąd mam wiedzieć, że dany lek jest dobry, a ktory zły? Potrzebuje konkretnej pomocy a nie "kołcza" i "alchemika", bo na bezrobociu oszczędności kurczą się niezwykle szybko...

  2. Od jakiegoś czasu nie biorę leków po ustalaniach z lekarzem... z nimi było źle, bez nich też. Marazm, utknałem, nie mam siły szukać pracy, nie widzę sensu, brak chęci do walki. Tylko przesmradzam się po domu i przesiaduję przed kompem i konsolą- owszem miłe godziny, ale marnuję czas. Byłem fighterem, miotałem się i walczyłem, a teraz na niczym mi nie zależy, w sensie nie depresyjnie ale tak... jak jest to fajnie, a jak nie ma to o to nie walczę. Tak jest łatiwej, bo nie ma rozczarowań i bólu, napadów gdy się czara goryczy przleje. Dziwnie jest z ludźmi. Większość z nich mnie wnerwia, ich cebulactwo, psychologia tłumu, coraz bardziej na dłoni widzę ludzi dolegliwości, to jak maskują kompleksy, nadrabiają miną, udają i zakładają maski. Rzadkie kontakty z klientami w pracy sezonowej ograniczam, nie chce mi się włazić im w d..., znosić komentarzy, jak nie to nie. Tylko bliscy, ale tych jest coraz mniej... wiadomo, życie, ludzie zmieniają miejsca, stan cywilny, styl życia, pochłania ich życie.

     

    Dziwnie się czuję. To nie depresja, wstaję, robię śniadanie, jak ktoś poprosi to zrobię coś przy domu... jednak mam OGROMNE opory przed zrobiwniem czegoś pożytecznego i twórczego dla siebie... głupie ogarnięcie paru aukcji na allegro, ogloszeń zajmuje kilka dni zamiast pół dnia... a CV? Nawet nie napisałem, bo poprzednie straciłem. Każde ogłoszenie o pracę, które widzę komentuję "oho kolejny Kaukaz" "krwiożercze korpo" "Janusze biznesu chcą pracownika za minimalną" "kolejne ogłoszenie w tym roku, pewnie rotacja" "eee ten rynek się zwija". I tak przeleciało mi ze 4 miesiące... muszę się ogarnąć, bo jak dorwie mnie jesień, mniejsze możliwości wyjścia, oraz zarobkowania sezonowego, to umrę w butach... Tylko jak to zrobić? Jak odzyskać chęć do walki? Gdzie znaleźć sens do wyjścia ze swojej skorupki? Gdzie szukać pomocy? Jak odzyskać siebie sprzed paru lat?

  3.  

     

     

    To co z uboków zostało, to słabośc w męskości i trochę sen dziwny, raz długo, raz krotko, czasem rano senny, ale tu jest lepiej.

     

    Sen też mi się rozwala po sercie. Śpię coraz częściej bez wybudzeń, ale rano jak worek z prosem, nie wiem gdzie jestem, tracę poczucie czasu, otumaniony max. Zawsze tak miałem , ale po sercie jest multipler X10. A sny porąbane jak Białowieskavza Szyszki. Jednak najbardziej odjechane sny miałem mirtazapinie, ale na niej też się śpi jak niedźwiedź w gawrze.

     

    Jeszcze to piszczenie, szumienie w uszach... dziwne. Wczoraj na gokartach byłem i widziałem, że jednak to nie to samo, dostałem bęcki, nie mialem tego feela i refleksu, nie nadążałem.

  4. U mnie Sertagen trochę już przestał dawać w kość. Ustapiły uboki, mija ponad miesiąc i kończe pierwszą paczkę. Nietypowo bo w weekend dwa razy wziałem pół, bo miałem trasę i musiałem być w formie, a teraz po powrocie jest spoko: spokojny, wyluzowany, bez lęków, motorycznie i umysłowo całkiem OK. Biorę na stany lekowe i stany depresyjne, nic strasznego ale dawało popalić.

    To co z uboków zostało, to słabośc w męskości i trochę sen dziwny, raz długo, raz krotko, czasem rano senny, ale tu jest lepiej.

  5. Heh kończę już paczkę Sertagenu 50tki i bez rewelacji: dziwnie śpię i późno wstaję, miewam szumy i piski w uszach, do południa jestem niedoklejony i niemyślący, pogarsza mi nieco motorykę i prowadzenie auta, sprawy męskie słabo, ale bez kalectwa, jakoś tak brakuje mi iskry...tj jak już np wsiąde na rower alborobię coś na budowei to ok, jakoś robię, ale ciężko sie zabrać a sprawy pracy umysłowej kiepsko, jakoś pamięć nienajlepsza i koncentracja... Tak sobie trwam. Nie wiem co myśleć, bo tak dalej długo nie pociągnę bo ciężko będzie nzaleźć pracę i zmobilizować się do działania.

    Z plusów to bardziej wyrównany jestem bez dołków i górek, nie wiem co lepsze.

     

    50mg to taka tam daweczka. Na co ją bierzesz? Osłabienie koncentracji to sprawa częściej samej nerwicy/depresji niż leku. Kto miał derealki przez nerwicę wie jaki to stan odmóżdżenia. Ale wielu też SSRI i podobne zombie'fikują. Mi sukcesywnie pomagają w regulacji procesów myślowych.

     

    Lekarz stwierdził/podejrzewa zaburzenie lękowe, gdy sytuacja w pracy jest ciężka to mam okropne ataki płaczu i krzyku jakbym chciał by mnie wszyscy zostawili w spokoju, co jest nieco wyniszczające i psuje karierę i funkcjonowanie + lekkie zaburzenia erekcji mimo w miarę zdrowego ciała. Depresji chyba niet, Niestety, ale nie ma dla mnie większej różnicy czy zawalę coś z powodu "ataku" (nawet nie do końca wiem jak go nazwać), czy też z niedoklejenia umysłowego i senności, spowolnienia- i to i to prowadzi do problemów. Może po prostu obniżyła się moja odpornośc na stres (bo w takich stanach to i somatycznie trochę więcej choruję).

     

    Akurat refleks i koncentrację przed braniem leku miałem nienajgorszą. A dzisiaj np przy pracy fizycznej jakiś męczliwy i powolny byłem, zamiast się spiąć i zrobić szybko to się przesmradzałem i wszystko opornie szło, mimo podwyższonego tempa senność nie ustąpiła, padłem na godzine do wyra i dopiero teraz myślę co dalej zrobić z dniem.

  6. Heh kończę już paczkę Sertagenu 50tki i bez rewelacji: dziwnie śpię i późno wstaję, miewam szumy i piski w uszach, do południa jestem niedoklejony i niemyślący, pogarsza mi nieco motorykę i prowadzenie auta, sprawy męskie słabo, ale bez kalectwa, jakoś tak brakuje mi iskry...tj jak już np wsiąde na rower alborobię coś na budowei to ok, jakoś robię, ale ciężko sie zabrać a sprawy pracy umysłowej kiepsko, jakoś pamięć nienajlepsza i koncentracja... Tak sobie trwam. Nie wiem co myśleć, bo tak dalej długo nie pociągnę bo ciężko będzie nzaleźć pracę i zmobilizować się do działania.

    Z plusów to bardziej wyrównany jestem bez dołków i górek, nie wiem co lepsze.

  7. Jak wasze spanie po dawce 50 Sertagenu? Ja niby dobrze ale się nie wysypiam, rano nieprzytomny i kołowaty, tuż po wzięciu leku dostaje lekkiego spida i klepię w klawiaturę i zmuszam się do spania. Teraz wziąłem pół wieczorem i pół rano, może troszkę lepiej.

    `Pierwsze dni były koszmarne, jakieś nerwowe ruchy, wiercenie się itp ale normuje się. Mija 4ty tydzień

  8. Ech już myślałem że się dopasuję z tym lekiem... Ja generalnie dość szybko reaguję na chemię itp substancje, najpierw 25 dwa dnie, potem szybko z tydzień-dwa wskoczyłem na 50 i po paru dniach zamułki miałem parę dobrych dni, więc siup 75: od nowa skutki uboczne, sennośc już cały dzień, zero koncentracji, ledwo autem jechałem...słabo. Po kilku dniach wróciłem, mimo drugiej próbuby to samo. Przynajmniej męskie sprawy dobrze działają, rano rakieta jak u nastolatka.

     

    Wróciłem do 25 od ponad tygodnia i znowu miałem parę niezłych dni, ale potem znowu: senność przez pierwszą połowę dnia, słaba koncentracja i koordynacja, rozdrażnienie spowodowane powyższymi, bo się wkurzam, że to co sprawiało przyjemnośc teraz sprawia trudność... Jest lepiej niż na 75 chyba, ale jestem jakiś taki flak, tylko bym leżał i siedział przed ekranem, marnuję czas, tu zajrzetam zajrzę i koniec końców nie robię nic pożytecznego ani bardzo przyjemnego, mimo że mam możliwości i zasoby do tego by być produktywnym. Jestem spokojny, ale unikający.

  9. Trzy tygodnie już biorę, najpierw raptem 2 dni 25, potem 50 - tutaj po paru dniach nastrój się poprawił a skutki uboczne w postaci senności rano, braku koncentracji i skołowania, gorszej koordynacji i rozbicia zmniejszyły się, nawet parę dni miałem takich lekko radosnych ot tak. Fajny stan bez przesady, a i chyba nawet męska sfera się poprawiła a w pracy po prostu pracowałem i nie wnikałem, robiłem swoje lepiej albo gorzej, ale lepiej tak niż sie poddać i brać L4 lub symulować i gnębić się, że się nawaliło. Tylko raz miałem gorszy dzień. No to siup dalej 75; biorę od tygodnia bo tyle mi przykazano i już tutaj wieczorem 2h po wzięciu padam jak kłoda spać, znowu mam dłuuugi okres senności, spadek koncentracji, taki przygaszony lekko jestem, jakoś sporo jem i muszę się pilnować. Męskość tak sobie, chyba jakby mniej mnie wszystko kręci, trochę słabiej czuje przyjemność z różnych rzeczy. Mam nadzieję, że się poprawi, albo że chociaż powrót do 50tki da podobne skutki jakie były. Dam sobie jeszcze parę dni, bo pod koniec następnego tygodnia muszę być sprawny i kumaty.

    Biorę na stan depresyjny i lekkie lęki, ataki płaczu i spadek napędu.

  10. Psycholodzy, to zjeby :roll: Przynajmniej ci, z którymi ja miałam do czynienia :evil:

     

    Miło mi :mrgreen:

    I racja - psycholog to nie cudotwórca, ale jednak musi pamiętać "primum non nocere". I mieć odwagę przyznać: "Nie potrafię Ci pomóc", jeśli jego kompetencje są niewystarczające. Odczarujmy zawód psychologa. To nie nadczłowiek. Psycholog też błądzi, myli się, płacze, złości się, ma problemy małżeńskie, boi się, reaguje nieadekwatnie, ma problemy wychowawcze z dziećmi...

     

    zgadzam sie.

    ja uwazam ze kazdy psycholog powinien miec swojego terapeute.zeby zachowac dystans ''nie zwariowac''

     

    to mowilam ja, studentka psychologii :P chodzaca na terapie

    Hmm jak chodziłem do psychologa, terapeuty to mówił że coś takiego jest i raz na miesiąc co najmniej się widzi ze swoim takim supervisorem, ny mieć w siebie lepszy wgląd i by ktoś w razie czego go prostował: ponoć to jest jakoś zapisane w zasadach ogólnych zawodu.

  11. Miałem podobnie, właśnie zaliczyłem powrót do lekarza. Najpierw był psycholog a gdy się spiętrzyło, to zgłosiłem się do psychiatry: niestety oprócz długiego L4 nie zyskałem nic więcej, leki nietrafione miały sporo skutków ubocznych, trochę się zraziłem i dałem sobie spokój z lekarzem i lekami, tym bardziej że uniemożliwiały leczenie w innej dziedzinie. Teraz znowu poczułem że inaczej nie dam rady i mam dobre przeczucia co do nowego lekarza, do tego ma drugą specjalizację która była mi potrzebna, a pierwszy kontakt z nowymi lekami jest nienajgorszy.

  12. Odkopuję, może macie jakieś nowe obserwacje?

    Ja cierpię na stany depresyjne, gdzie jakoś obywam się bez leków w obawie przed skutkami ubocznymi, które raz mi skomplikowaly mocno sytuację + bardzo stresująca praca, która wypala niejednego itp.

     

    W dni robocze rano zawsze jest słabo, cięeeeżkie wtsawanie, prawie zawsze nie mogę zdążcyć na czas i już od rana stres, bo nie klepnąłem początku pracy o 7,30 a o 8,00... nierzadko wizja ciężkiego dnia, gdzie nie wiem jak sobie poradze doprowadza mnie do płaczu, a kiedyś w baaaardzo kiepskim stanie nie byłem w stanie pójśc do pracy i ciężko było nawet poinformować o tym teleffonicznie... na szczęście teraz troszkę lepiej.

    W pracy 8-10 to i cięzko nawet się mysli, a jak jakaś zła wiadomość o tej porze to już tragedia, dzień na straty...jeśli uda się jakoś przeciepać, prześlizgnąć to potem jest lepiej, ale 10-12 też bez rewelacji. Potem fukncjonuję zazwyczaj normalnie, choć koło 14 jest chwila fizycznej słabości ale to chyba u każdego nawet bez dolegliwości... potem 14- i dalej jest już git, ale niestety moje obozwiązki po 15 już są niemożliwe do wykonania, klienci się już zmywają. Potem do wieczora jest OK, nawet planuję ma jutro, są wizje i pomysły, a koło 22 relaks i spać.

    Potem rano te wczorajsze pomysły idą w niwecz, bo od nowa trzeba zbierać siły... Kiedyś nawet kawa jakoś pomagała, a teraz nic, szukam innej alternatywy, bo z 8h jestem wydajny tylko przez 3... a rano zdarzają się ataki płaczu itp. Może jakaś yerba, zioła itp? Rano ciężko mi nawet medytować...no dobra zdarzyło się i popołudniu mieć atak płaczu, ale to tylko w obiektywnie ciężkie dni, gdy wszystkiego jest za dużo.

     

    W weekend wstaje się przyjemniej, ale już po śniadaniu optymizm mija i poranne plany bycia produktywnym, zrobienia czegoś przy domu czy aucie itp idą w łeb i dobrze jak uda się zrobić 1/3.

     

    A jak wy macie? Szukam sposobu na zredukowanie tego, bo to co jest nie do przeskoczenia o 9 i jest tragedią, to o 15 jest normalne i rutynowe- niestety potem brakuje już czasu na naprawianie spraw... Wiele bym dał, by choćby od 10, działać na pełnej energii, bo jej brak powoduje stres->on się kumuluje->pogłębia stany despresyjne i obiektywne problemy.

  13. Zawsze to jakis krok naprzód, oby tak dalej... teraz przydałaby się jakaś kobita by zapomnieć o tamtej "koniunkturalnej" ścierce, która będzie odchodzić od każdego kto będzie mieć gorszy czas... Pomyśl co by było gdyby np po ślubie straciłbyś pracę, to by sie zawinela z dziećmi i poszła. Unikaj, skasuj z tel i fb...

  14. Cześć Trafiłem tutaj szukając info o lekach, zaniepokojony skutkami ubocznymi. Wróciłem tutaj, bo rozważam powrót do leczenia. Zbieram siły by stanąć w prawdzie i znowu powalczyć o siebie, nim będzie za póżno. Zbliżam się powoli do 30tki, jestem ogólnie mówiąc handlowcem. Jeśli długi wam czytać, to przejdźcie do ostatniego akapitu.

     

    Nie do końca wiem co mi jest, naprawdopodobniej depresja, lub "stany depresyjne", tak powiedział lekarz. Wrażliwym chłopakiem byłem od zawsze, jednak lata spraw sądowych, stresującej pracy i niepowodzeń w związkach sprawiły, że traiłem do psychologa (pomógł, ale to za mało), straciłem jedną pracę, a teraz zagrożona jest następna. Doprowadziłem się do stanu kiedy w jedne dni byłem wrakiem i nie szedłem do pracy lub ją symulowałem, a w inne czułem że jest dobrze i zasuwałem nadrabiając. Potem baterejka się wyczerpywała i znowu dół. Jak zabawa zabawką z baterią na wyczerpaniu: pada, ale po odstawieniu na pół godziny jeszcze trochę się pobawisz i tak w kółko. Brałem przez kilka miechów leki citalopram, ale miałem dość uboków, oraz tego, że pogarszały męskie sprawy (pogłębiały problemy damsko męskie), oraz uniemożliwiały mi zajmowanie się moją pasją motoryzacyjną, która jako ostatnia sprawiała mi jako taką radość, a w pracy... było dalej źle,,, choć przynajmniej stabilnie. Generalnie niska samoocena, brak sił by się ogarnąć i schudnąć (choć może byc gorzej, jakiś odrażający nie jestem), i takie poczucie słabości jak Walter H. White z mojego avatara: słaby, przegrany, stłamszony itp nawet jeśli nie do końca to prawda.

     

    Obecnie po paru miesiącach względnego spokoju i wylizania ran znowu robię się ociężały, wracają depresyjne dni nie nadążam w pracy, piętrzą się obowiązki a potem ta góra mnie przysypuje i powoduje płacz. Jest tak prokrastynacja->stres bo nie zrobiłem czegoś->stres bo dostałem owal bo nie dotrzymałem terminu lub zrobiłem byle jak->piętrzenie się problemów->płacz. Najgorzej jest rano. Rano niemal zawsze jest zle...tak do 11najczesciej nie jestem w stanie wydajnie pracować, a muszę, bo klienci nie siedzą długo w biurach... Kawa niewiele pomaga,jest sennośc mimio 7-8h snu, smutek, odrętwienie itp a nie daj Bóg jakaś złą wiadomośc, bo wtedy każda boli 2x bardziej... Jakoś z tym walczę, próbowałem mindfulness itp i coś tam pomaga, ale to jak parasol: pomoże w deszcz, ale na huragan już nie. Lepiej też jest wiosną i latem, niż zimą (ale się doświetlam).

     

    A propos huraganów...

    Jest tylko jeden objaw, który mnie baaardzo niepokoi i nikt nie potrafi wytłumaczyć mi co to jest. Psychiatra skupiali się na innych objawach, a niestety jest to przyczyną cierpień. Nazywam to atakiem. Bywa w dni kiedy ranek ciąży bardziej niż zwykle lub w ciągu dnia kiedy jest mega dużo złychh rzeczy z zewnątrz. Brak siły itp typowa depresja, ale walczę z nią...i dostaję w twarz za karę, że walczę, że mimo samopoczucia idę do pracy i się staram zamiast się poddać. Zdarza mi się taki hmm płacz? Ale nie taki zwykły, on jest okropny, to ryk, wyk, mega głośny płacz i darcie mordy by dać mi spokój, że chcę umrzeć, że nie chcę więcej, albo co mnie boli typpu że nie ma nadzieli i inne czarnowidztwa itp. Często oprócz tego płaczu i krzyku bardzo zwierzęcego walę w coś, najczęściej jest to koło kierownicy auta na parkingu, rzuciłem czajnikiem w domu w talerze ale ostatnio po uderzeniu z piąchy naprawa laptopa zabolała 350zł i klawisze już nie trybią jak dawniej :P. Krzyk jest taki, że tracę prawie głos, mam chrypę i każdy oddech jest krzykiem to znaczy {wyyk}[oddech][wyyyk] trwa to nawet kilknanaście minut. Raz aż z domu wyszedłem się uspokoić to biegałem w kółko i nawalałem w drzewa, ale wtedy to miałem okropną sytuację obiektywnie. Potem jestem tak wyczerpany... że aż jak pijany chodzę noga przy nodze, wszystko powolne, wiadomo wyglądam nieciekawie. Próbowałem się nagrać, ale zawsze udawało sie to "na zejściu" po tym huraganie, gdy tylko oczy napuchnięte, łzy i smutne gadanie do siebie i kamery. Nikt nie widział mnie w tym stanie w trakcie, tylko matka ale już po. Nikogo nie chcę wtedy skrzywdzić, ale sam mam chęć śmierci. Raz jak zdarzyło mi się podczas jazdy, to miałem ochotę nzaleźć ciekawe miejsce do wypadku w pobocze (to było po tym jak moi przełożenie mentalnie mnie zmolestowali i zagrozili zwolnieniem). W najgorszym czasie miałem to nawet 2 razy na tydzien i nawet w dniu następnym czułem następstwa ataku. Teraz miałem spokój, ale znowu jest jazda w pracy i problemy, to mam tak 2-3 razy w miesiącu i dzień wówczas zmarnowany.

    Aha to bylo bez leków.

    Proszę, powiedzcie mi, czy ktoś tak ma? Jak to się nazywa? Zbieram się do psychiatry, ale ciężko mi na nowo mu zaufać po doświadczeniach z lekami, po za tym SSRI szkodzą mi na inne rzeczy na które się leczę. Nie umiem tego uporządkować.

  15. Heh nie odważyłbym się powiedzieć o tym gdybym nie musiał... w poprzedniej pracy powiedziałem dopiero gdy musiałem iść na dłuższe L4 i wiedziałem, że się żegnamy, bo praca mnie wykańczała psychicznie. W obrcnej było lepiej, ale pogarsza się mi i zaczyna brakować pary, statystyki w dół... możliwe, że będę musiał powiedzieć i poprosić o dobrowolne rozstanie, tak, by nie wywalili mnie sami z powodu naruszeń (mając napad płaczu ciężko iśź do klienta, łatwo o zaniedbania itp) i by nie psuć sobie życiorysu: może uda się ustalić odejście "z przyczyn prywatnych" bo długo nie pociągnę, dziś dzwonili i pytali co tak słabo, jak tak dalej będzie to wwalą mi plan naprawczy czyli 3 miesiące zasuwu któremu już na pewno nie podołam, a jak nie podołam to out... więc lepiej po dobroci niż się szarpać, inna pracę zawsze znajdę, zdrowie ważniejsze.

  16. Jezeli dolega Ci splycenie emocjonalne, to odstaw ten lek. Jezeli nie narzekasz na lęki, to porozmawiaj z psychiatra o lekach dzialajacych pozytywnie na uklad dopaminergiczny, np. bupropionu, tianeptyny.

    Nie mam lęków, na wszystko mam za bardzo wyrpane, cieżko za cokolwiek sie zabrać. W takim stanie obawiam sie ze nawet spotkania zmpsycjologiem nie beda zbyt owocne, praktykuje także medytacje uważności i teraz leki mi ja prawie uniemożliwiają - chodzi w niej o zauważeniu obecności, chwytaniu chwili a cieżko o to gdy jest sie nieobecnym, sennym flakiem. Pożałowałem że podjąłem sie leków

  17. Witajcie, to mój pierwszy post tutaj. Od roku chodzę do psychologa, jednak mój stan sie pogorszył i zgłosiłem sie do psychiatry. Objawy chyba głownie związane ze stresem w korpo, przepracowaniem, miałem wahania energii i nastroju, a gdy w pracy przykręcali śrubę i nawarstwiały sie to dostawałem dziwnych ataków i to one skłoniły mnie by pójść do lekarza. Ataki to ataki płaczu, krzyku, ktory cieżko opanować, kołatanie serca, okropne myśli i takie cos trwało np 2 godziny podczas ktorych nie odbierałem np telefonów z pracy, co spowodowało ze jestem na cenzurowanym. Taki atak najcześciej rano lub przed południem niszczył mi cały dzien bo byłem wykończony. Ostatnio gdy miałem sytuacje grożąca zwolnieniem to miałem takie stany nawet 2-3 razy w tygodniu.

    Lekarka zapisała mi Citabax, najpierw 10 tle po 2 tyg 20. Pytanie jak długo powinny sie utrzymywać skutki uboczne? Pierwsze dni senne, potem ze 2 dni były spoko bo miałem wyrpane na wszystko ale robiłem swoje, ale teraz jestem coraz bardziej senny, 10 H snu a w dzien też mam ochotę, odrealnieniu, płytkie uczucia, nic mnie nie cieszy, nie zachwyca muzyka, fajne auto, kobiety, gorszy refleks, a ja właśnie zaczynam drugi dzien na dawce 20... Nie chce miec kontaktu z ludźmi, bo mam wrażenie ze inni to widza, gorzej prowadzę auto a to jedna z radości mojego życia, funkcje seksualne mocno spadły (yyy opadły), mam nawet chwilami chyba powiększone źrenice...O ile wczesniej upadalem i sie podnosiłem to teraz chyba sie czołgam... To mój pierwszy lek tego typu i jestem przerażony,. Najgorzej ze w pracy mam kontakt z ludźmi i sporo myślenia, jak tak dalej pójdzie to wylecę, a to właśnie lek miał mi pomoc w nienawalaniu i przetrwaniu... Czy to minie czy to złe objawy?

×