Skocz do zawartości
Nerwica.com

Walter

Użytkownik
  • Postów

    443
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Walter

  1. 19 godzin temu, Lilith napisał:

    Jaką aktywność masz na myśli?

    Bycie aktywnym w pracy, takim hej do przodu, ciągle coś robiący, po pracy aktywność fizyczna, albo jakieś np stowarzyszenia, albo wiecznie coś dłubią w garażu, przy domu,  wiele tematów na raz, wiele znajomości na raz. Ja sam oklapłem a byłem taki hop do przodu przez jakis czas kilka lat temu, ale to był haj na lekach i huśtawka.

  2. Jako facet pierwszy rzucę kamieniem... ale bullshit! Nic dziwnego że ci nie wychodzi jak tak ściemniasz...

    Sam alvaro nie jestem, ale tragedii totalnej nie ma...

    ...a już z pracą to szczególnie śmieszne, wyjdzie na jaw szybciutko, pojedziesz na tym do trzeciej randki, szczególnie jeśli chodzi o charakter i miejsce pracy, daty jeszcze naciągniesz, nie chodzisz przecież ze świadectwem pracy ;). Z resztą z pracą nie jest źle, sam nie jestem omnibusem a 3k bez problemu wyciągam na prowincji; praca jest.

    Jak nie masz doświadczenia w związkach to się nie odzywasz niepytany, a raczej nie pytają "o byłe" bo to drażliwy temat...ale historyjki o złych kobietach które krzywdziły? O fak, po czymś takim to nawet prostytutka cie odesle do domu i zwróci kasę.

    W druga stronę; jak brak doswiadczenia łóżkowego to sory, ale romantyzm (i godność) do kieszeni + 200zł w łapę... sam wbrew sobie skorzystałem i to serio uratowało mi du*e, bo dowiedziałem się o chorobie i podjąłem leczenie, gdyby nie to byłbym łóżkowym kaleką... a przed tym zawiodłem trzy dziewczyny, teraz w najgorszym razie muszę łyknąć tabletkę, a mogło być gorzej.

    Stan zdrowia? No chyba umawiając się nie jest to temat? Informacje na ten temat to jakbyś miał z pierścionkiem iść, o ile wcześniej sama nie zauważy; BTW czy wiesz, że jak ukryjesz chorobę psychiczną przed ślubem to rozwód (nawet kościelny) to pstryknięcie palcem i jesteś udupiony? Prawie każdy ma coś, chyba ze koniecznie szukasz 20 letniej laski 10/10, to one sa czesto zdrowiutkie ;) ale i im jak 3tka wskoczy z przodu to nagle się sypie to i owo, a przeciętne dziewczyny z liceum moga zakwitnąć, bo się lepiej zakonserwowały.

    Na inne rzeczy nie ma co ściemniać, bo wyjda i tak, lepiej tą energię zmienić na poprawienie tego stanu rzeczy... Nigdy nie jest tak by była calkowita dupa zbita, jak nie masz samochodu, to obecnie da się jezdny sprzęt za 5k kupić (btw tani samochdód to fajny filtr, bo jak baba spier**a na jego widok, to znaczy że i tak by wam nie wyszło, sam zawsze jeździłem samochodami wyglądającymi tanio (typu kompakt z rakieta pod maską) i przynajmniej Karyny przekupne mnie omijały ;) )

    Jak praca za 2000 to niestety trzeba szukać szukać i szukać, bo jak i tą stracisz to weźmiesz z łzami w oczach za 1700, można też sobie dorabiać. Sam w pracy chodziłem w koszuli i pantoflach, a w weekendy zasuwałem z towarem, albo ludziom usługi robiłem umazany i 800zł wpadało.

    Jeśli budujesz znajomość na udawaniu pracy, samochodu, mieszkania itp itd i nawet to wychodzi, to to rypnie i zastanów się czy lepiej być samemu, czy z kimś kto cie będzie całe życie trącał kijem bo "somsiad ma lepsze auto, bo mogłam wyjśc za tamtego, bym była żona urzednika a nie robotnika itp".  I całe je**e życie będziesz prosił partnerkę o bzykanie a ona ci je bedzie wydzielać, bo sobie taką wziąłeś.

     

    Podobnie jak ty myslałem chyba mając nascie lat i byłem jeszcze większym przegrywem w sprawach damskich niż teraz ;) bo napinałem mięśnie i to było żałosne i były rozczarowania.

     

     

  3. 39 minut temu, LanaBanana napisał:

    Hej, ja co prawda nie mam hashimoto ale cierpię na ED i mam podobne objawy do twoich.

    Czy sądzisz, że lęki, deprecha i brak motywacji to wina hashi, czy raczej cierpiałaś już na nie przed pojawieniem się choroby?

    Często tak bywa, że gdy już sobie ułożymy życie, to wtedy tłumione przez lata emocje wydostają się na wierzch, tak jakby organizmowi brakowało adrenaliny i rekompensował sobie jej braki ekstremalnymi emocjami.

    Cholera, wypisz wymaluj jak moja kumpela, zmagała sie lekko psychcznie (jakby mi sie nie przyznała, to bym nie wpadł na to) a jak poprawiła się jej sfera psychiczna po terapii i lekach, to trach hashimoto, +15kg, dieta itp. Ona też miała tak, że była silna, a jak sie tylko poprawiło i miała luz psychiczny to ciało wariowało, odreagowywalo stres i zbyt wielką eksploatację (wymagające studia potem 1,5 etatu, niedospane nocki)

  4. W dniu 13.01.2019 o 08:23, Lilith napisał:

    @Nie szczęśliwa. Plto prawda. Tylko, że to są tak naprawdę poprawy na chwilę, bo później wszystko i tak wraca...

    O tak, da sie nieraz zagłuszyć to wszystko, ale potem nawet nie wiadomo kiedy wraca...albo wystarczy mała rzecz, krótka kłótnia z przełożonym, jakaś niefajna sytuacja i mrok wraca.

    Czasem się zastanawiam czy ci którzy sa tacy aktywni i którym trochę zazdroszcze sa aktywni bo tak, czy oni też uciekają... mi uciekanie kiepsko wychodzi, może to i dobrze, bo nie wpadam w alko, dragi albo imprezy itp, choć chłostanie się w czterech ścianach też nie jest najlepsze. Może to bieganie to jakaś ucieczka?

    Aż mi się przypomniał ukochany serial:

     

    Uwaga spojler!

    Nie, daleko tak nie pociągnął, nie było łatwiej. W przeciwnym razie nie nakręcili by jeszcze trzech sezonów...

     

    PS już mam pomysł na avatar...

  5. 1 minutę temu, carlosbueno napisał:

    Mieszkam w małym, ale to były dziewczyny z dużych miast. Zresztą do spotkania w realu z nimi nie doszło. A te tzw Karyny to rozpoznam po samym wyglądzie i nawet do nich nie pisywałem. 

    Czyli wniosek chyba taki, że powinienem jechać do dużego miasta lub okolic...

  6. Godzinę temu, carlosbueno napisał:

    Ja trafiałem zupełnie inaczej, na inteligentne, światowe  dziewczyny robiące kariery w korpo. Będąc magazynierem, bez pasji i osiągnięć życiowych, mieszkając w wieku prawie 40 lat z matką  czułem się przy nich nikim, także czułem się niedopasowany. Do tych Karyn też  bym nie pasował, po prostu nie pasuje do tego świata. 

    Niech zgadnę, mieszkasz lub umawiałeś się w większym mieście? Też z większego miasta jak jakąś poderwałem to bywały to ambitne babki, nawet mnie przewyższające, trochę mi imponujące, niestety zawsze gdzieś głęboko siedział wielki feler...np choroba psychiczna (gdy sam jeszcze byłem w formie) lun gdzieś indziej się nie ułożyło "bo tak".

  7. 5 godzin temu, Xonar napisał:

    Tinder czy badoo to znakomite miejsce dla przystojnych facetów, ostatnio słyszałem o jakiejś akcji że fejkowy męski profil z przystojniakiem na zdjęciu zebrał mnóstwo par.Facet zachowywał się jak świnia, odnosił się do dziewczyn w sposób chamski i buracki, a te dziewczyny mimo wszystko chciały się z nim spotkać i umówić na seks, zgadzały się nawet od razu na jakieś obrzydliwości, ale nie znam szczegółów.Wielu ludzi twierdzi że na portalach randkowych znajdziemy najgorszy sort kobiet, a te które tam kont nie posiadają to są te najprawdziwsze, najcnotliwsze, najlepsiejsze...Ciekawe czy mają rację.

    Na żywo jest łatwiej bo swoje braki możesz nadrobić charyzmą, pewnością siebie, mową ciała(chociaż ktoś kto posiada takie atrybuty, raczej nie szuka partnera przez sieć) itp. A w internecie nawet nie dostaniesz szansy, jak nie jesteś przystojny.

     

    Jak ktoś miły oku to sobie wszędzie poradzi. Na badoo miałem kiedys konto dla znajomości, ale czułem że same fejki i Karyny szukające bolca na raz itp a chciałem coś więcej. Pisałem z paroma, ale ziała pustka z głowy że hej, ewenwtualnie młode mamy,

    Akurat ta akcja to autorstwa użytkownika/ów Wykopu, sorry ale to jakaś mega frustracja, jak sam obecnie mam problemy na tym polu to nie mam zamiaru mścić się na całym świecie, bo wiem że winny jestem sobie sam... jakby do autorów tej akcji napisała taka laska 10/10 to by skakali wokół niej jak pieski. Dno i wodorosty, odrzucenie podstaw biologii.

     

  8. 2 godziny temu, carlosbueno napisał:

    Bardzo dobrze, sprawiedliwości stało się za dość. Ja kiedyś nabierałem się na te fejkowe profile teraz je wyczuwam z daleka. Bylem z 10 lat temu na jednym portalu i tam jak kończyła mi się subskrypcja nagle jakaś super laska do mnie pisała, a wcześniej nie odzywał się i nie odpowiadał nikt, oczywiście skończyło się na jednej wiadomości później się powtórzyło 2-gi raz ale nie dałem się nabrać. Teraz te portale są atakowane przez jakieś ruskie fejki, pisane nieskładną polszczyzną z informacją że trzeba napisać im na maila ale żeby to łyknąć trzeba być meganaiwnym. Wg mnie większość tych super lasek z urodą 8/10 i wyżej to zwykłe fejki mające nabić kasę portalom, ja sam już pewnie kilkaset zł na nie straciłem a nigdy się z żadną nie spotkałem, już chyba lepiej do burdelu pójść jak ktoś ma ciśnienie.  

    Serio, jak poznawać w necie, to już nawet darmowy fejsbuk jest lepszy; polajkować jakieś strony o tematyce lokalnej, albo lokalnie-hobbystycznej, pokomentować zabawnie lub mniej i przegladać kto cie lajkuje pod postem i czasem zagadać, wiadomo zleją to nieraz totalnie, ale czasem jak się ma bajer w pisaniu to coś wyjdzie; do tego wiadomo, to niezła baza danych, można obczaić czy osoba po drugiej stronie to totalne dno i "szlachta nie pracuje", czasem okaże się że ma się wspólnych znajomych, albo że się gdzieś widzieliście ale nie było okazji zagadać... sam za dobrych (przystojnych) czasów ze dwa tezy razy miałem sytuację że jakaś do mnie pisała sama, bo widziała mnie na zawodach, evencie itp Można podeprzeć sie snapchatem, gdzie mimo że można zrobić screenshot to i dziewczyny częściej silą się na pozdrowienia z plaży ;) albo powiedzenie dobranoc z łóżka, poparte fotą odrobinkę bardziej osobistą niż z FB. Teraz to większą przeszkodą jest moja "spowolniona" głowa, uboki leków i zwiazana z nimi waga... ale jeszcze moze kiedyś.

     

    A te strony randkowe to dno dla frustratów i głupców, czaaaaasem moze na przelotne dmuchanie jeśli ktoś szuka, ale serio chyba nie warto.

  9. 4 minuty temu, Człowiek_z_księżyca napisał:

    Nie rozumiem tego wzoru. Im gorsza uroda, tym lepszy wskaźnik? Wzór wg mnie powinien, jak już, wyglądać tak:

    A = U * (C + U)

    gdzie

    A - wskaźnik atrakcyjności, w zakresie od 0 do 2.

    U - uroda, od 0 do 1,

    C - charakter od 0 do 1.

    W sumie:

    Atrakcyjność kobiety = uroda * [(cecha charakteru 1 + cecha charakteru 2 + cecha 3 + ...) + uroda]

    Czyli jeśli uroda = 0, a charakter = 1, to zawsze A = 0. Jeśli uroda = 1, a charakter = 0, to A = 1. Gdy natomiast uroda = 1 oraz charakter = 1, to A = 2, czyli max. Przeciętna kobieta ma więc wskaźnik A = 0.5 * (0.5 + 0.5) = 0.5. Z kolei kobieta przeciętnej urody, ale o super charakterze ma A = 0.5 * (1 + 0.5) = 0.75.

     

    Taaak, dokładnie tak, ale szukam opcji edytowania ;) chodzi o to że jak kobieta się nie podoba (0) to choćby była aniołem to nie będzie atrakcyjna (chyba że idziemy na kompromisy i szukamy bez porywów serca, ale zakładam tu młodego faceta, któremu nic nie brakuje i jeszcze żyje uczuciami, marzeniami ;) ) No i to tak ktoś humorystycznie kiedyś wstawił, to nie dogmat, ale ma w sobie baaardzo dużo prawdy...

  10. W dniu 10.01.2019 o 19:13, Medicinella napisał:

    Proszę Was o pomoc- szczególnie męską płeć , bo chyba Wy będziecie najbardziej obiektywni. Dostałam dzisiaj od psychologa zadanie, że mam się zapytać jakiegoś faceta jakiegoś znajomego itp. Jakie cechy u kobiety są ważne (charakter i wygląd) I procentowo to opisać np. Pełne usta 10%, cycki25% itp. Z góry dzięki za szczere odpowiedzi i przepraszam za spam.

    Ktoś kiedyś fajnie to opisał, nawet zrobił wzór matematyczny, z którego wychodzi, że kobieta jak patrzy na faceta, to jego dobre i złe cechy się jakby sumują, czyli jak brak mu jakiejś cechy, to nadrobi poczuciem humoru, siłą charakteru (więc i chwilowe klopoty finansowe przejdzie suchą stopą), zaradnością, magią w łóżku, albo tym że jest szefem całego osiedla czy wokalista w zespole :P

    typu siła charakteru+uroda+poczucie humoru+status w grupie (niekoniecznie finansowy+zaradność+ inne cechy + inne cechy = x

    Gdzie jak któraś cecha =0, to można nadrobić innymi

    A jak facet patrzy na kobietę, to jest trochę tak

    (cecha charakteru 1 + cecha charakteru 2 + cecha 3 + ...+...) : uroda (albo mozna ją dać w mianowniku ułamka ;)

    Gdzie nawet jeśli będzie miała wiele fajnych cech charakteru, to jeśli uroda =0, to niestety ale ocena jako partnerka też idzie w kierunku zera, ALE zero to już trzeba się chyba postarać i być 50letnią 100 kilową babą.

    Co do cech wyglądu, serio, nie jestem w stanie powiedzieć, chętnie umówiłbym się ze smukłą koleżanką o przyjemnej buzi, wyglądająceh ekhm ładnie z tyłu, ale niemal bez biustu, równie chetnie co z niską, lekko zaokrągloną, biuściastą ;) i obydwie działają na mnie. No i z wiekiem znaczenie urody powoli mija, bo wszscy stajemy się brzydcy i samotni ;).

    Ale że chwilowo mam nadzieję zabawiłem tu i walczę ze swoimi demonami, to jestem na bocznicy i nie szarżuję, wybrzydzać nie mogę, póki nie odbuduję życia towarzyskiego, mówię o doświadczeniu gdy byłem trochę bardziej w użyciu

  11. U mnie niestety jest to słyszalne także przy średnim hałasie... np w biurze pośród rozmów...natomiast przeszkadza mocno, gdy chcę w ciszy się zrelakswoać, jakby mi ktos włączył nienagraną kasetę magnetofonową... kiedyś byłem pasjonatem sprzętu hi-fi, słyszałem drobne różnice w sprzęcie, a teraz...hi endowy wzmacniacz + kolumny na zamówienie służą najwyżej do odtwarzania gier z playstation :/ a słuchawki są bardziej zatyczkami do uszu w hałasie

  12. W moim przypadku, półtora miesiąca po poprzednim poście dostałem propozycje pracy; inna branża, inne miejsce, inny charakter i mimo niezbyt dużej kasy to posłużył mi bo wróciłem do życia (mimo ze dojeżdżam 2h rano i 2h wieczorem). Przlknalem gorzka pigułkę bo w branży zaczynam od zera i zarabiam 1/3 mniej. Teraz czas na drugi krok i zadbanie o siebie, bo jestem teraz leniwy, smutny (choć syty) miś i wychodzę z jaskini głównie do pracy... nie mam też już 18 lat i koledzy i dziewczyny nie czekają za rogiem, a po lekach niestety został szum w głowie i refleks jakby nie ten... Wszystko przychodzi trudniej ale na podstawowym poziomie funkcjonuje. Teraz czas na kolejny krok, oby się nie popsuł przez zakończenie umowy. Trzeba też poprawić relację z ludźmi; pracując w sprzedaży stałam się mizogonem, może będzie łatwiej. Aha: od ponad trzech miesięcy nie miałem "ataku" płaczu i krzyku. Może po prostu nie nadawalem się do korporacji?

  13. No nie powiem żeby mój psychiatra całkowicie olał temat, jego reakcja była taka, że przez prawie godzinę wizyty rozkminiał i czytał jakieś specyfikacje tych leków szukając wskazówek(nie wiem jak się to nazywa, całe grube książki o każdym z nich, dokładne wyniki badać itp itd) i próbował namierzyć przy którym to leku, by inni lekarze nie szukali na próżno (ale przy okazji by np laryngolog nie powiedział, bym poszedł do psychiatry, skoro już byłem). Może to była troska po ludzku, może poza i próba delikatnego zrzucenia odpowiedzialności, nie wiem. Tylko jeden z nich podczas badań spowodował omamy słuchowe u jednej osoby podczas badań, ale to omamy, a nie pisk. Były trzy leki po kolei, gdy brałem to nawet za bardzo nie zwracałem na to uwagi jak mi piszczało, bo inne dolegliwości były gorsze (refleks, senność, męskie sprawy itp itd), ale jak po dwóch miesiącach nie ustało to się zaniepokoiłem... to taki pisk podobny do takiego, który miałem jak jako dziecko ktoś rzucił mi petardę za blisko mnie i wybuchła, albo troszkę jak w telewizorze przed rozpoczeciem programu za czasów tv analogowej: tyle że ciszej. Albo jak jedziesz długo samochodem niskiej klasy lub lekko dostawczym, i nagle go gasisz w lesie.... Ciężko mi się zrelaksować, tęsknię za ciszą.

     

    Nie mogę też powiedzieć, że jestem całkowicie zdrowy i "wyleczyłem się sam", funkcjonuję ale z tego fajnego człowieka, ponoć niebrzydkiego faceta została taka trochę atrapa unikająca jakichkolwiek wyzwań i bojąca się życia :( ale czy to choroba, czy tylko psychologia, nie wiem. Taki podstarzały koleś 8-18 do pracy, a potem przed TV, kompem, łatwe przyjemności i zero kroków na przód, zero wspomnień. Nie mam już tak dużej przyjemności ze słuchania muzyki jak kiedyś, gdy mocno interesowałem się hi-fi itp i czułem muzykę, jakby przechodziła przeze mnie.

     

    Czekam na wizytę u laryngologa, ale obawiam się, że to będzie dłuuuga droga od Annasza do Kajfasza.

    Życie ucieka, pieniędzy ubywa, tylko worek leków które brałem i musiałem przestać rośnie...

  14. Moi drodzy, mam problem z piskiem w uszach, przechodziłem jak to określił lekarz epizod derpesyjny (drugi w ciągu 2 lat), chyba z elementami lękowymi, czy jakoś tak (typowe spowolnienie i ataki płaczu, odkładanie i lęk przed wszystkim itp itd), brałem 3 leki po kolei, po 1-1,5 miesiąca: Trittico (niezłe na początku, ale potem słabo), Sertagen, Atinepte, niestety żaden się nie przyjął za bardzo, tj jakoś się wygrzebałem prawdopodobnie także dzięki temu że miałem wsparcie. Kazdy prędzej czy później uniemożliwiał lub utrudniał prowadzenie auta niezbędne mi do pracy, zaburzał sen lub sprawy męskie i dawał inne dolegliwości.

     

    Podczas brania któregoś z nich zaczał się ten pisk, początkowo nie zwracałem nawet bardzo uwagi, bo przy innych dolegliwościach to było nic. Niestety po odstawieniu dalej pisk (inne dolegliwości ustąpiły niemal do zera). Lekarz psychiatra rozkąłda ręce i tłumaczy, że takie atrakcje nie były przewidziane w skutkach ubocznych leków i odbija trochę piłeczkę. Przyczyn ponoć może być wiiele, ale to chyba nie przypadek że zaczeło się własnie wtedy?

     

    Też macie/mieliście taki problem? Obecnie jestem w umiarkowanie dobrej kondycji psychicznej, funkcjonuję, choć działam na takim minimum i miewam słabe momenty; cięzki mi ale to chyba już takie życie. Przez to wsyzstko boję się leków, w razie nawrotu, to nie może być przypadek...a może to objaw choroby?

     

    Pisk w uszach prawie szum, jednostajny, raz na kilka dni na chwilę zmienia głośność w jednym uchu. Odbiera radość z cichego słuchania muzyki i chyba gorzej słyszę w biurze.

  15. Ludzie gdzie szukać pomocy? Psycholog czy psychiatra? Proszę odpowiedzcie mi na poprzedni post, jestem u kresu sił, staczam się, nie pracuję właściwie od kwietnia, psycholog nie do końca pomógł i odleciał w kierunku mindfrulnessów i redukcji stresu (nie wiem, może taki obrał kierunek) a psychiatrzy... myślą, że rozgryźli mnie w 15 minut rozmowy i jeb lek, który działa na objawy... mam już coraz mniej siły do walki, a pieniądze się kończą. Z trudnością pisze tego pposta.

  16. Sam zaczynam dochodzic do podobnego stanu: z pracy niezłej na słabą, coraz mniej znajomych i trudno mi się ogarnąć życiowo,skończyła się kasa na moje drogie hobby a wyszły pewne moje zaburzenia i koniec końców siedzę w domu u rodziców i dorabiam grosze, prawie bez życia i bez wielu powodów na wyjcie do ludzi częściej niż do pracy na 1/4 etatu... Mój pomysł to złapanie jednego zlecenia, będzie nieoprzyjemne, ale kolejne parę groszy i zajęcie czasu plus multisport (jednak 100 + 100 na basen i siłkę to dla mnie teraz dużo...) potem trzeba zająć się siłownią i zadbać na niej o zdrowie i wygląd, może i częsciowo trochę energii wróci, zawsze to mniej siedzenia w domu... pieknisiem się nie stanę, bo raczej ciężko o motywację, ale COKOLWIEK ruszyć tyłek, tak jak robiłem to latem na rowerze...jechałem, ale płakałem jednocześnie... tu będzie podobnie, ale nawet to lepsze...

  17. Napary są bezwartościowe praktycznie. Jeśli już to nalewki na alkoholu.

     

    Jestem parę dni na dawce 1800mg i czuję, że mój układ współczulny się trochę wyciszył, nie jest tak nadaktywny. Na nastrój nie zauważyłem jeszcze żadnego wpływu, ale to będziemy oceniać po 2-3 tyg.

     

    Czarny_Prorok, ja używam środka "Life" firmy Bayer. 50 ojro za 100 tab. 900mg. To też preparat nie najtańszy, ale w porównaniu do takiego deprimu forte, to wiesz...A można jeszcze taniej.

    Chyba Laif Balance 900? Piszę, by ułatwić innym poszukiwania. Znalazłem w jakiejś polskiej internetowej aptece 142 zł / 60tab, ale jeszcze nie wiem czy to nie jakaś ściema.

  18. Dobra, krótko, konkretnie: czy jest coś takiego jak psychiatra i psycholog jednocześnie? W sensie, by u jednej osoby szukać pomocy, ta sama osoba była terapeutą i lekarzem, który W RAZIE CZEGO wypisze leki...bo psycholog to jakby robić konserwację maszyny, która wymaga remontu od nowa... a psychiatrzy z kolei wychodzą z założenia, że jak przyszedłem, to trzeba mnie nafaszerować i nie mają czasu zastanowić się po co... mają chęci ale myslą że w jedno spotkanie zrobią rok terapii... bo się widzimy raz 45 minut, a potem co miesiąc 30 minut +recepta... kontaktu między nimi nie ma... Myślałem, że najpierw to trzebaby spotkać się ze trzy razy, zobaczyć co z człowiekiem jest nie tak, jak dużo trzeba pracy terapeutycznej a jak dużo trzeba leków, bo nawarstwiło mi się przez lata tyle...że to jest jak pajęcza sieć, nie jak dyby, nie jak łańcuchy a sieć, nie wiesz gdzie cie trzyma...

     

    Pomocy, kończą mi się pieniądze i czas i zaufanie do lekarzy i terapeutów... zanim stracę to co mi jeszcze zostało.

×