Skocz do zawartości
Nerwica.com

Lukasz32

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Lukasz32

  1. Ciekawe, ciekawe. Pozwolę sobie dorzucić swoje 0,05 pln. Ja mam tak od około pół roku. Znajomych aktualnie 0 + zupełny brak potrzeby bliskości z ludźmi. W sumie to wygodne, gdyż m. in.: - nie muszę po raz kolejny kłamać w odpowiedzi na pytanie "co słychać?", kłamać zacząłem w momencie, kiedy ludzie w ogóle zaczęli się ode mnie odsuwać słuchając moich narzekań i spostrzeżeń natury różnej; - nie muszę odmawiać zaproszeniom na wesela czy chrzty - od dawna nie umiem cieszyć się szczęściem innych ludzi a uczę się nawet tego dostrzegać (od razu wchodzi mechanizm - tej osobie wiedzie się o wiele lepiej niż mnie, mimo że ja jako dzieciak siedziałem w książkach a ta osoba piła wódę na klatce z kolegami itd.) oraz w końcu nikt nie uznaje tego dziwnym, że nie lubię imprezować, tańczenie mnie krępuje i nie lubię alkoholu; - mogę w końcu stwierdzić, że w tym naszym nieszczęśliwym kraju trzymają mnie co najwyżej prawa fizyki i rodzina, - mogę poświęcać czas na rozmyślania czy pływam teraz w zwykłym gównie czy gównie ekstraordynaryjnym. Inne osoby: Rodzina - tak, jak najbardziej potrzebuję, ale nigdy w nadmiarze. Ktoś bliski - tak, chcę kogoś bliskiego, ale nie umiem w ogóle zaufać ani nawet dopuścić flirtującej ze mną kobiety na odległość długości tyczki lekkoatletycznej. Summa summarum - Od miesiąca wygaszam wszystkie znajomości, na telefony odpowiadam co najwyżej w sprawie pracy. Na krótką metę preferuję takie trwanie w hibernacji socjalnej od smutku, który więzi społeczne ostatnio u mnie wywoływały. Czy to spontaniczna akcja mojej psychiki czy reakcja na negatywne bodźce typu stres - nie wiem, nie chcę wiedzieć i nie mam zamiaru tego analizować. Najważniejsze, to że jestem świadomy, że ten stan jest przejściowy, wynika on z mojej decyzji i na podstawie mojej decyzji się zakończy. Ten stan jest wygodny, ale nie może trwać za długo, bo: a) zdziczeję do reszty, b) kończy się już mi na to czas - znalezienie pracy na pewnym poziomie bez znajomości jest po prostu niemożliwe w PL a tym bardziej za granicą. I to mnie jakoś trzyma w równowadze, pozwala zebrać siły, spojrzeć na siebie i swoje otoczenie bardziej obiektywnie, docenić swoje tzw. zasoby. Jeśli u Ciebie to, że powinnaś się spotykać z innymi wynika z podobnego powodu, to myślę że jest dla nas jeszcze szansa a obecny stan, chociaż obiektywnie patologiczny, potraktujmy jako swoisty "autonomicznie podjęty urlop od życia na 100%". Hm?
  2. Lukasz32

    Samotność

    Myślimy podobnie. Najlepiej mi w towarzystwie samego siebie - przynajmniej ktoś się z moich specyficznych dowcipów śmieje :) Z tym, że mnie tej postawy nauczyło doświadczenie, mianowicie wyrwane 5 lat z życia zainwestowane w zaufanie i altruizm skoncentrowany na jednej osobie. Reakcja psychiki jednoznaczna - trust no one + trwające 9 miesięcy usiłowanie wprowadzenia się w autyzm emocjonalny. Mam nadzieję, że z czasem poczujesz potrzebę zaufania innej osobie. Łatwiej się żyje wiedząc, że to właśnie te ramiona, które doskonale znasz czekają na Ciebie, zwłaszcza po niewiadomo jak ciężkim dniu. Ja za tym mimo wszystko tęsknie. To mimo wszystko ma bardzo dużą wartość.
  3. Ja po ostatnich wydarzeniach zrezygnowałem z terapii i leczenia w ogóle oraz uzyskałem ostatni argument, którego potrzebowałem do podjęcia decyzji o ostatecznym opuszczeniu PL. Ogólnie farmakoterapia od 2 lat (SSRI, ostatnio SNRI). Na terapię zdecydowałem się dopiero, kiedy okazało się, że brak wiary w siebie zniszczył mnie zawodowo a moja narzeczona mnie zostawiła po 5 latach związku. Przebywałem ponad miesiąc na oddziale otwartym w T. - było ok, chociaż połowa zajęć wydawała mi się zbędna. Założyłem jednak, że opiekują się mną specjaliści, więc grzecznie pozostawałem tam od rana do wieczora. 70-80% pracy w mojej opinii wykonywała grupa i to mi się bardzo podobało. Następnie wpadłem w apatię i rodzina zadzwoniła po karetkę, kiedy kilka dni pod rząd prosiłem ich, aby mnie zostawili i pozwolili pobyć samemu. Trafiłem ostatecznie na ogólny zamknięty w T., z moim stanowczym sprzeciwem i jednoczesną rezygnacją (ustawę o ozp znam praktycznie na pamięć). Pobyt w tamtym miejscu przywołuje mi na myśl więzienie (widziałem kilka zakładów karnych w swoim życiu, z racji wykonywanego zawodu). Potrafię zrozumieć różne postawy personelu - sam za karę nie byłbym w stanie w takim miejscu pracować a co dopiero dobrowolnie. Nikt natomiast nie był w stanie zrozumieć, że dla mnie autonomia jest ważniejsza niż moje zdrowie i pobyt w tamtym miejscu będzie dla mnie dużą krzywdą. Testy psychologiczne wskazują na osobowość narcystyczną. Po wyjściu rozmawiałem na ten temat z kilkoma osobami - każdy kto mnie zna i o tym usłyszał praktycznie wybuchał śmiechem, bo całe moje życie świadczy o tym, że jest wręcz przeciwnie... Rozważałem powrót na oddział dzienny (z uwagi na pierwszą diagnozę - nawracające stany depresyjne). Kilkakrotnie próbowałem uzyskać tam informację o możliwości rozpoczęcia terapii od nowa, co do terminów itd. Zostałem odesłany kilkakrotnie z kwitkiem, pani ordynator stwierdziła, że nie ma dla mnie czasu nawet na krótką rozmowę. Straciłem zaufanie. Do lekarzy-urzędników i psychologów-testowypełniaczy. Znowu zostałem ze swoim problemem sam. I sam go rozwiążę, nawet jeśli miałbym po drodze szczeznąć niczym skatowany pies. Mam dość ciągle prosić się o pomoc. Odprowadziłem bardzo dużo pieniędzy w formie składek zdrowotnych (dobrze zarabiałem przez dobrych kilka lat). Nie zamierzam dokładać do tego interesu ani złotówki więcej. Ani do służby zdrowia, ani do policji, ani do żadnej innej rzeczy związanej z tym popapranym, dziadowskim państwem. To była ostatnia czara goryczy - zamiast mi pomóc, znowu wyrządzono mi krzywdę. Łapiduchy... Primum non nocere, ale co najwyżej sobie. Znikam na Zanzibar, właśnie pojawiło się ciekawe ogłoszenie stażowe. A jak się nie uda, to na zmywak do UK. Pozdrawiam 32 letni kolega z podwójnym wyższym zajechany przez korporacje, układy, system i rodaków.
  4. W moim przypadku: Znam to doskonale, bo w zeszłym roku zostawiła mnie moja narzeczona po 6 wspólnych latach. Rozsypka totalna. Z tygodnia na tydzień było coraz gorzej. Leki w końcu nieco ustabilizowały nastrój, i choć nadal jest bardzo różnie, to można jakoś funkcjonować. Do tego oczywiście terapia. Ktoś jeszcze? :)
×