Skocz do zawartości
Nerwica.com

Stracona100

Użytkownik
  • Postów

    1 431
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Stracona100

  1. A co utracilas, ze jest to az tak nieodwracalne? Przepraszam, wiem ze to jest bolesne ale ... ale tam sie kryje .. no wiesz co ;).

    szczęśliwe dzieciństwo;

    poczucie wolności, samostanowienia i samowystarczalności w związku; a przez to

    możliwość realizowania własnych marzeń;

    młodość;

    zdrowie.

     

    Swiadomosc nigdy nie dorowna podswiadomosci. Jednak nigdy nie jest za pozno dla ,,nas". To najwiesza iluzja naszego umyslu przyzwyczajonego do tego, co czym sie otaczamy na codzien i co myslimy o sobie i swiecie. Chodzi mi o to, ze tak naprawde w kazdej chwili mozemy wszystko, to obawy i leki nami steruja i nas ograniczaja, nic wiecej. Albo uwarunkowania spoleczne (tak zwane). Na jedno wychodzi.

    Okazuje się, że nawet wyzwolenie się z tych "obaw, leków i uwarunkowań" mnie nie uleczyło. Mam wrażenie, że moja wewnętrzna radość i chęć do życia została zamordowana nieodwracalnie i nic jej już nie wskrzesi.

     

    Ludzie, ktorych wnetrze jest jak pusta przestren sa miliony ale czy chcesz z takimi sie zadawac? :)

    Zadawać nie, ale zazdroszczę im tego bezrefleksyjnego życia w nieświadomości :oops:

  2. Coz powtornie wkleilo te sama odpowiedz :).

     

    Ale ... fajny masz fragment podpisu: ,,Im mniej człowiek wie, tym łat­wiej mu żyć. Wie­dza da­je mu wol­ność, ale unieszczęśliwia."

     

    To jest wlasnie to: im bardziej jestesmy swiadomi tym mniej szczesliwi.

     

    Dlaczego? Bo tym bardziej widzimy, ze nasze poczucie szczescia budowane bylo na utopii badz oklamywaniu samego siebie lub innych?

     

    Coś się tu mocno "pokićkało" z tymi postami - ale to nie ja :?

     

    A wracając do tematu:

    właśnie tak to czuję, że "im bardziej jestesmy swiadomi tym mniej szczęśliwi" i czuję się tym faktem niezmiernie rozczarowana. Boli mnie świadomość, że trzeba być "ślepym głupkiem" by być naprawdę szczęśliwym :bezradny:

  3. Czyli klasycznie....hmmm, probowalas niekonwencjonalnych metod typu kwestie duchowe (niekonieniecznie w wersji katolickiej badz hinduskiej etc.)? Jest sporo na ten temat.

    Cóż, to nie dla mnie - no może medytacja, afirmacja życia... to jest mi bliższe i znane.

     

    Z depresja jest taka prawda, ze oznacza ona ni mniej ni wiecej tylko smutek (w sensie emocjonalnym). Smutek to brak czegos lub utrata czegos badz tez niemoznosc osiagniecia czegos, to brak sil, mityczny Syzyf, ktory toczy kamien a gdy znajdzie sie na szczycie, widzi ze wcale to nie koniec drogi i ze jego praca poszla na marne.

    Tak, to prawda. U mnie problem polega na tym, że "utrata" jest nieodwracalna :(

     

    Ja sobie dedukuje tak: pytam sie, czego mi brakuje i ciagne ten temat az do boulu, az do samego konca. Tam znajduje sie odpowiedz (w to wierze).

    Ja odpowiedź znam - mimo to świadomość ta nie pomaga. Chyba zbyt późno znalazłam się w "tym" miejscu. W mojej głowie jest jakby już "pozamiatane" :cry:

     

    Alku polecam nie naduzywac, dragow tym bardziej (przerabialem oba). Leki ostroznie, nie zaszkodzi poradzic sie psychiatry ale dawkowac i to jak najmniej.

    Tak, psychiatra jest (nawet dwóch). Leki też są, ale mam do nich wielką niechęć, więc dawkuję ostrożnie.

     

    Dobrze jest miec sluchacza, miec komus sie wygadac, przyjaciela. Szukac wew wnetrzu bez wzgledu na to co mowia inni.

    Wnętrze mam rozpoznane a wygadać się w realu nie mam komu - albo nie rozumieją problemu, albo (ci bardziej rozgarnięci) są przerażeni tym, co mówię. Nie ma sensu ich katować, lepiej wejść na to forum :mrgreen:

  4. Co bylo powodem/zrodlem stanow depresyjnych? Moga byc domysly, nasza podswiadomosc najczesciej ma odpowiedz, najczesciej jest to brak czegos lub predyspozycje (czasami jedno i drugie naraz).
    Moja depresja prawdopodobnie ma źródło w bardzo trudnym dzieciństwie (DDA) i ma podłoże endogenne. Predyspozycje wynikają z przeżytych we wczesnym dzieciństwie stresogennych sytuacji, później "wyzwalaczem" były stresy życiowe, teraz nie ma już stresogennych wyzwalaczy a deprecha (niezależna od czynników zewnętrznych) jest nadal :(
  5. Co bylo powodem/zrodlem stanow depresyjnych? Moga byc domysly, nasza podswiadomosc najczesciej ma odpowiedz, najczesciej jest to brak czegos lub predyspozycje (czasami jedno i drugie naraz).
    Moja depresja prawdopodobnie ma źródło w bardzo trudnym dzieciństwie (DDA) i ma podłoże endogenne. Predyspozycje wynikają z przeżytych we wczesnym dzieciństwie stresogennych sytuacji, później "wyzwalaczem" były stresy życiowe, teraz nie ma już stresogennych wyzwalaczy a deprecha (niezależna od czynników zewnętrznych) jest nadal :(
  6. Co spowodowalo u Ciebie anhedonie/objawy okolo-depresyjne?

    Anhedonia u mnie jest konsekwencją leczenia depresji a konkretnie podwyższania dawek SSRI.

     

    Wlewanie alku i branie dragow na dluzsza mete nic nie pomoze. Zazywam od okolo 20 lat i coraz czesciej widze efekty uboczne a nie te, ktore chcialbym widziec.

    Zgadzam się, dlatego gdy "coś" biorę staram się nie pić alko. Alko niejako "zastępuje" mi dragi ;)

     

    Z lekami jest ten problem, ze bardzo trudno trafic w tzw. dziesiatke bo chemia czlowieka to bardzo indywidualna sprawa (dieta, styl zycia, kondycja orgaizmu w tym neuroprzekaznikow) wiec trzeba uwazac.

    I tu jest problem - jeszcze nie trafiłam w "dziesiątkę" :(

    ot

    No i po co te emocje? Rozumiem trolling, ale takie przepychanki są żałosne.

    Masz rację, żałosne i dlatego nie zamierzam dalej prowadzić tej rozmowy. Sposobu myślenia pewnego rodzaju ludzi nie da się zmienić - odporni są. Ale zawsze warto spróbować ;)

    ot

    Rozumiem, że zamykając się w 4 ścianach wykazujesz się najwyższym stopniem użyteczności społecznej. Zero egoizmu, tylko pogratulować.

    Wyobraź sobie, że przez prawie 20 lat byłam aktywna zawodowo i odnosiłam sukcesy w swojej branży (nie przyszło Ci do główki, co?).

    Szczerze mówiąc wolałabym nie mieć matki, niż mieć ciągle taką jakąś bez życia. Przykro na to dzieciakowi patrzeć

    Do czego "pijesz", bo nie rozumiem?

    Rozumiem zatem, że nawet Matka Teresa z Kalkuty była egoistką - wszak do rozpłodu u niej nie doszło.

    Wszak rozród jest szczytem empatii wobec innych.

    Przeciwnością egoizmu nie jest empatia tylko altruizm.

    Matka Teresa była zakonnicą :lol: faktycznie bardzo to dziwne, że bezdzietną :lol:

    Aaaa, mam przypomnieć jakich to argumentów używałaś? Nie być samemu na starość.

    Niczego takiego sobie nie przypominam :shock:

    Światłość nie ma tu nic do tego. To egoizm, jak sama to nazywasz ;) Nawet Einstein był egoistą ;)

    No nie ma, bo jej nie posiadasz, za to egoizm i egotyzm oraz zwykły brak taktu "wyłazi" w prawie każdym poście.

    I co z tego, że Einstein był egoistą? :D Uważasz się za równą jemu?

    Faktycznie, dla tych, który mają HHHHandrę. Polecam słownik ortograficzny, czy ta empatia całkiem zdolności intelektualne przesłoniła?

    Bardzo przepraszam za błąd ortograficzny :uklon: - rozumiem, że Pani profesor nigdy nie zdarza się pomylić.

    Popełniłam ogromne przestępstwo, które wyklucza moje zdolności intelektualne, chyba się zabiję :mrgreen::mrgreen::mrgreen:

     

    Jesteś naprawdę żałosna. Myślisz, że wychodząc za swojego super męża złapałaś "Pana Boga za nogi" i stałaś się taka wspaniała? Niestety - słoma Ci z butów wychodzi :cry:

     

    Zdradź mi po co dyskutujesz o czymś, czego nie rozumiesz, zostań lepiej przy poradach prawnych.

    ot

    ...Równie przykre dla mnie było ocenianie mnie jako egoistki przez pryzmat tego, że nie zdecydowałam się na płodzenie, noszenie i rodzenie potomka (wypowiedzi a'la państwo Terlikowscy, jakże znani ogółowi społeczeństwa).

    Bo to jest egoizm czy tego chcesz czy nie, możesz ewentualnie nazwać go "zdrowym".

     

    Więc z tego powodu to, co jest dla Ciebie przykre, nie interesuje mnie w stopniu nawet znikomym. Zbytkiem subiekcji są więc Twoje wypowiedzi na ten temat. Sprawiając przykrość innym, nie oczekuj, że będą liczyć się z Twoimi uczuciami, niezależnie od tego, czy cierpisz na chorobę psychiczną, czy nie.

    Po pierwsze - nie mówiłam o sobie. Mnie przykrości nie jest w tanie zrobić ktoś tak pozbawiony empatii jak Ty i z tak zamkniętym umysłem odpornym na racjonalne argumenty.

    A Ty, skoro używasz takich stwierdzeń: cyt.: "Więc z tego powodu to, co jest dla Ciebie przykre, nie interesuje mnie w stopniu nawet znikomym" niestety nie jesteś tak "światłą" osobą, za jaką się uważasz.

     

    Naturalne antydepresanty? To nie mój wymysł, to również potwierdzone badaniami. Chcesz - wyszukaj.

    To "antydepresanty" dla tych co mają handrę :lol: Poczytaj sobie czym jest depresja, może coś dotrze do Twojej "szczelnej" głowy.

  7. Cześć :smile:

    Przykro mi to stwierdzić, jednak sam przyczyniasz się do jej postępowania. Widocznie jest na tyle nieświadoma relacji intra- i interpersonalnych, że trzeba jej pokazywać jak krowie na rowie, gdzie popełnia błędy. Najprostszym sposobem powinna być zwykła konsekwencja, tj. nieprzepraszanie jej za jej ewidentną winę.

    Zgadzam się Reynevan, swoim postępowaniem przyczyniasz się do tego jak zachowuje się żona.

    ot

    Najlepszy antydepresant to zdrowia dieta, ruch, pies, słońce, spacer w szybkim tempie (z uprzednio wskazanym psem) i odpowiedni współmałżonek :) A, i czekolada i łosoś :D

    Niestety/stety o depresji nie masz pojęcia i jesteś jak "beton" na wszystkie argumenty :?

    I to właśnie miałam na myśli pisząc parę postów temu:

    Gadanie ze ślepym o kolorach :105:

    I wcale nie mam zamiaru Cię urazić, tylko uświadomić Ci, że nie wiesz o czym mówisz i ośmieszasz się takimi stwierdzeniami na takim forum jak to. Nie wspominając już o tym, że to może być przykre dla osób zmagających się z tą okropną chorobą.

    ot

    iiwaa, oczywiście, że powinna sprawdzić wszystkie opcje, zwłaszcza tą odtarczycową, ale niezależnie od co jej dolega, czy to depresja czy nie, to sport jej z tego nie uleczy, skoro nie zapobiegł. Ale nawet jak pójdzie do psychiatry i ten jej coś zapisze , to wcale nie musi tego brać. Też nie jestem zwolennikiem ćpania czegokolwiek.

     

     

    O, jedna mądra :)

    I a'propos czego to mówisz: badania tarczycy, sportu czy nie brania leków?

  8. Wywiad, testy i objawy to ja mogę mieć jednego dnia takie, a drugiego dnia zupełnie inne.

    I to ma dowodzić, że nie należy ich robić? Twoje słowa dowodzą, że niestety nie masz o tym pojęcia.

     

    Na nic genialnego nie wpadła, ast i alt to nawet nasz kot miał badane.

    Mam rozumieć, że te badania Twoim zdaniem u ludzi są zbędne? Ciekawe podejście :shock:

    A co z pozostałymi analizami, jak Twój kot ich nie miał, to mi się przydały, czy też nie były "genialne"? :lol:

  9. ...A gdybym w analogicznej sytuacji poszła do psychiatry bo mnie by się WYDAWAŁO że mam depresję, to dostałabym leki - być może zbędne, być może nie, ale szansa zawsze istnieje i stwierdzić tego bezsprzecznie nie można. Psychiatra nie odesłałby mnie "a powinna pani sprawdzić, czy nie ma pani anemii, problemów z tarczycą czy problemów hormonalnych"...

    Nie byłaś, więc nie wiesz - np. moja psychiatra w pierwszej kolejności zleciła badania: TSH, fT3, fT4, antyTPO, antyTG, prolaktyna, usg tarczycy, Ast, Alt, GGTP, bilirubina, vit.D.

    Dobry psychiatra nie działa "po omacku" tylko opiera się na wywiadzie, objawach, testach, analizach itp.

  10. Nie no na mnie SSRI działają po miesiącach wybornie dostaję takiej przyjemnej manii ,że czuję iż słońce i wiatr są tylko dla mnie prowadzą mnie ku zdobywaniu świata.Mój nastrój nawet na moment nie schodzi do 0 ciągle jest na +2 +3.Wtedy idę i czuję się tak zajebisty że tylko niech patrzą i podziwiają.

    Wiem, że to b. głupie, ale zazdroszczę Ci tego :roll:

  11. ...Gdyby takie SSRI na to działały a nie pogarszały z czasem przebieg choroby łykał bym je sobie do końca życia całując przed każdą tabletką opakowanie.

    No właśnie, gdyby...

     

    Nihil lubię śpiewać/wyć ten kawałek :lol:

     

     

    Na razie nadal jestem bez leków. Trudno powiedzieć jak się czuję - raz lepiej raz gorzej. Każdy dzień jest :?: a w podświadomości czai się strach :zonk:

    Na razie niczego "niebezpiecznego" jeszcze nie spróbowałam :angel:

  12. ...Czym innym jest lęk przed śmiercią, zwłaszcza, gdy bogato, czysto, ciepło, zdrowo, smacznie, itp a czym innym jest jej pragnienie czy dopuszczanie takiego rozwiązania, gdy biednie, zimno, głodno, brudno, itd...

    A pragnienie śmierci, gdy bogato, czysto, ciepło, smacznie...?

     

    Pamiętasz głośną sprawę chłopaka błagającego o eutanazję? Nie dano mu okazji, a on po dłuższym czasie dziękował tym, którzy stawili veto.

    Tak, pamiętam. Pamiętam też jak na początku współczułam mu bardzo, że nie chcą mu pomóc w eutanazji. Potem, gdy okazało się, że on już nie chce poczułam się dziwnie, jakby oszukana bo okazało się, że wystarczyło mu zmienić/polepszyć warunki bytowania i już jest ok., już chęci do życia wróciły (depresja spowodowana warunkami zewnętrznymi). Czyli to otoczenie dało d.py, bo nie zapewniło mu zadowalających, możliwych do uzyskania warunków do życia, co wpędziło go w depresję i myśli samobójcze. A teraz chce żyć - jak ja mu zazdroszczę tego "chcenia" :oops: Ja, ze sprawnymi rękami i nogami :evil:

     

    ... bez bólu raz a dobrze. Tak się k...a nie da- trzeba się postarać- jak już sznur, to może wcześniej wiadro leków, odkręcony gaz, itp itd, żeby się później w szpitalu nie męczyć :twisted:

    Tak, trzeba dobrze pokombinować. Przydałby się taki przycisk na d.pie "życie/śmierć".

  13. ...Nie można cię urazić w razie kłótni że ty jesteś chory, ty już wcześniej oznajmiłeś, że jesteś chory wszem i wobec, na osiedlu krzyknąłeś z całej siły: "JESTEM CHORY PSYCHICZNIEEEE!" I co, jeżeli ktoś będzie chciał ci dowalić że jesteś chory psychicznie to się ośmieszy...

    Takie proste to to nie jest. Jeśli ktoś powie: "nie słuchajcie go, przecież to psychol" to z pewnością spowoduje to, że takiej osoby już poważnie się nie traktuje, przestaje być partnerem do rozmowy. Trudno wtedy czuć się nieurażonym i zadowolonym z siebie :-|

×