Czuję się tak samo. Wiecznie doszukuję się jakichś niedociągnięć z własnej strony, wszędzie widzę tylko najgorsze. Kompletnie nie wierzę w siebie, a kiedy chłopak mnie chwali to chce mi się płakać, bo mam wrażenie, że robi to tylko po to, żebym poczuła się lepiej a nie dlatego że tak właśnie myśli. Nie wierzę, że zasługuję na coś dobrego, zawsze obwiniam siebie o wszystko. Przez to nieustannie jestem znerwicowana i roztrzęsiona, co powoduje tylko kolejne kłótnie i tak powstaje błędne koło. Nie mam pojęcia co z tym zrobić.
W każdym razie, green_eyes, wiedz że nie jesteś sama. Zawsze mi się wydawało, że gdybym miała osobę, z którą mogłabym porozmawiać szczerze o wszystkim tym co dzieje się we mnie (niekoniecznie terapeutę, tylko kogoś bliskiego), to byłoby mi lżej i łatwiej. Nigdy mi się to nie udało.