Dobry wieczór,
zastanawiałem się, czy w ogóle się tu rejestrować; nie wiem, czy bardziej chodzi mi o usunięcie pewnych nawyków i zaburzeń, czy też o zwyczajną potrzebę socjalizacji – chęć znalezienia w internecie substytutów człowieka.
Jestem introwertykiem, przebywanie z innymi ludźmi męczy mnie organicznie, chociaż skłamałbym, gdybym powiedział, że czasami – rzadko co prawda, ale zdarza się – nie odczuwam braku drugiej osoby. Nie wydaje mi się jednak, aby przyczyną był głód emocjonalny, raczej głód innej natury. Oszczędzę wam jednak szczegółów. W każdym razie, silny – może nawet patologiczny miejscami – introwertyzm nie jest w zasadzie przyczyną mojej obecności tutaj. Podobnie jak i inne bariery, które na przestrzeni lat wyrosły między mną a ludźmi; traktuję je jako przyległości wspomnianego introwertyzmu. Koniec końców żyję z nimi, taki jestem. Nie określiłbym się ani szczęśliwą osobą, ani nieszczęśliwą.
Mam też problem z kontrolowaniem emocji, dokładniej mówiąc, z nerwami. Jest to o tyle dziwne, że przez wiele lat nie rzucało się to w oczy, ba, mówiono mi nawet, że jestem nad wyraz spokojny. Niektórzy próbowali wyobrazić sobie, jak wyglądam, kiedy się denerwuję. Od paru lat jednak zdarza mi się wpaść w złość. Nie chcę przez to powiedzieć, że nie ma dnia, kiedy by do tego nie doszło. Nie, w zasadzie nie są to jakieś częste przypadki, w ostatnich miesiącach te wybuchy może nawet zelżały, chodzi jednak o intensywność zjawiska. Z reguły jeśli już się zdenerwuję, jest to duży wybuch, wyładowanie; wprawdzie nie dochodzi do rękoczynów, ale zdarza mi się mówić brzydkie rzeczy. Nie ma też różnicy, czy to bliscy, czy też nieznajomi. Z reguły już kilkanaście, kilkadziesiąt minut po wybuchu dręczą mnie wyrzuty sumienia i zażenowanie.
To właśnie zażenowanie sprawiło, że staram się to jakoś ograniczyć. Bo to jednak żenujące, żeby bądź co bądź dojrzały już człowiek zachowywał się w ten sposób. Nadal jednak nie jest idealnie. Nadal w niektórych sytuacjach społecznych czuję, jakbym był o krok od takiej konfrontacji. Czasami wręcz jej wyczekuję, jakbym chciał coś udowodnić albo – to też nierzadkie uczucie – zdziwić czy zaszokować drugą osobę swoim zachowaniem. Dostrzegam w tym przede wszystkim niewspółmierność reakcji do przyczyny – z reguły jakiejś bzdury, którą powinno się puścić mimo uszu.
Dawno tyle nie pisałem o sobie. Nie w ten sposób.
Myślę, że aż nadto się rozpisałem.