Jak ugryźć ten temat? Nie wypadłam zupełnie z aktywności zawodowej ale jednak widzę, że nie jest to już "to samo". Ostry kryzys trwał około 5 lat. Prawie cały czas byłam w pracy choć często na zwolnieniach lekarskich. Obecnie jestem zupełnie wypalona zawodowo i życiowo. Wprawdzie czuję się lepiej niż dwa lata temu, ale nie tak jak czułam się np 10 lat temu. Ogólnie czuję się jak wrak, zero pomysłów, zero inicjatywy. Nadal jestem na lekach, na terapii. Nie wiem, jaki dzień będzie jutro. Nie wiem, czy dokończę to co zaczęłam, czy cokolwiek zrobię. Dobry dzień daje mi dużo nadziei, czasem zacisnę zęby i coś więcej zrobię, na przykład dokończę kurs, żeby nie być zupełnie z ręką w nocniku. Ale wszyscy idą do przodu, ja zatrzymałam się te 5-6 lat temu i nie widzę, że mogłoby się to zmienić. Przede wszystkim - brakuje mi sił fizycznych i psychicznych. Nawet najgłupsza czynność wymaga ode mnie ogromnego wysiłku - rozmowa z szefem, załatwienie czegoś przez telefon, napisanie kilku maili. Wracam wyczerpana nawet po krótkim 4 godzinnym dniu pracy, śpię kilkanaście godzin, następnego dnia jestem ledwo przytomna. Po kilku takich dniach "wpadnie" mi tydzień wyżu, radzę sobie w miarę normalnie. Wszystkie wyniki tarczycy, witamin, morfologii krwi mam w normie, jestem przebadana. To tylko psychika, choć trudno w to uwierzyć. Macie coś na to, czy tylko czekać? Ale na co właściwie?