Skocz do zawartości
Nerwica.com

nebraskas

Użytkownik
  • Postów

    9
  • Dołączył

Treść opublikowana przez nebraskas

  1. ...jedzenia, zwłaszcza słodyczy i białej mąki... od sexu... (stan nieczynny na dziś), od kofeiny, akceptacji innych...
  2. witam wczoraj było lepiej, dziś się obudziłam - gorzej... ciągle swędzi mnie skóra, dokuczam sobie, że przez objadanie się (objadam się kompulsywnie) i szybkie tycie (rozstępy)... zazwyczaj mam tak, że gdy coś przeczytam z dziedziny szeroko rozumianej psychologii (nawet artykuł w byle gazecie), to przykładając treści do mojego życia, a zwłaszcza w związku zaczynam się bać... że nasz z mężem związek nie jest może dobry, że może coś się w nim niedobrego, nienormalnego dzieje, a ja tego nie zauważam... próbuję wtedy w zamieci emocji popatrzeć na fakty, jakie są fakty... ale lęk i tak zostaje... lęk, napięcie, a jak tego dużo to gniew, depresja... inne moje dyżurne tematy, oparte na wydarzeniach rzeczywistych: - lęk przed bólem zębów... to największy mój koszmar... w dzieciństwie miałam zapalenie nerwu, spotkanie ze "szkolnym" dentystą, który najpierw - bez znieczulenia, nieumiejętnie, pozatruwał mi zęby, a potem - po wielkim bólu je wyrywał... niektóre również na żywca... od tego czasu (minęło 30 lat) mam obsesję na tym punkcie... pedantycznie dbam o zęby, jak tylko coś tam poczuję (realnie lub wyimaginowane) od razu lecę do dentysty... czuje się zawstydzona, a jednocześnie ta fobia nie odpuszcza... - lęk przed pluskwami... to akurat dość świeże... :/ w wakacje sąsiad z 4. piętra przywlókł ze śmietnika tapczan i załatwił cały blok (3 klatki) - wszyscy mamy pluskwy... walka z tym, to prawdziwy horror... zanim się kapnęliśmy, ze mamy gości - ja przez dwa miesiące leczyłam się u drogiego dermatologa sterydami, bo na skórze miałam paskudne bąble i rany, które mocno swędziały... potem wybuchła sąsiedzka afera, próby zatruwania robali, które nic nie dały... w mieszkaniu kilka miesięcy żyliśmy na workach foliowych, musieliśmy wyrzucić dwa tapicerowane łózka, kupić takie paskudne (również dla pluskwie) i regularnie traktować wszystko wysoką temperaturą... założyliśmy też siatki na pyłki do każdego okna, ponieważ niektórzy sąsiedzi nadal hodują te robactwo,a to przełazi w tej chwili nie mamy tego w mieszkaniu, ale sąsiedzi mają i żyjemy w ciągłym lęku i napięciu, że do nas robactwo przelezie i horror zacznie się na nowo... histerii dostaję, gdy coś mnie zaswędzi i pojawia się krostka dziękuje, ze mogłam wam to napisać...
  3. hank.m, przypuszczam, że nie spodoba ci się to, co napisze... ale gdy twierdzisz, ze "ja się nie zmienię, taki się urodziłem..." to... masz racje... to jak samospełniająca się przepowiednia, jesteś - albo stajesz się tym, co myślisz... jeśli sam siebie zobowiązujesz to trwania w stanie destrukcyjnego uzależnienia, to tak będzie... mówisz i masz... całkiem dobrze pamiętam jeszcze piekło czynnego sexoholizmu -poczucia nienawiści do siebie, załamania, rozpaczy, depresji i totalnej bezsilności... jak wyłam w ciemności, jak chciałam umrzeć... a potem kolejna "randka", masturbacja - chwila "odżycia", by obudzić się z kacem i beznadzieją... bolało zwłaszcza, gdy już mi się wydawało, ze jestem uzdrowiona... poczucie wstydu i upokorzenia, gdy miałam nawrót... próbowałam to akceptować, że tak mam i będę miała, ze jestem uszkodzona... ale konsekwencje były coraz boleśniejsze i poważniejsze... i w końcu się zawzięłam, poczułam - tak totalnie w środku - że ja już tak nie chcę, ze albo wychodzę z tego, albo zdechnę... poczułam, że zrobię wszystko, absolutnie wszystko - nawet gdyby mi ktoś kazał stanąć na środku miasta i odśpiewać marsyliankę w czapce clowna i dałoby mi to uzdrowienie - zrobiłabym to... i to było początek drogi w górę... teraz wiem, że nie ma sensu pytać się JAK? CZY DAM RADE?, gdy nie mam w sobie odpowiedzi, ze CHCE... gdy będzie chcę, znajdzie się tysiące sposobów na "jak"... i jeszcze jedno... chodzi o to, żeby już nie walczyć... przestać walić się młotkiem po głowie i wmawiać sobie, że nie rozbijesz głowy... ode mnie nie masz błogosławieństwa na kolejna "randkę"... jestem jednak gotowa wesprzeć cię w pójściu pod prąd i górę... :)
  4. oleander, dzięki za odzew :) w tej chwil nie jestem na terapii, ale wcześniej to zahaczałam się, gdzie nfz pozwolił pierwsza na oddziale psychiatrycznym w krakowie - terapia 3miesięczna, byłam dochodząca, na oddziale zaburzeń łaknienia... potem jako DDDR przy ośrodku leczenia uzależnień... a potem jako uzależniona behawioralnie... uczestniczyłam tez indywidualnie, ale grupowe ruszyły mnie z kopyta... brałam tez czasem leki - jak już było bardzo źle i depresyjnie (z myślami samobójczymi), ale prochy to dla mnie ostateczna ostateczność - mam za dużo nieprzyjemnych efektów ubocznych :/ terapie pozwoliły mi na zmianę sposobu myślenia, przepracowania kilka bolączek... po 40 latach byłam w końcu w stanie komuś na tyle zaufać i wejść w bliski, małżeński związek... sam związek to dla mnie "terapia"... teraz zamieram jeszcze popracować z psychoterapeutą indywidualnie... sama widzę i spece twierdzą, ze mam dać sobie czas i cierpliwość... akceptować tez niezmienialne... coraz lepiej funkcjonuję, nie tracę nadziei na całkowite uleczenie, czyli cud ;D być może będę jednak musiała pracować nad sobą do końca mych dni i nieraz mierzyć się z gorszymi dniami... próbuje spostrzegać moje zaburzenie jako dar - co innego zmusiłoby mnie do pracy nad sobą, do trudnych zmian...? najważniejsze, to się nie poddawać... :)
  5. i dodam: żoną... ja nie brałam leków - źle na mnie działają, zwłaszcza antydepresanty... na psychoterapie załapywałam się z innych powodów (patrz: info gdzieś wyżej) - cierpię tez na zaburzenia lękowo-depresyjne i kompulsywne objadanie się... moje uzależnienie polegało nie na podwyższonym libido (właściwie mało miało wspólnego z sexem )... rozładowywałam napicie, lęki przez sex - internetowy, telefoniczny czy przygodny... właściwie realnych facetów było niewielu - pewnie niektórzy wyśmialiby mnie i całe to moje uzależnienie, gdyby wiedzieli, że to tak "mało"... mój problem istniał raczej w odczuwaniu przymusu i braku kontroli... na tym, że robiłam rzeczy, których ni chciałam robić... nie mogłam przestać i nie mogłam przewiedzieć, czy i kiedy zacznę... łatwiej było mi totalnie zrezygnować z seksualności niż ją sobie "dawkować"... z seksem (czy jedzeniem) mam podobnie jak alkoholik z alkoholem... jak porównałam kryteria to wszystko jest podobne... podobne sposoby leczenia jak na alkoholizm podziałały na mnie... w tej chwili - w słabsze dni - w sensie stresu czy ww. wspomnianych zaburzeń - muszę być czujna... wiem, ze łatwo "niezauważenie" mieć nawrót... już to raz przerabiałam - dziękuję, więcej nie mam ochoty...
  6. qrcze, myślałam, że tu forum dla tych, co chcą wyjść z uzależnienia... i że piszą dorośli... właściwie nie wiadomo, kto komu odpisuje...
  7. o, jakżeż mi to znane... ja polecam psychoterapię... zwłaszcza grupową... bardzo mi pomaga, co jakiś czas do niej wracam, bo zmienia się coś wokół mnie, we mnie i znów jest nad czym pracować... na leki nie reaguję dobrze... dziś mam słabszy dzień... lęki... dużo lęków, niepokój, napięcie... bóle zębów, głowy, takie wewnętrzne rozedrganie... coś bym zrobiła, coś bym zjadła (mam tez zaburzenia odżywiania)... boję się nadchodzącej nocy, zwłaszcza, ze mąż idzie do pracy i będę sama... właściwie trudno mi określić, czego się boję i o co mi chodzi, czego potrzebuję... swędzi mnie skóra... nie pomaga mi tez fakt, ze jestem krótko przed okresem, więc PMS... puchnę, objadam się, dramatyzuję... mam tunelowe myślenie, czarnowidztwo, boję się o przyszłość, wyszukuję tematów do zmartwień - praca, mój związek (całkiem niezły, ale zawsze można coś schrzanić, prawda?), nieokreślone nieszczęścia... najchętniej bym zasnęła na wieki i jednocześnie odkładam moment położenia do łóżka z lęku przed atakiem paniki... pisze, żeby nie zostać z tym sama... wiem, ze to irracjonalne, ze to "tylko" objawy zaburzenia, ze to minie... że mogę zrobić sobie relaksację, pooddychać, pomodlić się, pomedytować... zapominam jednak o tym, gdy jest to wszystko silne, tak jak teraz... ogarnia mnie histeria i poddaje się użalaniu nad sobą... skupiam się na sobie, chociaż wiem, że pomaga wyjście z siebie i zobaczenie innych... cieszę się, ze znalazłam to forum... że jesteście tu z podobnymi myślami i emocjami, ze nie wyśmiejecie i nie zlekceważycie... dziś zdałam sobie sprawę, ze już dawno nie mam przyjaciółki, ani nie jestem niczyja przyjaciółka... nie licząc męża i korespondencyjnego kolegi... ot, lęk przed bliskością, odrzuceniem i zranieniem... dzięki, ze mogłam to wam napisać...
  8. qrcze, może to dziwnie zabrzmi, ale cieszę się, ze nie tylko ja tak mam... mam uogólnione zaburzenia lękowe i bardzo reaktywne ciało... bo nie wiem, jak to inaczej nazwać... jeśli gdzieś przytłumię emocje, od razu wywala mi w ciele... dziwne bóle - najczęściej zębów, głowy... ale też w innych miejscach... czasem mam tak, że wyniki badań są niewłaściwe... ostatnio, gdy po roku miałam wrócić do pracy, dostałam zapalenia tarczycy i tsh w zaniku... po końskich dawkach leku wróciły wyniki do normy... ostatnio ciało pokazuje kłopoty z zatokami - ból, krwawe katary... lekarze zazwyczaj potwierdzają problem, ale wydaje mi się, ze te moje choróbki biorą się z psyche... i jest mi wstyd... właściwie codziennie coś mnie boli... boję się nocy, bo wtedy czuję się najbardziej bezbronna... boję się bólu, cierpienia... i chyba ten lęk wywala mi w ciele, więc to jakieś błędne koło... jestem po kilku terapiach, czasem więc jest lepiej, a czasem - jak np. dziś - gorzej...
  9. witajcie... :) jestem tu nowa... mam za sobą leczenie z uzależnienia od seksu... właściwie to odkryłam to w czasach, kiedy nfz nie refundował i nie uznawał uzależnienia os seksu, wiec sama musiałam sobie radzić... :/ bardzo wtedy pomogły mi wspólnoty samopomocowe, dobrzy ludzie i terapeuci... właściwie to chciałam wam napisać, ze i z tego da się wyjść :) dla mnie było to trudne - ale teraz cieszę się zdrową seksualnością w trwałym związku opartym na bliskości i Miłości... :) a czasem traciłam już nadzieję.. odwagi!
×