mam trochę inny aczkolwiek podobny problem. ale nie wiem skąd mi sie to bierze.
taka sytuacja: poznaję faceta. bardzo dobrze się z nim czuję, jest wydawałoby się idealny. on jest ewidentnie mną zainteresowany, coraz częściej dzwoni, pisze, potem zaprasza np. na kawę. na początku wydaje mi się, że tym razem to TEN i obiecuje sobie, że nie stchórzę zanim go przynajmniej dobrze nie poznam. wszystko fantastycznie... i wtedy ja zaczynam panikować. najpierw boję się, że nie spełnię jego oczekiwań (dodam tylko, że mam zaniżone poczucie wartości i to u mnie norma w kontaktach z ludźmi), a potem wręcz zaczynam czuć niechęć do niego. robię unik, bo przecież nie będę się spotykać z kimś kogo nie znoszę. ba - nie mogę na niego patrzeć, bo mnie mdli dosłownie. skoro się mną zainteresowała to musi być kompletnym kretynem i w ten sposób go widzę. i robię wszystko, żeby jak najszybciej stracić kontakt. czasami zachowuę się naprawdę wrednie. czuję się winna więc wolę żeby mnie znienawidził niż doszukiwał się winy w sobie.
mój jedyny chłopak wpatrzony był we mnie jak w obrazek, wiedziałam, że zrobiłby dla mnie wszystko, ale nie rozumiał mnie - nikt mnie nigdy nie rozumiał. więc potraktowałam go jw. i od tego sie zaczęło...
zaczynam w ogóle unikać nowych znajomości, bo już nie wiem jakich wymówek mam używać.