cześć, jestem tutaj nowa.
również zmagam się z wyimaginowanymi chorobami. Najbardziej moją uwagę skupiają nowotwory, rzecz jasna. Zaczęło się chyba od tego, kiedy dziadek umarł na raka mózgu.
Wszyscy dookoła mi mówią, że nic mi nie dolega, byłam u psychiatry, zapisał mi nawet jakieś psychotropy, ale po pierwszej tabltce czułam się jakbym zaraz miała zejść na zawał, więc ich nie biorę.
Najpierw miałam guza mózgu - jakieś mrowienia w głowie, kłucia itp - byłam dwa razy u neurologa, nie widział nic niepokojącego.
Następnie wymyśliłam sobie białaczkę - dosłownie czułam wszystkie węzły powiększone, które mnie bolały, ba, nawet czułam (sama) powiększoną śledzione! jak się później okazało białaczki nie mam (USG, morfologia, OB, CRP). Węzłów chłonnych powiększonych też nie (no z wyjątkiem jednego na szyi, ale to od 8 lat). Mam natomiast anemie, dość głęboką.
No i w związku z anemią - rak żołądka (stąd ubytek krwi) lub też rak jelita, bo boli mnie brzuch, lub też rak przełyku bo czasem boli przy przełykaniu, lub też rakj trzustki bo czasem bolą plecy i czasem jasny stolec lub też rak płuc bo boli pod lewym żebrem, w sumie to nie boli tylko kłuje i czasem się przelewa.
Hemoglobina wzrosła mi po miesiącu brania żelaza z5,4 do 7,8, więc pewnie jakbym miała coś poważnego to by samo żelazo nie poskutkowało.
ogołnie nie jestem zmęczona, nie mam gorączki, mam siły, czasem jestem tylko leniwa.
ALE ja to wszystko przecież wiem! i co z tego skoro i tak ciągle siedzi mi w głowie, że te objawy to nie nerwica, tylko raczysko, które już mnie zżera i lada moment się ujawni. To naprawdę odbiera radość z życia. Psuje kontakty z bliskimi, ale pozbyc się tej myśli nie mogę.
A jak Wy, doświadczeni w nerwicy myślicie - moje objawy to nerwica czy tocząca się choroba, chyba całego ciała.
Byłam u hematologa, zlecił gastroskopię ale dopiero na marzec (do tego czasu się wykończę nerwowo).