Witam,
Mam 31 lat i mój problem z depresją trwa od dobrych dwóch lat, chociaż wydaję mi się, że predyspozycję do zaprzyjaźnienia się z nią miałem od znacznie dłuższego czasu. Od 5 lat mieszkam w Szkocji i z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że wszystko zaczęło się od momentu przeprowadzki:
Tęsknota za domem;
Konieczność pójścia do gorszej jakościowo pracy (w Polsce pracowałem w biurze, w Szkocji moja pierwsza praca była na kuchni);
Pogorszenie relacji z dziewczyną z którą tam przyjechałem i w konsekwencji, krok po prostu oddalanie się od siebie aż do rozstania półtora roku później;
Ogólny marazm, nuda i oderwanie od mojego dawnego życia w Polsce wywarło spore piętno na mnie.
Kolejny cios nadszedł 2 lata temu. Okazało się, że pod wpływem dużej ilości stresu zaczęły się u mnie pojawiać problemy zdrowotne (ciągłe bóle głowy, ciągłę skoki ciśnienia itp itd), zaniżenie własnej samooceny, naprzemienne napady lęku i gniewu skierowane na moją osobę. Zacząłem się coraz bardziej zamykać w sobie, unikać ludzi, co jeszcze bardziej potęgowało i podsycało moją depresję. Moi znajomi, którzy razem ze mną wyjechali do Szkocji zdecydowali się na powrót to Polski, więc powrót znajomych był kolejnym ciosem dla mnie.
Jednak mimo wszystkich przeciwności losu, które napotykam na drodze, staram się znaleźć jakieś światełko w tunelu. W pierwszym roku mojego pobytu w Szkocji zacząłem obsesyjnie uczyć się angielskiego, co pozwoliło mi w końcu zmienić pracę i zacząłem pracę jako logistyk. Oprócz tego studiuję programowanie wieczorowo i staram się mieć plany zawodowe na przyszłość. Staram się myśleć pozytywnie, w Polsce mam mieszkanie które remontuję i do którego planuje wrócić, gdy skończe już studia tutaj (czyli za 3 lata). Jednak mimo moich starań dzień w dzień walczę i szamotam się w tym depresyjnym uścisku, gdy widze światełko w tunelu to nagle znowu zalewa mnie powódź lęków a depresja dobija się do moich drzwi.
Nie zdecydowałem się jeszcze na żadną pomoc, nie jestem pewien czy powinienem brać leki. Każdy dzień to kolejna bitwa, czasem wychodzę z niej mocno poobijany, innym razem mam tylko kilka zadrapań. Mimo wszystko codziennie wstaję z łóżka i podejmuję tę nieustanną walkę.