Kończy się weekend. Budzę się w poniedziałek rano - godzina 7. Zawsze to samo, - patrzę na ścianę i czuję, że już nie mam siły, nie mam siły wstać. Ostatnio nawet okłamałem rodziców, że jestem chory i nie poszedłem w poniedziałek do szkoły. Boję się następnego poniedziałku. Wiem, że znowu jak będę szedł po szkolnych schodach do sali nr 25 zostanę obrzucony falą wyzwisk, że znowu wszyscy na korytarzy będą mną trącać..., że czekając na kółko niemieckiego na 10min. przerwie będę się modlił, żeby wszyscy dali mi święty spokój. Wiem, że na wf'ie nie śmieją się ze mnie tylko dlatego, że wuefista zakazał, mimo iż pewnie sam się śmieje w głębi ducha.
Echh jak se poradzić z tymi cholernymi poniedziałkami?!
PS
Jestem gruby.