Witam. Nie wiem co robić. Muszę chyba z kimś pogadać, dlatego postanowiłam się zarejestrować na tym forum. Nie chcę jeszcze korzystać z pomocy lekarza, bo może on mi nie jest potrzebny. Może uda mi się z tym poradzić tak jak kiedyś. 4 lata temu miałam coś w rodzaju depresji. Nie było to stwierdzone, przez lekarza, bo nigdy u takiego nie byłam, ale... ale miałam objawy o których się czyta. Udało mi się z tym wygrać. Po tym czasie, moje życie było wręcz idealne. Zdobyłam wielu nowych znajomych, znalazłam nowe zainteresowania, hobby które pokochałam. Zdobyłam stypendium naukowe. Normalnie same sukcesy. No po prostu żyć nie umierać. Na początku października 2007r. zaatakował mnie ogromny dół. Bez żadnego powodu. Było mi źle. Przeleżałam i przepłakałam cały dzień, nie mając ku temu większych powodów. Od tamtej pory nic mi się nie chciało. Przestałam chodzić na spotkania z znajomymi. Ludzie mnie denerwowali. Hobby przestało mi sprawiać przyjemność. Siedziałam zamknięta w 4 ścianach i tam było mi dobrze. Myślałam, że jakoś sobie poradzę. Wezmę Persen, Deprim czy Nervosol i mi to przejdzie jednak, żaden z tych specyfików nie pomagał na dłuższą metę. 3 tabletki Persenu pozwalały zasnąć, ale nie chcę się codziennie truć tymi lekami. Najgorsze jest to, że nie mija. A wręcz jest jeszcze gorzej. Cały czas mam przeczucie, że stanie się coś strasznego. Że nagle coś się wydarzy co przekreśli moją przyszłość, moje życie. W każdej sytuacji dopatruje się zbliżającej się tragedii (nie wiem czy to należy do objawów depresji) Do tego stopnia, że myślałam już o samobójstwie, a nawet można powiedzieć, że próbowałam. Gdyby nie fakt, że mama wróciła z pracy wcześniej o 4 godziny. Pewnie bym to zrobiła do końca. Skończyło się na ranie, która w przyszłości będzie niezbyt ładną blizną. Najgorsze w tym jest to, że nie wiem do końca czemu chciałam to zrobić.
Po tym zrobiłam pierwszy krok i porozmawiałam o tym z rodzicami. Na początku wysłuchałam, że jestem głupią rozhisteryzowaną nastolatką, ale później wściekłość na mnie i na to co chciałam zrobić im minęła. Ich wsparcie pomogło. Na chwilę czułam się lepiej, byłam spokojniejsza. Jednak ten lęk powraca. Znowu nie mogę spać, ani jeść... Najbardziej mnie męczy, to że cały czas się czegoś boje. Budzę się z uczuciem lęku i zasypiam z tym samym uczuciem. Cały czas się czuję jakbym szła na najważniejszy egzamin w moim życiu nic nie umiejąc.
Czy są jakieś możliwości walki z takim lękiem? Bez lekarza?