Skocz do zawartości
Nerwica.com

Joanna_

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Joanna_

  1. Było tak dobrze. Wczoraj porozmawiałam z znajomą przez net. Wylałam swoje uczucia. Gadałyśmy z dobre 4 godziny. Chociaż raczej ta rozmowa to był monolog. Głównie ja mówiłam ona tylko słuchała. Raz na jakiś czas coś wtrącała. I jakimś dziwnym cudem udało mi się spokojnie zasnąć. Dzisiaj wyszłam z domu o 7 i od razu wpadłam w wir zajęć. Nie miałam nawet 5 minut aby odpocząć odetchnąć i pomyśleć. Cały czas coś robiłam. W miarę możliwości rozmawiałam z ludźmi o pierdołach. Było mi dobrze. Wróciłam do domu. Zjadłam obiad i położyłam się I znowu się zaczęło. Myśli zaczęły krążyć, tam gdzie ich przez cały dzień nie wpuszczałam... Znowu się zdołowałam... Znowu czuje się tragicznie Każda rzecz o której myślę świadczy o mojej głupocie i naiwności. Dzisiaj przez cały dzień nie czułam żadnego lęku. Nawet do ludzi, z którymi rozmawiałam. A teraz znowu się boje. Czemu ja się sama nakręcam??
  2. K. Nie chcę w to mieszać przyjaciół. Nie chcę żeby pomyśleli, że mam coś źle w głowie poukładane. Bo wtedy zapewne, może nie wszyscy, ale niektórzy się ode mnie odwrócą. Na razie wymyślam wymówki, aby się z nimi nie spotykać na dłużej. Bo wiem, że jak zacznę z nimi spędzać więcej czasu. To coś zauważą i zaczną pytać. Staram, się z nimi spędzać tylko minimum czasu. Dość, że już w to wciągnęłam rodziców - co z jednej strony mi pomogło, ale z drugiej. Cały czas czuje to dziwne spojrzenie na sobie. Co do lęków. Też sama sobie je wymyślam, na siłę. W stylu, że 5 lat temu zrobiłam coś lub powiedziałam i teraz się boje co z tego wyjdzie. Po 5 latach jest to mało prawdopodobne, co nie zmienia faktu, że codziennie się zastanawiam kiedy to się stanie. To normalne, że człowiek każdego dnia popełnia jakiś mniejszy lub większy błąd. Powie coś bez zastanowienia. Tylko, że ja w tym swoim małym błędzie dopatruje się zbliżającej się tragedii. Wmawiam sobie rzeczy niemożliwe, nierealne i zaczynam w to wierzyć.
  3. Nie wiem skąd to wszystko. Zaczęło się ni w 5 ni w 9. W sobotę byłam na imprezie z przyjaciółmi, na której bawiłam się jak nigdy, już byłam pytana przez rodziców i na owej imprezie nic się nie wydarzyło. Byłam wtedy co tu dużo mówić: szczęśliwa. A 2 dni później, w poniedziałek nie wyszłam z łóżka tylko przeleżałam i przepłakałam cały dzień. Nie mogąc poradzić sobie sama z sobą. Później zaczęła się sinusoida - huśtawka nastrojów. Byłam zadowolona, szczęśliwa. Parę godzin później nienawidziłam i siebie i swojego życia. Później przyszedł ten strach. Strach przed życiem. Nie wiem jak inaczej go nazwać. Próbowałam znaleźć jego źródło. Ale nie umiem, boje się wszystkiego tylko po to aby się bać. Cały czas, od rana do wieczora.
  4. Witam. Nie wiem co robić. Muszę chyba z kimś pogadać, dlatego postanowiłam się zarejestrować na tym forum. Nie chcę jeszcze korzystać z pomocy lekarza, bo może on mi nie jest potrzebny. Może uda mi się z tym poradzić tak jak kiedyś. 4 lata temu miałam coś w rodzaju depresji. Nie było to stwierdzone, przez lekarza, bo nigdy u takiego nie byłam, ale... ale miałam objawy o których się czyta. Udało mi się z tym wygrać. Po tym czasie, moje życie było wręcz idealne. Zdobyłam wielu nowych znajomych, znalazłam nowe zainteresowania, hobby które pokochałam. Zdobyłam stypendium naukowe. Normalnie same sukcesy. No po prostu żyć nie umierać. Na początku października 2007r. zaatakował mnie ogromny dół. Bez żadnego powodu. Było mi źle. Przeleżałam i przepłakałam cały dzień, nie mając ku temu większych powodów. Od tamtej pory nic mi się nie chciało. Przestałam chodzić na spotkania z znajomymi. Ludzie mnie denerwowali. Hobby przestało mi sprawiać przyjemność. Siedziałam zamknięta w 4 ścianach i tam było mi dobrze. Myślałam, że jakoś sobie poradzę. Wezmę Persen, Deprim czy Nervosol i mi to przejdzie jednak, żaden z tych specyfików nie pomagał na dłuższą metę. 3 tabletki Persenu pozwalały zasnąć, ale nie chcę się codziennie truć tymi lekami. Najgorsze jest to, że nie mija. A wręcz jest jeszcze gorzej. Cały czas mam przeczucie, że stanie się coś strasznego. Że nagle coś się wydarzy co przekreśli moją przyszłość, moje życie. W każdej sytuacji dopatruje się zbliżającej się tragedii (nie wiem czy to należy do objawów depresji) Do tego stopnia, że myślałam już o samobójstwie, a nawet można powiedzieć, że próbowałam. Gdyby nie fakt, że mama wróciła z pracy wcześniej o 4 godziny. Pewnie bym to zrobiła do końca. Skończyło się na ranie, która w przyszłości będzie niezbyt ładną blizną. Najgorsze w tym jest to, że nie wiem do końca czemu chciałam to zrobić. Po tym zrobiłam pierwszy krok i porozmawiałam o tym z rodzicami. Na początku wysłuchałam, że jestem głupią rozhisteryzowaną nastolatką, ale później wściekłość na mnie i na to co chciałam zrobić im minęła. Ich wsparcie pomogło. Na chwilę czułam się lepiej, byłam spokojniejsza. Jednak ten lęk powraca. Znowu nie mogę spać, ani jeść... Najbardziej mnie męczy, to że cały czas się czegoś boje. Budzę się z uczuciem lęku i zasypiam z tym samym uczuciem. Cały czas się czuję jakbym szła na najważniejszy egzamin w moim życiu nic nie umiejąc. Czy są jakieś możliwości walki z takim lękiem? Bez lekarza?
×