Zaczęło się od przeświadczenia, że mam 25 lat i do niczego się nie nadaję. Odczuwałam otępienie i ciągły niepokój, naglącą potrzebę ucieczki. Władowałam się w alkohol, bo nie umiałam spać. Budziłam się w nocy i do rana przewracałam z boku na bok. Alkohol pomagał, ale organizm się uodparniał, więc z czasem wlewałam w siebie więcej i więcej. W końcu sięgnęłam po dragi. Przez ponad półtorej miesiąca byłam jak chodzące centrum małego chemika. Sama zrezygnowałam z narkotyków, bo zauważyłam, że pogrążają mnie jeszcze bardziej.
A potem przyszedł impuls. Apogeum beznadziei, które całkowicie wymazało myśli z głowy. Zderzyłam się z pustką i ogromem bezsensu.
Trafiłam w środku nocy do szpitala na odtrucie, płukanie żołądka po próbie samobójczej itd.
Potem szpital psychiatryczny, oddział chorób afektywnych, trzy miesiące.
Objawy nasilały się wraz z przebiegiem terapii. Byłam w stosunku do siebie autodestrukcyjna. Gryzłam wargi do żywego mięsa, obgryzałam paznokcie. Zdarzało się, że wyrywałam włosy z głowy. Absorbowałam objawy najbliższych mi osób. Gdy moja współlokatorka cierpiąca na anoreksję wymiotowała, ja wymiotowałam razem z nią. Gdy znajoma z grupy płakała, ja również zaczynałam płakać. Byłam jak radar empatyczny. Horrendalne huśtawki nastrojów nastręczały mnie o ból głowy i żołądka.
W marcu tego roku skończyłam terapię w szpitalu, ale czuję, że depresja wraca.
Mam zaburzenia apetytu - jednego dnia nie jem nic, drugiego opycham się do granic możliwości. Nie sypiam dobrze. Jestem rozdrażniona, łatwo wpadam w złość, szybko się irytuję, szukam pretekstu do kłótni i nie umiem się skoncentrować. Zaczęłam znowu obgryzać paznokcie. Nie dbam o siebie tak, jak onegdaj. Nie pamiętam, kiedy ostatnio kupiłam sobie "coś ładnego". Nie czuję potrzeby, żeby to robić bo z góry wiem, że nie przyniesie mi to żadnej satysfakcji. Tracę motywację do działania, mam do siebie dużo wyimaginowanego żalu i uciekam przed własnymi myślami. Jeszcze kilka dni temu, patrząc w lustro krzywiłam się z niezadowoleniem, a teraz czuję się zupełnie zobojętniała pod tym kątem. Z drugiej strony rozrywa mnie libido, ale wiem, że ucieczka w hedonizm nic nie zmieni. Nie mam ochoty rozmawiać z innymi na ten temat, bo musiałabym wszystko tłumaczyć jak dziecku, krok po kroku. Drażni mnie to. Często boli mnie brzuch, mam zawroty głowy, tachykardię i drżenie rąk. Wargi też gryzę z uporem maniaka.
Najgorszym objawem jest ta wszechogarniająca niemoc. Brak chęci do działania. Bezradność.
Kur#a mać, chciałoby się rzec...