Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nelvana

Użytkownik
  • Postów

    38
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Nelvana

  1. Nelvana

    Depresja objawy

    Autodestrukcja zalicza się do objawów depresji. Zastanawiam się nad tym cały czas, a im bardziej się zastanawiam, tym większym gniewem reaguję, bo nic konkretnego nie przychodzi mi do głowy. Czas najwyższy umówić się do terapeuty, i to jak bum cyk cyk.
  2. Nelvana

    Depresja objawy

    Zaczęło się od przeświadczenia, że mam 25 lat i do niczego się nie nadaję. Odczuwałam otępienie i ciągły niepokój, naglącą potrzebę ucieczki. Władowałam się w alkohol, bo nie umiałam spać. Budziłam się w nocy i do rana przewracałam z boku na bok. Alkohol pomagał, ale organizm się uodparniał, więc z czasem wlewałam w siebie więcej i więcej. W końcu sięgnęłam po dragi. Przez ponad półtorej miesiąca byłam jak chodzące centrum małego chemika. Sama zrezygnowałam z narkotyków, bo zauważyłam, że pogrążają mnie jeszcze bardziej. A potem przyszedł impuls. Apogeum beznadziei, które całkowicie wymazało myśli z głowy. Zderzyłam się z pustką i ogromem bezsensu. Trafiłam w środku nocy do szpitala na odtrucie, płukanie żołądka po próbie samobójczej itd. Potem szpital psychiatryczny, oddział chorób afektywnych, trzy miesiące. Objawy nasilały się wraz z przebiegiem terapii. Byłam w stosunku do siebie autodestrukcyjna. Gryzłam wargi do żywego mięsa, obgryzałam paznokcie. Zdarzało się, że wyrywałam włosy z głowy. Absorbowałam objawy najbliższych mi osób. Gdy moja współlokatorka cierpiąca na anoreksję wymiotowała, ja wymiotowałam razem z nią. Gdy znajoma z grupy płakała, ja również zaczynałam płakać. Byłam jak radar empatyczny. Horrendalne huśtawki nastrojów nastręczały mnie o ból głowy i żołądka. W marcu tego roku skończyłam terapię w szpitalu, ale czuję, że depresja wraca. Mam zaburzenia apetytu - jednego dnia nie jem nic, drugiego opycham się do granic możliwości. Nie sypiam dobrze. Jestem rozdrażniona, łatwo wpadam w złość, szybko się irytuję, szukam pretekstu do kłótni i nie umiem się skoncentrować. Zaczęłam znowu obgryzać paznokcie. Nie dbam o siebie tak, jak onegdaj. Nie pamiętam, kiedy ostatnio kupiłam sobie "coś ładnego". Nie czuję potrzeby, żeby to robić bo z góry wiem, że nie przyniesie mi to żadnej satysfakcji. Tracę motywację do działania, mam do siebie dużo wyimaginowanego żalu i uciekam przed własnymi myślami. Jeszcze kilka dni temu, patrząc w lustro krzywiłam się z niezadowoleniem, a teraz czuję się zupełnie zobojętniała pod tym kątem. Z drugiej strony rozrywa mnie libido, ale wiem, że ucieczka w hedonizm nic nie zmieni. Nie mam ochoty rozmawiać z innymi na ten temat, bo musiałabym wszystko tłumaczyć jak dziecku, krok po kroku. Drażni mnie to. Często boli mnie brzuch, mam zawroty głowy, tachykardię i drżenie rąk. Wargi też gryzę z uporem maniaka. Najgorszym objawem jest ta wszechogarniająca niemoc. Brak chęci do działania. Bezradność. Kur#a mać, chciałoby się rzec...
  3. kliku, widzę, że używamy tych samych metod. Na terapii nauczyłam się, jak rozpoznawać schematy, które mną kierują. Jest ich całe mnóstwo, wbrew pozorom, a wprowadzać je w życie zaczynam wtedy, gdy nasilają się objawy. To tak, jakbym tonęła we własnej truciźnie. Dużo rozmawiam sama ze sobą, staram się poznać spectrum własnego działania i bardzo często dochodzę do niemiłych wniosków; np., takich, że bywam zbyt naiwna i łatwowierna. Że próbuję za wszelką cenę zbawić otaczający mnie świat. Że zbyt szybko obdarzam ludzi zaufaniem, a potem zbieram tego konsekwencje. Wbrew wszystkiemu, uważam się za dobrego człowieka, tylko w którymś momencie wędrówki zupełnie się pogubiłam. Lewa noga utknęła na Syberii, prawa ręka utonęła w Adriatyku, głowę zostawiłam w Nigdzie Bądź a duchem jestem na Marsie. Daleka droga, by pozbierać się do kupy.
  4. antananarywa, aktualnie borykam się z podobnym problemem. Nawet chciałabym gościa znienawidzić, ale nie umiem. Mam tylko potężny żal - do niego, za podjęcie naprawdę idiotycznych decyzji, i do siebie, że się tak zaangażowałam.
  5. Roznosi mnie od środka ten zły nastrój! Jestem tak potwornie, potężnie zła! Miotam się w sobie, mam żal do siebie o jakieś wyimaginowane dyrdymały. Doskonale znam schemat tego, co się ze mną dzieje, bo to powtórka z rozrywki z tamtego roku. Wplątałam się w toksyczny związek. Kiedy zaczęły się zaburzenia apetytu, zdałam sobie sprawę z tego, że postępuję w sposób autodestrukcyjny. Postanowiłam zakasać rękawy i przerwać to szaleństwo. Z jednej strony odczuwam dumę i zadowolenie, że udało mi się coś zmienić, przerwać taktykę postępowania która mnie wyniszcza. Z drugiej jednak straciłam grunt pod nogami. Jakikolwiek by nie był, chwiejny czy spodlony, zawsze to jednak grunt. Przestaje być o to zła na siebie. Coraz bardziej obwiniam jego, jego podejście do życia, wieczne uciekanie od samego siebie. Poświęciłam mu stanowczo zbyt dużo czasu i cennej energii. Źle sypiam. Morfeusz sakramencko się na mnie obraził. W lustrze widzę mix Golluma i Mandaryny. Odczuwam spadek własnych wartości, pogłębiła mi się nerwica, coraz więcej spraw ulega zobojętnieniu. Nie mogę patrzeć na ludzi, którzy są ze sobą szczęśliwi, bo popadam w rozdrażnienie. Bardzo szybko się wkurzam, a w pracy jestem skrajną perfekcjonistką. W tamtym roku spędziłam trzy miesiące w szpitalu psychiatrycznym. Terapia psychodynamiczna mi pomogła, ale tylko na chwilę. Stwierdzili depresję i zaburzenia osobowości. Moja wina, bo nie kontynuowałam terapii indywidualnie. Minął prawie rok i wracam do punktu wyjścia.
×