Skocz do zawartości
Nerwica.com

remic1

Użytkownik
  • Postów

    35
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez remic1

  1. Witam. Tak jak pisałem w paru postach, cierpię na "nerwicę", "stany lękowe", itp. Mam jednak problem - jest to choroba bardzo abstrakcyjna, gdyż pojęcia takie jak "ból" czy "lęk" nie dają się empirycznie opisać, tak, jak na przykład gorączka czy obecność wirusa we krwi podczas grypy. Czym jest zatem "wyleczenie nerwicy" ? Czy kto z Was zna może jakieś źródło (książkę itp.) gdzie jest opisany przypadek takiego uzdrowienia? Uzdrowienia pacjenta, który miał skomplikowaną nerwicę, częściowo uwarunkowaną genetycznie (wierzę, że człowiek rodzi się z pewnymi tendencjami, z pewną konstrukcją umysłu)? Czy w ogóle da się taką nerwicę wyleczyć? Pozdrawiam, Remigiusz
  2. Witam. Od dłuższego czasu cierpię na nerwicę. Mam 27 lat. Nie jestem w stanie kontrolować impulsów. Ostatnio piszę bardzo dużo o sobie i czytam sporo książek psychologicznych. Przytaczam tu fragmenty tego, co napisałem. Może ktoś będzie mi w stanie pomóc: (...)Patologiczne zwlekanie, zaburzenia koncentracji, chroniczny lęk, problemy interpersonalne oraz niezdolność do pracy sprawiły, że moje życie stało się namiastką życia, a ja niedługo stanę się strzępkiem człowieka. Chcę z tego stanu wyjść. (...) (...)Pisząc o sobie, mam wrażenie, że „wychodzę z siebie“, to znaczy patrzę na siebie z zewnątrz, nie przeżywam tego. Jest to mechanizm obronny zwany „intelektualizowaniem“, polegający na tym, że definiując problem w sposób „naukowy“ patrzę na niego okiem „naukowca“, i w ten sposów bronię się przed doświadczaniem go(...) (...)Mam 27 lat, jestem studentem, od około dwudziestego roku życia mam objawy pewnych zaburzeń psychicznych, które może nie nasilają się, ale za to się "utwierdzają", to znaczy im częściej występują, tym mniejsze prawdopodobieństwo wyleczenia. Zaburzenia te są częściowo genetycznie uwarunkowane, gdyż podobne tendencje wykazują moja mama oraz mój dziadek. Genetycznie uwarunkowane są tendencje do kompulsywnych zachowań (słabość charakteru, nieumiejętność kontroli impulsów) oraz neurotyczność (problemy z koncentracją, kłucie w klatce piersiowej, skłonność do wpadania w furie). Zaburzenia te spowodowały, że jako dwudziestosiedmiolatek nie jestem w stanie podjąć żadnej pracy i żyć samodzielnie. Nie mam większych problemów zdrowotnych (nie licząc zdrowia psychicznego). Jestem sprawny fizycznie. (...) (...)kłucie w klatce piersiowej - jest niezależne od stanu umysłu, to znaczy, że pojawia się zarówno przy dobrym, jak i przy złym stanie. Kłucie może jednak wywołać zły stan umysłu (i często tak jest). Nie wiem, czy kłucie ma charakter depresyjny, czy lękowy (chyba to drugie). Objawia się kłuciem w klatce piersiowej w okolicy serca. Jest ono zazwyczaj bardzo niewielkie i chroniczne, jest częścią mojego życia i towarzyszy mi przez większość dnia. Nasila się między innymi w następujących sytuacjach: • Kontakty towarzyskie, gdzie bardzo chcę dobrze wypaść, w szczególności rozmowa z dziewczyną, która jest obiektem mojego zainteresowania(flirt). Kłucie w klatce sprowadza silną blokadę • Kiedy pracuję i nagle mam wrażenie, że jestem przytłoczony prostymi czynnościami, których nie jestem w stanie wykonać (Atten.Defic.Disord.) • W poczuciu winy, na przykład gdy pomyślę o dzisiejszej prokrastynacji • Po nagłych pozytywnych emocjach, lub po rozmowie, która wywołała emocje (także pozytywne) • Na imprezie/dyskotece gdy pojawia się chęć i potrzeba dobrej zabawy i przynależności • W sytuacjach lękowych • Myślę, że kłucie jest wyraźnie silniejsze, gdy jestem niewyspany Nawet bardzo niewielkie w klatce wystarczy, żeby rozpocząć prokrastynację, żeby uciec (reakcja obronna). Napady kłucia często nie mają żadnej silnie zdefiniowanej przyczyny. Przyczyn jest zazwyczaj wiele, to są bardzo różne sytuacje. Kłucie w klatce piersiowej towarzyszy mi przez większość życia, jest jego elementem. (...) (...)Chaotyczność - powoduje zagubienie. Nie potrafię pracować. Chaotyczność pojawia się w pracy (zarówno fizycznej jak i umysłowej). Chodzi o to, że jak pracuję potrafię być wydajny i skupiony na czynnościach dopuki nie zacznie się chaotyczność pomieszana z kłuciem w klatce piersiowej. Wtedy pojawia się blokada i zaczynam popełniać najprostsze błędy, wręcz jak kaleka. (...) (...)Mam cechy osobowości unikającej, a przedmiotem unikania jest szeroko rozumiana walka. Walkę należy tu rozumieć jako dążenie do osiągnięcia celu. Unikam dawania z siebie wszystkiego. Często jak mam okazję być „pierwszy“, „najlepszy“, i wymaga to walki, odczuwam jakiś impuls, osłabienie motywacji, nerwy. Zawsze wtedy daję sobie przyzwolenie do zaniechania walki, podświadomość mi mówi, że „i tak już wygrałeś“, sam fakt, że jestem w tej sytuacji, w której zwycięstwo jest bliskie, odbiera mi motywację do odbioru nagrody. Nie boję się zwycięstwa, ale zbliżenie się do niego odbiera mi radość z tego zwycięstwa. Długa nieudana walka i wiele porażek odebrało mi motywację do walki. Na codzień celem walki, której unikam, jest planowanie dnia i wypełnianie obowiązków. Jestem uzależniony od mechanizmów obronnych, które są jedynym lekiem na bóle w klatce piersiowej. Najgorsze jest to, że one działają bardzo dobrze. Acting out w postaci wielogodzinnego siedzenia przed komputerem sprawia, że przez te kilka godzin problemu nie ma. Jestem zatem uzależniony od mechanizmów obronnych, a prorastynacja, zwlekanie, internet, komputer, gra, itp. to narzędzia, którymi się posługuję, by „się obronić“. Od około roku po otworzeniu oczu rano leżę w łóżku przez 10-60 minut, nie wychodzę z łóżka. To jest jak prokrastynacja, ucieczka. Wyjście z łóżka jest bardzo trudne. Czasem biorę komputer i zamiast wstać, ubrać się, zjeść itd poprostu gram parę godzin. Czasem (trwa to od około roku) obiecuję sobie, że nie wezmę komputera, więc leżę i przez godzinę nie mogę wstać. To nie jest depresja. To ucieczka, wpędzam się w takki stan oczekiwania, w którym nie ma nerwów i nie ma napięcia, a co najważniejsze nie ma walki. (...) (...)Uzależnienie – jestem osobą skłonną do uzależnień, słabą. Umiejętność kontroli id przez ego zależy od stanu umysłu. Jestem uzależniony od prokrastynacji. Moja mama oraz mój dziadek są uzależnieni od alkoholu. Mogę z pewnością stwierdzić, że jestem uzależniony od komputera (z zastrzeżeniem, że komputer, to tylko narzędzie mechanizmów obronnych, które są sednem problemu). Wczoraj (gdy to pisałem) wstałem o 6 rano, włączyłem komputer i w łóżku, nie ubierając się, trwałem przy nim do godziny 15. Poprostu nie mogłem skończyć. Bardzo często mam poczucie, że wykonuję jakąś czynność, i powinienem skończyć. Na przykład siedzę teraz i piszę, wiem, że najpierw powinienem zjeść śniadanie, ale ta powinność, strach przed tą powinnością, nakręca czynność która staje się wtedy kompulsywna. Później wstałem, ubrałem się, pograłem na gitarze (to też był taki mechanizm obronny, żeby przeciągnąć czas i nie myśleć o poczuciu winy) i wróciłem do komputera. Skończyłem dobrze po północy, poszedłem coś zjeść, męczyły mnie nudności, gdyż tego dnia prawie nic nie jadłem. Nie mogłem zasnąć, miałem bóle głowy. W większości przypadków komputer jest narzędziem prokrastynacji. Można powiedzieć, że jestem od niego uzależniony. Przed przystąpieniem do grania wiem, że nie powinienem, ale daję sobie przyzwolenie. Zazwyczaj przyzwolenie to polega na tym, że „tylko raz“, „mam trochę czasu“, „czemu nie, to jest przyjemne“. Gdy zacznę grać, tracę poczucie czasu, nigdy nie gram zgodnie ze swoim pozwoleniem („tylko 10 minut przeradza się w nieskończone zwlekanie). Podsumowując: • Kompulsywne zastępowanie czynnościami prokrastynacyjnymi czynności które „powinienem“ wykonać. • Podczas prokrastynacji następuje wyparcie wszelkich myśli, dzięki czemu chwilowo unikam kłucia w klatce piersiowej. (...) (...)Jak działa prokrastynacja (czyli uzależnienie od mechanizmów obronnych) Działa tak jak uzalenienie od papierosów, czy od alhoholu. Tak jak uzależnienie od internetu czy od komputera. Przebywam w mieszkaniu, mogę włączyć komputer, wiem że jak to zrobię to stracę prawdopodobnie parę godzin, ale za każdym razem zaczyna się to od „tylko raz, tylko na chwilę“, później tracę poczucie czasu. To taki impuls. Podczas prokrastynacji mój umysł skupia się na czynności prokrastynacyjnej, osiągam pewien stan przyjemności który wynika z tego, że nie muszę myśleć o czynnościach wywołujących kłucie w klatce. Najprościej: leżę w łóżku pod kołdrą, jest ciepło. Nie wychodzę bo będzie zimno. Delektuję się stan w którym jestem, poczucie ciepła, bezpieczeństwa i przyjemności, wprowadzam umysł w stan błogiego niemyślenia o tym, co nie przyjemne. Spędzam bardzo dużo czasu pod prysznicem, ciepła woda powoduje stan przyjemności, nie chcę myśleć o jej wyłączeniu, więc ponownie, „wyłączam umysł“ i zwlekam. Potrafię przez 30 minut klęczeć pod prysznicem zwlekająz z wyjściem z niego (wyjście kojarzy się z zimnem, ale też z obowiązkami – ubrać się, posprzątać, itd. Więz cwlekam). Jestem uzależniony od tego zwlekania i od wyłączania umysłu, czyli od wprowadzania się w ten przyjemny stan ucieczki od myśli. Wywołuje to coraz poważniejsze konsekwencje w moim życiu. Osobiste (nie szukam pracy, nie pracuję, nie wykonuję obowiązków, zwlekam i czekam „na śmierć“, zaniedbuję przyjaciół) oraz zdrowotne (potrafię przez dwa dni prawie nic nie jeść, nie ubierać się, nie umyć się. Często nie myję zębów, ponieważ w tym stanie zwlekania dążę do zapomnienia o wszystkich czynnościach, które mają do czynienia z czynem, obowiązkiem lub wymagają jakiegoś zaangażowania. Potrafię wstać z łóżka i usiąść przy komputerze w majtkach, w których spałem i siedzieć tak do wieczora. Później wieczorem myję sie i mówię sobie, „muszę uciec z domu“. I pierwsze co robię to włączam komputer i mówię sobie „jeszcze jedna gra i koniec“ – czasami mi się uda wyjść z domu, posprzątać i przez jakiś czas realizować wszystkie obowiązki. Wtedy jest to ACTING IN czyli kolejny mechanizm obronny polegający na tym, że bronię się przed konsekwencjami moich zachować (czyli przed nerwami, poczuciem porażki, depresją) tym, że próbuję wszystko naprawić. Moje życie jest rozdarte pomiędzy acting in i acting out. Umycie zębów, posprzątanie, wykonanie obowiązków itp, staje się ACTING IN zamiast być czymś naturalnym. (...) (...)problemy interpersonalne Potrafię być rozmowny, towarzyski i inteligentny, ale w pewnym momencie pojawia się blokada, kłucie w klatce piersiowej. Gdy występuje kłucie, pojawia się blokada emocjonalna i powoduje, że nie jestem w stanie nawiązać bliższego kontaktu. Gdy tylko pojawia się owo kłucie, przestaję myśleć i zachowywać się naturalnie i inteligentnie. Jakby moje możliwości intelektualne spadały nagle do zera, staję się nagle umysłowym kaleką. Nie jestem w stanie nic powiedzieć. Umiejętność rozmowy z drugim człowiekiem zależy od stanu umysłu. (...) (...) Samobójstwo – Nie planuję, nie zamierzam, nie chcę. Nie mam ani jeszcze nie miałem prawdziwej „książkowej“ depresji - ale cały czas mam jakiś trocę obniżony nastrój. Myśli pojawiają się jednak i muszę to zaznaczyć. To zmierza w bardzo złym kierunku. Chciałbym żeby ktoś mi pomógł. Muszę przestać powtarzać sobie, że sam muszę się wziąć za siebię. Próbuję od paru lat. Mam dość cierpienia. To jest najgorsze cierpienie - bo cierpię bardzo mało - to taki niewielki ból który zrzera mnie 24godziny na dobę. Wolał bym żeby bolało naprawdę. Jestem bardzo daleki od samobójstwa i nic takiego nie planuję ani nie planowałem, i nigdy nie zamierzam nikogo tym straszyć. Będę sobie dalej żył z tym cierpieniem i będzie mi źle. Z drugiej strony, jak napisałem, myśli się pojawiają – napewno jestem w grupie jakiegoś ryzyka. (...) Będę wdzięczny za wszelką pomoc i próbę podjęcia rozmowy. Jestem bardzo zdeterminowany, żeby nad sobą pracować, ale nie wiem jak i nie potrafię zacząć. Odbyłem dwuletnią terapię poznawczą - ale to były takie pogaduszki. W przyszłym miesiącu zamierzam zacząć intensywną trzymiesięczną psychoterapię (muszę czekać bo to NFZ). Do tego czasu spędzę 90% czasu zwlekająć (komputer głównie). Czy ktoś mi pomoże?
  3. A ja nie chcę się lekami leczyć. Poprostu nie. Uważam, że dobre życie to kwestia odpowiednich decyzji, nawet u neurotyka. Szukam psychologa, który pomoże mi te decyzje podjąć, ponieważ sam, przez ciągłe huśtawki, nie mam jednolitego obrazu siebie. Problem w tym, że trudno znaleźć psychologa o odpowiednim wykształceniu. Jeśli ktoś mógłby mi polecić psychoterapeutę, który jest bardzo elastyczny w myśleniu, konkretny i na wysokim poziomie intelektualnym, który nie traktuje pacjenta przedmiotowo, który będzie słuchał, analizował i wspólnie z pacjentem wyciągał wnioski, radził i prowadził do wyleczenia, będę wdzięczny. Przez moje problemy wypuściłem z rąk mnóstwo wspaniałych szans, chcę nauczyć się walczyć o nie! Pozdrawiam
  4. Witam, Czy ktoś mógłby mi polecić dobrego psychologa? Jestem mężczyzną (27l), pomimo dwuletniej terapii jestem tylko zmęczony metodami poznawczymi. Tematy to: zaburzenia afektywne, osobowość, nerwica lękowa, dystymia, prokrastynacja Poszukuję kogoś z dobrym warsztatem, kto potrafi zaplanować terapię z użyciem konkretnych sposobów, nie chodzi mi o pogaduszki, to już mam za sobą. Psychoterapeuta powinien być dynamiczny, elastyczny, pragmatyczny, odpowiedzialny (wiem że to oczywiste ale jednak), posiadać wiedzę i doświadczenie. Potrzebuję psychoterapii bardziej behawioralnej niż poznawczej. Pozdrawiam, Remigiusz, mój mail to: remic54321@wp.pl
  5. Kurwa. Takie jest moje życie. Próbuję posprzątać, próbuję się umyć, próbuję wyjść. Moje życie to ciągła walka ze sobą - niczego nie robię, wszystko próbuję. Każda czynność sprawia mi trud. Tak, robię to, przecież kurwa wiem. Nie jestem głupi. To samo mówił mi psycholog - że w końcu to robię. Tylko że wszystko sprawia mi ból. Albo mi ktoś z was pomoże albo skoczę z mostu. Chuj wam w dupe. I tak skocze. A tak na serio - to nikogo nie zamierzam straszyć - jestem jeszcze zbyt silny żeby to zrobić. Nigdy jeszcze nie miałem prawdziwej depresji - ale cał czas mam obniżony nastrój. To zmierza w bardzo złym kierunku. Przede mną życie pozbawione sensu!!!!! Chciałbym żeby ktoś mi pomógł. Serio, mam w dupie gadkę że sam muszę się wziąć za siebię. Próbuję od paru lat. Mam dość cierpienia. To jest najgorsze cierpienie - bo cierpię bardzo mało - to taki niewielki ból który zrzera mnie 24godziny na dobę. Wolał bym żeby bolało naprawdę. Jaki sens ma życie jak masz problem z najprostszymi czynnościami? I w dodatku masz sporą wszechstronną wiedzę, ambicje i marzenia? Jedyne co umiem to siedzieć i rozmyślać. Niech ktoś mi za to zapłaci. Za dużo pracuję nad sobą - i żadnych efektów. Żebyście wiedzieli z jaką zawziętością to robię. I nic. Choroba psychiczna. Jestem jak roślinka która usycha, pomimo że się o nią dba - i nikt nie wie dlaczego. -- 05 sty 2015, 23:19 -- Jeszcze raz napisze bo się zagalopowałem - to był żart - nie chcę nikogo straszyć, jestem bardzo daleki od samobójstwa i nic takiego nie planuję ani nie planowałem, i nigdy nie zamierzam nikogo tym straszyć. Będę sobie dalej żył z tym cierpieniem i będzie mi źle. -- 05 sty 2015, 23:33 -- Jest godzina 20:00. Dostałem ataku pozytywnego nastroju. Wszystko nagle prysło. Wiem, że jutro będzie zupełnie inaczej, ale w tej chwili zapominam o wszystkich problemach. Nie ma ich. Nagle pryskają, od tak. Takie chwile trwają krótko i pojawiają się zawsze nieoczekiwanie, ale jest zajebiście. Bez żadnych używek ani uzależnień jestem na haju! Tylko że ostatnio są trochę rzadziej. Raz na 2-3 dni, i trwają nie dłużej niż godzinę. Siedzę sobie przed komputerem, puszczam muzykę i nagle się pojawia!
  6. Napiszę jeszcze raz. Ponownie straciłem kontrolę nad swoim życiem. Od nowa. Mam już 28 lat. Jako dziecko miałem adhd, zaburzenia koncentracji, problemy w szkole, utrudnione nawiązywanie kontaktów, często płakałem. Tylko że w tamtych czasach nikt nie zauważył tego. Dopiero teraz stwierdziłem że tak było. Wszyscy robili wszystko, żeby czasem nie stwierdzić że coś jest nie tak. Pamiętam dokładnie jak na świadectwach było napisane "łatwo nawiązuje kontakty". Gówno prawda. Moja mama ma zaburzenia osobowości. Często doświadczałem psychicznej przemocy. W mojej rodzinie nigdy nie mówiło się o problemach, jeżeli jest problem to się go ukrywa. Poszedłem na studia, później na drugie studia. Poszedłem do psychologa w 2001 roku po raz pierwszy. Z konkretnym problemem: prokrastynacja. Na początku Pani wyznaczyła ramy czasowe:8 spotkań. Po czym okazało się że po tych 8 spotkaniach nic się nie wydarzyło. Ja jednak wierzyłem w terapię i uczęszczałem na nią do połowy 2014 roku. Pani stwierdziła że nie lubi słowa "prokrastynacja" bo to szufladkowanie. Ok, uwierzyłem. Dziś staczam się z każdym dniem i obok niewinnej "prokrastynacji" pojawiła się dystymia, zaburzenia osobowości, ogromne problemy w podejmowaniu najprostszych decyzji, problemy z koncentracją, samotność (dziewczyna mnie z oczywistych powodów zostawiła), dążę do tego żeby być strzępkiem człowieka. Kilka lat temu byłem inteligentny i bystry, teraz mam wrażenie że mój umysł jest ciągle czymś zaciemniony. Kilka miesięcy temu zaczęły pojawiać się myśli samobójcze, a jeszcze 3 lata temu samobójstwo było dla mnie totalnie niezrozumiałe. Od dobrego roku po otworzeniu oczu rano leżę w łóżku przez 10-60 minut z depresją. dzisiejszy dzień: Po przebudzeniu próbowałem posprzątać mieszkanie. W totalnym chaosie, czynności które powinny mi zająć 20 minut zajęły 2 godziny. Później wyszedłem z domu, po 3 godzinach poszedłem do sklepu. Nie mogłem z niego wyjść, problem typu"nie wiem co zrobić na obiad" sprawił że chodziłem po carrefurze przez ponad godzinę z pustym koszykiem! W końcu kupiłem coś, czego nie chciałem. Tak wygląda prawie każdy mój dzień, to się zaczęło w młodości i na początku było stabilne - a jakieś 2 lata temu zaczęło nagle się pogarszać. Jestem dobrym człowiekiem, nie palę, nie piję, szanuję ludzi. Nigdy nie myślę egoistycznie. Jestem poprostu dobrym frajerem. Czym ja sobie zasłużyłem na takie życie? Przypadek: mam na 12 zajęcia. Siedzę w domu - mój umysł wariuje, nie idę na zajęcia, mam problemy. Gdzie tu jest odpowiedzialność? Mam prawie skończone bardzo prestiżowe studia. Nie jestem w stanie wykonywać żadnego zawodu. W wieku 28 lat jestem zawodowo wypalony. Koniec. Nawet na kuchni nie będę w stanie pracować. Z drugiej strony przez ostatnie lata miałem bardzo dobre rokowania, ale każdy sukces wymagał ode mnie ogromnego poświęcenia - i teraz jestem w dupie. Czy ktoś mi coś doradzi może? Tylko jak ktoś chce napisać: "idź na psychoterapię" to podpowiem: musiałbym zadzwonić do taty i powiedzieć "tata daj mi na psychoterapię" a ja mam 28 lat i wolałbym tego nie robić. Poprostu mnie nie stać. Ledwo wiążę koniec z końcem, na nic mnie nie stać. A moja rodzinka wcale nie jest biedna. Poza tym jestem trochę zniechęcony. 2 lata i nic. Teraz, moje życie jest
  7. remic1

    Szukam porady

    Mi terapia całkiem pomogła, tylko że dotarłem do pewnego punktu, którego nie mogę przekroczyć dalszymi pogaduszkami Z problemami jest tak, że albo się je rozwiąże albo i nie. I czasem całe życie nie starczy. Jestem w takim miejscu, że skończyły mi się pomysły. Może to i dobrze - odpocznę trochę od terapii i może jak wrócę będzie lepiej. A może i nie dobrze. Naprawdę nie wiem. -- 05 sty 2015, 18:07 -- Napiszę jeszcze raz. Ponownie straciłem kontrolę nad swoim życiem. Od nowa. Mam już 28 lat. Jako dziecko miałem adhd, zaburzenia koncentracji, problemy w szkole, utrudnione nawiązywanie kontaktów, często płakałem. Tylko że w tamtych czasach nikt nie zauważył tego. Dopiero teraz stwierdziłem że tak było. Wszyscy robili wszystko, żeby czasem nie stwierdzić że coś jest nie tak. Pamiętam dokładnie jak na świadectwach było napisane "łatwo nawiązuje kontakty". Gówno prawda. Moja mama ma zaburzenia osobowości. Często doświadczałem psychicznej przemocy. W mojej rodzinie nigdy nie mówiło się o problemach, jeżeli jest problem to się go ukrywa. Poszedłem na studia, później na drugie studia. Poszedłem do psychologa w 2001 roku po raz pierwszy. Z konkretnym problemem: prokrastynacja. Na początku Pani wyznaczyła ramy czasowe:8 spotkań. Po czym okazało się że po tych 8 spotkaniach nic się nie wydarzyło. Ja jednak wierzyłem w terapię i uczęszczałem na nią do połowy 2014 roku. Pani stwierdziła że nie lubi słowa "prokrastynacja" bo to szufladkowanie. Ok, uwierzyłem. Dziś staczam się z każdym dniem i obok niewinnej "prokrastynacji" pojawiła się dystymia, zaburzenia osobowości, ogromne problemy w podejmowaniu najprostszych decyzji, problemy z koncentracją, samotność (dziewczyna mnie z oczywistych powodów zostawiła), dążę do tego żeby być strzępkiem człowieka. Kilka lat temu byłem inteligentny i bystry, teraz mam wrażenie że mój umysł jest ciągle czymś zaciemniony. Kilka miesięcy temu zaczęły pojawiać się myśli samobójcze, a jeszcze 3 lata temu samobójstwo było dla mnie totalnie niezrozumiałe. Od dobrego roku po otworzeniu oczu rano leżę w łóżku przez 10-60 minut z depresją. dzisiejszy dzień: Po przebudzeniu próbowałem posprzątać mieszkanie. W totalnym chaosie, czynności które powinny mi zająć 20 minut zajęły 2 godziny. Później wyszedłem z domu, po 3 godzinach poszedłem do sklepu. Nie mogłem z niego wyjść, problem typu"nie wiem co zrobić na obiad" sprawił że chodziłem po carrefurze przez ponad godzinę z pustym koszykiem! W końcu kupiłem coś, czego nie chciałem. Tak wygląda prawie każdy mój dzień, to się zaczęło w młodości i na początku było stabilne - a jakieś 2 lata temu zaczęło nagle się pogarszać. Jestem dobrym człowiekiem, nie palę, nie piję, szanuję ludzi. Nigdy nie myślę egoistycznie. Jestem poprostu dobrym frajerem. Czym ja sobie zasłużyłem na takie życie? Przypadek: mam na 12 zajęcia. Siedzę w domu - mój umysł wariuje, nie idę na zajęcia, mam problemy. Gdzie tu jest odpowiedzialność? Mam prawie skończone bardzo prestiżowe studia. Nie jestem w stanie wykonywać żadnego zawodu. W wieku 28 lat jestem zawodowo wypalony. Koniec. Nawet na kuchni nie będę w stanie pracować. Z drugiej strony przez ostatnie lata miałem bardzo dobre rokowania, ale każdy sukces wymagał ode mnie ogromnego poświęcenia - i teraz jestem w dupie. Czy ktoś mi coś doradzi może? Tylko jak ktoś chce napisać: "idź na psychoterapię" to podpowiem: musiałbym zadzwonić do taty i powiedzieć "tata daj mi na psychoterapię" a ja mam 28 lat i wolałbym tego nie robić. Poprostu mnie nie stać. Ledwo wiążę koniec z końcem, na nic mnie nie stać. A moja rodzinka wcale nie jest biedna. Poza tym jestem trochę zniechęcony. 2 lata i nic. Teraz, moje życie jest -- 05 sty 2015, 18:20 -- .
  8. remic1

    Szukam porady

    No dobra. Rozumiem i nie rozumiem. Ale wiem - chodze do tego psychologa i dowiaduję się mnóstwo bardzo ciekawych rzeczy. Ale wiedza nie pomaga. Wiem, że nie ma magicznego sposobu, tylko cierpliwość i praca. Ale to tylko piękne słowa. Sama cierpliwość i praca nie wystarcza - trzeba wiedzieć jak pracować. Jak się jest cierpliwy, a efekty nie są takie, jakie bym chciał, to nie ma motywacji. Jak szukać właściwych metod pracy? Wydawało by się "zmień psychologa i zacznij brać tabletki"? Czy to takie proste? Wydaje się, że gdzieś głęboko w środku mnie siedzi jakaś czarna cząstka, która oprze się jakimkolwiek sposobom leczenia. To tak jakbym w pewnym momencie mówił sobie "teraz sobie dopi****e" i robię wszystko nie tak jak trzeba. Tak jakby to nie przez problemy, tylko przez to, że ja poprostu podejmuję dorosłą decyzję, że ja tak chcę. I wtedy obwiniam wszystkich i oczekuję pomocy, ale to tylko moje własne decyzje. Robię sobie na złość, ale nie jestem w stanie postępować inaczej, gdyż przez nerwicę tracę możliwość logicznego myślenia. Ale czy to nie jest tylko moja wymówka od błędów?. Wpadam w błędne koło. Wydaje mi się, że przez to nawet jak rok będzie dobrze, to później nagle się załamię. Tak poprostu. Tu jest moja słabość. Nagle w pewnym momencie zacznę łamać wszystkie moje zasady. Czy to znaczy że mam brać te tabletki w nieskonczoność, tak jak moja koleżanka?
  9. remic1

    Szukam porady

    Do tej pory myślałem, że to ja pracuję, a nie psycholog, dlatego traktowałem moje oczekiwania co do psychologa jako moje wymówki. Obawiam się, że jak zacznę zmieniać psychologów, to się nakręcę. Przestanę traktować siebie jako normalną osobę, nabawię się kompleksów (których na szczęście udaje mi się dotychczas unikać). Chodzenie do tego psychologa traktuję bardziej jak dialog z samym sobą niż jako terapię. Ponadto jestem dorosły i sam odpowiadam za siebie, nie mogę obwiniać panią psycholog za to, że mi się nie poprawia. No, ale efektów nie ma, prawda. Trzeba coś zmienić, gdyż życie jest za krótkie na ciągłą walkę. Jeśli chodzi o antydepresanty... Nie mam pojęcia, jak one działają. Teraz na przykład jest ok. Nie mam w tej chwili nerwów. Czy antydepresanty to takie magiczne tabletki przeciwbólowe które biorę jak mnie złapie? Czy jak zacznę je brać, to będę tą samą osobą, tak samo myślącą? Mam koleżankę, która już 10 lat jest na lekach. Trochę przeraża mnie uzależnienie się od chemii, która coś zmieni w moim sposobie myślenia/funkcjonowania. Jak myślę o tabletkach, to zadaję sobie pytanie: czy to konieczne? Łatwo mi jest znaleźć pracę, ale nie łatwo mi w niej zostać dłużej niż 2 miesiące. Ale praca nie jest w tej chwili najważniejsza. Najważniejsze jest nauczyć sie cieszyć życiem, praca przyjdzie. Wiem. I rozumiem. I nawet to zrozumienie nie pomaga. Poprostu czuję się za słaby, choć już wszystko o sobie wiem. Dlatego mówię sobię: no dobra. Dość tej walki. Poprostu wezmę tabletki i tyle. Wszystko minie. A może powinienem wziąć leki i walczyć dalej?
  10. remic1

    Szukam porady

    Witam, Po pierwsze, nie szukam prostej porady - chodzę od 2 lat na psychoterapię i czytam sporo na ten temat. Moje pytania kieruję do osób, które mają jakąś wiedzę psychologiczną. Po drugie, to traktuję to forum z przymróżeniem oka. Internet to istny chaos i bardzo trudnno wygrzebać coś przydatnego, ale wierzę, że każda forma porady, nawet i ta może się przydać. Mam 26 lat, jestem mężczyzną, od jakiś 8 lat mam objawy nerwicy lękowej, które może nie nasilają się teraz, ale za to się "utwierdzają", to znaczy im częściej występują, tym mniejsze prawdopodobieństwo wyleczenia. W dzieciństwie miałem ADHD i teraz mam też. Podczas terapii wyleczyłem impulsywność (to było dużo łatwiejsze), ale zostały zaburzenia uwagi. I to w połączeniu z niekontrolowanymi napadami nerwicy to sedno mojego problemu. Najgorsze jest to, że napady nerwicy nie mają żadnej silnie zdefiniowanej przyczyny. Przyczyn jest zazwyczaj wiele, to są bardzo różne złożone sytuacje. Mam dokładnie to, co moja mama, tylko że ona od 20 lat to ma i miała poważne problemy z alkoholem, więc to już inna bajka. Ona była świadoma tego, że jestem skonstruowany tak, jak ona, i przez to wyżywała się często na mnie, co pogłębiło mój stan. Oczywiście w szkole i w domu nikt sobie nie zdaje sprawy, że dziecko z ADHD trzeba traktować nieco inaczej, stąd lęki, no ale cóż, trzeba patrzeć do przodu. Od 2 lat chodzę do psychoterapeuty i próbuję nad sobą intensywnie pracować, ale mam wrażenie że cały czas stoję w miejscu. Czytam trochę na ten temat. Jestem po czwartym roku studiów, puki co nie byłem w stanie znaleźć stałej pracy, ze względu tan ten problem. Nawet pomimo tego, że od pierwszych dni pracy chodziłem do psychoterapeuty i regularnie kontrolowałem moją pracę. Udało mi się osiągnąć pewne sukcesy, ale ostatnio zdarzyły mi się dwa przypadki, gdzie wszystko wymknęło mi się spod kontroli. Wpadam szybko w depresję, czuję silne kłucie w klatce piersiowej, to nie pozwala mi osiągnąć sukcesu. Tak jest od kilku miesięcy. Parę dobrych chwil, później strach i dzień bólu i nerwów. Dwa tygodnie temu przerwałem terapię, ponieważ zdecydowałem się na wyjazd z kraju i powłóczenie się po świecie. Wiem jednak, że to nie pomoże. Muszę znaleźć jakiś sposób walki z tym, ponieważ widzę czarno na białym, że przegrywam tę walkę. Mam marzenia, mam plany, ale nerwica nie pozwala mi ich zrealizować. Nerwy sprawiają, że przestaję myśleć logicznie. Pytanie, czy powinienem zmienić psychoterapeutę? Pani do której chodzę jest bardzo dobra i dobrze rozumie moje problemy, ale zastanawiam się, czy taka zmiana nie pomoże trochę. I jeszcze jedno pytanie: czy po 2 latach powinienem od psychologa oczekiwać sukcesów? Czy sięgnąć po antydepresanty? Wczoraj wpadłem w nerwy, i rozmyślając nad tym, jak mogę sobie pomóc myślałem, że jedyny sposób to antydepresanty. Poprostu czuję, że mnie boli w klatce piersiowej. Było bardzo trudno.l Ale bardzo chcę tego uniknąć. Mój psycholog poprosił mnie, żebym udał się na konsultację do psychiatry, choćby żeby z nim porozmawiać i lepiej poznać sprawę. Tak pewnie zrobię, ale bardzo bym chciał poszukać jeszcze jakiejś metody pracy nad sobą bez leków. Oczywiście mógłbym pisać w nieskończoność, ale narazie pomyślałem, że lepiej jak spróbuję napisać parę zdań w skrócie. Będę wdzięczny jeśli ktoś zechce ze mną na ten temat podyskutować. Pozdrawiam, R.
×