
inca89
Użytkownik-
Postów
26 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez inca89
-
Ja z perspektywy czasu myślę że zrobiłam duży błąd odstawiajac dwukrotnie leki. Może gdybym się od początku zawzięła, poszła do tego na terapię to byłoby lepiej. A teraz nie dość że muszę brać silniejsze leki to zanim się doczekam na terapię to minie kolejny rok...
-
Ataki (jak wyglądają, jak sobie radzimy)
inca89 odpowiedział(a) na cicha woda temat w Nerwica lękowa
To jest chyba dość powszechny objaw paniki który nakręca nerwice. Też to mi się często zdarza. Zazwyczaj jak gdzieś jade komunikacja miejską to obyczajam gdzie po drodze są Wc. Paranoja, wiem, ale nie raz toaleta w jakimś centrum handlowym czy w metrze ratowała mnie w takiej sytuacji. Reakcje żołądkowe napędza lęk. Jak tylko zaczynasz o tym myśleć - brzuch zareaguje. O biegunkę nietrudno niestety. Ja staram się czymś zająć myśli w czasie drogi - grzebie w smartfonie najczęściej. -
O, długodystansowiec, jak ja. Ja co pomyślę że z tego wychodzę, to znów zjazd. Przestaje mieć nadzieję, że kiedyś uda mi się podejmować decyzje bez wpływu nerwicy. Wiem, że to jest w głowie, ale mam tę fobie od dziecka, nie umiem wyjaśnić tego mojemu glupiemu mózgowi.
-
Hej. Niewiele osób już tu zagląda widzę. Od października jestem znów na leczeniu, weszłam na 20mg escitalopramu ale z racji tego że miedzy poszczególnymi dawkami esci nie było dużej różnicy przepisano mi Parogen. Dopiero jak zaczęłam brać go to sie skapnęłam że to to samo co ParoMerck który brałam lata temu. Mam wrażenie że mam skutki uboczne tego leku ale może to moja wyobraźnia. Jest źle, ale lepiej niż we wrześniu. We wrześniu miałam najgorszy okres ever, lęki tak silne że nie czułam się bezpiecznie nawet w domu. Oprócz mdłości miałam także cały wachlarz innych objawów paniki co dotąd mi się nie zdarzało. Czasami mam wrażenie że ta panika jest ze mną cały czas tylko przymulona przez leki. Kolejna wizyta u psychiatry 10.04, zobaczymy czy zostanę na paro czy znów zmienimy. Mam dość. Niedługo 30 a ja nie znam życia bez fobii.
-
fallen93 ostatni raz chyba z 5 lat temu - reakcja po antybiotyku na zapalenie ucha Ostatnio jest gorzej. Znacznie gorzej. Może to jesień, nie wiem... Zaczęło się od tego że zrobiło mi się słabo w tramwaju jakoś końcem września. Prawie zemdlalam, miałam już czarno przed oczami. A to nie była długa trasa, jeżdżę czasem znacznie dłużej. I od tamtej pory wrócił Strach. Znów mam ciągle "gule w gardle", brakuje mi śliny, nie mogę jeść w pracy etc. Już czuję że schudłam, pewnie znów stracę moje ciężko nazbierane kilogramy. Łapią mnie ataki paniki np. na spotkaniach biznesowych (acz zawsze staram się wytrwać). Do pracy jak jadę zatłoczonym tramwajem to czasem na 3 tury się przesiadam. Dramat. Zastanawiam się nad powrotem do wizyt u psychiatry. Nie wiem czy ta Elicea dużo dawała, ale może nawet jakieś placebo trochę pomoże... Evelynn ja jestem z Wawy ale nic ci nie polecę bo nie trafiłam jeszcze na dobrego lekarza. Jeśli się zdecydujesz, proponuję psychiatrę, to jednak odpowiedniejszy wybór dla fobii.
-
Hej, po długiej przerwie (prawie 2,5 roku!) postanowiłam się znów odezwać. Podczytuje forum co jakiś czas, ale u mnie w sumie bez zmian. Nadal unikam miejsc publicznych, ataki paniki łapią mnie rzadziej, ale jak się pojawią to są bardzo silne. Łatwo sobie wkrecam, że o, na pewno będę zaraz wymiotować, chociaż wiem że to nieprawda. Można oszaleć. Moje życie towarzyskie kuleje, bo ciągle się boję że nadejdzie atak paniki (mdłości, telepanie, zimny pot). Nie jem w miejscach publicznych (najgorsze są zamknięte pomieszczenia czy nawet mieszkania znajomych), centra handlowe też odpadają, zazwyczaj wchodzę do góra dwóch sklepów i uciekam. Caly czas przeraża mnie perspektywa posiadania dziecka, które przecież ciągle ma jakieś jelitówki. Mam wrażenie że bym go nienawidziła przez to. Obawiam się jednak, że skończy się to rozstaniem z moim długoletnim facetem. Trzydziestka się zbliża a tu zero szans na zmianę punktu widzenia. Ciężkie i smutne jest życie emetofobiczki. Tyle problemów o taką bzdurę. Ale weź tu bądź mądry i wytłumacz głupiemu mózgowi, że to wszystko jakieś urojenia. Fallen93, powiedz partnerowi. Przynajmniej on nie będzie prowokowal stresujacych cię sytuacji. Fakt, że nie jest komfortowo o tym mówić, ale akurat ktoś tak ci bliski powinien o tym wiedzieć. A jeśli chodzi o pracę - też się bałam, ale jest dobrze. Dzięki pracy nie zdziczałam chyba. Mam problemy ze wspólnym wychodzeniem na posiłki, ale jak jem w biurze to jest ok. Postaw na pracę gdzie nie jesteś przyklejona do okienka i gdzie możesz swobodnie odchodzić od biurka. Jak będziesz czymś zajęta mniej będziesz myśleć o swoich przypadłościach.
-
Kacha89 oj współczuję, ja też pamiętam wymiotujace dzieci w przedszkolu - cała się wtedy trzeslam ze stresu i potem unikalam tych dzieci jak ognia. U mnie jest mniej napadów paniki też, ale ten lęk chyba po prostu zawsze zostaje. Mam tak samo. I jeszcze ostatnio ciągle mnie boli głowa, nie wiem czy to od tej Elicei czy od pogody. -.- Psychotropka`89, widzę że wiele przeszłas juz w życiu, jesteś bardzo dzielna. W ogóle jakby były tu jakieś "emetki" z Warszawy i chciały się spotkać z kimś kto zrozumie atak paniki, konieczność wyjścia na powietrze albo nie przyjścia w ogóle z powodu paniki, to jakby co jestem chyba gotowa spróbować. Nigdy nie spotkałam nikogo podobnego do mnie, zazwyczaj w ogóle unikam wyjść, ale może wiedza ze ktoś boryka się z tym samym by pomogła...
-
Ale kochana nikt Cię nie zrozumie jeśli kogoś taki problem nie dotknął. Nie oczekuj wielkiego wsparcia i oklasków od najbliższych, bo go nie dostaniesz. Będą Ci mówić, że wymyślasz, że inni mają poważniejsze problemy i czym ty sobie w ogóle głowę zawracasz. Nawet jak ktos będzie próbował okazać zrozumienie, to w duchu i tak będzie traktował sprawę z pobłażaniem. Szczerze mówiąc, jakbym to ja była zdrowa i mnie by ktoś wyskoczył z takim czymś też bym się popukała w czoło. O mojej fobii wie tylko moja przyjaciółka i mój facet (któremu się przyznałam dopiero po kilku latach). Pomimo że mam to od dziecka nawet mamie o tym nie mówiłam. Już widzę jak by na mnie spojrzała... Jesteśmy w tym sami i to my musimy chcieć walczyć. Albo zrozumieć / pogodzić się - jak zwał tak zwał. A walczyć warto - po to by się nie męczyć. Ja się męczę od 20 lat, ale wciąż staram się nie tracić nadziei. Po odstawieniu Paro i braniu miesiąc Elicei 5mg stwierdzam się jest nareszcie ciut lepiej. Paro powodował u mnie bezsenność i nic więcej. Po Elicei mam mniej ataków paniki, ale prześladujące myśli nadal są. Np. teraz koleżanki z pracy synek i mąż mają grypę żołądkową - świruję, że na pewno ona też będzie chora i nas pozaraża. Czasami jest mi gorzej, ale nie mam takich drastycznych napadów i łatwiej mi jeździć autobusami. Może poproszę o większą dawkę?
-
Katxx mam identycznie z tymi środkami transportu. Dobrze Cię rozumiem :* Nie pisałam bo wiele się działo, mój dziadek trafił do szpitala i zmarł. Do tego dużo pracy w biurze, problemy finansowe - wszystko na raz. psychiatra zmieniła mi paro na eliceę 5mg, dziś wzięłam pierwsza I oczywiście mam schizy czy będę miała jakieś skutki uboczne. Ogólnie jest ciężko. -- 25 sty 2015, 12:23 -- Tak w ogóle mnie też brano za anorektyczke. Jak leżałam w szpitalu jak byłam mała, jeszcze nie wiedziałam że to nerwica, i mnie dali na oddział do anorektyczek właśnie, mówili że pewnie to ukrywam że się odchudzam. Masakra...
-
mggabijp, ja też zawsze potem sobie wyrzucam że z czegoś muszę zrezygnować z tak głupiego powodu. Ale co poradzić. Ostatnio gdzieś przeczytałam, że powinno się przestać walczyć z atakami paniki tylko je zaakceptować i nauczyć się je bagatelizować. Ta.. Łatwo powiedzieć ;p Ja dziś znów czuje się tak samo. Jak się zbudzilam było ok ale potem spadło na mnie znowu wszystko i zabawa od nowa: słabo mi, niedobrze, ciężko mi się oddycha. Zwariuje niedługo. Mnie niestety nie pomagają zapewnienia mojego faceta ze będzie ok. Dopoki sama się nie ogarnę to mało co jest mnie w stanie uspokoić. -- 31 gru 2014, 11:55 -- Aha, zapomniałam odpisać. Biorę 20mg paro dziennie (1 tabletka). A dziadek miał udar, wymaga już stałej opieki, musimy oddać go do domu opieki, co prawda sprawdzonego i poleconego, ale trudno mi się z tym pogodzić. Dziadek i mama to moja jedyna rodzina właściwie. Jak dobrze ze jeszcze w tym tygodniu nie muszę iść do pracy! Chyba bym nie wyrobiła.
-
Ja sobie nie wyobrażam mieć dzieci. Nie radzę sobie z samą sobą, jak miałabym się zająć dzieckiem? Jest źle. Mój dziadek trafił do szpitala, pisałam Wam też wcześniej że paro slabo działa - to wszystko się skumulowalo i i od wczoraj wariuje. Mdłości, biegunka, lodowate dłonie, dziś nie byłam w stanie nic przełknąć, tak mi źle, oszaleję niedługo. Chcę żeby to się skończyło. Nie wiem co ze sobą zrobić.
-
Cześć, dziewczyny, nie odzywałam się bo przeważnie pisałam do Was po drodze do pracy a od pewnego czasu jest znowu gorzej. Myślałam, że paro, który biorę od połowy listopada pomaga, ale może przez 2 tyg jakoś się trzymałam (chyba chciałam w to wierzyć), a potem znowu... Zimny pot w autobusach, panika, mdłości, słabość. W pracy raz tak mnie złapało, że normalnie cała się trzęsłam, na szczęście nikt nie zauważył i nikt ode mnie nic nie chciał, po jakichś 3h dopiero zrobiło mi się lepiej. Innymi słowy - wzloty i upadki pomimo brania leku. Wizytę mam dopiero za miesiąc, pewnie znowu mnie będzie namawiać na terapię, ale kurczę naprawdę średnio mogę sobie na nią teraz finansowo pozwolić. ;( A nie chciałabym zaczynać i przerywać etc. Jeszcze w dodatku nabawiłam się nerwicy natręctw - identyczny przypadek jak opisany tutaj. Normalnie tak mnie język już boli, staram się tego nie rozbić, ale to takie trudne. Natomiast jak łapie mnie panika to zaczęłam wbijać sobie paznokcie w zaciśniętą dłoń żeby odwrócić uwagę od mdłości i tego uczucia słabości i "braku powietrza" i to trochę pomaga, ale czuję że to żadne rozwiązane. Lipa, lipa no. Chciałam iść dziś do kina, ciekawe czy mi się uda spędzić seans bez potów i obsesyjnych myśli... -.- Ostatnio w kinie siedziałam jak na szpilkach i analizowałam "drogę ucieczki" z sali kinowej do wc... Co za idiotyzm... encyklopedia1, dobrze Cię tu wszyscy rozumiemy... Chyba nie ma sensu pytać "dlaczego" próbowałam na to odpowiedzieć sobie przez 20 lat i do tej pory nie wiem. Nie umiem znaleźć przyczyny tak zrytej pod tym kątem psychiki... Trzeba chyba po prostu nauczyć się żyć z tą ułomnością, tak jak np. inwalida godzi się z jazdą na wózku. Tylko, że łatwo powiedzieć, gorzej zrobić. alu, kochana, trzymaj się. Ja też miałam ok. 3-letnią przerwę w mojej fobii w czasach licealnych, zakochałam się "na zabój" i żyłam tylko tym, potem wszystko spadło na mnie znowu - koszmar. Ale to własnie wtedy zdałam sobie sprawę o podłożu psychicznym tych objawów. Wybierasz się do psychiatry? Szczęśliwego Nowego Roku też Wam życzę, a przede wszystkim spokoju ducha i mniej poplątanych myśli. :*
-
Sherlock wygląda jak mój jak był mały <3
-
mggabijp, nie martw się, może kiedyś będziesz potrzebować tego prawka i będziesz bardziej gotowa psychicznie, w końcu prawko można zawsze zdać, nie ma co się teraz zmuszać. Ja też czasem mam wrażenie że jestem za dobra, ale trudno to w sobie zmienić. A ludzie są wygodni i lubią to wykorzystywać.
-
Ja nie zdałam 4 razy a tak lubiłam jeździć. Ale poddałam się już kilka lat temu, w sumie żałuję że nie szłam za ciosem. Egzamin mnie paraliżuje i uwalam na tym co normalnie nie robi mi problemu.
-
Kurczę, zazdroszczę Ci takiego nastawienia, ja się boję że przez ten lęk dziecko zawsze będzie mnie odstraszało i nawet świadomość że jest moje nie pomoże. Czytałam kiedyś przypadek innej emetofobiczki, że wszyscy jej mówili że będzie lepiej jak urodzi dziecko, że ono będzie dla niej najważniejsze, a pisała że chociaż dziecko ma już 2 lata to ją to przerasta, ucieka z domu kiedy tylko może, nie wytrzymuje psychicznie etc. - boję się, że tez tak będzie, a nie chciałabym żeby dziecko czuło się skrzywdzone i odepchnięte przez jakieś moje schizy. Z drugiej strony lata lecą, ćwierć wieku na karku i kiedyś będę musiała podjąć ostateczną decyzję... Powiem Wam, że wczoraj zaczęłam brać Paro i jestem dziś jakaś skołowana, niedobrze mi, nie umiem się skupić - nie wiem czy coś sobie wkręcam czy to od Paro... Z tym, że ja już brałam ten lek 3 lata temu i nic mi nie było, więc miałam do niego dobre nastawienie...
-
Dziewczyny a jak radzicie sobie ze swoimi dziećmi kiedy wymiotują? Ja nie wyobrażam sobie mieć dzieci właśnie z tego powodu...
-
Ehhh zaraz jadę do pracy i delirka, mdłości, biegunka. Wkręcam sobie że coś mi jest, że grypa zoladkowa, masakra, nie wiem jak się dotocze do biura, jadę ponad godzinę ;/
-
Hej, ja po wizycie. Dostałam znowu Paro i zalecenie terapii. Pani doktor bardzo miła, powiedziała, że szkoda żebym się tak marnowała, bo widzi, że chcę to zmienić i mam świadomość jak to negatywnie wpływa na moje życie, a bez terapii nie pozbędę się tego lęku, musiałabym całe życie jechać na tabletkach, które jedynie stłumią objawy, więc mam poszukać sobie terapii. Martwię się tylko czy się uda na NFZ, nie zarabiam na tyle dużo obecnie żeby płacić co miesiąc przez pół roku/rok ok. 500zł... Podzwonię do ośrodków z listy, którą od niej dostałam i zobaczymy. Ale teraz przyszedł wieczór, a mnie tłuczą się po głowie myśli co zjadłam i czy coś mogło mi zaszkodzić. Paranoja...
-
Adriene, ja 3 lata temu brałam Paro, nie miałam żadnych skutków ubocznych. Wzięłam chyba ze 3 opakowania i porzuciłam mojego psychiatrę. Przez pewien czas było ok, potem wszystko wróciło. Ale i tak obstawiam, że poprawę przy braniu Paro spowodowała moja siła woli na pozbycie się tego - za przeproszeniem - g**na. Równie dobrze zadziałałoby placebo. Wszystko leży w psychice, dlatego chciałabym znaleźć lekarza, który nie tylko przepisze mi kolejne tabletki, ale jakoś pomoże mi zmienić mój "emetofobiczny" światopogląd. Jeszcze nie porzuciłam nadziei, że to jest możliwe. Dla mnie wszystkie ziółka to też pic na wodę, jedyne co na mnie działa, to krople miętowe, ale to dlatego, że od dziecka pragnęłam wierzyć, że to magiczny lek na wszystkie dolegliwości. ;p
-
Nie straszcie mnie tą jelitówką, jade zaraz na spotkanie do centrum handlowego i oczywiście panikuję. Jeszcze w dodatku od kilku dni czuję się "niewyraźnie", jestem troche podziębiona, więc boję się że będzie mnie łapać wszystko co możliwe. >.< Najchętniej jeździłabym teraz w takich maseczkach na twarzy, ale przypał. Ostatnio - puk, puk - było ze mną lepiej, nie miałam jakiegoś wielkiego ataku paniki, owszem zdarzyło się że wysiadłam z autobusu, bo lekko spanikowałam, ale to nic w porównaniu z niektórymi napadami. 3 listopada mam wizytę u psychiatry, trzymajcie kciuki, podobno babeczka jest fajna. 3 lata temu chodziłam do psychiatry, który tylko coś mruczał i notował w swoim kajeciku - poszłam tylko kilka razy, mam nadzieję, że teraz mi się poszczęści w doborze lekarza. mggabijp, pokaż kociaki ;D
-
mggabijp, przybij piątkę, ja miałam taki nocny kryzys na tym wyjeździe. W ciągu dnia było jakoś ok, wieczorem popilismy trochę wina, polozylismy się i się zaczęło. Ubzduralam sobie ze może za dużo wypiłam, że grill na pewno mi zaszkodzi. Nie spałam całą noc i tylko biegalam do WC bo dostałam z tego stresu biegunki. Rano kac od niewyspania. Na szczęście moja wspollokatorka miała mocny sen! Czułam się fatalnie i ogólnie miałam wszystkiego dosc... Jeszcze się dowiedziałam ze w pracy szykują mi biurko na stałe, a ja mam do firmy ponad godzinę w 1 stronę, jak wracam to czasem 2h - wolę pracować zdalnie, moja obecność nie jest tam niezbędna... Nie wiem jak to przeżyję jeśli będę musiała tam codziennie jeździć. mggabijp, i też mam tak jak ty. Ze tracę siły, ochotę walki, chcialabym moc się zaszyc w domu i zniknąć dla świata. Jakbym miała taką możliwość że względu na finanse to pewnie bym tak zrobiła. Ale trzeba żyć, płacić rachunki, to mój motywator. Może też spróbuj z innym lekarzem, ja mam wizytę już za niecały miesiąc...
-
A ja poza tym ze boję się że ktoś w pobliżu mnie będzie wymiotowal, to lubię latać, nie mam nic do samolotów... Jadę właśnie na ten wyjazd integracyjny i oczywiście w brzuchu rewolucja ze stresu, ale póki co tragedii nie ma. Pewnie będzie gorzej jak mi zaserwuja obiad. Koleżanka posłuchała że będzie dużo atrakcji, w tym na świeżym powietrzu więc czuję się spokojniejsza. :) Xandra, zazdroszczę braku ataków paniki, mam nadzieję że mnie nowy lekarz też pomoże... mggabijp, a nie brakuje Ci czegoś przez ciągle powielanie tego samego schematu tydzień w tydzień? Ja czasem tak sobie myślę że najchętniej bym się gdzieś zaszyła i odcięla od wszystkiego, ale z drugiej strony wiem z doświadczenia że alienacja pogłębia u mnie wszystko. Dopóki jestem w jakimś ferworze walki czy też jestem czymś wyjątkowo zaaferowana to jest ok. Jak był czas że się poddalam mojej przypadłości, przestałam ze sobą walczyć, to było tylko gorzej. Dlatego cały czas staram się żyć w miarę swobodnie... Acz nawet jak jakiś czas temu do kina poszłam to było mi tak źle, że aż nie mogłam uwierzyć - głupie kino!
-
Hej... Kiedyś myślałam, że jestem sama, dziwna, że coś ze mną nie tak. Wstydzilam się przyznawać do moich leków. Nikt nie chce być uznawany za dziwaka... Wszystko zaczęło się od tego kiedy mając 7 lat zwymiotowalam będąc w szkole. W toalecie, ale pamiętam że siostra zakonna nie chciała mnie wypuścić do toalety i ledwo zdążyłam... Od tamtego czasu minęło 18 lat. 18 lat strachu przed tym ze ja zwymiotuje albo ktoś zwymiotuje obok mnie. Nie chcę się powtarzać już po was, bo wszystkie opisywane przez was objawy pasują do mnie jak ulał. Najbardziej wkurza mnie to, ile przez to tracę. Kocham podróże, szaleństwa, nawet naukę. Niestety entuzjazm maleje wraz z chwilą w której mam coś zrobić - zastępuje go strach. Skończyłam bardzo dobre studia (oczywiście zajęć unikalam jak tylko mogłam) i nie jestem w stanie się realizować, nie lubię odpuszczać mojego bezpiecznego azylu jakim jest dom. Zmuszam się, bo czasem muszę jechać do biura albo się z kimś spotkać ale tocze wtedy ciągła walkę z samą sobą. 4 lata temu poszłam do psychiatry, który stwierdził u mnie emetofobie połączona z agorafobia. Dostałam ParoMerc, pomogło na kilka miesięcy - udało mi się przekonać sama siebie ze jest lepiej. Ale wróciło i nadal się męczę, układam sobie życie wokół tego. Mój chłopak z którym jestem już kilka lat stara się mnie zrozumieć, ale wiecie jak to jest... Tego nie da się sobie zwizualizowac. Boje się co będzie dalej przez to z moim związkiem, on chce dzieci a ja nie dam rady być matką skoro ledwo daje sobie radę z samą sobą. Poza tym małe dzieci i w ogóle dzieci ciągle wymiotuja - nie wyobrażam sobie tego. Mój luby mówi że będzie mi pomagał, że nie będe w tym sama... Taaa. Nie mogę po prostu się na to zgodzić żeby nie zrobić krzywdy sobie, dziecku i jemu. Czy moje życie zawsze takie będzie? Wszystkie plany podporządkowane temu lękowi? Czasem tak mam tego dość, Chciałabym żeby było normalnie. Za miesiąc znowu mam wizytę, chce spróbować u innego lekarza, ale szczerze mówiąc nie wierzę że to coś da. Znam przyczynę, wiem że jest to moje urojenie i nie mogę tego zwalczyć, ataki paniki mnie odpadają cały czas pomimo tej świadomości że nie jest to prawdziwe. Walka, walka, walka... Ciągle, zupełnie bezsensowna. -- 04 paź 2014, 01:32 -- CD. (nnie wiedziałam że nie można edytować) Czytam Wasze wypowiedzi i jakbym czytała o sobie no. Zawsze się bałam wracać nocnymi bo tam tyle pijanych ludzi, zawsze obczajalam otoczenie i swidrowalam wzrokiem "podejrzanych" - haha Teraz też mnie przeraża wizja jelitowki, jesień lubi grypy żołądkowe. A i pastę do zębów dobrze wyplukuje. ;p Nie jem skórki z pomidora, obsesyjnie sprawdzam daty ważności. Miałam lecieć na wakacje jakoś za miesiąc, ale mam obawy czy przez 5h lotu nikt nie będzie wymiotowal... Paranoja... Dobrze ze chociaż ja nie mam choroby lokomocyjnej. A tak poza tym jestem chuda jak patyk i podobnie jak wy najwięcej jem wieczorami, to taka jakaś bezpieczna pora... W ogóle mam wyjazd integracyjny na dniach i juz mam stresa, bo przecież są tam wykupione obiady etc. a ja nie jestem w stanie jest w dużej grupie osób. Staje mi wszytsko w gardle. -. - Oczywiście wychodzę wtedy na jakąś anorektyczke. Panikuje też trochę że się ludzie spija i będą wymiotowac, że łazienka będzie zajęta... Najchętniej bym nie jechała ale nie wypada... Poza tym cały czas staram się nie poddawać i zmuszać do normalnych działań.