Skocz do zawartości
Nerwica.com

Emotional

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Emotional

  1. Zainteresowała mnie to, co napisałeś. Bo mam wrażenie, że nikomu nie ufasz. O czym mogliby wiedzieć Twoi rodzice? Chyba nie ufasz też samemu sobie. Tak jakbyś trochę bał się tego kim jesteś? Na Twoim miejscu nie klasyfikowałabym swoich emocji, co za różnica czy jest to jakaś choroba. Ale na pewno nie możesz o nich zapomnieć, udawać, że ich nie ma. Myślę, że obawy które masz (kamery, kłamstwo) mogą być bardziej albo mniej groźne, w zależności od tego do jakiego stopnia w nie wierzysz, bierzesz je na poważnie. Pomyślałam, że może kiedy słyszysz, że Twoi znajomi mówią coś innego, niż mówią w rzeczywistości, to są to po prostu Twoje własne myśli na swój temat. Albo może wydaje Ci się, że masz kamery w domu, bo sam do tego stopnia kontrolujesz samego siebie. Ale nie wiem, czy tak do końca rozumiem Twoją sytuację. Na pewno jest jakaś przyczyna tego, że myślisz w ten sposób i tak właśnie się czujesz...
  2. Spróbuj znaleźć coś, cokolwiek pozytywnego w swojej sytuacji. Czasem nie jest aż tak źle, jak się wydaje... To dobrze, że wiesz, czego chcesz, bo możesz się starać, do tego dążyć. Ale na razie jesteś tutaj, więc poszukaj czegoś dobrego... Naprawdę tak Ci radzę.
  3. Hej. Dzięki za wszystkie odpowiedzi. nieboszczyk Właśnie, masz rację, ja nie mam nic do stracenia, bo w ogóle nie staram się o to, na czym mi zależy. Już teraz nawet nie wiem, co to jest. Kiedy na drugim semestrze zmienili się ludzie, to zostałam sama (no może nie całkowicie, ale chyba większość kontaktów była z inicjatywy kogoś) i przestałam walczyć o ludzi, bo dzięki temu się nie bałam... Jak można zmusić się do robienia czegoś, na czym wydaje ci się, że ci zależy, ale tak naprawdę to tego nie czujesz, bo tak jest bezpiecznie... A jak się nie starałam, to nawet nie było najgorzej, a do tego przestałam się bać. Może jest idealnie, bo cokolwiek się stanie, to mi na niczym nie zależy? Tylko mam wrażenie, że ja za niedługo przestanę istnieć! Dużo osób radzi psychoterapię. Wiecie, ja chodziłam do psychologa przez półtora roku w liceum. Tam też ciągle się zmuszałam do mówienia, nie miałam relacji z terapeutką, a jak ona coś mi sugerowała, to od razu się z nią zgadzałam. I sama nie wiem, czy cokolwiek z tego wyniosłam, a może zaczęłam się jeszcze bardziej kontrolować? Ale może jednak potrzebuję pomocy z zewnątrz, sama nie potrafię tego rozwiązać. Vitalia Ogólnie Ty też masz rację. Staram się teraz myśleć tak, że to ja opuszczam mamę, to ja dorastam, usamodzielniam się (jutro pierwszy raz idę do pracy). Niezależnie od tego, czy ona będzie się o mnie starać, czy tak samo mnie opuści. Wyobrażam sobie, że ta relacja całkiem zniknie... Jam Van Dahl Co robię poza tym? Rysuję, zwykle kiedy czuję dużo emocji. Ostatnio byłam na festiwalu muzycznym, i to było coś, na czym naprawdę mi zależało :) , na jednym zespole... Tu, gdzie jestem teraz mam jedną przyjaciółkę, ale wydaje mi się, że to nie jest przyjaźń, na pewno nie z mojej strony, i bardzo chciałabym to zakończyć. Wszyscy mówią, że tak się nie robi... Na studiach też miałam jedną bliższą koleżankę i na niej mi w sumie zależy, ale mieszka daleko, w wakacje może raz się spotkamy. No i teraz idę do pracy, ale nie wiem jak to będzie. Bo ogólnie się tak rozpisałam, ale ja jestem bardzo oderwana od tego, co jest naprawdę. To jest dla mnie jakieś mało ważne. I to chyba mnie najbardziej martwi...
  4. A nie myślicie, że takie normalne, niby zdrowe życie, ale oparte tylko na metodach, na tym, że poradzisz sobie z lękami, bo wiesz jak... A tak naprawdę ten powód, dla którego zachorowałeś ciągle istnieje... To jest sztuczne i bez sensu? Co z tego że na zewnątrz i może dla wszystkich dookoła będziesz kimś, kto sobie dobrze radzi, jak tak naprawdę nie będziesz tego robić w zgodzie ze sobą?... Bo potrzebujesz czegoś zupełnie innego...
  5. Ja myślę, że Twoje rysunki są bardzo fajne, i obraz który widziałam na blogu... Uważam, że przekazują dużo emocji, Ty tego nie widzisz? Dla mnie sztuka jest takim wyzwoleniem, bo tam nikt nic nie może Ci kazać i możesz zrobić coś kompletnie bez sensu, i nawet nie wiedząc dlaczego tak, i nikt Ci nie zabroni, nie ma żadnej reguły... To jest najlepsze. Bo ja myślę, że w sztuce można wszystko. Rozumiem o czym piszesz, że tak jakbyś kontrolowała swoje uczucia... Chyba też tak mam. Że niby czuję, czasem bardzo dużo, a potem myślę, że to i tak nie byłam do końca ja, tylko ktoś wykreowany... Ja uważam, że to przez to, że boję się żyć, tak naprawdę żyć i angażować, być jakąś częścią świata. Albo czasem myślę, że straciłam wszystkie emocje i tylko udaję... Chyba warto innym o tym opowiadać, myślę, że to może pomagać, jakoś tak wyzwalać, sama nie wiem...
  6. Kiedyś (chyba miałam wtedy 12-13 lat?) powtarzałam sobie jak się nazywam albo coś takiego. A kiedy mówiłam coś wśród ludzi, to słyszałam swój głos, jakby mówił to ktoś inny. Czułam przerażenie, że to ciało jest moje, że jestem w tym ciele. Wydaje mi się, że to wszystko było przez to, że nie akceptowałam siebie samej i czułam się, jakby mnie nie było... Skojażyło mi się to z Twoją sytuacją, ale teraz sama już nie do końca wiem dlaczego... Na pewno nie zwariowałeś, zresztą chyba bez sensu tak podchodzić do swoich uczuć...
  7. Jam Van Dahi Idealne bo... Właściwie trochę się nad tym zastanawiałam. Chyba idealne, bo czuję, że mogę osiągnąć każdy cel, to znaczy z takich prostych czynności. Bo mam wszystko pod kontrolą. Kiedyś ciągle obwiniałam o coś mamę, uważałam, że kontakt z nią mi szkodzi, że coś jest z nią nie tak i mówiłam jej o tym. Kiedy wyprowadziłam się z domu postanowiłam, że przestanę szukać wsparcia w mamie. Ale wtedy, jeśli coś mi się nie udawało, nie umiałam się dogadać z koleżankami, bo się bałam, albo nie wiem, byłam bardzo wystraszona na zajęciach i pewnie wszyscy to widzieli - mogłam obwiniać tylko siebie. A ja bardzo dużo analizuję. Więc postanowiłam poradzić sobie ze wszystkimi problemami, jakoś je przeanalizować, wpłynąć sama na siebie, coś sobie wmówić, powtarzać, zacząć myśleć inaczej... I się zmienić, zmienić tamtą sytuację. Bo teraz cała odpowiedzialność spoczywała na mnie, a ja muszę być idealna. I ogólnie trochę to trwało, potem zmienili się ludzie na studiach i bardzo często byłam sama i w końcu, nagle poczułam, że poradziłam sobie ze wszystkim. I to jest idealne. I to, że umiem się odgrodzić od innych. Że umiem zrobić to, co postanowię. Już się za siebie nie wstydzę, a raczej jestem z siebie zadowolona. Bo jestem pewna siebie, chyba robię dobre wrażenie. Często czuję się szczęśliwa. Ale ja wiem, że to jest jakieś powierzchowne i nieprawdziwe. I chyba dlatego czasem tak siadałam na ławce i czułam, ze to całkiem bez sensu, ale że coś jest nie tak. Nie miałam pojęcia co, ale jakoś nie chciałam tego idealnego życia, ale tylko tak trochę i przez chwilę, a potem o zapominałam o tym uczuciu... Przepraszam, że chyba nie całkiem Ci odpowiadam na pytanie :) . Nigdy nie szło mi to za dobrze. jazzowa Bałam się, że ludzie będą mi tak odpisywać . Tylko, że mi się wydaje, że jest bardzo, bardzo źle, ale jakoś sama tego nie dostrzegam zazwyczaj... Naprawdę uważasz, ze właśnie tak jest dobrze? Bo ja chciałam, żebyście mnie przekonali, że nie jest za dobrze... -- 11 lip 2014, 14:28 -- Proszę, napiszcie mi coś, co o tym myślicie. Ja muszę usłyszeć co myślą inni. Bo sama ciągle tylko myślę, analizuję, już chyba rozumiem siebie i kontroluję całkowicie i... Tak jakby takie coś w środku mnie chciało stworzyć mnie idealną, ale jakby to nie była prawda... A potem już wierzę, że jest idealnie, bo tak czuję. Czasem mam (miałam) tak, że ciągle wszystko w sobie tak analizowałam, że już nie mogłam tego wytrzymać, ale nie umiałam przestać, bo co, udawać, że nie rozumiem, jak rozumiem? Albo pod koniec pierwszego roku studiów miałam tak, że coś robię, sprzątam, uczę się, a potem stwierdzam, że ja przecież udaję, że to nie jestem ja i kładłam się na łóżku, nic nie robiłam, żeby być sobą, chciałam sie zmusić do bycia sobą, a potem stwierdzałam, że może jak wtedy sprzątałam, to jednak byłam sobą... Ja nie umiem przestać siebie kontrolować. Nie mogę już tak sama ciągle analizować. Naprawdę, napiszcie mi cokolwiek, co o mnie myślicie. Jest dobrze i powinnam się cieszyć?...
  8. Mam taki problem, że w ogóle nie czuję strachu. W październiku zeszłego roku wyjechałam na studia 200km od domu. Myślałam, że to będzie rozwiązanie moich problemów. W liceum bałam się wszystkich ludzi, bałam się, że mnie nie akceptują, jak słyszałam śmiech na korytarzu, to wiedziałam, że to ze mnie się śmieją, kiedy patrzyłam w lustro w szkole, widziałam kogoś, kogo odrzucałam i wiedziałam, że inni też mnie odrzucają, krytykują. Uważam, że jest to wina mojej mamy. Od 4 klasy podstawówki miałam ataki paniki, jakieś lęki... Mama jest psychologiem, ale wmówiła mi i wszystkim, że kręci mi się w głowie, bo jest zła pogoda. Tak kręciło mi się w głowie jeszcze do końca gimnazjum. Myślę, że mama mnie odrzuca, kiedyś bałam się, że mnie opuści, a może ciągle czułam się porzucona. Więc dlatego myślałam, że wyjazd 200km od domu rozwiąże moje problemy, każda podróz sprawiała, że czułam się trochę wyzwolona. Na pierwszym semestrze studiów strasznie się bałam, wszystkiego, mieszkałam w akademiku i bałam się po prostu od rana do wieczora. Ogólnie wszystkich ludzi dookoła mnie. Ale zmuszałam się żeby nie dzwonić do mamy i jej nie opowiadać. Ona bardzo łatwo się z tym pogodziła, że już nie mówię o swoich problemach, zawsze kazała mi udawać, że wszystko jest w porządku. Aż w końcu, nie do końca wiem jak to się stało, ale przestałam się bać. Świat stał się idealny, bo nie boję się niczego. Idę środkiem ulicy, wokół mnie są tłumy obcych ludzi, ale co mnie to obchodzi, jak mnie oceniają? Jestem niezależna. I nie zależy mi na obcych. Czasem myślę, że nic nie czuję. Umiem sobie dać radę ze wszystkim, do wszystkiego mogę się zmusić. Czuję się lepsza od wszystkich, wyjątkowa. I czuję też, że na niczym mi nie zależy. Mogę żyć, a mogę nie żyć. Wszystko mi jedno. Czasem myślę, ze śmierci też się nie boję. Nie boję się niczego. I nie mogę już tego znieść, chociaż z drugiej strony czasem jestem taka szczęśliwa, bo moje życie jest idealne, nareszcie daję sobie radę, wszystko się udaje. Tylko raz na jakiś czas, przez chwilę czuję, że nic nie chcę, ze równie dobrze mogłabym w ogóle nie wstawać z łóżka, albo robić cokolwiek innego. A potem to uczucie znika, i znowu jestem szczęśliwa... Proszę, napiszcie mi coś. Nie opowiem przecież o tym mamie. Myśle, że jestem na to za stara. I nie mam też pojęcia, jak mam sobie z tym dać radę. Rozważałam ucieczkę z domu...
×