Skocz do zawartości
Nerwica.com

zeberka

Użytkownik
  • Postów

    20
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez zeberka

  1. Taki układ raczej nikomu normalnemu by nie pasował.. W obecnej sytuacji najgorszy jest fakt że nie mam co ze sobą zrobić.. gdybym miała prace wszystko pewnie też wyglądałoby inaczej bo miałabym czym zająć ręce.. I nie jest tak że nie chce pracy bo bardzo chce tylko ogranicza mnie fakt że jestem wizazystką, teraz jest sezon ślubny mam strasznie dużo poumawianych klientek (niektóre nawet od stycznia) a że jestem osobą bardzo rzetelną nie chce się nie wywiązać z danej umowy.. I tu pies pogrzebany bo nikt mnie nie przyjmie od poniedziałku do piątku bo tydzień pracujący jest od poniedziałku do soboty.. a praktycznie każdą sobote mam zajętą.. Najchętniej bym gdzieś wyjechała pona*ierdalac jak wół może szybciej udało by się zapomnieć, ale nie moge i kółko się zamyka Kestrel, wiem że się cudnie nie zmieni w praworządnego, przykładnego mężusia.. wystarczyłby fakt żeby nie kłamał a już byłoby mi lżej.. Poszedł by na jakąś terapie na pewno udałoby się Go wyciągnąć, ale on sie zamyka i obraża i nie dopuszcza do siebie nikogo kto chciałby mu pomóc..
  2. Najgorsze jest zawieszenie w nicości bo gdyby tylko udało mi się z Nim porozmawiac mysle że inaczej bym do tego podchodziła.. Czuje sie poprostu jak kupa gówna jak guma która przykleiła Mu się do buta, wtedy kiedy On potrzebował mnie - byłam zawsze, kiedy ja potrzebuje Jego - ma wy*ebane.. Wiesz w sumie to nie ja zamydlam sobie oczy, to On pisze że wszystko się ułoży ze obydwoje wiemy że to nie koniec i było by to do zniesienia gdyby następnego dnia nie pisac że nie ma już nikogo.. On sie boi ze jak sie spotkamy będe Go błagac o powrót, a ja chę tylko wiedzieć na czym stoje, czy mam po co mieć nadzieje..
  3. zeberka

    Wkurza mnie:

    wku*rwia bo nie wkurza mnie obojętność osoby którą kocham!
  4. ja wiem i choć może się wydawac że jestem M. ślepo zafascynowana to gdybym tylko zobaczyła że coś robi się nie tak zaraz bym to załatwiła inaczej.. najgorzej jest tylko w takich momentach jak ten.. kiedy chce się napisać widzieć co robi, czy chociaż o mnie myśli, jak minął mu dzień? A wszelkie próby kontaktu i tak w większości przypadków spoczywają na niczym..
  5. Nie sądzę żeby kiedykolwiek podniósł na mnie ręke, wiem że wiele osób może mówic w ten sposób ale znam go i wiem że to kompletnie nie lezy w jego charakterze. Jedyna akcja jaką zrobił i była przejawem agresji to to jak wcześniej napisałam chwycił mnie za szyje, ale potem bardzo tego żałował, i sytuacja ani nigdy wcześniej ani nigdy potem się nie powtórzyła.. To jest delikatny uczuciowy chłopak, tylko ku*ewsko zagubiony w tym co powinien a czego nie powiniem robić, on musi miec mentora który mu pomaga wskazac droge który go motywuje do zdobywania szczytów bo jak jest taki sam sobie to sie zatraca..
  6. deader, widzisz ja przyłapałam go na tym że brał 3 razy pierwszy raz gdy powiedział mi o tym jego znajomy przypłaciłam mocnym uszczerbkiem na zdrowiu, bo ja juz tak mam że nie potrafię martwić jak normalny człowiek, tylko się umartwiam że wszystko się rozsypie że wszystko wypadnie mi z rąk, że nie dam rady pomóc, ale strasznie chciałam i wiem że to dla niego dużo znaczyło że podałam mu ręke, wiem że sie starał.. Po pół roku przeglądając telefon znowu znalazłam sygnały że załatwiał pytając go wcześniej często czy 'jest grzeczny i nie robi głupot' odpowiadał że tak że nie chce mnie stracić i nie wchodzi w to spowrotem. Wściekła i rozczarowana wyszłam z domu on chyba się skapnął o co chodzi bo skasował wszystkie smsy i po powrocie robił ze mnie debilke wręczając mi telefon żebym znalazła mu dowody na to że coś załatwiał, popatrzyłam na niego z pogardą i zaczęłam cytowac wszystko co przeczytałam po czym zalałam się łzami. Znów przypłaciłam uszczerbkiem na zdrowiu, w tydzień schudłam prawie 5kg nie mogłam jeść bo cały czas wymiotowałam z nerwów, powiedziałam mu jasno i wyraźnie że teraz jest ostatnia szansa, jeśli to spieprzy to nie dam rady mu zaufać.. Był jakiś rok, półtora spokoju nie wiem czy załatwiał czy nie bo widocznie dobrze się z tym maskował i początkiem maja tego roku jakoś tak coś mnie tknęło żeby przejrzec mu skrzynke i znalazłam wiadomośc o krysztłkach, więc od razu do niego podeszłam i mu mówie co to ma zanczyć czemu znowu mnie oszukuje, na co on stwierdził że był ciekawy co to, że nawet mu nie podało, i że wogle robie z igły widły bo miał nie brac tylko amfy X_X no k*rwa czaisz?! Zlał po prostu jakby nigdy nic sie nie stałobo wiedział że sobie pogderam a i tak zostane i tak go nie zostawie.. i od tego czasu zaczęło sie mocno psuć bo się sparzyłam, zawiodłam nie potrafiłam mu ani uwierzyć ani zaufać do tego doszły problemy z mieszkaniem jego babka ciągle nafochowana i po prostu nie dałam rady, powiedziałam że mam dość że wysiadam na co myślałam że on zareaguje jakimś zaangażowaniem, cokolwiek. A on stwierdził że jak go tam mogłam urazić zrywając z nim przez sms'a gdzie zawsze mówiłam że brzydze się takim kończeniem związku, z tym że ja nie zerwałam powiedziałam że poprostu mam dośc że tez mam prawo do szczęścia, na co on jeb*ął focha i koniec końców znów ja za nim biegam..
  7. Deader, powiem tak może i jest sporo racji w tym co piszesz lecz z drugiej strony boję się że typowy powrót do brania ma własnie teraz.. Bo z tego co wiem zaczął się z dawnymi kolegami spotykać, a wśród nich jest jeden w identycznej sytuacji, tez przed miesiącem rozstał się w dziewczyną ale mieli dłuższy staż i byli zaręczeni, teraz pewnie obydwoje nakręcają się w hejcie i jeden drugiemu nakręca żeby sie nie kontaktować, żeby sie odciąć do tego feta i wszystko to co starałam sie wybudowac przez te 3 lata poszło w pi*du. Może nałożyłam na Niego za duży klosz, może nie powinnam traktowac dorosłego człowieka jak małe dziecko.. Ale gdyby ten DOROSŁY zachowywał się jak dorosły to może wcale by to ode mnie nie wyszło.. Nie wiem mam poczucie że staram się za nas dwoje co jest bardzo destrukcyjne dla mnie.. Nie wiem jak złapac kontakt bo mam wrażenie że cokolwiek nie powiem i tak będzie źle..
  8. Kontrast, tak, tak zapewne jest że ciągną do mnie głównie osoby którzymi trzeba i można się zająć, otoczyć kolorową bańką mydlaną, wycacać, wychuchać.. To raczej kwestia też po części mojego bardzo silnego instynktu macierzyńskiego zapewne też.. wiem że to wszystko wprowadza niesamowitą duchotę i brak tlenu ale tak już mam że jak kocham to bardzo mocno skupiam się na drugiej osobie i tym żeby tylko było jej dobrze. Wydaje m i sie że wyniosłam to z domu, bo moja mama jest taka sama, a wychowywując się bez taty (tzn mam tate i normalną rodzinę ale odkąd pamiętam zawsze pracuje za granicą) bardzo przesiąknęłam jej charakterem.. Jest pretensjonalna, fochata, trzeba ją za wszystko przepraszać.. i teraz po części widze że mimo że wku*wia mnie to jak nic innego, stałam się taka sama.. Do tego moja przedziwna i kompletnie niezrozumiała mania kontrolowania wszystkiego, i ciągły niepokój w głowie niemoc i może niechęć przed tym żeby dać mózgowi troche odpocząć, cały czas na wysokich obrotach nie potrafie o Nim nie myśleć.. -- 09 lip 2014, 13:45 -- Doctore, mam nadzieje że właśnie tak będzie że jak uda mi się samą siebie przekonac żebym prestała zabiegać i interesowac się, wydzwaniać, pisac smsy to może w końcu mu czegoś zabraknie.. Bo jak narazie jest w pełni uświadomiony w fakcie że jeden telefon i ja stoje na bacznośc gotowa pobiec heh nawet skakac na jednej nodze za nim na koniec świata ;<
  9. A ja śpiewam, maluję, wizażuję, tańczę i jem pomarańcze :) Prócz tego często słysze że mam piękne oczy i nietuzinkowy charakterek :) A i często się spotykam z tym że mam ponoć 'słodkie pućki' w sensie że jestem lekko pyzata :) to chyba tyle :)
  10. W takim razie trafiałam do tej pory na same egocentryczne niedojdy bo on jako pierwszy tak o mnie dbał. Naprawdę choroba nie choroba był najlepsza pielęgniarką ever.. Jeszcze poczekam choć nie wiem po co tak naprawdę.. nie wiem na co licze nawet bo z tej zmienności nie idzie nic wywnioskować.. Najgorszy jest fakt że mnie odpycha, że nie potrafi zachować się jak dorosły człowiek i porozmawiać, tylko ucieka jak tchórz.. Dziękuję z tą fajnością bywa różnie.. Jestem zbyt zaborcza i kłótliwa, ale za to bardzo oddana i stała w uczuciach. :)
  11. Pewnie że się śmieje.. tzn jeszcze miesiąc temu się śmiał bo od miesiąca się z Nim nie widziałam (nie licząc sceny w Jego urodziny gdy przepychając sie z Nim w drzwiach prosiłam o 5 minut rozmowy) bo bardzo umiejętnie potrafi mnie zbywać. Ogólnie M. jest bardzo sympatycznym i oddanym człowiekiem, jako zodiakalny rak jest bardzo czuły, opiekuńczy i romantyczny, potrafił wiele dla mnie zrobić (np gdy miałam okres szedł z buta w środku nocy na drugi koniec miasta po przeciwbólówki dla Księżniczki) ale jak coś go urazi to słowami potrafi ciąć jak nożem i chowa się w głąb siebie, ucieka w używki. Mieliśmy masę wspólnych pasji 3 lata temu pod choinkę kupiłam mu teleskop bo okazało się że mamy bardzo podobnego hyzia na punkcie nieba. teleskop może nie z najwyższej półki ale coś przez niego widać więc nie jest źle. Muzyka którą obydwoje czujemy sercem i duszą, muzyka która nas łączy jak nic innego. Widzę w Nim spokój którego mi zawsze brakowało, bo jestem niemożliwą panikarą. Widzę w Nim cechy które uzupełniają się z moimi jak puzzle to czego nie mam ja ma On i gdyby nie fakt że futruje i kłamie jak nakręcony byłabym najszczęśliwszą dziewczyną w galaktyce..
  12. Po prostu Maciek, wiem wiem az za dobrze jak człowiek po cichu liczy że to o co sie stara to czemu daje kolejną szanse może stanie na nogi, ale nic z tego bo priorytety drugiej osoby są kompletnie odrealnione.. -- 08 lip 2014, 19:37 -- Doctore, On o tym wszystkim bardzo dobrze wie bo codziennie Go zapewniam że w każdej (a jak mówie każdej to na prawdę KAŻDEJ) sytuacji może na mnie liczyć.. Bardzo chciałabym Mu powiedzieć czego oczekuje i co chciałabym mu dać w zamian od siebie gdyby tylko jaśnie pan zechciał ze mną porozmawiać.. Rozumiesz absurd? Ja się moge wyżynać On i tak bedzie mnie unikał bo jest 'zraniony' tym że w końcu nie wytrzymałam Jego kłamstw. Najgorsze są te sprzeczne sygnały o których mówiłam wcześniej - jednego dnia pisze że obydwoje wiemy że to nie koniec tylko On potrzebuje czasu, że ciągle o mnie myśli a drugiego że nic ani nikogo już nie ma że mam mu dac spokój..
  13. Kontrast, jeśli chodzi o alko to nie ma opcji M. nie pije, nie toleruje alkoholu, zmula Go jedno piwo. Ale co do wahań nastrojów było tego sporo.. Raz pamiętam sytuacje wracaliśmy od mojej przyjaciółki, jechaliśmy w busie prawie 2 godziny. Rozmawialiśmy o zyciu o tym co będzie i było to wszystko tak głębokie, że przy stacji końcowej koleś który siedział koło mnie powiedział do Nas że nam zazdrości że potrafimy tak ze sobą rozmawiać. Wróciliśmy do domu M. połozył sie spać, ja poszłam sie umyć, wracam daje Mu buziaka mówie "M.! wstawaj skarbie idź sie myj" a on taki wstały jakby Go coś w dupe ukąsiło nagle złapał mnie za szyje i do mnie z mordą że 'no przecież mówiłem kurwa że zaraz'.. Ogólnie zaczął fetowac jakoś po wojsku z tego co mi mówił jakoś w wieku 25/26 lat. Ja nie mówie że jestem złota bo sama mam tak trudny charakter że naprawdę często mam samej siebie po prostu dość, ale dla Niego to wszystko dosłownie wqszystko bym potrafiła.. uchwycić nieuchwytne.. W pewnym momencie wpadłam już na pomysł żeby załatwić działke dla nas obojga.. żeby sie nafutrowac i porozmawiac jak ludzie może wtedyby mi się udało jakoś do niego trafić..
  14. Po prostu Maciek, wiem i tego się obawiam mimo tego że za każdym razem wyciągam do niego rękę, to przy chwili słabości i tak wróci do nałogu. Chciałabym mieć pewność że tak nie jest i nie będzie ale tego nigdy nie mam, dopóki nie zacznie być ze mną szery dopóty będę żyła w ciągłej manii kontroli źrenic.. najgorsze jest tylko teraz, że po raz kolejny wyciągam rękę a On ucieka, nie stać go na to żeby porozmawiać ze mną jak ludzie którzy przez 3 lata dzielili ze sobą troski dnia codziennego. nie wiem co tak strasznie trudnego jest w tym żeby poświecić dla drugiej osoby parę minut żeby usiąść i wyjaśnić sobie co jest i co będzie.. Absurdalna sytuacja przy ciągłych zapewnieniach że jestem miłością jego życia i wszystko tylko dla mnie..
  15. Doctore Z tym pocieszaniem bywało różnie, często wychodziło tak że rozmawialiśmy długo po czym potrafiliśmy obydwoje po wszystkim długo płakać. Tylko nie rozumiałam dlaczego to wszystko się tak dzieje, tu mi mówi że jest szczęśliwy zakochany, a za chwile że nawet sam nie wie o co Mu chodzi że nic go nie rusza, nie napędza.. Powiedz jak się miałam czuć skoro stawałam na rzęsach żeby miał jak najlepiej a jemu trudno było nawet podjąć rozmowe na ten temat bo jak to twierdził 'nie będzie mi tysięczny raz tłumaczył tego samego'.. Tylko że raz wytłumaczył że nie ma pracy, pieniążków, że no nie mam ochoty na nic, więc powiedziałam ok jestem teraz przy funduszu to oczywiste że Ci pomogę ale nie śpij, wstać zacznij coś działac przecież samo z nieba nie spadnie, a On biadolił i przesypiał całe dnie.. więc to że w końcu sama zaczęłam się poddawać chyba jest jako naturalna kolej rzeczy..
  16. hej dziękuję za odpowiedź :) z tego co wiem to jechał mocno z tematem już dużo wcześniej zanim się poznaliśmy, sam zawsze uważał że gdy inni mi mówili że brał bardzo dużo nie powinnam wierzyć bo wcale tak dużo nie brał, ale jak to przysłowie mówi 'żaden uzależniony nie widzi tego że jest uzależniony' więc może coś co dla Niego było mała ilością ogólnie było dość sporą.. Co do poczucia winy to raczej nie Jego kwestia.. Moja mama jest bardzo hmm.. najprościej to ująć fąfa, fąfa, wiesz nic nie można zrobić bo zaraz trzeba ją za wszystko przepraszać wszystko co zrobię źle ją krzywdzi i wiecznie patrzy na opinie innych, więc ogólne poczucie winy wyniosłam po prostu z domu. Ale w samej tej kwestii owszem obwiniałam się wiele razy że to ze mną jest coś nie tak (wiesz jak to kobiety.. zaraz że za gruba, nieatrakcyjna i masa innych bzdur), że może wymagam rzeczy nie z tej ziemi od Niego, dla mnie sfera seksualna jest po prostu bardzo ważną opcją w związku i nawet nie chodzi o sam stosunek tylko o tą bliskość, intymność. Potem chodzę rozanielona przez tydzień :) Miał okresy depresyjne ale tak mi to tłumaczył jakby w ogóle nie chciał wytłumaczyć. Wiem jak ciężko jest jak każdy przelatujący pyłek kurzu nawet potrafi człowieka zdołować ale cały czas Mu mówiłam, że ma gdzie mieszkać, ma co jeść, ma obie ręce i obie nogi a gdyby to nie wystarczyło ma kobietę, która kocha Go ponad wszystko i zrobi dla Niego wszystko, co trochę mam wrażenie podnosiło Go na duchu. Potem zaczęły się kłamstwa i tak naprawdę nie wiem już jak długo trwał okres w którym nie brał. Było parę takich sytuacji że opowiadał mi że gdzieś był, ktoś Mu coś proponował i odmawiał i byłam z Niego strasznie dumna, ale ile razy się zgodził tego już nie wiem.. Ogólnie strasznie ciężko było Go gdziekolwiek wyciągnąć zawsze. Jest domatorem najlepiej czuje się z miejscu w którym ma spokój i które zna, w którym nikt Mu nie zagraża, gdzie czuje sie bezpieczny, ale kontakty z ludźmi ograniczył też dlatego że całe towarzystwo kojarzyło Mu się z fetowaniem.. Potem zapadł w muzykę przychodził z pracy i grał, grał, grał bardzo się cieszyłam że ma takiego konika który Go napędza, ale z drugiej strony widziałam że znów zaczyna się błędne koło, ze skrajności w skrajność. Ale nie było źle nie każdy musi czuć tak silną potrzebę wychodzenia i spotykania się z innymi jak ja.. czasem udało się Go namówić na jakiś wypad, ale rzadko z reguły wychodził to robiłam scenę że nigdzie nie chce ze mną iść (tak wiem to bardzo głupie, teraz to widzę) więc szedł dla świętego spokoju.. -- 08 lip 2014, 18:22 -- Powiem szczerze że masz dużo racji, z perspektywy czasu to widzę że zbyt mocno zacisnęłam Mu kaganiec i wyznaczyłam co wolno, a czego nie, lecz to wszystko ze zwykłej bojaźni o to żeby się znowu nie wpieprzył w coś głupiego. Miałam manie kontroli potrafiłam przetrzepać cały pokój żeby upewnić się że nigdzie nie kitra jakiegoś sreberka.. Choć z tym domyślaniem się nie zgodzę. Jestem bardzo otwartą i szczerą osobą, nigdy nie robiłam rzeczy typu domyśl się, coś mi nie grało od razu o tym mówiłam i tego samego wymagałam od Niego żeby był szczery żeby nie mydlił mi oczu bo tak to daleko nie zajedziemy. Długo wykazywałam zrozumienie, w końcu popatrzyłam na to tak że ja też mam swoje potrzeby, dlaczego młody facet zachowuje sie jak stare schorowane dziadzisko. I tak, mam manie kontroli, bo lubię wiedzieć na czym stoję, ale cholera.. o jest starszy ode mnie o 9 lat! To on powinien zajmować się mną (w sensie ściągać na ziemię), rozbrykaną 23 latką a nie ja matkować dorosłemu facetowi jakby miał 9 lat.. On sam wielokrotnie mówił, że potrzebuje tego żebym go opieprzyła bo daje Mu to kopniaka do dalszego działania. Chciałabym poprostu móc na Niego liczyć i tyle.. -- 08 lip 2014, 18:34 -- Najgorszy jest brak zaufania. Bo jak budować trwałą i pewną relację zastanawiając się czy mówi prawdę, czy to co chcę usłyszeć.. Nie raz nie dwa mi mówił że chce spędzić ze mną reszte zycia, że jestem Jego ukochaną zołzą na którą tyle czasu czekał. Po prostu spieprzyłam to zbyt często szantażując Go tym że odejde jeśli się sytuacja nie zmieni.. Bo chyba mogłam miec w końcu dość prawda? Ja szukałam ofert z mieszkaniami a On nic, ja załatwiałam a On głównie ze mną chodził je oglądac i zawsze tak jakoś coś nie pasowało, jakby podświadomie chodził tylko je oglądać dla świętego spokoju, bo nie chce wyprowadzać się z domu w którym ma ukochaną babcie, bo nienawidzi zmian. To jest naprawdę dobry chłopak ale ma wpojone takie durnowate nawyki wobec których jestem bezsilna, nie chce go zmieniać bo kocham go jakim jest ale czasem mógłby się troche zawziąć i zrobić coś od początku do końca..
  17. zeberka

    ot

    Hej Wszystkim.. Nareszcie udało mi się trafić na jakąś rozsądną stronę na której mogę opisać swój problem. Nie będę się uzewnętrzniać ja jestem A. a On M. i tyle wystarczy. Dodam jedynie tyle że dzieli nas 9 lat różnicy (ja 23, On 32) i łączy(ło) 3 lata związku. Opowiadanko krótkie nie będzie więc radzę się zaopatrzyć w popcorn.. Lecimy: Wszystko zaczęło się około 3 i pół roku temu. Poznaliśmy się na koncercie rockowym (obydwoje jesteśmy silnie związani z muzyką w sensie grania, śpiewania etc.). Ja z mocno poszarpanym sercem po poprzednim związku (również 3 letnim), na skraju wyczerpania nerwowego (facet mnie pięknie sponiewierał psychicznie) M. jako singiel. Spotkałam go przy wyjściu, siedział na kamyku, sama czekałam wtedy na przyjaciółkę zapytałam czy mogę się dosiąść, zgodził się. Okazał się najwspanialszym powiernikiem pod słońcem. Dwa i pół roku zdychałam (dosłownie i w przenośni) na depresje po to żeby spotkać kogoś, kogo kompletnie nie znałam, a chętnie i bez jęczenia wysłuchał obcych żali, obcej osoby. I strasznie się na Niego nakręciłam bo nie dość, że był (jest) mega przystojny to do tego Jego umiejętność słuchania kompletnie mnie zauroczyła. Pisaliśmy ze sobą sporo na gg tzn on mnie zlewał trochę ja byłam strasznie zaangażowana, potem wyjechałam na pół roku do pracy do Holandii i sytuacja się szybko odwróciła. Przełom nastąpił gdy wybierałam się na wesele siostry. Zapytałam czy pójdzie ze mną – zgodził się. Na samym weselu ja złapałam welon On muchę i wogle było jak w bajce. O nocy już nawet nie wspomnę. Sielanka w pełni. Schody się zaczęły po 2 miesiącach gdy jego znajomy opowiedział mi o tym że M. uzależniony jest od amfetaminy i żebym miała oczy otwarte. Poczułam się strasznie (wiem co to za bagno bo w czasie deprechy sama brałam) na początku nie wiedziałam jak z nim o tym rozmawiać byłam strasznie przytłoczona (po tym co powiedział jego kolega, M. tyle bierze że powinien być już wrakiem człowieka,) cały czas płakałam, nie wychodziłam z łóżka, wymiotowałam (bo tak reaguję na stres) czułam że nie podołam. Ale zawzięłam się w sobie podałam mu rękę i wydawało się że będzie dobrze. Po około pół roku sytuacja się powtórzyła. Zorientowałam się z nudów przeglądając jego telefon (szukałam smsa od przyjaciółki) o tym że znów załatwiał amfe. Poczułam się strasznie oszukana bo mieliśmy umowę, (jeszcze raz i odchodzę) że nie bierze bo wie jak na Niego i na mnie to wpływa (jestem nadopiekuńcza i za bardzo matkuje ale bardzo przejmowałam się tym żeby nie wpadł w szit bo jest naprawdę fajnym chłopakiem). Wściekła wyszłam bez słowa z domu. Po powrocie gdy mu o tym opowiedziałam robił ze mnie głupią że sobie wszystko zmyśliłam, oczywiście skasował powyższą konwersacje o tym ile, gdzie i kiedy odbierze. Ręce mi się załamały ale stwierdziłam że trzeba walczyć, nie można się poddawać, trzeba się wspierać. Potem zaczęły pojawiać się problemy w łóżku, ale to po części moja zasługa, bo mam za duży popęd i widocznie zbyt dużo od Niego wymagałam.. M. się wykręcał że mu się nie chce brakiem pracy, złym samopoczuciem, sennością ( a śpi naprawdę sporo). Rozumiem problemy dnia codziennego ale w pewnym momencie doszłam do wniosku że jestem z facetem który wykręca się bólem głowy! Dziwne nie? Ale tu sporo mojej winy bo wymuszałam na nim seks płaczem, krzykiem, fochami, scenami różnymi i wszystkim tym co zamiast go przyciągnąć tylko Go odpychało. Mimo wszystko zbliżenie 2 razy z miesiącu jak na tak krótki staż to raczej mało nie sądzicie? Po około półtora roku do mieszkania wprowadziła się jego babcia (do której mieszkanie należy, wcześniej mieszkał sam z bratem więc mogłam być u niego do woli) więc widzenia również trzeba było ograniczyć do weekendów. Akurat kończyłam zaocznie szkołę więc wszystko się uzupełniało.. I tak czas mijał problemy się pojawiały i znikały (głównie problemy dotyczyły mojej frustracji wynikającej z braku seksu bo wtedy to naprawdę bez kija nie podchodź do A.) Ale jakoś dawaliśmy radę. Najgorszy czas pojawił się w maju tego roku, jedna kłótnia zaczynała drugą. Miałam już dość mieszkania z Jego babcią, (wystarczało że pojawiałam się na weekendy) tego że nie mamy prywatności, że nie możemy się nawet pokłócić w spokoju bo zaraz wpada jego babcia i ma do Nas pretensje że ‘dać Nam palec to weźmiemy całą rękę’. Zaczęła mieć pretensje do mnie że jestem za często że jej to nie odpowiada.. Więc tak kursowaliśmy czasem on przyjeżdżał do mnie (dzieli nas około 22km), ja przyjeżdżałam do Niego potem już tylko wtedy gdy Jego babcia była np. w szpitalu, żeby nie psuć nerwów sobie i jej. I pewnego dnia na początku czerwca M. jak zawsze wyszedł do pracy na 9 ja miałam na 12 więc się chwile poleniłam. Po 11 godzinie słyszę że ktoś wchodzi do mieszkania (drzwi zostawiłam otwarte bo parędziesiąt minut wcześniej był listonosz) wychodzę z pokoju, patrzę.. Przyszła-niedoszła Teściowa.. Z wielkimi pretensjami do mnie że co ja tam robię, dlaczego ja w ogóle jestem na tym mieszkaniu?! Dlaczego my nie pytamy o zgodę czy mogę tam przebywać?! (a byłam tylko do 12 przyjechałam dzień wcześniej wracając ze szkoły. Szłam do pracy i miałam wracać do siebie do domu. Babci w tym czasie nie było - była w szpitalu). Możecie sobie tylko wyobrazić moją spanikowaną minę.. I w międzyczasie wygadała się czy wiem że M. nadal nie ma podpisanej umowy w pracy, na co ja zrobiłam wielkie oczy, że jak to tak, że przecież od kwietnia mi mówi że wszystkie formalności są pozałatwiane. Poczułam się strasznie upokorzona tym że Jego matka patrzyła na mnie jak na niedojdę jak sobie myślała ‘oo fajny macie związek oparty na kłamstwie’ czego On nie potrafił zrozumieć. W międzyczasie do domu ze szpitala wróciła babcia, a ja spanikowałam i żeby uniknąć. większych upokorzeń po prostu uciekłam.. wymknęłam się bez słowa. Zadzwoniłam do M. mówiąc o całej sytuacji i o tym że (jakby wszystkiego było mało) straciłam pracę że ten dzień jest okropny i dlaczego mnie okłamał ZNOWU?! M stwierdził że robię z igły widły że powinnam się teraz zając swoim brakiem pracy bo on mnie nie będzie utrzymywał (po powrocie z NL wydałam na Niego, na Nas większość z tego co zarobiłam, ok 4 z 6 tyś... żeby miał poprane ugotowane wszystko jak w normalnym domu.. chciałam się sprawdzić jako być może przyszła kandydatka na żonę..bo sam wtedy nie mógł znaleźć pracy) W tym momencie szala goryczy się przelała po prostu już nie wytrzymałam psychicznie ciągłych kłamstw które co chwile wychodziły (aaa zapomniałam dopisać że na początku maja również przyłapałam go na braniu kryształków, czego podwójnie nie mogłam sobie wybaczyć bo spędził cały dzień ze mną a ja głupia nic! Zupełnie nic nie zauważyłam!!) Stwierdziłam że mam dość że wysiadam, że już po prostu psychicznie nie potrafię być z osobą której nie mogę ani uwierzyć ani zaufać, że też mam prawo do szczęścia. Zrobiłam tylko za duży błąd w tym wszystkim - zbyt często go szantażowałam że odejdę, (prawie cały maj) za bardzo grałam mu tym na emocjach.. Ale naprawdę chciałam tylko żeby się obudził, przejrzał na oczy że może mnie stracić! Chciałam tylko się wyprowadzić wyjść na swoje.. Nastało parę dni ciszy. W międzyczasie byłam u Niego po rzeczy które zostały, na co jego babcia zrobiła wielki cyrk że w ogóle nie powinna nas (byłam z przyjaciółką bo za bardzo bałam się przyjść sama) wpuszczać bo jesteśmy obce. Było to bardzo miłe szczególnie że wcześniej mówiła że traktuje mnie jak wnuczkę.. Wytrwałam w milczeniu parę dni, cały czas zastanawiając się czy to zrozumie czy wie dlaczego to zrobiłam. I oczywiście jak to ja po paru dniach zadzwoniłam do Niego, bo już nie wytrzymałam.. już dłużej nie mogłam.. Rozmawialiśmy bezmała 3 godziny, że gdy w końcu się rozłączyłam to miałam całe zdrętwiałe palce, nieświadoma tak mocno ściskałam telefon. Padło dużo słów i łez ale myślałam że coś ruszyło że jednak damy radę. To był wtorek, do piątku telefonowałam do niego codziennie i codziennie rozmawialiśmy jak nigdy nic. Sam zaproponował że w sobotę się spotkamy że przyjedzie, porozmawiamy.. W sobotę rano dostałam smsa ze nie może, że ojciec przywiózł mu psa, babcia z psem nie wyjdzie, że musi zostać. I wszystko byłoby tak naprawdę zrozumiałe gdyby nie fakt że pies jest wielkości maleńkiego mopa (maltańczyk) i gdyby tak naprawdę chciał, wsiadłby do pociągu, wziął kundla pod pachę i przyjechałby. Powiedział że nie może gadać żebym odezwała się później. Później nie nastało.. Dzwoniłam co godzinę po 3 razy przez całą sobotę i całą niedzielę, a że jestem panikarą zaraz miałam w głowie miliardy czarnych scenariuszy. W poniedziałek i wtorek pisałam bardzo ważne egzaminy ze szkoły, na przygotowaniu do których oczywiście nie mogłam się skupić bo w mojej głowie cały czas tylko huczało ‘co się stało z panem M.?!’ Nagle, nagle bez powodu kompletna wyj**ka że tak brzydko napiszę. Oczywiście wyskoczyłam z pretensjami że mógł chociaż napisać że to dla Niego za wcześnie że cokolwiek a nie tak nagle się odkleić, zlać kogoś w tak ważnym momencie. Na co on stwierdził że po tym jak z nim zerwałam nie wie czy to co do mnie czuje to miłość czy nienawiść, że nie chce wracać z litości, że mam mu dać spokój.. W zeszłym tygodniu trafiłam na pogotowie kompletnie odwodniona i słaniająca się na nogach (jak pisałam wcześniej na stres reaguję wymiotami), pech chciał że był to dzień Jego urodzin.. Podłączona do trzech kroplówek pisze Mu smsa żeby do mnie przyszedł, bo strasznie Go potrzebuje (bo jakby nie było odpowiedzialność za sytuacje ponosimy obydwoje) na co On stwierdził że jest w pracy, co nie wiem akurat czy było prawdą czy nie, bo nigdy wcześniej w soboty nie pracował.. i nie przyszedł. Więc ja się zebrałam po wszystkim i poszłam do Niego, chcąc naprawdę tylko porozmawiać, złożyć mu życzenia jak to robią normalni ludzie. Miał otwarte okno zawołałam Go, kazał mi iść do domu, po czym je zamknął i odłożył domofon, a ja jako zodiakalny byk jak się uprę to nie ma dla mnie rzeczy nie do zrobienia zadzwoniłam do sąsiada weszłam do klatki i chciałam z nim stanąć twarzą w twarz. Co zrodziło trochę psychodeliczną scenkę rodem z „Lśnienia” ale nie zagłębiajmy się w szczegóły, koniec końców i tak nie udało mi się Go wyciągnąć. Ostatnie co dolało oliwy do ognia to fakt że przede mną uciekł.. Pewnego ranka wracałam z badań krwi (choruję na tarczycę) i przechodziłam załatwić jeszcze parę spraw w okolicy jego domu, pech chciał że sam szedł wtedy do pracy, gdy tylko mnie zobaczył uciekł w zupełnie przeciwnym kierunku.. Po prostu ręce, cycki opadają.. Jedynym światełkiem w tunelu było dla mnie wesele Jego kuzynki które jest już niedługo w połowie lipca, wcześniej sam napisał że obydwoje wiemy że to nie koniec tylko On potrzebuje czasu, że nie potrafi zaczął ze mną byle rozmowy bez palpitacji serca. I cały czas myślałam że skoro minął już miesiąc (baaaardzo długi i męczący miesiąc) samotności to coś ruszy, skoro raz zaczęliśmy od wesela to może i tym razem spróbujemy.. To się przeliczyłam bo właśnie napisał mi że idzie z jakąś koleżanką z liceum (co pewnie też jest ściemą i robi to tylko po to żeby skoczył mi gul, bo z żadną z koleżanek kontaktu nie utrzymuje) i na pytanie czy kogoś już ma odpowiedział że ‘nie ma JUŻ nikogo.. ‘ Gdzie jeszcze wczoraj pisał do mnie że często o mnie myśli.. Błagam Was jeśli przebrnęliście przez ten tasiemiec, pomóżcie! Bo ja już nie potrafię zrozumieć tych sprzecznych sygnałów jakie On wysyła.. Tak naprawdę nic się nie stało, bo tak mógłby się zachowywać gdybym go jakoś strasznie maltretowała, biła, poniżała, zdradzała na każdym kroku, a ja chciałam po prostu zrobić radykalny krok żeby to On trochę o mnie powalczył, żeby tez Go zmotywować do działania, kopniaka jakiegoś dać.. A dla mnie był tylko M. i jego potrzeby. Dla Niego byłam/jestem ja o każdej porze dnia i nocy. Na *pstryk* . Tylko On - moje 32letnie humorzaste i zmienne oczko w głowie.. Teraz się strasznie boję bo zaczął obracać się w towarzystwie w którym się dużo wciąga, nie chce żeby kompletnie się wykoleił.. Boże dlaczego nie potrafię odpuścić, dlaczego nie potrafię zresetować myśli tylko cały czas gdzieś tam w środku każdy atom mojego ciała krzyczy M.! M.! M.! Dlaczego nie chce w ogóle spróbować, podjąć jakiejkolwiek próby rozmowy tylko się zamyka, za drzwiami, za narkotykami, za dziwnym kolczastym pancerzem który przybrał.. To nagłe tchórzostwo jest dla mnie bardzo dziwne, bo nie spodziewałabym się takiego braku przysłowiowych jaj po osobie, która była w wojsku.. Mój mózg już jest wyprany kompletnie, nie przetwarza tego co się dzieje, o sercu nie wspominając.. Powiedzcie jak mam do Niego podejść, żeby porozmawiać z Nim, wyjaśnić tak jak to robią normalni ludzie, a nie zasłaniać się ścianą smsów i nieodebranych połączeń, pocałowanych klamek i złamanych serc.. Z góry dziękuje za odpowiedzi.. Wybaczcie że tyle to zajęło i tak wszystko zamknęłam w wielkim skrócie.. Hej, miłego dnia.
  18. Hej Wszystkim.. Nareszcie udało mi się trafić na jakąś rozsądną stronę na której mogę opisać swój problem. Nie będę się uzewnętrzniać ja jestem A. a On M. i tyle wystarczy. Dodam jedynie tyle że dzieli nas 9 lat różnicy (ja 23, On 32) i łączy(ło) 3 lata związku. Opowiadanko krótkie nie będzie więc radzę się zaopatrzyć w popcorn.. Lecimy: Wszystko zaczęło się około 3 i pół roku temu. Poznaliśmy się na koncercie rockowym (obydwoje jesteśmy silnie związani z muzyką w sensie grania, śpiewania etc.). Ja z mocno poszarpanym sercem po poprzednim związku (również 3 letnim), na skraju wyczerpania nerwowego (facet mnie pięknie sponiewierał psychicznie) M. jako singiel. Spotkałam go przy wyjściu, siedział na kamyku, sama czekałam wtedy na przyjaciółkę zapytałam czy mogę się dosiąść, zgodził się. Okazał się najwspanialszym powiernikiem pod słońcem. Dwa i pół roku zdychałam (dosłownie i w przenośni) na depresje po to żeby spotkać kogoś, kogo kompletnie nie znałam, a chętnie i bez jęczenia wysłuchał obcych żali, obcej osoby. I strasznie się na Niego nakręciłam bo nie dość, że był (jest) mega przystojny to do tego Jego umiejętność słuchania kompletnie mnie zauroczyła. Pisaliśmy ze sobą sporo na gg tzn on mnie zlewał trochę ja byłam strasznie zaangażowana, potem wyjechałam na pół roku do pracy do Holandii i sytuacja się szybko odwróciła. Przełom nastąpił gdy wybierałam się na wesele siostry. Zapytałam czy pójdzie ze mną – zgodził się. Na samym weselu ja złapałam welon On muchę i wogle było jak w bajce. O nocy już nawet nie wspomnę. Sielanka w pełni. Schody się zaczęły po 2 miesiącach gdy jego znajomy opowiedział mi o tym że M. uzależniony jest od amfetaminy i żebym miała oczy otwarte. Poczułam się strasznie (wiem co to za bagno bo w czasie deprechy sama brałam) na początku nie wiedziałam jak z nim o tym rozmawiać byłam strasznie przytłoczona (po tym co powiedział jego kolega, M. tyle bierze że powinien być już wrakiem człowieka,) cały czas płakałam, nie wychodziłam z łóżka, wymiotowałam (bo tak reaguję na stres) czułam że nie podołam. Ale zawzięłam się w sobie podałam mu rękę i wydawało się że będzie dobrze. Po około pół roku sytuacja się powtórzyła. Zorientowałam się z nudów przeglądając jego telefon (szukałam smsa od przyjaciółki) o tym że znów załatwiał amfe. Poczułam się strasznie oszukana bo mieliśmy umowę, (jeszcze raz i odchodzę) że nie bierze bo wie jak na Niego i na mnie to wpływa (jestem nadopiekuńcza i za bardzo matkuje ale bardzo przejmowałam się tym żeby nie wpadł w szit bo jest naprawdę fajnym chłopakiem). Wściekła wyszłam bez słowa z domu. Po powrocie gdy mu o tym opowiedziałam robił ze mnie głupią że sobie wszystko zmyśliłam, oczywiście skasował powyższą konwersacje o tym ile, gdzie i kiedy odbierze. Ręce mi się załamały ale stwierdziłam że trzeba walczyć, nie można się poddawać, trzeba się wspierać. Potem zaczęły pojawiać się problemy w łóżku, ale to po części moja zasługa, bo mam za duży popęd i widocznie zbyt dużo od Niego wymagałam.. M. się wykręcał że mu się nie chce brakiem pracy, złym samopoczuciem, sennością ( a śpi naprawdę sporo). Rozumiem problemy dnia codziennego ale w pewnym momencie doszłam do wniosku że jestem z facetem który wykręca się bólem głowy! Dziwne nie? Ale tu sporo mojej winy bo wymuszałam na nim seks płaczem, krzykiem, fochami, scenami różnymi i wszystkim tym co zamiast go przyciągnąć tylko Go odpychało. Mimo wszystko zbliżenie 2 razy z miesiącu jak na tak krótki staż to raczej mało nie sądzicie? Po około półtora roku do mieszkania wprowadziła się jego babcia (do której mieszkanie należy, wcześniej mieszkał sam z bratem więc mogłam być u niego do woli) więc widzenia również trzeba było ograniczyć do weekendów. Akurat kończyłam zaocznie szkołę więc wszystko się uzupełniało.. I tak czas mijał problemy się pojawiały i znikały (głównie problemy dotyczyły mojej frustracji wynikającej z braku seksu bo wtedy to naprawdę bez kija nie podchodź do A.) Ale jakoś dawaliśmy radę. Najgorszy czas pojawił się w maju tego roku, jedna kłótnia zaczynała drugą. Miałam już dość mieszkania z Jego babcią, (wystarczało że pojawiałam się na weekendy) tego że nie mamy prywatności, że nie możemy się nawet pokłócić w spokoju bo zaraz wpada jego babcia i ma do Nas pretensje że ‘dać Nam palec to weźmiemy całą rękę’. Zaczęła mieć pretensje do mnie że jestem za często że jej to nie odpowiada.. Więc tak kursowaliśmy czasem on przyjeżdżał do mnie (dzieli nas około 22km), ja przyjeżdżałam do Niego potem już tylko wtedy gdy Jego babcia była np. w szpitalu, żeby nie psuć nerwów sobie i jej. I pewnego dnia na początku czerwca M. jak zawsze wyszedł do pracy na 9 ja miałam na 12 więc się chwile poleniłam. Po 11 godzinie słyszę że ktoś wchodzi do mieszkania (drzwi zostawiłam otwarte bo parędziesiąt minut wcześniej był listonosz) wychodzę z pokoju, patrzę.. Przyszła-niedoszła Teściowa.. Z wielkimi pretensjami do mnie że co ja tam robię, dlaczego ja w ogóle jestem na tym mieszkaniu?! Dlaczego my nie pytamy o zgodę czy mogę tam przebywać?! (a byłam tylko do 12 przyjechałam dzień wcześniej wracając ze szkoły. Szłam do pracy i miałam wracać do siebie do domu. Babci w tym czasie nie było - była w szpitalu). Możecie sobie tylko wyobrazić moją spanikowaną minę.. I w międzyczasie wygadała się czy wiem że M. nadal nie ma podpisanej umowy w pracy, na co ja zrobiłam wielkie oczy, że jak to tak, że przecież od kwietnia mi mówi że wszystkie formalności są pozałatwiane. Poczułam się strasznie upokorzona tym że Jego matka patrzyła na mnie jak na niedojdę jak sobie myślała ‘oo fajny macie związek oparty na kłamstwie’ czego On nie potrafił zrozumieć. W międzyczasie do domu ze szpitala wróciła babcia, a ja spanikowałam i żeby uniknąć. większych upokorzeń po prostu uciekłam.. wymknęłam się bez słowa. Zadzwoniłam do M. mówiąc o całej sytuacji i o tym że (jakby wszystkiego było mało) straciłam pracę że ten dzień jest okropny i dlaczego mnie okłamał ZNOWU?! M stwierdził że robię z igły widły że powinnam się teraz zając swoim brakiem pracy bo on mnie nie będzie utrzymywał (po powrocie z NL wydałam na Niego, na Nas większość z tego co zarobiłam, ok 4 z 6 tyś... żeby miał poprane ugotowane wszystko jak w normalnym domu.. chciałam się sprawdzić jako być może przyszła kandydatka na żonę..bo sam wtedy nie mógł znaleźć pracy) W tym momencie szala goryczy się przelała po prostu już nie wytrzymałam psychicznie ciągłych kłamstw które co chwile wychodziły (aaa zapomniałam dopisać że na początku maja również przyłapałam go na braniu kryształków, czego podwójnie nie mogłam sobie wybaczyć bo spędził cały dzień ze mną a ja głupia nic! Zupełnie nic nie zauważyłam!!) Stwierdziłam że mam dość że wysiadam, że już po prostu psychicznie nie potrafię być z osobą której nie mogę ani uwierzyć ani zaufać, że też mam prawo do szczęścia. Zrobiłam tylko za duży błąd w tym wszystkim - zbyt często go szantażowałam że odejdę, (prawie cały maj) za bardzo grałam mu tym na emocjach.. Ale naprawdę chciałam tylko żeby się obudził, przejrzał na oczy że może mnie stracić! Chciałam tylko się wyprowadzić wyjść na swoje.. Nastało parę dni ciszy. W międzyczasie byłam u Niego po rzeczy które zostały, na co jego babcia zrobiła wielki cyrk że w ogóle nie powinna nas (byłam z przyjaciółką bo za bardzo bałam się przyjść sama) wpuszczać bo jesteśmy obce. Było to bardzo miłe szczególnie że wcześniej mówiła że traktuje mnie jak wnuczkę.. Wytrwałam w milczeniu parę dni, cały czas zastanawiając się czy to zrozumie czy wie dlaczego to zrobiłam. I oczywiście jak to ja po paru dniach zadzwoniłam do Niego, bo już nie wytrzymałam.. już dłużej nie mogłam.. Rozmawialiśmy bezmała 3 godziny, że gdy w końcu się rozłączyłam to miałam całe zdrętwiałe palce, nieświadoma tak mocno ściskałam telefon. Padło dużo słów i łez ale myślałam że coś ruszyło że jednak damy radę. To był wtorek, do piątku telefonowałam do niego codziennie i codziennie rozmawialiśmy jak nigdy nic. Sam zaproponował że w sobotę się spotkamy że przyjedzie, porozmawiamy.. W sobotę rano dostałam smsa ze nie może, że ojciec przywiózł mu psa, babcia z psem nie wyjdzie, że musi zostać. I wszystko byłoby tak naprawdę zrozumiałe gdyby nie fakt że pies jest wielkości maleńkiego mopa (maltańczyk) i gdyby tak naprawdę chciał, wsiadłby do pociągu, wziął kundla pod pachę i przyjechałby. Powiedział że nie może gadać żebym odezwała się później. Później nie nastało.. Dzwoniłam co godzinę po 3 razy przez całą sobotę i całą niedzielę, a że jestem panikarą zaraz miałam w głowie miliardy czarnych scenariuszy. W poniedziałek i wtorek pisałam bardzo ważne egzaminy ze szkoły, na przygotowaniu do których oczywiście nie mogłam się skupić bo w mojej głowie cały czas tylko huczało ‘co się stało z panem M.?!’ Nagle, nagle bez powodu kompletna wyj**ka że tak brzydko napiszę. Oczywiście wyskoczyłam z pretensjami że mógł chociaż napisać że to dla Niego za wcześnie że cokolwiek a nie tak nagle się odkleić, zlać kogoś w tak ważnym momencie. Na co on stwierdził że po tym jak z nim zerwałam nie wie czy to co do mnie czuje to miłość czy nienawiść, że nie chce wracać z litości, że mam mu dać spokój.. W zeszłym tygodniu trafiłam na pogotowie kompletnie odwodniona i słaniająca się na nogach (jak pisałam wcześniej na stres reaguję wymiotami), pech chciał że był to dzień Jego urodzin.. Podłączona do trzech kroplówek pisze Mu smsa żeby do mnie przyszedł, bo strasznie Go potrzebuje (bo jakby nie było odpowiedzialność za sytuacje ponosimy obydwoje) na co On stwierdził że jest w pracy, co nie wiem akurat czy było prawdą czy nie, bo nigdy wcześniej w soboty nie pracował.. i nie przyszedł. Więc ja się zebrałam po wszystkim i poszłam do Niego, chcąc naprawdę tylko porozmawiać, złożyć mu życzenia jak to robią normalni ludzie. Miał otwarte okno zawołałam Go, kazał mi iść do domu, po czym je zamknął i odłożył domofon, a ja jako zodiakalny byk jak się uprę to nie ma dla mnie rzeczy nie do zrobienia zadzwoniłam do sąsiada weszłam do klatki i chciałam z nim stanąć twarzą w twarz. Co zrodziło trochę psychodeliczną scenkę rodem z „Lśnienia” ale nie zagłębiajmy się w szczegóły, koniec końców i tak nie udało mi się Go wyciągnąć. Ostatnie co dolało oliwy do ognia to fakt że przede mną uciekł.. Pewnego ranka wracałam z badań krwi (choruję na tarczycę) i przechodziłam załatwić jeszcze parę spraw w okolicy jego domu, pech chciał że sam szedł wtedy do pracy, gdy tylko mnie zobaczył uciekł w zupełnie przeciwnym kierunku.. Po prostu ręce, cycki opadają.. Jedynym światełkiem w tunelu było dla mnie wesele Jego kuzynki które jest już niedługo w połowie lipca, wcześniej sam napisał że obydwoje wiemy że to nie koniec tylko On potrzebuje czasu, że nie potrafi zaczął ze mną byle rozmowy bez palpitacji serca. I cały czas myślałam że skoro minął już miesiąc (baaaardzo długi i męczący miesiąc) samotności to coś ruszy, skoro raz zaczęliśmy od wesela to może i tym razem spróbujemy.. To się przeliczyłam bo właśnie napisał mi że idzie z jakąś koleżanką z liceum (co pewnie też jest ściemą i robi to tylko po to żeby skoczył mi gul, bo z żadną z koleżanek kontaktu nie utrzymuje) i na pytanie czy kogoś już ma odpowiedział że ‘nie ma JUŻ nikogo.. ‘ Gdzie jeszcze wczoraj pisał do mnie że często o mnie myśli.. Błagam Was jeśli przebrnęliście przez ten tasiemiec, pomóżcie! Bo ja już nie potrafię zrozumieć tych sprzecznych sygnałów jakie On wysyła.. Tak naprawdę nic się nie stało, bo tak mógłby się zachowywać gdybym go jakoś strasznie maltretowała, biła, poniżała, zdradzała na każdym kroku, a ja chciałam po prostu zrobić radykalny krok żeby to On trochę o mnie powalczył, żeby tez Go zmotywować do działania, kopniaka jakiegoś dać.. A dla mnie był tylko M. i jego potrzeby. Dla Niego byłam/jestem ja o każdej porze dnia i nocy. Na *pstryk* . Tylko On - moje 32letnie humorzaste i zmienne oczko w głowie.. Teraz się strasznie boję bo zaczął obracać się w towarzystwie w którym się dużo wciąga, nie chce żeby kompletnie się wykoleił.. Boże dlaczego nie potrafię odpuścić, dlaczego nie potrafię zresetować myśli tylko cały czas gdzieś tam w środku każdy atom mojego ciała krzyczy M.! M.! M.! Dlaczego nie chce w ogóle spróbować, podjąć jakiejkolwiek próby rozmowy tylko się zamyka, za drzwiami, za narkotykami, za dziwnym kolczastym pancerzem który przybrał.. To nagłe tchórzostwo jest dla mnie bardzo dziwne, bo nie spodziewałabym się takiego braku przysłowiowych jaj po osobie, która była w wojsku.. Mój mózg już jest wyprany kompletnie, nie przetwarza tego co się dzieje, o sercu nie wspominając.. Powiedzcie jak mam do Niego podejść, żeby porozmawiać z Nim, wyjaśnić tak jak to robią normalni ludzie, a nie zasłaniać się ścianą smsów i nieodebranych połączeń, pocałowanych klamek i złamanych serc.. Z góry dziękuje za odpowiedzi.. Wybaczcie że tyle to zajęło i tak wszystko zamknęłam w wielkim skrócie.. Hej, miłego dnia.
×