Skocz do zawartości
Nerwica.com

madeline1111

Użytkownik
  • Postów

    633
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez madeline1111

  1. cheiloskopia, ja tez panikowalam gdy przytylam 2 kg, jak doszli do 10 to wpakowalam się w depresje.
  2. antananarywa, uwierz, ze wiem co to znaczy... walczylam z tym przez pewien spory epizod w moim życiu, jest to taka bezradność ,ze malo kto jest w stanie to pojąć. Zwlaszcza,ze gdy mowilam komuś o moim problemie, to zaczalsie cieszyć ze w końcu jem. Co za zenada. Pomysl o terapii, zanim wpedzisz się w taki beznadziejny stan jak ja , a szkoda Twojego zdrowka, figury i glowy. Ja mam ochotę uczęszczać na terapie grupowa,ale to za rok,bo u mnie w mieście nie ma takiej możliwości. Trzymam mocno kciuki :*
  3. antananarywa, ja wlasnie próbuje odkryć mój bol duszy, uczęszczając na psychoterapie. Ale jest ciężko, to będzie dlugi proces samopoznawczy, mam tego świadomość, ale muszę wiedziec ,ze cos robię, ze nie zamyka się tylko w moim malym chorym świecie. Jak ja to wszystko dobrze rozumiem. Kiedy wazylam swoje "x" bardzo malo kg, stalam się pewna siebie, bardziej towarzyska, umialam rozmawiać z ludźmi, być uśmiechnięta, pomocna, a teraz,kiedy przytylam jestem wrakiem. Prawidlowa waga zapewnia mi smutek, co za paradoks.
  4. Ja ten etap " muszę zjeść,bo nie wiem co mi się stanie" można powiedzieć ze mam za sobą Chociaż pisząc to, nie chce wywolywac wilka z lasu. Ale " osiagnelam" to tylko dlatego, ze mam odpowiednie leki od psychiatry. Wiec można powiedzieć ,ze niczego nie osiagnelam sama. Taka prawda. To nie jest dopominanie się oranizmu, tu juz nie chodzi o fizycznosc a o psychikę. Można powiedzieć ze to glod duszy, który chcemy zaspokoic jedzeniem. antananarywa, ja będę mogla odciac sie od domu dopiero wtedy,gdy pójdę za rok na studia. Na razie nauka do matury mi nie idzie, ale cos może mi się uda, byle by być jak najdalej od domu.Zaznac trochę spokoju, tego pragnę.
  5. cyklopka, ciężko teraz o kogoś rzetelnego. Ucze się jeszcze i dopiero jak się u samodzielnie to chyba uda mi się znaleźć kogoś ogarniętego, wiadomo, kasa:) antananarywa, ja wlasnie poczulam się gorzej gdy zaczelam jeść, jedzenie stalo się obsesja. Masz racje co do przebiegu calwgo procesu leczenia. Tylko czasem te czynniki zewnetrzne trzeba by bylo pozbawić życia, co nie wchodzi w gre. Najgorzej, gdy powodem naszych problemów sa osoby które teoretycznie powinny nas wspierać. Damy rade Dziewczyny.
  6. eura28, kochana, ja idąc do specjalisti od ed, uslyszalam ze jeśli nie będę chodzi do niej co tydzień (prywatnie) to wyląduje na oddziale zamkniwtym i będą mnie faszerowac tlustym jedzeniem. Wiec ja nie wierzę już zbytnio w rzetelność lekarzy, niby specjalistów. I tez mam wrazenie , ze tylko ktoś. Kto doswiadczyl tego na sobie , rozumie to. Mnie tez to napedzalo, to ze spodnie bylyl luźniejsze, wystające obojczyki. Nie wstydzilam się zakladac różnych ubrań, ktore mnie ograniczaly gdy bylam grubsza.
  7. madeline1111

    ot

    Ja jestem pewna, ze jakoś wstydzilabym się związać z jakimś przystojnym facetem, raczej czulabym się niekomfortowo, bo on rzucając się w oczy w tlumie, sprawialby, ze ludzie zaczeliby spogladac tez na mnie, patrzeć przez jego pryzmat, co czasem może być niemile. Ogólnie nie Lubie być w centrum. Z drugiej strony znam parę zwiazkow , w ktorych jeden z partnerów bardziej się wyróżnia i jakoś ludzie potrafią z tym żyć, to nic nadzwyczajnego. Moze kiedys ogarne moje myślenie;)
  8. Lewiatanxxx, dokladnie to samo mnie wkurza. Idąc do lekarza slysze : " pani jest niezadowolona ze swojego wyglądu, przecież pani świetnie wyglada", " ale pani nie zajmuje nawet polowy fotela", " pani jest sfrustrowana przez jedzenie? Przecież wystarczy jest regularnie"...bla,bla,bla. Niby wszyscy lekarze maja Psychiatrie na studiach,a zachowują się jakby w ogóle nie wiedzieli o zaburzeniach psychicznych nic. to siedzi tam gleboko w glowie,ze malo kto to w ogóle rozumie. Naprawdę brakuje kompetentnych lekarzy.
  9. Artemizja, wybieram się do psychodietetyka początkiem listopada. Boje się tego trochę bo jestem nabuzowana dużą ilością hormonów,do tego fluoksytyna zmniejszającą laknienie przy okazji. Przez hormony mam apetyt,huśtawki nastrojów,a antydepresanty w dzialaniu sa slabsze w stosunku do tych glupich hormonów. Ale mam skutek mego nieracjonalnego odchudzania, po roku i 3 miesiącach Dostalam pierwsza miesiaczke.Szkoda ze mnie to nie cieszy.
  10. Ja chcialabym w końcu schudnac...czuje ze to moja droga do szczęścia.
  11. Jestem tego wszystkiego świadoma, ale i tak pięknie prowadze samodestrukcje. Siadam do nauki, ale chęć poplakania jest większa. Psychoterapia, antydepresanty a gdzieś tam daleko jest szkola.Najgorsze jest to,ze zaczelam jej unikać jak ognia,a ja tylko uzalam się nad sobą...
  12. Ja juz nie wiem jak liczyć naukę z tym chorym nastrojem...zawsze wzorowa uczennica,dużo potrafilam z siebie dac,a teraz...wszystkie książki noszą na sobie znak smutku lez.Zastanawia sie ,czy aby tegoroczna matura jest dla mnie osiągalna...
  13. Boże...ja znowu się objadlam,ja zwariuje..po prostu juz nie moge...nienawidzę siebie tak strasznie... czuje się jak gowno..
  14. Zlozylam juz wniosek do poradni..czekam.To wlasnie cala ja,obarczam się problemami calego świata,choć gdzieś tam w środku wiem,ze nie mam na nie wplywu..kompletnie. Nie zaciagne za uszy ojca na terapie. Może wlasnie ukladanie diety wyniesie cos do mojej sytuacji...czuje się jak gowno..eh..jak można popadać tak ze skrajności w skrajnosc...kontakt mam świetny z mama,jednak jest ona starej daty,nie ma świadomości ze to objadanie ma swoje glebsze pod loża,dla niej to po prostu wzmożony apetyt..tylko plakac mi się chce,nic wiecej,juz nawet nie chce wuhodzic do ludzi.CHce się pozbyć tego obsesyjnego myślenia, pozwolić sobie na glupia drozdzowke bez wyrzutów sumienia,ale przecież jedząc normalnie, nie będę się juz sobie podobać..ot tak,kocham paradoksy..dziękuje..
  15. mnie tez niszcza problemy rodzinne...niby powinnam rozumiec poniekad alkoholizm mojego ojca(abstynent przez 14 lat, teraz popija po cichaczu i mysli ze jestesmy wszyscy debilami,niedawno przeszedl radioteriapie,rak gardła,jezyczka,czlowiek "bardzo religijny",dobry dla innch ludzi,wychwalany przez nich)...rok temu zaczelam sie odchudzac,przez wakacje robilam to konkretnie,malo jadlam,duzo cwiczylam.we wrzesniu wazylam jeszcze w poradku w stosunku do mojego 161 wzrostu. Trzymalam diete,cwiczylam doslownie sporadycznie,ale stres w szkole mnie zniszczyl,chociaz nie twierdze ze to nie byl dalszy skutek mego nieracjonalnego odzywiania..w pazdzierniku wskaznik pokazywal u mnie ostre wychudzenie. Zaczela sie ingerencja rodzicow,ale zmuszanie do jedzenia wiadomo, jest wkurzajace..nie czulam nigdy wstretu do jedzenia,po rpostu sie go wystrzegalam, a raczej slodyczy,pieczywa,tlustych rzeczy. Kiedy dorwalam sie w niedziele jakiegos domowego ciasta,nie moglam przestac jesc,ale nie najadalam sie do bolu brzucha. Problemy zaczely sie mniej wiecej w styczniu/lutym. Moja 18nastka,wyjazd na ferie,brak kontroli i najadanie sie, zaczelam pozwalac sobie na slodycze..nastepnie ojciec zaczal znowu chowac po szafkach alkohol, wylewalam to,myslalam ze jakos na niego wplyne, ze gdy porozmawiam,to sie oapmieta,nie chcialam martwic mamy,ktora sama ma nerwice,stresujaca prace,zreszta jest wspoluzalezniona, nie robi nic dendownego z tym ze ojciec pije, bo w koncu sie dowiedziala ze znowu zaczal. Strasznie nie moge sie z ztym pogodzic,boje sie ze przyjdzie pijany,sprawdzam szafki,zakamarki,jego rzeczy..w tym wszystkim moim "ukojeniem" a zarazem przeklenstwem jest jedzenie..od tyodnia nic innego nie robie,najadam sie codziennie,codziennie po prostu...pozniej czuje wyrzuty sumienia, zal,bol, placze,nie mam sily na nic,nawet oddychac mi sie nie chce...mialam juz zle mysli, w domu ciesza sie ze jem wiecej,ale nie widza ze mnie to niszczy..bylam u psychologa,pomoglo na chwileczke, pozniej u terapeuty od zaburzen odzywiania,jednak kiedy powiedzialam babce ze nie dam rady przychodzic co tydzien,ze wzgledow finansowych,stwierdzila ze z tym nie ma zartow,bo wysla mnie na oddzial zamkniety i beda tuczyc..mogla mi to przekazac w bardziej delikatny sposob.zrazilam sie,nie bylam juz u niej,2 tygodznie byly piekne,bylam zmotywowana szczesliwa,cwiczylam,jadlam zdrowo,schudlam..znow wazylam bardzo malo,minal tydzien z hakiem,waze o 4 kg wiecej,a wszystko ot przez kompulsywne objadanie.I nie, nie boli mnie to ile waze,ciesze sie,bo chce zeby okres mi woricil,chce normlanie zyc,nie myslec obsesyjnie o jedzeniu,ale boli mnie to ze wlasnie w tak destrukcyjny spoosob tego dokonalam..nie mam marzen,celow,jesyem wrakiem,trace kontrole nad swoim zyciem, jestem w dupie,stresuje sie cholerna szkola,domem,a nie mam na to wszystko wplywu...PROSZE O JAKIS ODZEW..prosze...musze wygrac ta walke...PRZEPRASZAM za chaos i watek ojca, ktoy nie jest na temat,ale musialam..
  16. Skad ja znam ten problem...jeszce niedawno wazylam ledwo 43kg przy 161 wzrostu. Tak panicznie balam sie przytyc...moje opamietanie pojawilo sie wraz z kompulsywnym objadaniem...tyle ze ja nigdy nie czulam zadnego wstretu do jedzenia,lubilam jesc,jednak odmawialam sobie wszystkiego,na co mialam ochote, co mogloby mi "zaszkodzic". Ile gadania, proszenia sie nasluchalam, tak, to jest presja, kiedy wsyscy dookola mowia, ze mam jesc,przytyc itd...wkurzalam sie,jak bardo sie wkurzalam, ze nikt mnie nie ozumie...zaczelam sie objadalc slodyczami,pieczywem,oznymi reczami ktorych tak bardzo sie wyrzekalam...udalam sie do psychologa, pozniej do terapeutki od zaburzen zywienia,jednak nie dotarla do mnie,chociaz jest jedyna specjalistka w moim malym miescie. Kiedy juz zdecydowalam sie na wiyte u niej, moje myslenie bylo bardiej trzezwe, zaczelam jesc zdrowe tluszcze, przestalam liczyc kalorie, chcialam po prostu zdrowo przytyc, zeby ten okres w koncu wrocil, zeby nie martwic ukochanej mamy.Tyle ze w tym wszystkim pojawia sie moj ojciec- alkoholik, ktory po 14 latach abstynencji zaczal znowu pic,chowac po wszystkich szafkach, ukrywal to wsystko przed mama,ja wiecznie sluchalam jak odkreca butelke,jak klamie, wyrzeka sie ze nie pije,wylewalam mu alkohol,nie mowilam nic mamie,chcialam zalatwic to po swojemu, myslalam ze majac 18 lat mam wplyw na faceta po 50...ta sytuacja mnie przerosla...przez to wlasnie zaczelam sie objadac,oprcz tego szkola,zalezy mi na swietnych wynikach,bezsennosc,bo widze jakies zadania przed oczami,wstawanie nad ranem,uczenie sie do pozna..tydzien temu wazylam 43 kg, wczoraj po najedzeniu prawie 47. Nie, nie chodzi o to e waga skoczyla o 4kg i zle sie czuje tym,blabla, chodzi o to ze skoczyla po tygodniu objadania sie... wiem ze druga czesc postu nie ejst na temat,ale musialam to napisac..po porstu musialam...czlowiek potrafi opamietac sie wtedy,kiedy juz naprawde jest zle. DROGA AUTORKO POSTU: doskonale Cie rozumiem, uwierz..kiedy terapeutka powiedziala ze jestem anorektycza, kompletnie sie z tym nie zgodzilam, ba do teraz sie z tym nie zgadzam. JEDNAK daj sobie pomoc, jesli ta babka Ci nie podeszla, sprobuj skontaktowac sie z inna...ja Twoj etap mam za soba, ale zaluje ze nie wzielam sie w garsc wczesniej...teraz potrafie tylko sie objadac,cwiczyc i tak w kolko, do tego problemy w domu mnie niszcza. NIE DAJ SIE tak jak ja sie dalam.. Podrawiam..
×