Witam wszystkich.
Mam 24 lata. Wydaje mi się, że moje życie może być dla osób postronnych całkiem poukładane. Studiuję, z niezłymi zresztą wynikami, mam chłopaka o dobrym sercu, kochającą rodzinę. Po skończeniu jednych studiów, co nastąpi niebawem, będę szukać pracy - na razie z przerwami bawię się w różne praktyki/projekty pro publico bono, w które w sumie (przyznając się bez bicia) specjalnie się nie angażuję.
Problemy poniżej dla wielu z Was pewnie okażą się błahe i nieistotne - ot, proza życia.
Jednak to, co ostatnio się ze mną dzieje, zupełnie mnie przerasta. Mam wrażenie, że niepokój o wszystko wzrasta z każdym dniem. Dni te są często wegetacją, czego efektem jest zaniedbywanie ważnych dla mnie obowiązków i to jeszcze bardziej przygnębia. Wieczorami towarzyszy mi często tak silny ból psychiczny, że nie mogę spać, więc zasypiam na skraju wyczerpania. Niezależnie od tego, czy budzę się wcześnie rano czy w południe, jestem przemęczona, a każda czynność jest dla mnie wielkim wysiłkiem. Coraz mniej rzeczy sprawia mi przyjemność (czasem mam wrażenie, że nie ma nic, co dałoby mi realne poczucie zadowolenia). Trzy lub cztery razy przeżyłam coś, co nazwałabym atakiem paniki (nagły, głośny, zawodzący wręcz płacz połączony z autentycznym przerażeniem, którego nie mogłam opanować - co zresztą jeszcze bardziej mnie przerażało - i którego nie był w stanie opanować mój luby). Czasem wieczorami towarzyszą mi duszności.
Do tego dochodzą problemy takie jak: zupełne niezainteresowanie seksem (tu zmiana o 180 stopni), unikanie kontaktów z innymi ludźmi (łącznie z długoletnimi przyjaciółmi), podejrzliwość wobec innych. Mój chłopak zarzuca mi "wyzbycie się uczuć", stanie się "zimną" i "obojętną". To, co ostatnio wydarzyło się w moim życiu: wyprowadzka z domu rodzinnego, do którego jednak regularnie wracam na weekendy (nie każde oczywiście). Jednak problemy pojawiły się kilka lat wcześniej, a teraz mam do czynienia z ich jakąś uciążliwą kumulacją.
Ludzie raczej za mną nie przepadają, dla wielu wydaję się zarozumiała lub po prostu "dziwna" (tak wynika z relacji ludzi, którzy poznali mnie lepiej i opisywali mi swoje pierwsze wrażenie na mój temat).
Nawet bym nie pomyślała, żeby takie pierdoły opisywać na jakimkolwiek forum, ale to jest wręcz absurdalne, żeby osoba bez jakichś konkretnych problemów (może dochodzi do tego niepewność finansowa, ale mam nadzieję, że ze znalezieniem pracy minie) tak cierpiała, bo to cierpienie nie jest wyssane z palca. Nie działają na mnie "pozytywne" hasła. Nie wiem, czy coś jeszcze na mnie działa
Trudno mi sobie wyobrazić wizytę u jakiegokolwiek specjalisty i - co gorsza - branie jakichś leków.
Pozdrawiam wszystkich, którym chciało się to czytać.