Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nastka_

Użytkownik
  • Postów

    21
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Nastka_

  1. , to nie tak, że siedzę i użalam się nad własną egzystencją. Raczej w toku dnia nachodzą mnie po prostu myśli o bezcelowości różnych działań, których w związku z tym ostatecznie nie podejmuję, choć mogłyby wiele pozytywnego wnieść do mojego życia. Nie wiążą się z tym jakieś specjalne obawy, ale raczej świadomość bezsensu życia, która sama w sobie nie wywołuje we mnie żadnych uczuć. Jestem pusta. , myślałam, że może mam tak z powodów leków, ale muszę przyznać, że moje ciało świetnie na nie reaguje (a to wielki sukces, bo wszystko inne, czym mnie faszerowali kompletnie mnie wykańczało). Poza tym, od trzech lat nie było ze mną tak "dobrze". I obawiam się, że zmieniając lek mogłoby mi się pogorszyć. Boję się, że może to jest to, kim jestem - człowiek niezdolny do wyższych uczuć i namiętności. Chyba właśnie dlatego czasem tak bardzo chcę ze sobą skończyć. Nie pamiętam już, kim byłam przed depresją. Z chorobą można walczyć, ale jeśli zdrowa byłam tak jałowa, jaką czuję się teraz, to nie wiem, czy jest sens dalej to ciągnąć...
  2. Na psychoterapię chodziłam, ale puste frazesy zaczęły mnie męczyć. Zresztą odpycha mnie "pomoc za pieniądze" Mam wsparcie przyjaciół rodziny, chłopaka. Życie wkoło się układa, ale ja jestem popsuta. Nic mnie tak naprawdę nie "grzeje". Kończy się dzień, a wtedy siadam na łóżku i wpatruję się w nicość. Zupełnie "bez powodu" robię sobie krzywdę. A przy tym nie doświadczam żadnych uczuć. Nie czuję własnej obecności
  3. Jak radzicie sobie z wszechogarniającą pustką? Nie wiem, czy to ze mną jest, coś nie tak, może roję sobie wszystko, ale chciałabym się Was poradzić. Jak pewnie wielu dotkniętych depresją, żyję jakiś czas na antydepresantach i mogę powiedzieć, że (patrząc wstecz)wyszłam na prostą. Jednak, choć emocjonalnie "bardziej logiczna", żyję w takim dziwnym stanie otępienia, połączonym z niepokojem i napadami lęku. Śmieję się, wychodzę do ludzi, mam wiele spraw na głowie, ale kompletnie nie widzę w niczym sensu. Wszystko ponad te podstawowe obowiązki jest dla mnie zupełnie bezsensu. Bardzo chciałabym coś zrobić ze swoim życiem, ale każda idea, która zaszczepia się w mojej głowie, zostaje zmiażdżona przez brutalny pesymizm. Czuję się osaczona i zniewolona przez życie, którym tak naprawdę nie żyję. Nic nie ma sensu w tak wielkim stopniu, że mam czasem ochotę ze sobą skończyć. Bywa, że się okaleczam nic przy tym nie czując. A przecież nie powinnam tego robić, jeśli nawet nie jest mi smutno... Miał ktoś podobnie? Będę bardzo wdzięczna za Wasz odzew i poważne odpowiedzi w tym surrealistycznym czasie.
  4. Nastka_

    Witajcie :)

    Wiesz, nie jest tak źle - ludzie mają większe problemy... Właśnie dziś odwiedziłam terapeutę, do którego kiedyś chodziłam - jedna wizyta, a niczym dramat starogrecki miało moc katharsis W każdym razie, chciałam Ci napisać, że jeśli masz możliwość, to lepiej żebyś pogadała z jakimś specjalistą. Doświadczenie mnie nauczyło, że z psychiką nie ma żartów, jeśli zbagatelizujesz złe samopoczucie, to ono będzie narastać. Nawet jak nie masz ochoty rozpoczynać znajomości z psychiatrami, to może pogadaj z jakimś psychologiem, terapeutą. Takich rzeczy nie wolno bagatelizować.
  5. Nastka_

    Witajcie :)

    Przeczytałam Twój post i muszę przyznać, że też tak czasem miewałam Generalnie od kilku lat jawnie zmagam się z depresją i jej podobnymi. Tak to mniej więcej wygląda: http://www.nerwica.com/dosi-gam-szale-stwa-pomocy-t49772.html
  6. Nastka_

    Witajcie :)

    No tak, choć mam nadzieję, że nie będzie to konieczne Jaki problem Cię tu ściąga?
  7. psychidae leczę tarczycę od kilku miesięcy, depresja wówczas wracała, mijała, znów się mnie uczepiła. Co do guza, to nadal nie wiedzą czy coś wydziela, czy nie, ale skłaniają się ku temu, że nie wydziela. Mimo wszystko dostałam bromergon na podwyższoną (lekko) prolaktynę, jednak uważają, że jest to spowodowane raczej depresją, bo gdyby guz rzeczywiście ją wydzielał, to byłaby o wiele wyższa. Teraz czekam na rezonans i muszę odwiedzić w końcu psychiatrę
  8. Nastka_

    Witajcie :)

    Prawdopodobnie jest i tak lepiej, niż przewidujemy :)
  9. Nastka_

    Witajcie :)

    Witaj, maturzystka wita maturzystkę Mam nadzieję, że Tobie egzaminy idą lepiej niż mi
  10. Witaj. Wiem, że Ci nie pomogę - tylko Ty sam możesz to zrobić, ale może pocieszy Cię fakt, że rozumiem, co czujesz. Rozumiem, bo sama przez to przechodziłam. Boisz się niezrozumienia ze strony rodziny? - doświadczyłam go i napiszę tak: to potrafi dać w kość, ale przez wszystko da się przejść. Nie możesz się poddawać, wręcz przeciwnie - musisz odważyć się i poprosić o pomoc specjalistę. Może teraz nie widzisz w tym sensu, cierpisz, jest Ci źle - każdy tak ma. Każdy dotknięty chorobą tak ma. Ale to minie. Wszystko mija, więc i to, co teraz czujesz minie. I wierz mi, choć ewidentnie tego nie dostrzegasz, to na pewno jest ktoś, komu na Tobie zależy. Po prostu rozejrzyj się wkoło. Życie potrafi być ch***, ale nie możesz pozwolić żeby Cię pokonało. Nie poddawaj się jeszcze!
  11. Dziękuję za odpowiedzi. Sama już nie wiem, czy to moja psychika działa destrukcyjnie na ciało, czy ciało na psychikę... kartezjański dualizm ciała i duszy mnie wykańcza. A może sama to robię? Prawdopodobnie za dużo myślę i to zupełnie irracjonalnie. Kopię sobie mały nagrobek z toksycznych iluzji...
  12. Nastka_

    Witam wszystkich

    Dzięki za radę, z pewnością wypróbuję te ćwiczenia To chyba nie do końca tak, że siebie nienawidzę. Mam jeszcze chyba to szczęście, że potrafię racjonalnie określić swoje mocne i słabe strony. Tylko w którymś momencie straciłam do siebie szacunek. Nie ma gorszego uczucia niż brak zaufania do siebie jako istoty ludzkiej. Bo jeśli nie ufasz sobie, to jak zaufać innym? Dopiero niedawno zdałam sobie z tego sprawę. Mam świadomość tego, że choć dziś czuję się naprawdę "rzeczywista", to jutro mogę się obudzić znów w tym okropnym stanie zawieszenia (nie potrafię tego określić; to jak połączenie lęku, wypływającej z niego histerii i martwego otępienia). Jestem pełna podziwu dla Ciebie Wypływa z Ciebie tyle pozytywnej energii i optymizmu. Ogromnie to szanuje
  13. Nastka_

    Witam wszystkich

    LoveHope Życie się stało, jak myślę Trzy lata temu coś we mnie pękło i zaczęłam krzywdzić siebie. Było źle. Byłam destrukcyjna dla siebie i innych. Stwierdzono u mnie poważny epizod depresji, przyjmowałam leki, chodziłam na terapie (wciąż wierząc, że tak naprawdę nic mi nie jest i ubzdurałam sobie całą tą depresję). W każdym razie wyszłam z tego do pewnego stopnia, ale wciąż wzgardzałam życiem. Opisywanie tego wszystkiego myślę, że nie ma sensu. To, co istotne to fakt, że od tego momentu straciłam do siebie zaufanie. Od lat nie wiem, co czuje. Nie jestem pewna swoich myśli. Odpycham ludzi bo przeraża mnie odrzucenie. Z depresji podniosłam się sama, gdy chciano mnie zamknąć w szpitalu. To było dla mnie jak zimny prysznic. Z próżności zdecydowałam się walczyć, bo nie mogłam znieść myśli o konsekwencjach zostania dziewczyną z takiego miejsca. Brzydzę się tym swoim myśleniem... Zmierzając do końca (to wszystko to tylko moje wybiórcze przemyślenia), ostatnio podupadłam na zdrowiu. Jestem słaba fizycznie (i tak, tym też się brzydzę). Gdy przyjęto mnie do szpitala w celu diagnozy, zrządzeniem losu, zdecydowano się również skonsultować mnie z psychiatrą i tak o to ponownie usłyszałam, że mam nawracające zaburzenia depresyjne - dla mnie - gwóźdź do trumny. Kończąc, mam dość użalania się nad sobą, uciekania od odpowiedzialności, zasłaniania własnego ego głupimi wymówkami. Jest mi cholernie (przepraszam za sformułowanie) ciężko. Jestem płaczliwa, rozhisteryzowana, zestresowana, ale najbardziej boję się tego, że jestem szalona. Zdrowie psychiczne to dla mnie największa wartość. Powinnam być oparciem dla bliskich, a nie kłodą pod nogami. W poniedziałek matura, a ja się zwyczajnie boję. Boje się znów przestać być realną... -- 02 maja 2014, 18:42 -- A tak nawiasem mówiąc, nie sądziłam, że spotkam tu tyle ciepłych duszyczek :)
  14. Nastka_

    Witam wszystkich

    Dzięki to takie dziwne w pewnym sensie... mam nadzieje, że dzięki temu forum może uda mi się w jakiś sposób pogodzić z faktem istnienia tych depresyjnych zaburzeń. Trzy lata życia w zaprzeczeniu to chyba za długo. Kamiru, Twoja odpowiedź mile mnie zaskoczyła W poniedziałek piszę maturę, jestem przerażona tym, że w ogóle mnie ona nie obchodzi. Skrzywiona psychika jednak robi swoje
  15. Nastka_

    Witam wszystkich

    Dziękuję za miłe powitanie, mam nadzieję, że uda mi się między Wami odnaleźć
  16. Może jeszcze marnujesz powietrze, zamiast pozostawić je dla wybitnych jednostek? Takich jak Ty? Dziękuję za zgryźliwą uwagę, takie też są czasem potrzebne.
  17. Dziękuję za odpowiedź, nie zdajesz sobie sprawy jak to wiele dla mnie znaczy, że ktoś zdecydował się odezwać W "realnym świecie" trudno jest mi rozmawiać o takich rzeczach, jestem jeszcze chyba na tym etapie, kiedy zależy mi na wiarygodności i normalnym traktowaniu przez znajomych. Nie chcę być "dziewczyną z depresją". Jeśli mogę zapytać, z czego wynika to, że kilkakrotnie (tak to zrozumiałam) rozpoczynałaś studia? Pytam, bo ja również wielokrotnie podejmowałam różnego rodzaju hmm inicjatywy, które zaraz porzucałam ze względu na strach przed "ostatecznością" i konsekwencjami moich decyzji... Chciałam też zapytać, w jaki sposób objawiają się Twoje lęki? Ostatnio z jakiegoś powodu moja podświadomość raczy mnie wizjami wijących się węży (mam świadomość ich nierealności, ale od dziecka zawsze potwornie mnie przerażały) Mam wrażenie, że w ten sposób manifestują się moje prawdziwe, nieuświadomione obawy i zwyczajnie jest to efekt długotrwałego stresu, ale nie wiem jak to zatrzymać Będę wdzięczna za jakąkolwiek odpowiedź
  18. Nie wiem jak zacząć... hah, jestem tu nowa, ale "chora" od zawsze. Nie chcę was zanudzać, nienawidzę tego, że 'muszę' komuś zawracać głowę, ale nie ufam już samej sobie. Moja historia jest pewnie podobna do wielu innych. Mam 19 lat, całe moje życie jestem 'na walizkach', mam za sobą wiele użalania się nad własnymi problemami, okaleczania się, łez i słów nienawiści. Nieobce są mi też skomplikowane, toksyczne relacje rodzinne. Trzy lata temu zdiagnozowano u mnie głęboką depresję. Faszerowano mnie lekami, chodziłam na psychoterapie w międzyczasie upadlając się i topiąc smutki w alkoholu. Byłam świadkiem gwałtu, brutalnych bójek, "ofiarą" przemocy. Przebrnęłam przez to. Dzięki cudownym ludziom, którzy otoczyli mnie wsparciem, otrzymałam w szkole indywidualny tok nauczania, wyrywając się tym samym z toksycznego środowiska i wracając "do siebie". Znów byłam ambitna, znów osiągałam sukcesy. To był jednak początek końca. Zmieniałam lekarzy psychiatrów, w którymś momencie powiedziano mi, że "nie mogą mi pomóc", że jedyne, co można dla mnie zrobić to "wypisać skierowanie do szpitala psychiatrycznego", nie zgodziłam się, bo nigdy nie pogodziłam się do końca z tym że jest ze mną "coś nie tak". W końcu mądra psychoterapeutka wyprowadziła mnie z monstrualnego dołka i oficjalnie stwierdzono, że mam "jedynie" zaburzenia depresyjne nawracające. Rzuciłam więc psychoterapie (nie czułam już większych pozytywnych efektów), odstawiłam leki i wróciłam do "realnego życia". Radziłam sobie dopóki organizm nie zaczął mnie zawodzić: Włosy wypadające garściami, zaburzenia równowagi, zapalenia stawów, migreny i wiele wiele innych. Zdiagnozowano u mnie guza przysadki, niedoczynność tarczycy, hiperprolaktynemię, niedowagę, małopłytkowość, leukopenię, a ponadto podejrzewają u mnie toczeń... Jestem tym zdruzgotana. Niegdyś byłam bardzo aktywną osobą, a teraz moje ciało podobnie jak umysł jest moim wrogiem. Ponadto w szpitalu znów stwierdzono u mnie zaburzenia depresyjne nawracające lub dystymię i stany lękowe, przepisano lek. Nie mogę się z tym pogodzić. Zwłaszcza, że nie wszyscy w rodzinie wierzą w to. Wiem, że zanudzam, ale błagam o pomoc! nie wiem, co robić. W przyszłym tygodniu piszę maturę, do której nawet się nie przygotowywałam, żyję w ciągłym stresie i nie ufam już sobie. Jestem taka otępiała, nie potrafię sprostać obowiązkom, podejmować racjonalnych decyzji. Nie umiem nazwać swoich uczuć, rozpoznać myśli. Powinnam wrócić na terapię? W domu próbuję udawać, że daję radę, ale to wszystko odbija się negatywnie na moich (i bez tego dysfunkcyjnych) relacjach z ludźmi. Nie potrafię przestać ich odtrącać. Nie potrafię przestać szaleć. Boję się, że jestem wariatką! Mam taki mętlik w głowie. Czy ktoś ma podobne problemy? Czy ktoś byłby skłonny porozmawiać? Mam nadzieję, że nie zaśmiecam tym postem forum. Błagam o pomoc!
  19. Nastka_

    Witam wszystkich

    Jestem nieco zagubiona, lekko zmieszana. W ciągu ostatnich lat kilkakrotnie próbowałam uzewnętrznić się na jakimś forum, jednak ostatecznie brakowało mi odwagi. Nie lubię mówić o sobie, ale tym razem cisza wydaje mi się zbyt toksyczna. Mam 19 lat i cierpię na życie, jeśli można tak to określić. Lekarze stwierdzali u mnie na przestrzeni czasu głęboką depresję, zaburzenia depresyjne nawracające, dystymię. Nie wiem na ile jakiekolwiek diagnozy są cokolwiek warte. Ostatnio niewiele wiem, może właśnie dlatego odczuwam pragnienie kontaktu z kimś o podobnych doświadczeniach. Nie chcę nikogo zanudzać własnymi problemami, chciałam się tylko przywitać
×