Skocz do zawartości
Nerwica.com

pomylanka

Użytkownik
  • Postów

    24
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez pomylanka

  1. Wszyscy lekarze zalecają brać rano, właśnie z tego względu, że potem mogą być problemy ze snem.
  2. Moja chora głowa nie nie pozwalała mi na więcej, bałam się.. Dodatkowo miałam w tym czasie ostatni egzamin na studiach, więc nie mogłam dopuścić do tego, żeby poczuć się gorzej. Dlatego to było 12 dni. Teraz siedzę w domu, teoretycznie nie muszę nic robić, czekam na obronę, więc mogę się trochę pomęczyć..
  3. możliwe, na początku moze nasilać stany lękowe, najlepiei doraźnie benzo do czasu az nie zacznie działać -- 18 cze 2014, 11:10 -- objawy uboczne i ewentualne nasilenie stanów lękowych jest od razu, w zasadzie od pierwszej dawki i nie ma to nic wspolnego z wkręcaniem sobie czegoś 12 dni brałam 5mg, od 5 dni 10mg, na początku było względnie, teraz trochę gorzej. Dzisiaj znowu ciężko na klatce piersiowej, ból żołądka. O 18 mam gastroskopię, do tego czasu chyba zejdę. :/
  4. U mnie najpierw był pierwszy napad lęku, po kilku tygodniach dołączyły się bóle żołądka, duszności, sercowe wariacje i to wszystko było przeplatane stanami lękowymi i depresyjnymi. Więc mam nadzieję, że paroksetyna coś da, bo dłużej tak nie pociągnę.
  5. A czy oprócz zmniejszenia/zlikwidowania lęków paro wpłynęła na Wasze codzienne dolegliwości somatyczne? Bo szczerze mówiąc nie wiem czego się spodziewać po tym leku..
  6. Rzecz w tym, że u mnie uczucie ciężkości na klatce piersiowej, problem z głębokim wdechem są cały czas. Plus mnóstwo innych somatycznych objawów, które powoli wyjaśniam. Np. jutro mam gastroskopię, bo żołądek od 10 miesięcy ściśnięty i boli. Dzisiaj miałam dosyć stresujący dzień, byłam na rozprawie w sądzie, która mnie dotyczy, ku memu zdziwieniu nie padłam na sali. Być może napięcie wyszło na wierzch dopiero pod wieczór. Mówi się, że początkowo paro nasila objawy, więc zastanawiam się, czy nie jestem przez nią bardziej spięta, nakręcona i dlatego mocniej odczuwam moje dolegliwości? Wiem, że pozytywny efekt leczenia pojawia się dopiero po kilku tygodniach, ale mi już ciężko na tą chwilę. Jak zajmę swoje myśli i ciało czymś innym to jest lepiej, nie pamiętam o tym, że muszę oddychać, nie mam potrzeby takich głębokich 'westchnięć'..
  7. Witajcie. Zaczęłam swoją przygodę z paroksetyną (Parogen). Przez pierwsze dni brałam 1/4 tabletki. Moja głowa pracuje i bałam się początkowych objawów ubocznych. Pierwszego dnia już po pół godziny dostałam napadu paniki, nie wiem czy to była zasługa leku czy mojego strachu przed nim. Później nie czułam już nic. Od 4 dni biorę 1/2 tabletki. Znowu pierwszego dnia na większej dawce miałam koszmarny napad (duszność, drętwienie, kołatanie serca, uczucie gorąca i słynne uczucie przechodzącego prądu po całym ciele). Drugi i trzeci dzień był okej. Dzisiaj popołudniu zaczął się ucisk w klatce piersiowej i duszności, kontroluję swój oddech, boję się, że się uduszę. Już wcześniej miałam nerwicowe problemy z oddychaniem, ale teraz to się spotęgowało. Czy możliwe, żeby paro nasiliła ten problem? I jutro, za kilka dni będzie lepiej? Bo już nie wiem co ze sobą robić. Biorę jakieś ziołowe uspokajacze, ale nic nie dają, a skończyła mi się hydroksyzyna. Proszę o poradę.
  8. Wzbraniam się przed rozpoczęciem farmakoterapii, bo wiem, że jest to tylko leczenie objawowe. Nie chcę się po prostu w to wpakować. Teraz biorę tylko Asparginian i piję melisę. Wróciłam do biegania, endorfiny dobrze na mnie wpływają, chociaż na kilka godzin. Ograniczyłam kawę, bo po niej jestem roztrzęsiona, ale bez niej ciężko żyć :) Postanowiłam rzucić palenie, bo to jeszcze bardziej mnie nakręcało. Mam nadzieje, że mi się uda. Ogromnym problemem są koszmarnie wypadające włosy.. Cały czas wypadają, są na ubraniach, podłodze, pościeli. Dotknę ręką, a już kilka wypadnie. Czesanie, mycie to istny dramat. To wszystko dobija mnie okropnie. W dalszym ciągu nie znalazłam przyczyny i nie wiem jak z tym walczyć.. Ostatnią opcją jest, że wypadają przez niski poziom estrogenów, a co za tym idzie - łysienie androgenowe?
  9. Badania hormonalne: tarczyca - pełen komplet (TSH fT3, fT4) - prawidłowe Miałam podejrzenia, że mam jakieś zaburzenia, bo u mnie w rodzinie jest to pokoleniowe. hormony płciowe - 3dniowy pobyt w szpitalu - bardzo niski poziom estradiolu, lekko podwyższona prolaktyna po obciążeniu metoklopramidem Mam podejrzenie PCOS od kilku lat, ale nikt nie postawił ostatecznej diagnozy.. :/ Krew: sód, potas, chlorki, żelazo - prawidłowe limfocyty w rozmazie obniżone od zawsze Cała reszta prawidłowo. Odżywiałam się bardzo dobrze, prowadziłam aktywny tryb życia. Nie miałam żadnych problemów zdrowotnych, osłabień, itd. W momencie, gdy zaczęłam się czuć jak kupa złomu odechciało mi się wszystkiego i aktywność fizyczna bardzo spadła. Suplementowałam przez 3 miesiące magnez, może podświadomie czułam lekką poprawę. Aktualnie zaczęłam brać Asparginian (głównie na moje kołatania serca).
  10. @elo Paroksetyna ma stosunkowo dobre opinie, jeśli można mówić w ten sposób o tego typu lekach. Mam blokadę przed rozpoczęciem brania jakichkolwiek leków z grupy antydepresantów. Znam możliwe działania i objawy niepożądane, a poza tym boję się, że jeśli raz w to wejdę to już nigdy nie wyjdę.
  11. Witajcie. Chciałabym Wam przedstawić moją historię, ponieważ samej brak mi obiektywizmu i już nie wiem co mam myśleć o tym wszystkim.. Mam 22 lata i brak chęci by dalej żyć.. Moje życie nigdy nie było radosne, cały czas towarzyszyły mi problemy, mniejsze i większe, lecz zawsze byłam z nimi sama. Nigdy nie miałam oparcia w rodzicach, nie mam rodzeństwa, a najbliższym znajomym nie chciałam mówić o moim popapranym życiu. Mając niewiele ponad 10 lat każdego dnia byłam obarczona wiadomościami, obowiązkami, które powinny zostać wyłącznie w gronie dorosłych. Nikogo nie interesowało to, że jest to okres mojej beztroski. Depresja mojej mamy, kryzys w małżeństwie rodziców, najgorsze możliwe dramaty i choroby, groźby, szantaże emocjonalne.. To wszystko spadało na moją głowę, za wszystko musiałam brać odpowiedzialność. Nie mogłam się zbuntować, wszystko przyjmowałam w milczeniu. Aż w końcu uznałam to za normę. Nie widziałam wtedy jak bardzo zmienia to moje życie, mój sposób bycia, moją psychikę. Oprócz problemów innych miałam też własne, które doprowadziły mnie do kompleksów, zaniedbania. Zaczęłam mieć stany depresyjne, czasami kilka tygodni, podczas których nie miałam motywacji by wstać z łóżka. Później pojawiała się poprawa, życie nabierało kolorów, byłam duszą towarzystwa, oparciem dla każdego. I tak sobie żyłam, od pogorszenia do poprawy. Do czasu. Lato 2013 było dla mnie pełne stresu. Nawarstwiające się problemy zaczęły przytłaczać, doszła apatia, niechęć do wszystkiego. Pewnego wieczoru poczułam nagłe zawroty głowy, zdrętwienie lewej strony ciała, duszność. Byłam przerażona, po dłuższej chwili doszłam do siebie, sądząc, że rano nie będę o tym pamiętać. Pamiętałam, ponieważ objawy wciąż trwały. Pojechałam na SOR, gdzie po zrobieniu badań (EKG, morfologia, troponina) lekarz stwierdził, że było to na tle nerwowym. Uspokoiłam się, zapomniałam i wszystko minęło. Po powrocie na studia w październiku zaczęłam mieć tępe bóle w okolicy żołądka, promieniujące wzdłuż lewego łuku żebrowego. Bez względu na to co jadłam, piłam, czy leżałam, stałam ból był nieustanny. Nie mogłam myśleć o niczym innym. Trwało to około dwóch miesięcy. Wizyta u lekarza rodzinnego - skierowanie na gastroskopię i leki na śluzówkę żołądka. Mniej więcej w tym samym czasie włosy zaczęły wypadać mi garściami.. Następne były problemy z oddychaniem, nie mogłam wziąć pełnego wdechu, czułam taką blokadę. A gdy skupiałam się na tym - nie mogłam oddychać w ogóle. Wieczorem, kładąc się do łóżka myślałam tylko o tym, żeby oddychać. Budziłam się co chwilę przerażona, bałam się zasnąć i stracić kontrolę.. Brałam ziołowe tabletki uspokajające, hydroksyzynę, piłam melisę. Żołądek przestał boleć, sam z siebie. Kilka dni później zaczęło boleć serce, delikatne ukłucia, podwyższone tętno (90-100), uczucie niemiarowości. Zaczęłam więc obserwować już nie tylko oddech, ale i bicie serca. Popadłam w obłęd. Tętno mierzyłam co kilka minut, wsłuchiwałam się w każdą nieprawidłowość. Zdarzały mi się zasłabnięcia w tramwaju, autobusie. Świat stawał się nagle odległy, ludzie nierealni, nie mogłam oddychać, serce waliło, nogi i ręce drżały..Zdecydowałam się na wizytę u kardiologa - EKG i echo prawidłowe. Uspokoiłam się, serce przestało boleć, a z czasem oddychanie stało się łatwiejsze. Powrócił ból żołądka. Wizja o wyłysieniu nie opuszczała mnie, stosowałam wiele kuracji, bez efektów, byłam zdołowana. Dodatkowo robiłam badania hormonalne, wszystko w normie. Lekarz rodzinny, u którego bywałam średnio raz na tydzień, zasugerował mi, że moje objawy pasują do zespołu lękowego.. Bałam się, nie poznawałam siebie. Po latach bycia nieszczęśliwą zdecydowałam się na wizytę u psychiatry. Usłyszałam, że moje życie jest idealnym podłożem do nerwicy, a rozwiązanie tej sytuacji wiąże się z farmakoterapią i psychoterapią. Nie mogłam uwierzyć, że moje ciało odzwierciedla stan mojej duszy.. Z osoby aktywnej, wysportowanej stałam się wrakiem człowieka. Nie miałam chęci życia, wciąż nie mam. Do zestawu moich dolegliwości doszły bóle głowy, szyi, zaburzenia wzroku, problemy z koncentracją. W każdej sekundzie towarzyszy mi wewnętrzne napięcie, które za nic nie chce się zmniejszyć.. Nie zaczęłam brać leków, jest to dla mnie ostateczność, które zbliża się wielkimi krokami.. Czekam teraz na rozpoczęcie psychoterapii, ale zacznie się ona dopiero w czerwcu.. Dwa dni temu miałam okropne kołatanie serca, myślałam, że jest już po mnie. Poprzedzone było to zdenerwowaniem. Dwie godziny później kolejne, a po nim jeszcze dwa. Czułam, że serce łomocze, zatrzymuje się, przyspiesza.. Okropne. Nie mogę tak dłużej żyć. Niszczę swoje życie, ludzi wokół mnie, oddalam się od wszystkiego. Egzystuję, cierpię, panicznie się boję każdego dnia i każdej nocy. Dałabym wszystko żeby odzyskać równowagę i spokój.. Będę wdzięczna za każde słowo, za każdą sugestię, poradę i każdego kopa..
  12. @monooso Nigdy nie myślałam o sobie jako o DDA.. To trochę sprzeczne. Nie popieram tego, mam inne poglądy, więc jakie miałoby to znaczenie, że mogłam mieć z tym styczność? @elo Psychiatra - paroksetyna + psycholog. Psycholog - psychoterapia. Leków nie biorę, czekam na psychoterapię.
  13. @elo Jeden psychiatra i jeden psycholog. Dowiedziałam się, że mam idealne podłoże do nerwicy, widoczne zaburzenia i mam szanse na wyjście z tego. @monooso Całe życie milczałam, nie mówiłam o tym co mnie męczy, jak mi źle i że brakuje mi sił. Nie rozmawiałam z nikim o sobie. Ale jak zaczęły pojawiać się ataki, objawy somatyczne to straciłam siły. Początkowo jeszcze trzymałam to w środku, ale w końcu ludzie zaczęli zauważać, że ulatnia się ze mnie życie. Może to tak brzmi, że użalam się nad sobą i na własne życzenie żyję tak jak żyję, bo przecież wcale nie muszę. Wiadomo. Tylko jeśli już jako 12latka stałam u boku matki chorej na depresję, grożącej, że się zabije to w pewnym stopniu przejęłam za nią odpowiedzialność. I tak po kolei za innych. Cały czas w mojej głowie jest świadomość, że beze mnie stanie się coś złego, że ja muszę czuwać nad innymi. Nie jestem wierząca ani praktykująca. Nie utożsamiam się z Jezusem i nie martwię się o miejsce w niebie. Odkąd założyłam ten post, odpisując na Wasze pytania zaczynam sobie powoli uświadamiać jak głęboko leży przyczyna moich problemów..
  14. Jakiś czas temu uczestniczyłam w wypadku tramwajowym, gdzie byłam jedną z poszkodowanych. Chodziłam składać zeznania, teraz czekam na wezwanie do sądu. Ale pierwszy atak w tramwaju był przed tym wydarzeniem. Możliwe, że to po prostu spotęgowało moje lęki. Wiem, że nie powinnam tak bardzo przejmować się nimi, skoro ich zachowanie doprowadziło do tego, gdzie się teraz znajduję. Ale nie umiem. Nie umiem ' mieć gdzieś ', nie martwić się, nie zadręczać, nie brać wszystkiego na swoje barki. Chciałabym chociaż przez trochę czuć, że muszę martwić się wyłącznie o siebie. -- 24 kwi 2014, 18:39 -- @elo Psychiatra, psycholog, psychoterapia dopiero w czerwcu.
  15. @monooso Najczęściej takie akcje działy się w komunikacji miejskiej. Ale owszem zdarzało się też, że byłam w tym momencie sama. Raz była taka sytuacja, że dostałam ataku, oglądając film akcji, w którym była napięta scena. Można powiedzieć, że przejęłam się tym, co działo się w filmie i odczułam to później własnym ciałem.. Trochę żałosne, ale tak to mniej więcej wyglądało. Ogólnie lepiej się czuję, będąc w domu, w znanych mi miejscach, bezpiecznych dla mnie. Jak tylko wychodzę np. na zajęcia (co wiąże się z podróżą tramwajem, autobusem) to jest mi słabo, nogi mam jak z waty, chociaż jeszcze nie myślę o tym, że muszę skorzystać z komunikacji miejskiej i znowu coś może mi się przytrafić. Nie mam tego obrazu przed oczami, ale może gdzieś w głębi mojej głowy ten strach już siedzi i mnie paraliżuje. Kolejnym lękiem, który mi towarzyszy bez przerw jest lęk o najbliższych, a głównie u rodziców. Moja mama ma bogatą historię chorób, a najgorszą z nich był nowotwór, który udało się pokonać. Minęły ponad 4 lata od uznania za wyleczony. Ale ja KAŻDEGO dnia boję się o nią, każdą wizytę kontrolną przeżywam 100 razy bardziej niż ona. Jak ją coś zaboli to ja już jestem cała spięta, jak mówi, że się źle czuje to ja już wyobrażam sobie najgorsze.. Podobnie z moim ojcem, ma nadciśnienie, jego rodzice mieli udary mózgu, a on nic sobie z tego nie robi, nie czuje potrzeby konsultacji z kardiologiem, leczenia. A ja biegam za nim z ciśnieniomierzem, namawiam na wizytę u lekarza, wygłaszam przemowy. Bez skutku. Są to dorośli ludzie, którzy bardzo utrudniali mi życie, a mimo to ja czuję całkowitą odpowiedzialność za nich i za ich życie. To jest mój największy problem. Skoro opisałam sytuację z moim ojcem to mogę wyjaśnić, że oprócz zdenerwowania, emocji związanych ze ślubem przyjaciółki doszedł strach, ponieważ mój ojciec (również był na ślubie) wyszedł nagle z kościoła. Zaniepokoiłam się, wyszłam za nim, zapytałam co się dzieje, a on mnie opier..lił z góry na dół, że ja nie muszę wszystkiego wiedzieć. Wróciłam do kościoła i już było po mnie. Okazało się później, że musiał jechać do domu, bo mama zapomniała wyłączyć piekarnika.. Byłam w stanie zrozumieć, że to kołatanie było spowodowane zdenerwowaniem. Ale kolejne? Minęły 2-3h od tego incydentu, więc moje emocje już trochę opadły. Nie mogłam i nie mogę tego zrozumieć.
  16. @monooso Nie wiem. Że coś złego się dzieje, że coś mi się stanie. Nie umiem tego wyjaśnić, to przychodzi samo, nagle. Pisałam wcześniej, że kilka dni temu miałam akcję z kołataniem serca. Byłam na ślubie przyjaciółki, z którą jesteśmy zżyte od dzieciństwa. Było to dla mnie spore przeżycie, dodatkowo ktoś mnie zdenerwował i w pewnym momencie moje serce zaczęło szaleć - bardzo mocne uderzenia, nagłe zatrzymanie, po chwili przyspieszenie, trwało to kilka minut. Nie były to moje subiektywne odczucia, bo mój partner siedział przy mnie z przerażeniem, czując co się dzieje. Potem powtórzyło się to 3 razy na przyjęciu weselnym, a wtedy nie było żadnego konkretnego zdenerwowania. Byłam przerażona, ale stwierdziłam, że muszę sobie poradzić, wypiłam 2 drinki, rozluźniłam się trochę i sytuacja się nie powtórzyła. Dlaczego tak jest? Czy wystarczy minimalny impuls gdzieś tam w mojej głowie i wszystko zaczyna wariować? @deader Po pierwsze, czy na UM istnieje jedynie kierunek lekarski? Wiedza medyczna obejmuje wszystkich tam studiujących, niektórych w mniejszym, a innych w większym stopniu. No ale chyba nie każdy o tym wie. Po drugie, czy wielkim wysiłkiem jest patrząc na człowieka dostrzec w nim istotę ludzką? Bez względu na to czym się zajmuje. Widocznie nie pomyślałam o tym, że skoro mam zagmatwane życie to któregoś dnia może mi odwalić i nie powinnam wtedy znajdować się w otoczeniu innych ludzi, żeby krzywdy im nie zrobić, a tym bardziej moim pacjentom.
  17. @deader Czasami myślę sobie, że moje wszystkie rozkminy o tym co się ze mną dzieje są pogorszone faktem, że mam sporą wiedzę na ten temat. Objawy znanych mi chorób przypasowuję do moich dolegliwości (rozwija się u mnie hipochondria), działania niepożądane konkretnych leków analizuję milion razy, nad wszystkim zastanawiam się nieustannie, każdą nieprawidłowość biorę na serio. Przestałam kierować się zdrowym rozsądkiem, chyba nie potrafię już jasno myśleć. A co do leków - chodziło o to, że dość często osoby po odstawieniu z czasem wracają do nich na nowo. To miałam na myśli mówiąc, że czuję, że nigdy z nich nie zejdę. @monooso Podjęłam pierwszy krok idąc do psychiatry, a później do psychologa. Było to dla mnie spore wyzwanie. Psychoterapię zaczynam dopiero w czerwcu - nfz. Po konsultacji z psychoterapeutą stwierdził, że "moje zaburzenia dobrze się leczą". Zobaczymy co z tego wyjdzie. Co do lęków, napadów. Przykład z dnia dzisiejszego. Jadę rano na zajęcia tramwajem, duszno, dużo ludzi, nagle czuć zapach spalenizny. Tramwaj się zatrzymuje na środku pustkowia, poruszenie wśród ludzi. Nogi się pode mną uginają, serce zaczyna walić, nie mogę zaczerpnąć powietrza, obraz się rozmazuje. Trwa to może dwie minuty, wszystko się wyjaśnia, drobna awaria, a ja cała się trzęsę, walczę ze sobą, żeby nie uciec stamtąd.. To nie pierwszy raz kiedy miałam tego typu akcję w komunikacji miejskiej. Poprzednie były jednak całkowicie bez przyczyny. @Inga_beta Początkowo powiązywałam nadmierne wypadanie włosów z odstawieniem tabletek antykoncepcyjnych. Ale czas mijał a nic się nie uspokajało. W końcu tało się to moim priorytetem życiowym. Liczyłam (wciąż liczę) każdy włos, który wypadnie w ciągu dnia, podczas rozczesywania, podczas mycia. Próbowałam wielu środków, chodziłam do dermatologów, robiłam badania hormonalne - bez rezultatów. Nie pozwalam dotykać moich włosów, unikam wszelkich zabiegów (farbowanie, prostowanie, suszenie). W dalszym ciągu nie wiem czym jest to spowodowane i to nie daje mi spokoju. Cała ta sytuacja jest kolejnym czynnikiem stresogennym, boję się być łysa.. @Raffuss Mam zrealizowaną receptę na lek z grupy SSRI. Może za bardzo się z tym rozwodzę, ociągam, ale wciąż coś mnie przed tym powstrzymuje.
  18. Jestem w pełni świadoma, że branie leków stanowi część procesu leczenia - tłumi negatywne uczucia, zmniejsza bądź niweluje większość objawów somatycznych. Bardzo możliwe, że to pomaga, ale na chwilę. Mój opór wynika chyba również z przeczucia, że nigdy z tych leków nie zejdę. Wiem, że to głupie, bo nie ma sensu gdybać, lecz warto się skupić na teraźniejszości. Nie myślę logicznie w wielu kwestiach, może w tej także. Wzbraniam się przed tym, a czasami nie marzę o niczym innym jak nafaszerować się czymś, co sprawi, że będzie lepiej. Faktem jest, że receptę zrealizowałam, paroksetyna leży w szufladzie. Wśród tych specjalistów był kardiolog, endokrynolog, ginekolog (wiem, że to nie ich działka, ale jednak), psycholog oraz znajomy psychiatra (nie jest to ten sam, który wypisał mi receptę).
  19. Możliwe, że zaprzeczam sama sobie. Ale mam świadomość w jaki sposób działają leki. Każdy specjalista u którego byłam powtarzał mi, żebym się nie pakowała w to. Jedynie psychiatria wręczył mi receptę. Czy branie leków rozwiązuje problem? To co studiuję nie zmienia faktu, że wciąż jestem człowiekiem.
  20. Wyróżniam epizod z włosami, bo od kiedy to się zaczęło straciłam ponad połowę włosów. Miałam piękne, długie włosy, które musiałam obciąć, żeby ich kiepski stan nie rzucał się w oczy. Mam zakola i prześwity. Dla kobiety taka sytuacja jest dramatem. Nie mam pewności, że stres się do tego przyczynia, a żadne preparaty nie pomagają. Co zamierzam z tym zrobić? Byłam u psychologa, zapisałam się na psychoterapię. Wiem, że sama już sobie ze sobą nie poradzę, ale nie podchodzę w pełni optymistycznie do tego.. Nie wiem czy to wszystko co się dzieje można odwrócić, naprawić takimi ' pogadankami '.. Czasami jestem tak w beznadziejnym stanie, że z własnej woli poszłabym do jakiegoś szpitala psychiatrycznego. Z rozpoczęciem brania leków ociągam się już od dłuższego 3 miesięcy, próbuję się w to nie wpakować. Studiuję na Uniwersytecie Medycznym, więc mam pojęcie o formach leczenia tego typu. Łudzę się, że sama chociaż w jakimś stopniu opanuje moje zachowanie - nerwy, napięcie, złość, smutek. Jestem w stanie zrobić to na kilka godzin, uśmiechać się, a potem.. wszystko wraca. W dalszym ciągu moje życie jest trudne, nie mogę się od wszystkiego odciąć, żeby sobie ulżyć.. Nie wiem co więcej mogę zrobić..
  21. pomylanka

    Oto kim się stałam..

    Witajcie. Mam na imię Ania i mam 22 lata. Minęły jakieś dwa miesiące odkąd odkryłam to forum. Do tej pory byłam tylko cichym obserwatorem, ale bieżące wydarzenia powodują, że nie jestem w stanie już dłużej tkwić w martwym punkcie. Spróbuję nakreślić moją sytuację, bo wiem, że tutaj mogę znaleźć zrozumienie i pomoc.. Moje życie nigdy nie było radosne, cały czas towarzyszyły mi problemy, mniejsze i większe, lecz zawsze byłam z nimi sama. Nigdy nie miałam oparcia w rodzicach, nie mam rodzeństwa, a najbliższym znajomym nie chciałam mówić o moim popapranym życiu. Mając niewiele ponad 10 lat każdego dnia byłam obarczona wiadomościami, obowiązkami, które powinny zostać wyłącznie w gronie dorosłych. Nikogo nie interesowało to, że jest to okres mojej beztroski. Depresja mojej mamy, kryzys w małżeństwie rodziców, najgorsze możliwe dramaty i choroby, groźby, szantaże emocjonalne.. To wszystko spadało na moją głowę, za wszystko musiałam brać odpowiedzialność. Nie mogłam się zbuntować, wszystko przyjmowałam w milczeniu. Aż w końcu uznałam to za normę. Nie widziałam wtedy jak bardzo zmienia to moje życie, mój sposób bycia, moją psychikę. Oprócz problemów innych miałam też własne, które doprowadziły mnie do kompleksów, zaniedbania. Zaczęłam mieć stany depresyjne, czasami kilka tygodni, podczas których nie miałam motywacji by wstać z łóżka. Później pojawiała się poprawa, życie nabierało kolorów, byłam duszą towarzystwa, oparciem dla każdego. I tak sobie żyłam, od pogorszenia do poprawy. Do czasu. Lato 2013 było dla mnie pełne stresu. Nawarstwiające się problemy zaczęły przytłaczać, doszła apatia, niechęć do wszystkiego. Pewnego wieczoru poczułam nagłe zawroty głowy, zdrętwienie lewej strony ciała, duszność. Byłam przerażona, po dłuższej chwili doszłam do siebie, sądząc, że rano nie będę o tym pamiętać. Pamiętałam, ponieważ objawy wciąż trwały. Pojechałam na SOR, gdzie po zrobieniu badań (EKG, morfologia, troponina) lekarz stwierdził, że było to na tle nerwowym. Uspokoiłam się, zapomniałam i wszystko minęło. Po powrocie na studia w październiku zaczęłam mieć tępe bóle w okolicy żołądka, promieniujące wzdłuż lewego łuku żebrowego. Bez względu na to co jadłam, piłam, czy leżałam, stałam ból był nieustanny. Nie mogłam myśleć o niczym innym. Trwało to około dwóch miesięcy. Wizyta u lekarza rodzinnego - skierowanie na gastroskopię i leki na śluzówkę żołądka. Mniej więcej w tym samym czasie włosy zaczęły wypadać mi garściami.. Następne były problemy z oddychaniem, nie mogłam wziąć pełnego wdechu, czułam taką blokadę. A gdy skupiałam się na tym - nie mogłam oddychać w ogóle. Wieczorem, kładąc się do łóżka myślałam tylko o tym, żeby oddychać. Budziłam się co chwilę przerażona, bałam się zasnąć i stracić kontrolę.. Brałam ziołowe tabletki uspokajające, hydroksyzynę, piłam melisę. Żołądek przestał boleć, sam z siebie. Kilka dni później zaczęło boleć serce, delikatne ukłucia, podwyższone tętno (90-100), uczucie niemiarowości. Zaczęłam więc obserwować już nie tylko oddech, ale i bicie serca. Popadłam w obłęd. Tętno mierzyłam co kilka minut, wsłuchiwałam się w każdą nieprawidłowość. Zdarzały mi się zasłabnięcia w tramwaju, autobusie. Świat stawał się nagle odległy, ludzie nierealni, nie mogłam oddychać, serce waliło, nogi i ręce drżały..Zdecydowałam się na wizytę u kardiologa - EKG i echo prawidłowe. Uspokoiłam się, serce przestało boleć, a z czasem oddychanie stało się łatwiejsze. Powrócił ból żołądka. Wizja o wyłysieniu nie opuszczała mnie, stosowałam wiele kuracji, bez efektów, byłam zdołowana. Lekarz rodzinny, u którego bywałam średnio raz na tydzień, zasugerował mi, że moje objawy pasują do zespołu lękowego.. Bałam się, nie poznawałam siebie. Po latach bycia nieszczęśliwą zdecydowałam się na wizytę u psychiatry. Usłyszałam, że moje życie jest idealnym podłożem do nerwicy, a rozwiązanie tej sytuacji wiąże się z farmakoterapią i psychoterapią. Nie mogłam uwierzyć, że moje ciało odzwierciedla stan mojej duszy.. Z osoby aktywnej, wysportowanej stałam się wrakiem człowieka. Nie miałam chęci życia, wciąż nie mam. Do zestawu moich dolegliwości doszły bóle głowy, szyi, zaburzenia wzroku, problemy z koncentracją. W każdej sekundzie towarzyszy mi wewnętrzne napięcie, które za nic nie chce się zmniejszyć.. Nie zaczęłam brać leków, jest to dla mnie ostateczność, które zbliża się wielkimi krokami.. Dwa dni temu miałam okropne kołatanie serca, myślałam, że jest już po mnie. Poprzedzone było to zdenerwowaniem. Dwie godziny później kolejne, a po nim jeszcze dwa. Czułam, że serce łomocze, zatrzymuje się, przyspiesza.. Okropne. Nie mogę tak dłużej żyć. Niszczę swoje życie, ludzi wokół mnie, oddalam się od wszystkiego. Egzystuję, cierpię, panicznie się boję każdego dnia i każdej nocy. Dałabym wszystko żeby odzyskać równowagę i spokój..
×