Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ciri

Użytkownik
  • Postów

    22
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Ciri

  1. Wiola - Rozumiem, o czym piszecie. Nie mam zamiaru Wam niczego udowadniać. Tylko ten tekst to również jeden z elementów układanki. Ale...co ja tam wiem i co ja tam czuję. nieważne.Ważne, że teściowa chce, tupnie nóżką, a ja mam jej dać to co chce i siedzieć cicho jak mysz pod miotłą. Śmiech na sali.
  2. agusiaww nie jesteśmy zależni w żaden sposób od teściowej. Już raz z teściową rozmawiałam o zniekształcaniu słów, aby tego nie robiła. I nie przyniosło to żadnych rezultatów. Już pisałam o tym. Ja nie siedzę cicho przy teściowej i mężu, tylko wyrażam swoje zdanie, ale teściowa jakby nie słyszała. Z mężem rozmawiałam, powiedział, że on powie mamie, aby mówiła normalnie. Jeszcze od ostatniego spotkania się z teściową nie widzieliśmy. Jutro będziemy się widzieć i może uda mi się z nią porozmawiać, choć może być ciężko, bo to większa rodzinna impreza. Maladie, wiem, że ciężko wytłumaczyć zachowania nie widząc ich na żywo. Żona szwagra widząc zachowanie teściowej powiedziała, że ona sobie nawet nie wyobraża co będzie się działo jak oni będą mieli dziecko (mieszkają z teściami w jednym domu). Ja zamierzam z nią porozmawiać, jak tylko będzie okazja. Aaaa...i jeszcze jedno. Teściowa któregoś dnia powiedziała "jak Ty wrócisz do pracy po macierzyńskim to wtedy malutka będzie mieszkać u nas, a rodzice (czyli ja i mąż) będą przyjeżdżać na weekendy". Też w porządku? Ale na szczęście mam taką pracę, która nie będzie kolidować z opieką nad dzieckiem o czym jej wtedy przypomniałam.
  3. Przyjmuję krytykę. Zakładając temat na forum wiedziałam, że większość opinii będzie krytyczna. I jest. Czytam wszystko, ale to nie znaczy, że postąpię jak ktoś na forum mi poradził. Liczyłam, że ktoś może racjonalnie wytłumaczy moje zachowanie i teściowej, biorąc pod uwagę wszystkie moje posty w tym temacie. Jak słusznie NN4V zauważył, fakt, iż pisałam, że "nie jestem JESZCZE gotowa..." został przez wielu pominięty. Ogólnie większość społeczeństwa oczekuje bezkrytycznej bierności, podatności na manipulację innych, sprostaniu oczekiwań osób trzecich pomimo, że kłócą się z ich własną opinią. W swoim życiu spotkałam już wiele osób, którym bardzo nie podobało się, że mam swoje zdanie i jeśli nie zgadzam się z resztą to idę pod prąd. Ale, cóż...takie życie:)
  4. MalaMi1001 - nie martw się, nie jestem podatna na opinie innych,manipulacje mi nie grożą :) Po prostu zrobię jak uznam za stosowne.
  5. Maladie, tak wcześniej nasze były lepsze, a to jest jej pierwsza wnuczka. Z naszej strony pierwsza i ostatnia. Ja już nie będę mieć więcej dzieci z przyczyn medycznych. Twój pomysł nie jest głupi, jest dobry i też tak zrobię.
  6. Ja nie mam zamiaru się kłócić z nimi, po prostu będę robić jak uważam. Gdyby teściowa posłuchała mnie i nie zniekształcała słów mówiąc do mojej córki, moja gotowość nadeszłaby zdecydowanie szybciej,wiedziałabym że liczą się z moim zdaniem. Myślę, że moje prośby o zachowanie się w stosunku do córki powinny być szanowane.
  7. izaa wiesz co, nie tak do końca ja to zainiciowałam, bo moja niechęć do tego aby teściowa nosiła Małą na rękach zrodziła się po tej akcji z ubieraniem i hasłem mojego męża że za dużo rąk. Wcześniej jak teściowie przyjechali do nas i teściowa nosiła córkę na rękach to nie miałam nic przeciwko, ale ta sytuacja zmieniła wiele. Z moimi rodzicami mam kontakty, ale z dużym dystansem i są wystarczające.
  8. Metaxa - "wtrącają się do młodych,a po urodzeniu dziecka to już szczególnie-to normalne,to trzeba przeżyć i nie oni jedni." Na to nigdy sobie nie pozwolę. Każdy ma swoje życie i niech się zajmuje sobą.
  9. Tak, drobiazgi z czasem przestają być drobiazgami i zaczynają być problemami rzutującymi na całość relacji między nami. W najbliższym czasie znowu będziemy się widzieli z teściową i z nią porozmawiam, ale na pewno nie dam sobie wmówić, że powinnam się zgadzać na wszystko co tylko ona wymyśli. Ja też mam prawo do swojego zdania i oczekiwania, że będzie się z nim liczyć.
  10. Wiola - być może nie doszłam do siebie po porodzie jeszcze, ale chyba powinni mi dać trochę czasu.
  11. Agusiaww ja już mówiłam, prosiłam aby normalnie mówiła bez zniekształcania słów - niestety jak grochem o ścianę, cały czas to samo. Chcę wychować córkę na zaradną, samodzielną kobietę, a widzę, że teściowa ma wyraźne zapędy do wyręczania, nadmiernej pomocy która robi więcej złego niż dobrego. Musiałam sobie sama radzić z różnymi sytuacjami w życiu bez pomocy innych i nigdy nie pozwalałam sobie na to, aby ktokolwiek wtrącał się w moje życie - ja też nikomu się nie wcinam. Jeśli potrzebowałam rady to o nią pytałam, nieproszone rady nie są mile widziane chyba przez nikogo. Zawsze ceniłam sobie niezależność od innych, nie lubię mieć długów wdzięczności, a niektórzy za swoją pomoc oczekują niemalże dozgonnej wdzięczności. Utrzymujemy się sami od kilku ładnych lat i sądzę, że powinniśmy żyć jak nam się podoba według własnych zasad. A teściowa zawsze w czasie spotkań "wie lepiej" co powinnam zjeść, w jakiej ilości i że za mało, nie dociera do niej że nie jestem facetem, który musi zjeść na obiad kawał mięcha i ganek ziemniaków, "wie" też kiedy powinnam siedzieć, a nie stać - to przecież paranoja. Tych zachowań ja już nawet nie komentuje. Follow_ ja nie traktuję córki jako swojej własności. Awantura była bardziej o to, że zrobili tak za moimi plecami,mimo, że prosiłam inaczej. Zima - tylko Ty mnie rozumiesz. Nad związkiem się zastanawiam, bo jak tak będzie to będzie tylko gorzej. Po rozmowach z mężem muszę sprawdzić jego lojalność w najbliższym czasie.
  12. Nadopiekuńczość mi nie grozi. Nie twierdzę, że teściowa chcę jej zrobić krzywdę. Ja jeszcze nie jestem gotowa,aby powierzyć córkę pod opiekę komuś innemu nawet na chwilkę niż mąż i myślę, że powinni to uszanować. Teściowa nawet mówiąc do męża (ponad 34-letniego mężczyzny) zdrabnia wszystkie słowa jakby był małym chłopcem. Nie chcę aby tak mówiła do mojej córki np. w słowach zamiast litery R wymawia L.
  13. Agusiaww to nie teściowa rzuca hasła, że ja się nie interesuję córką, tylko mąż. Za każdym razem Go o to ochrzaniam jak tylko to słysze, a On na to, że przecież Malutka i tak tego nie rozumie i nie będzie pamiętać. Myślę że za jakiś czas sama nie miałabym nic przeciwko, aby teściowa wzięła ją na ręce, ale ja muszę sama być na to gotowa. A jeszcze nie jestem i ich wymuszenie powoduje, że chyba nadal nie będę.
  14. To wszystko przekłada się również na myśli, że jeśli ja powiem, żeby córce np nie dawać słodyczy to oni i tak zrobią po swojemu. Teściowa swoje dzieci już wychowała, teraz ja chciałam bym z mężem wychować swoją córkę. Sytuacja z pracą mi się już zmieniła, nie będę musiała jej później prosić o pomoc.
  15. Tak, wydawała się fajna jeśli o podejście do dzieci dopóki nie pojawiło się nasze, ale mam wrażenie, że chce mi ją po prostu zabrać. Jest jeszcze jedna rzecz, która ma wpływ na całą sytuację. Otóż czasem jak mąż zajmuje się córką, a ja np. gotuję obiad potrafi do córki powiedzieć "mamusia to się Tobą w ogóle nie interesuje." Czy ja wyciągam wniosek, że ja to ta zła a teściowa to super! I to boli i przekłada się na całą sytuację. Z mężem próbowałam rozmawiać, ale On mówi, że wymyślam i do tej pory innej odpowiedzi od Niego nie dostałam.
  16. Mieszkamy sami - ja, mąż i nasza córeczka w dużym mieście. Teściowie mieszkają ok. 70 km od nas. Odkąd pojawiło się nasze dziecko wszystko się zmieniło, co nie jest dla mnie zaskoczeniem - nowy członek rodziny zmienił nasze życie. Gdy jesteśmy sami w trójkę wszystko jest w jak najlepszym porządku, świetnie się dogadujemy z mężem, mój problem pojawia się wtedy gdy spotykamy się z teściami. W domu wszystko wokół córki robimy sami, bez pomocy osób trzecich i bardzo mi to odpowiada. Większość czasu w domu spędzam sama z córką w domu, a gdy tylko mąż jest w domu to chętnie wyręcza mnie w obowiązkach związanych z opieką nad córką. Pierwsza wizyta u teściów była ok miesiąc po narodzinach naszej córeczki. Jak zawsze w domu tam również przewijanie, karmienie, ubieranie małej chciałam wykonać razem z mężem według naszego ustalonego planu. Ale nie....podczas gdy ja i mąż ubieraliśmy córeczkę do wyjścia, teściowa od razu stwierdziła ze jej pomoc jest niezbędna i chciała mnie zastępować, usiadła i swoje ręce zaczęła nachalnie pchać w miejsce moich, a przecież dwie pary rąk (moja i męża) są już wystarczające. Reakcja męża na to była taka, że popatrzył na mnie ze złością powiedział,że "no chyba za dużo tutaj tych rąk" dając do zrozumienia, że to o te moje ręce za dużo... Odeszłam więc, a mąż z zadowoloną teściową ją ubierali dalej. Poczułam jak serce rozpadło mi się na milion kawałków. Dziecko wpadło w histerię. Jak już byliśmy sami z mężem, powiedziałam mu, że to co powiedział w moją stronę bardzo mnie zabolało. Powiedział, że wymyślam... Od tej pory mam ogromny dystans do sytuacji kiedy teściowa mogłaby znowu okazać swoją "pomoc". Następna wizyta, noszę córkę na rękach, teściowa przychodzi i mówi "chodź do babci" i wyciąga ręce - omijam ją, mówiąc że nie. Daję ją mężowi na ręce - teściowa ponawia tekst i mąż jej ją oddaje bez gadania. Jak chcę ją za chwilę zabrać teściowa mówi "nie, nie dam Cię mamie" oddała jak córcia zaczęła płakać i za mną patrzeć. Po wizycie mówię mężowi, że jak jemu daję Ją na ręce to Jego proszę aby Ją ponosił i nikogo innego, żeby jej nie dawał teściowej, nie jestem na to gotowa, serce rozpada mi się na miliony kawałków. Innym razem mówi do nas "o! w zasadzie to mogłabym ją już zabrać do siebie, ale szkoda że karmisz piersią, ale może mogę jej podawać mleko?" Ja nie skomentowałam, nie spodziewałam się takiego hasła. Później mówię mężowi, że Teściowej się chyba pomyliło - "zabrać". Powiedział, że On nie pamięta, żeby tak powiedziała... Dziś. Mówimy ( ja i mąż) że idziemy na spacer - teściowa "ooo! pójdę z wami!", pcham wózek, teściowa i mąż idą obok. Za chwilę teściowa wpycha ręce na poręcz wózka, próbując mnie wypchnąć i mówi "ja popcham wózek" odpowiadam że nie. Idziemy dalej. Mówię do męża, że ja muszę iść na chwilę żeby ściągnąć mleko dla małej i daję wózek mężowi. Ja poszłam, patrzę z okna - wózek pcha teściowa. Milion kawałków w moim sercu ponownie... Gdy wrócili, pytam męża dlaczego to zrobił - udał głupka, nie chciał się nawet przyznać do tego że oddal wózek teściowej - dopiero jak powiedziałam że widziałam to się przyznał. Mówię, że prosiłam Go żeby nie dawał Jej - nie jestem na to jeszcze gotowa, że to Jemu ufam i to Jemu powierzyłam Naszą Córkę, znowu powiedział, że wymyślam. Widzę, że gdy teściowa jest koło nas to Ona zawsze wygrywa, ja dla niego schodzę na dalszy plan co boli...bardzo Instynktownie, próbuję unikać sytuacji, kiedy Ona mogłaby znowu się wepchnąć z "pomocą". Po tym przestaję mu ufać. Gdyby nie jej nachalna "pomoc", która robi w naszym związku same szkody byłoby ok. Mam wrażenie, że dla nich najlepiej byłoby gdyby mnie nie było i sami mogliby się zajmować Naszą Córką. Uczucie miliona kawałków zamiast serca jest straszne, jakby cały świat przestawał istnieć i legł w gruzach.
  17. Ciri

    Mam już dosc

    On w tej firmie robi tyle, że jest jej współwłaścicielem, on jeżdzi na przetargi, jest inżynierem, ale skupia się nad mniejszymi projektami (np. składowiska), ma ponad 60 lat i już teoretycznie jest na emeryturze. W zawodzie jako inzynier jest dobry, ale w czasach rysowania na desce, obsługa programów to dla niego czarna magia. Ma problem z przekazywaniem informacji, niektórych ważnych informacji nie przekaze, a później wygarnie, że tego nie wiesz. Innych się też czepia, ale mniej, zresztą wszyscy mówią ze mnie się czepia najbardziej, o wszystko. Najmniej się czepia facetów, bo wie, że za takie pieniądze mało który facet przyjdzie pracować. Jeden, jakiego znam odszedl po ok. roku pracy, bo nie mogł wytrzymać, a szef powiedział "Michał to taka niespokojna dusza był"..zawsze usprawiedliwienie się znajdzie, przede mną dziewczyna odeszła z tego samego powodu i szef o niej mówi " a tam, żona górnika, nie chciało jej sie robić" W pokoju siedzimy w cztery osoby, ja, koleżanka i dwóch kolegów. Kolezanka - technik budownictwa, bardzo zdolna i ma duże doświadczenie. Jeden kolega - w trakcie robienia uprawnień budowlanych. Drugi pracuje od kwietnia 2013 roku, po inżynierii ochrony środowiska, czyli uprawnienia też zrobi w niedalekiej przyszłości. Ja - po inżynierii chemicznej i procesowej, uprawnień nie zrobie, ale znam dwa języki obce, dzięki czemu zrobiliśmy projekt za granicą. Dziś było znowu do mnie "XX, musisz w jakis dzien posiedziec w pracy do 18", a ja na to " no, czyli przyjde na 10. to ja zobacze jaki dzien mi pasuje i jutro powiem kiedy. " a jego cos napadło i zaczął się drzeć " ku.... mamy elastyczne godziny pracy, nie robicie mi żadnej łaski. jak nie chcecie sami to ja wam powiem kiedy bedziecie pracować". Nie miałam siły odpowiedzieć, popatrzyłam tylko jak na kretyna. Mam wrażenie , że on czerpie z tego powodu jakąś przyjemność. Jaką? nie mam pojęcia. Kiedys było hasło "O....XX, jak Ty wyglądasz! wiesz, gdybym miał ze 30 lat mniej....". Ale tego nawet nie można już potraktować jak żart, bo w tej atmosferze to mnie nie śmieszy. Co o tym myślisz? masz jakis pomysł jaki moze byc powód takich zachowań?
  18. Ciri

    Mam już dosc

    nie, nie jestem na wypowiedzeniu- na wypowiedzeniu to chyba wogóle by się na mnie chciał wyładować. Bo taki okres mnie obowiązuje, bo o porozumieniu stron można zapomnieć jakbym chciała się zwolnić. Dzis też była dzika awantura, że za grzecznie z ludzmi rozmawiam przez telefon. Co za chory typ. Zrobił się z tej wściekłości cały czerwony i jak krzyczał to wyskoczyła mu żyłka na szyi. Nie mam już sił. Mam ochotę po prostu wstać i wyjść. -- 04 lut 2014, 16:05 -- Jego zachowania totalnie dezorganizują mi pracę, a poźniej jest złość bo przeciez musimy się dotrzymać terminu. Terminy są w tym bardzo ważne i dobrze o tym wiem, ale przy takiej dezorganizacji nie potrafię pracować, stres mnie naprawdę paraliżuje, ustawianie pracy przez niego jest bezsensowne i nielogiczne. Najpierw każde mi kierować projektem, a później dezorganizuje pracę no i ma pretensje, że tak mi to powoli idzie. Heh... Też na takich trafialiście?
  19. Ciri

    Mam już dosc

    Dziękuję Wam za odpowiedzi. Najgorsze jest to, że mam trzymiesięczny okres wypowiedzenia. Na dzień dzisiejszy mam 16 dni urlopu w poprzedniego roku, oczywiście aby isc na urlop trzeba prawie o to błagać, co jest też jedną z jego metod, aby skutecznie zniechęcić do urlopów, ale...i tak przecież trzeba będzie go w końcu wybrać. Ustaliłam z mężem ze to jest dobry moment na dziecko, na które do tej pory jakoś nie było dobrego czasu. Jak tylko się dowiem, że jestem w ciąży to juz tam wiecej nie wróce. Będzie to dla mnie czas, żeby zastanowić się co ze sobą zrobić, a mam wspaniałego męża i teściową, która chętnie pomoże mi w opiece nad dzieckiem. Za chwilę muszę wstać i iść tam znowu, nie mogę nawet się wyspać przez ten stres. Boję się nawet pomyśleć co dziś mnie czeka, ile stresu, chamstwa i nerwów. Wczoraj, zadzwonił gość z pewnej firmy, szef włączył go na głośnomówiący i kręcił się w pracowni, mój rozmówca w czasie rozmowy pyta " jak Pani tam wytrzymuje?" ja mówie, że "już niewytrzymuje" i skierowałam rozmowę znowu na właściwy temat o którym rozmawialiśmy. Mina szefa - bezcenna, poruszał brwiami (jak zawsze gdy go coś zdziwi) i prawie się przewrócił. Swoją drogą mój telefoniczny rozmówca odwiedził biuro w którym pracuję tylko jeden raz i wyczuł atmosferę.
  20. Ciri

    Mam już dosc

    Witam, Opowiem Wam jak straciłam chęć do życia. W 2009 roku zaczęłam pracę w branży pokrewnej do mojego wyuczonego zawodu, pracuję w biurze projektowym jako asystent projektanta. Na poczatku praca była bardzo rozwojowa, czułam że się rozwijam, że to co robię ma sens i coraz więcej się uczyłam. Chodziłam do pracy w uśmiechem na twarzy, bo ta praca jest bardzo ciekawa, chętnie podejmowałam nowe wyzwania, czułam że z każdym zadaniem jestem sobie w stanie poradzić, a przy okazji zdobyć nową wiedzę, którą będę mogła wykorzystać w przyszłości. Poświęcałam temu dużo czasu z pełnym optymizmem i uśmiechem. Mój optymizm zaczął powoli gasnąć z czasem wraz z nasilającym się narzekaniem szefa, jego coraz bardziej wulgarnymi odzywkami do swoich pracowników (w tym do mnie) typu, tu cytuję: "arbeit macht frei.znacie to hasło?", czepianie się o drobnostki, robienie problemów z niczego na zasadzie "czemu tak grzecznie rozmawiasz z tymi ludzmi przez telefon. kto to był? sołtys? burmistrz?" tak jakby burmistrzom i sołtysom się szacunek należał, a pozostałym ludziom nie. powiedziałam, ze dla mnie człowiek to człowiek (czy burmistrz czy nie) i sądze, że powinnam wszystkich traktować z taką samą grzecznością. Powiedział, ze to moje myslenie jest niepoprawne. Poddałam się, nie pociągnęłam tematu dalej, bo kompletnie się z tym niezgadzam. Koleja sytuacja jaka mnie dotknęła: rano szef przychodzi do biura i mówi "Panny kokotki mają we włosach kwiotki." następnie zwracając się do mnie po imieniu "XX, wiesz kto to jest panna kokotka?", odpowiedziałam ze nie, powiedział ze "Kokotki są to delikatnie mowiac panny lekkich obyczajów" i poszedł. Gdy przyszedł następnego dnia przyszedł rano do biura zwrócił się do mnie: "XX, gdzie masz kwiotki?". Kompletnie zaskoczyło mnie jego pytanie, nie byłam przygotowana na takie chamskie odzywki, ale temat chciałam rozwinąć bo nie chciałam puścic tego bez reakcji, więc zapytałam "a czemu miałabym mieć?" odpowiedział, ze "no wiesz...wiosna idzie." I uciekł, abym już nic nie odpowiedziała. Była to sytuacja dla mnie bardzo przykra, jedna z wielu... Gdy przyszedł nowy pracownik szef przedstawiajac mu mnie, powiedział " ooo...a tu jest XX, ale ona ma męża." Nie chcę nawet wiedzieć co nowy pracownik, który pracuje ze mną do dziś wtedy o mnie pomyslał. Podobnych sytuacji mogłabym wyliczyc w nieskończonosc, oprócz tego obracanie kota ogonem przy każdym dialogu - nie do wytrzymania, nie da sie dogadać. Ciągłe pretensje o rozmowy w pracowni między sobą - nie da się pracować w zespole nad jednym projektem i ze sobą nie rozmawiać, to chyba normalne. Najpierw zakaz rozmawiania i nakaz pracy w kompletnej ciszy - może pracować tylko drukarka, a póżniej pretensje, ze nic nie wiemy. No jak mam się dowiedzieć, skoro nie mogę rozmawiać? Rozdanie nowego zadania kończy się tym, ze mam tego nie robić, ale za dwa dni pytanie "czemu to jest niezrobione? i jakim prawem...?". Dla mnie sprzeczne i chore. Teraz ograniczam rozmowy do minimum. Rozumiem, ze szef jest szefem, kiedy się nalezy musi powiedziec co jest nietak jesli cos jest - tego oczekiwałam, ale normalnie jak do czlowieka. Czasem już nic nie odpowiadam, nie mam już siły, tylko robie swoje i myślę tylko o tym, zeby po 8 godzinach wyjść do domu. Po tym on zachowuje się jakby byl obrażony, raz nawet cos powiedzial ze czuje sie ignorowany. Jak tu nie ignorować, albo zignorowac, albo zareagowac skrajnie w drugą stronę i powiedziec co sie o tym mysli. I dlatego tu jestem. To ostudziło mój zapał do pracy skutecznie, nawet więcej czuję do tego ogromną niechęć i strach przed każdym nowym dniem w tym miejscu, nigdy nie wiem czego mam sie spodziewać. W lutym tamtego roku poszłam zeby się zwolnić, zaczął przepraszać, poprosił o drugą szanse, ze sie zmieni i nie bedzie nas tak podle traktować. Nie zmienił się na długo, moze przez jeden miesiąc, teraz jest jak było wczesniej, a ja już nie mam siły, juz mnie to przerosło. Mam już dość, dłużej nie mogę tak żyć. Byłam pełna energii i optymizmu, a teraz jest coraz gorzej. Nie chce mi się już żyć. Pomózcie.
  21. Witam, Opowiem Wam jak straciłam chęć do życia. W 2009 roku zaczęłam pracę w branży pokrewnej do mojego wyuczonego zawodu, pracuję w biurze projektowym jako asystent projektanta. Na poczatku praca była bardzo rozwojowa, czułam że się rozwijam, że to co robię ma sens i coraz więcej się uczyłam. Chodziłam do pracy w uśmiechem na twarzy, bo ta praca jest bardzo ciekawa, chętnie podejmowałam nowe wyzwania, czułam że z każdym zadaniem jestem sobie w stanie poradzić, a przy okazji zdobyć nową wiedzę, którą będę mogła wykorzystać w przyszłości. Poświęcałam temu dużo czasu z pełnym optymizmem i uśmiechem. Mój optymizm zaczął powoli gasnąć z czasem wraz z nasilającym się narzekaniem szefa, jego coraz bardziej wulgarnymi odzywkami do swoich pracowników (w tym do mnie) typu, tu cytuję: "arbeit macht frei.znacie to hasło?", czepianie się o drobnostki, robienie problemów z niczego na zasadzie "czemu tak grzecznie rozmawiasz z tymi ludzmi przez telefon. kto to był? sołtys? burmistrz?" tak jakby burmistrzom i sołtysom się szacunek należał, a pozostałym ludziom nie. powiedziałam, ze dla mnie człowiek to człowiek (czy burmistrz czy nie) i sądze, że powinnam wszystkich traktować z taką samą grzecznością. Powiedział, ze to moje myslenie jest niepoprawne. Poddałam się, nie pociągnęłam tematu dalej, bo kompletnie się z tym niezgadzam. Koleja sytuacja jaka mnie dotknęła: rano szef przychodzi do biura i mówi "Panny kokotki mają we włosach kwiotki." następnie zwracając się do mnie po imieniu "XX, wiesz kto to jest panna kokotka?", odpowiedziałam ze nie, powiedział ze "Kokotki są to delikatnie mowiac panny lekkich obyczajów" i poszedł. Gdy przyszedł następnego dnia przyszedł rano do biura zwrócił się do mnie: "XX, gdzie masz kwiotki?". Kompletnie zaskoczyło mnie jego pytanie, nie byłam przygotowana na takie chamskie odzywki, ale temat chciałam rozwinąć bo nie chciałam puścic tego bez reakcji, więc zapytałam "a czemu miałabym mieć?" odpowiedział, ze "no wiesz...wiosna idzie." I uciekł, abym już nic nie odpowiedziała. Była to sytuacja dla mnie bardzo przykra, jedna z wielu... Gdy przyszedł nowy pracownik szef przedstawiajac mu mnie, powiedział " ooo...a tu jest XX, ale ona ma męża." Nie chcę nawet wiedzieć co nowy pracownik, który pracuje ze mną do dziś wtedy o mnie pomyslał. Podobnych sytuacji mogłabym wyliczyc w nieskończonosc, oprócz tego obracanie kota ogonem przy każdym dialogu - nie do wytrzymania, nie da sie dogadać. Ciągłe pretensje o rozmowy w pracowni między sobą - nie da się pracować w zespole nad jednym projektem i ze sobą nie rozmawiać, to chyba normalne. Najpierw zakaz rozmawiania i nakaz pracy w kompletnej ciszy - może pracować tylko drukarka, a póżniej pretensje, ze nic nie wiemy. No jak mam się dowiedzieć, skoro nie mogę rozmawiać? Rozdanie nowego zadania kończy się tym, ze mam tego nie robić, ale za dwa dni pytanie "czemu to jest niezrobione? i jakim prawem...?". Dla mnie sprzeczne i chore. Teraz ograniczam rozmowy do minimum. Rozumiem, ze szef jest szefem, kiedy się nalezy musi powiedziec co jest nietak jesli cos jest - tego oczekiwałam, ale normalnie jak do czlowieka. Czasem już nic nie odpowiadam, nie mam już siły, tylko robie swoje i myślę tylko o tym, zeby po 8 godzinach wyjść do domu. Po tym on zachowuje się jakby byl obrażony, raz nawet cos powiedzial ze czuje sie ignorowany. Jak tu nie ignorować, albo zignorowac, albo zareagowac skrajnie w drugą stronę i powiedziec co sie o tym mysli. I dlatego tu jestem. To ostudziło mój zapał do pracy skutecznie, nawet więcej czuję do tego ogromną niechęć i strach przed każdym nowym dniem w tym miejscu, nigdy nie wiem czego mam sie spodziewać. W lutym tamtego roku poszłam zeby się zwolnić, zaczął przepraszać, poprosił o drugą szanse, ze sie zmieni i nie bedzie nas tak podle traktować. Nie zmienił się na długo, moze przez jeden miesiąc, teraz jest jak było wczesniej, a ja już nie mam siły, juz mnie to przerosło. Mam już dość, dłużej nie mogę tak żyć. Byłam pełna energii i optymizmu, a teraz jest coraz gorzej. Nie chce mi się już żyć. Pomózcie.
  22. Ciri

    Witam

    Witam Wszystkich Forumowiczów. Jestem tu nowa, choć już któryś raz z kolei zbierałam się na odwagę, żeby tu napisać. Życzę wszystkim spokojnego i miłego wieczoru.
×