Przepraszam, że się w trącę w dyskusje, ale chciałbym opowiedzieć swoją historię...
Mam 24 lata, stany lękowe mam od paru lat, dokładnie ilu? Powiedzmy trzech. Nie dawałem rady jeździć autobusami, nie mogłem chodzić po sklepach, stać w kolejkach, na dyskotekach było ciężko, egzaminy w szkole - chęć wybiegnięcia z klasy z powodu lęku (myślałem, że zaraz zemdleję, nie wiem, umrę, cokolwiek). Zacząłem zagłębiać się w temat i znalazłem coś takiego jak agrofoboia - no idealnie, znalazłem dokładnie to co mi dolega! Dostałem jakieś dwie pozycje do poczytania, ale jestem takim człowiekiem, że śmieszy mnie coś takiego, muszę dać sam rade, bo jak nie dam sam to nikt mi nie pomoże, no, ale nic... Postanowiłem przeczytać książkę, oczywiście nie dokończyłem do końca, ale zrozumiałem mniej więcej sens tej lektury - tolerować lęki, przyzwyczaić się, nie być złym, że to mnie akurat spotyka, nie mięć do siebie pretensji, starać się zrozumieć. Lęki jako tako ustąpiły, mogłem jeździć autobusami, w sklepach było ok, kolejki przy kasach już tak nie stresowały, przyszła jakąś poprawa (na pewno nie po książce) ale nie w 100%, chociaż przyznam, że było na prawdę ok. Jednak jak to w życiu bywa, kolorowo ciągle być nie może :) Od niedawna znowu jest źle, mogę nawet powiedzieć, że gorzej bo wszystko to spotyka mnie w domu, kiedy siedzę w pokoju/leże już w łóżku, do tego mam bule/pulsowania/migotania (nie wiem jak to nazwać) po lewej stronie głowy, ciśnienie mi raczej skacze, serce szybciej bije, wiadomo - myślę, że zaraz p*******e na zawał albo nie wiem na co, mieszkam póki co z matką i ojczymem, ale nie chce jej martwić na noc, ona również przechodziła przez nerwice, jest kobietą po przejściach i nie chce jej na noc martwić, w ogóle nie chce jej martwić bo sama ma wystarczająco kłopotów. Dodam do tego, że palę papierosy i dzisiaj i wczoraj przy paleniu ta głowa mi się odzywała i lęki, że zacząłem sobie wkręcać, że to od tego, pewnie tętniak albo guz mózgu i dziś zapaliłem jednego papierosa bo oczywiście w trakcie znów mnie dopadło (z jednej strony dobrze, może uda się rzucić). Także tak to mniej więcej wygląda, w baaardzo dużym skrócie. Zamierzam pójść do lekarza, bo przyznam, że mówiłem sobie, że żadna chemia itp, ale powoli mam tego dosyć bo niegrzecznie pisząc bardzo mnie to wk****a, młody człowiek, a funkcjonować do końca nie można, wiadomo, że to nie jest najgorsze co nas może spotkać, ale jeżeli można z tym walczyć to taką walkę chyba trzeba podjąć, prawda?