Skocz do zawartości
Nerwica.com

_Mal_Inka_

Użytkownik
  • Postów

    10
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia _Mal_Inka_

  1. Steviear, wielkie dzięki za odpowiedź. Te warsztaty są dla mnie takim trochę wyzwaniem. I nie chodzi tutaj o samą obecność i czynny udział w nich, bo to raczej nie sprawia mi większego problemu. Wiadomo, denerwuję się, zastanawiam się, czy ktoś patrząc na efekt mojej pracy, wykonanego zadania nie pomyśli "ale ona jest głupia", "jak można coś takiego zrobić", "coś z nią nie tak", ale jest to do przeżycia. Najbardziej stresuję się drogą... 1,5 godziny (w jedną stronę) spędzone w busie doprowadza mnie do szału. Mam problem z biegunkami, które jestem w stanie sobie sama wywołać. Jak już czuję lęk, niepokój to zaczynam się nakręcać, że zaraz dostanę biegunki. To wszystko oczywiście nakręca błędne koło. A wiadomo, nie zatrzymam busa i nie znajdę wc w 5 sekund. Do tego jeszcze bacznie obserwuję mój organizm. Jestem "pewna", że choruję na SM, więc idąc, stojąc zastanawiam się, czy nogi mi drżą, czy mięśnie nie są słabe i co zrobię jak coś mi się stanie... przez to wmawianie SM nie jestem w stanie żyć normalnie, nic nie ma sensu, po co mam coś robić, zaczynać jeżeli prędzej czy później i tak się okaże,że jestem nieuleczalnie chora (tfu tfu tfu). Najchętniej zrobiłabym MR i z wynikiem poszła do neurologa, ale nie jestem w stanie się odważyć. Co jeżeli faktycznie się okaże, że ma SM? Wtedy jedynym rozwiązaniem będzie podciąć sobie żyły...
  2. Dzisiaj jest mi ciężko. Na dodatek zaczynam wątpić w sukces psychoterapii, a jest to moja ostatnia deska ratunku. Oprócz tego, że dowiedziałam się, że nie jestem chora psychicznie (oczywiście spadł mi kamień z serca) męczę się dalej. Nie wiem co mam robić... zapisałam się na warsztaty kreatywności, chodzę, biorę udział w zajęciach, dojeżdżam półtora godziny w jedną stronę i jest bardzo fajnie. Jednak gdzieś podświadomość zadaje mi pytanie: po co to robię? jaki to ma sens? przecież jedyne co może mnie w życiu czekać to jakaś tragedia, choroba, która przewróci moje życie do góry nogami i nigdy już nie będzie tak samo. Najchętniej rzuciłabym te warsztaty i zaszyłabym się w domu... ale to też nie jest rozwiązanie... bo zaczęłabym się wściekać sama na siebie, że nie robię nic twórczego... że do niczego się nie nadaję, etc. Byliście kiedyś w takiej sytuacji, że wydawało się Wam, że co nie zrobicie będzie źle??? Czuję jak stoję pod murem i biję w niego głową, a on nawet nie drgnie Czy kiedyś będzie normalnie???
  3. Ta Pani to psycholog-psychoterapeuta... dzisiaj jest trochę lepiej, ale i tak się strasznie denerwuję
  4. Witam się... jestem młodą użytkowiczką forum, do tej pory pisałam w dziale "nerwica lękowa"... ale teraz już nie wiem, gdzie powinnam... :/ Wrzucam tutaj post, który napisałam na w/w dziale: Od wczoraj znowu mam "pewność", że to co mnie dopadło to schizofrenia, a nie nerwica... cały dzień płaczę, leżę w łóżku... to jest koszmar, ja nie wiem co będzie jak się okaże, że jestem chora psychicznie. Wczoraj byłam na kolejnym spotkaniu z Panią Psycholog. Całe spotkanie przepłakałam. Rozmawiałyśmy na temat mojego dzieciństwa, szkoły podstawowej, relacji z rodzicami, rozmowy o pracę, na której ostatnio byłam. Coś we mnie wczoraj pękło, wyrzuciłam wszystko z siebie. To że chce żyć normalnie, że strasznie boję się, że to co mnie spotkało to schizofrenia. Pani Psycholog powiedziała, że to nie schizofrenia, ale ja i tak strasznie się boję. Czy można po 3-4 spotkaniach postawić diagnozę, że to nie schizofrenia? Wyszłam w nieciekawym nastroju. Ale to co się wydarzyło podczas drogi powrotnej to był koszmar. Wracając do domu cały czas płakałam. I nagle pomyślałam, że czemu ja w ogóle płaczę, że mam normalne życie. I wtedy poczułam, to trwało kilka sekund, że to wszystko o czym dzisiaj rozmawiałyśmy, że te wszystkie przeżycia, o których mówiłam są nierealne, przeze mnie wymyślone. Oczywiście mam świadomość tego, że to nie prawda, że to wszystko się wydarzyło. Ale fakt, że coś takiego w ogóle przyszło mi do głowy tak mnie zaskoczyła, że w momencie przestałam płakać... od wczoraj jestem przerażona i pewna, że to nie nerwica tylko jakaś choroba psychiczna, to jest takie straszne... ja nie wiem jak będę teraz żyć... cały czas kontroluję się, czy nie mam omamów... i dzisiaj chyba doszłam do wniosku, że mam... od wczoraj jestem w strasznym stanie emocjonalnym, zresztą jak po każdym spotkaniu z psychologiem... wracając do omamów... mama przygotowała dzisiaj obiad i ustawiła talerze na stole... obok siebie leżały dwa talerzy ( z dwóch różnych kompletów)... popatrzyłam najpierw na ten, który był dalej (z kompletu, którego nie lubię), a potem tylko rzuciłam okiem na ten przygotowany dla mnie i byłam przekonana, że jest z tego samego serwisu co ten, na którego popatrzyłam wcześniej. Nakładając obiad zorientowałam się, że to nie prawda i "mój" jest jednak z innego kompletu. Albo czasami mam tak z piosenkami, gdy radio gra cicho jestem pewna, że leci piosenka, która chodzi mi po głowie, dopiero za chwilę lub po podgłoszeniu orientuję się, że to inna piosenka... strasznie się boję, a kolejną wizytę u Pani psycholog mam dopiero w sobotę i dopiero wtedy będę mogła jej o tym wszystkim powiedzieć... ja nie wiem co zrobię, jak się okaże, że to nie nerwica.... ----- Dodam jeszcze, że na wizytę u psychologa zdecydowałam się sama, nikt mnie nie zmuszał, namawiał. Miałam już dosyć swojego stanu, tego, że wszystkiego się boję, wszystko mnie przerasta. W panikę wpadłam kilkakrotnie. Najgorzej jest po wizycie u psychologa. 3 dni mam wyjęte z życia. Nie potrafię zostawić tego o czym rozmawiałyśmy w gabinecie i wyjśc uśmiechnięta tak jakby nic się nie stało. Do tego ten przerażający strach przed chorobą psychiczna.... to jest nie do zniesienia. Zagłębiam się w swoje życie, analizuję każdy jego ułamek, pod kątem tego, czy moje zachowanie, myśli, odczucia pasują do schizofrenii, czy nie... błagam, czy to może być schizofrenia???
  5. Steviear, błagam, nawet nie pisz mi, że to może nie być nerwica... kolejną wizytę u psychologa mam w sobotę... nie wiem jak wytrzymam...
  6. Od wczoraj znowu mam "pewność", że to co mnie dopadło to schizofrenia, a nie nerwica... cały dzień płaczę, leżę w łóżku... to jest koszmar, ja nie wiem co będzie jak się okaże, że jestem chora psychicznie. Wczoraj byłam na kolejnym spotkaniu z Panią Psycholog. Całe spotkanie przepłakałam. Rozmawiałyśmy na temat mojego dzieciństwa, szkoły podstawowej, relacji z rodzicami, rozmowy o pracę, na której ostatnio byłam. Coś we mnie wczoraj pękło, wyrzuciłam wszystko z siebie. To że chce żyć normalnie, że strasznie boję się, że to co mnie spotkało to schizofrenia. Pani Psycholog powiedziała, że to nie schizofrenia, ale ja i tak strasznie się boję. Czy można po 3-4 spotkaniach postawić diagnozę, że to nie schizofrenia? Wyszłam w nieciekawym nastroju. Ale to co się wydarzyło podczas drogi powrotnej to był koszmar. Wracając do domu cały czas płakałam. I nagle pomyślałam, że czemu ja w ogóle płaczę, że mam normalne życie. I wtedy poczułam, to trwało kilka sekund, że to wszystko o czym dzisiaj rozmawiałyśmy, że te wszystkie przeżycia, o których mówiłam są nierealne, przeze mnie wymyślone. Oczywiście mam świadomość tego, że to nie prawda, że to wszystko się wydarzyło. Ale fakt, że coś takiego w ogóle przyszło mi do głowy tak mnie zaskoczyła, że w momencie przestałam płakać... od wczoraj jestem przerażona i pewna, że to nie nerwica tylko jakaś choroba psychiczna, to jest takie straszne... ja nie wiem jak będę teraz żyć... cały czas kontroluję się, czy nie mam omamów... i dzisiaj chyba doszłam do wniosku, że mam... od wczoraj jestem w strasznym stanie emocjonalnym, zresztą jak po każdym spotkaniu z psychologiem... wracając do omamów... mama przygotowała dzisiaj obiad i ustawiła talerze na stole... obok siebie leżały dwa talerzy ( z dwóch różnych kompletów)... popatrzyłam najpierw na ten, który był dalej (z kompletu, którego nie lubię), a potem na ten przygotowany dla mnie i byłam przekonana, że jest z tego samego serwisu co ten, na którego popatrzyłam wcześniej. Nakładając obiad zorientowałam się, że to nie prawda i "mój" jest jednak z innego kompletu. Albo czasami mam tak z piosenkami, gdy radio gra cicho jestem pewna, że leci piosenka, która chodzi mi po głowie, dopiero za chwilę lub po podgłoszeniu orientuję się, że to inna piosenka... strasznie się boję, a kolejną wizytę u Pani psycholog mam dopiero w sobotę i dopiero wtedy będę mogła jej o tym wszystkim powiedzieć... ja nie wiem co zrobię, jak się okaże, że to nie nerwica....
  7. Witam się :) Jestem nowa i podczytuję Was od pewnego czasu. Psychoterapię rozpoczęłam miesiąc temu także jestem jeszcze niezdiagnozowana. Nie będę ukrywać, że oczywiście wkręcam sobie schizofrenię, moja pani psycholog stwierdziła, że nie może mi jeszcze powiedzieć co mi dolega, bo nie wie jak się to wszystko rozkręci, ale na dzień dzisiejszy wygląda to na nerwicę z elementami depresji. W permanentnym stresie żyję od ok. 10 lat. Od 2010 roku jestem "pewna", że mam SM. Nawet teraz jestem pobudzona, bo wydaje mi się, że mam problemy z oczami. Niby widzę wszystko wyraźnie, ale mam wrażenie, że obraz mi "pływa", "błyska"... jestem przerażona... Raz podczas stresu doznałam pojawienia się jasnej, pulsującej obręczy dookoła oczu. Stało się to tak: sprzątałam (wycierałam z kurzu świecącą się lampkę) i popatrzyłam się na żarówkę i pomyślałam "zaraz będę mieć problem z oczami"... jak się domyślacie, nie musiałam długo czekać... im stres i moja panika była większa, tym obręcz widziałam dokładniej (nie ważne, czy z zamkniętymi, czy z otwartymi oczami)... gdy zaalarmowałam cały dom, położyłam się, zaczęłam oddychać, uspokajać się obręcz zaczęła znikać, gdy zaczęłam się denerwować wszystko nawracało... strasznie się boję. Wiem, że mam wysokie ciśnienie, może to było od ciśnienia, nie wiem... wkręcam sobie SM. A zaczęło się to, gdy w 2009 roku w rezonansie magnetycznym głowy wyszło 3mm nieprawidłowe ognisko. Rezonans był robiony bez kontrastu więc radiolog nie mógł zdiagnozować co to jest. 4,5 miesiąca później (III. 2010 r.) miałam robiony kolejny rezonans z kontrastem. Stwierdzono, że ogniska nie da się scharakteryzować chorobowo i że "po prostu jest" - słowa lekarza. Wrzesień 2010 roku trzecie badanie (wszystkie na tym samym aparacie) już bez kontrastu pomimo mojej zgody --> ponoć nie był potrzebny, bo nic się w moim mózgu nie zmieniło. Od tego momentu nie jestem w stanie poddać się kolejnemu badaniu, nie mam siły przechodzić tego wszystkiego jeszcze raz. Po prostu nie mam siły. Diagnozowana byłam ze względu na bóle głowy i zawroty --> sporadycznie, przy kręceniu głową. Mam skoliozę i lordozę. I od 4 lat żyję w permanentnym, ogłupiającym stresie związanym z podejrzewaniem SM.
  8. zima, mam nadzieję, że stany psychotyczne raczej mnie nie dotyczą, że to tylko panika... z tego wszystkiego pytałam męża, pytałam rodziców, szwagierkę, która wie, że chodzę do psychologa, czy kiedykolwiek zauważyli u mnie coś nienormalnego, czy mówiłam coś od rzeczy, zachowywałam się niewspółmiernie do zaistniałej sytuacji, czy w ogóle zauważyli coś dziwnego, niepokojącego w moim zachowaniu... zawsze odpowiadali negatywnie... mój mąż mi tłumaczy, że gdybym była chora psychicznie to dałoby się to zauważyć, poznać... tym bardziej, że jesteśmy ze sobą prawie 8 lat... rodzice też zaprzeczają, a przecież spędzają ostatnio ze mną 24 godziny na dobę z racji tego, że nie pracuję. Jednak gdzieś tam ten strach, lęk, obawa przed chorobą psychiczną siedzą we mnie i wiem, że do póki pani psycholog nie powie mi, że to tylko nerwica to raczej się to nie zmieni.
  9. zima, podbudowujesz mnie, na prawdę... strasznie się boję, że dopadnie mnie schorzenie psychotyczne... ten strach to jest jakiś kosmos dla mnie... ja chcę żyć normalnie... chcę cieszyć się, że wstaję, że spokojnie mogę zjeść śniadanie, że mam wspaniałego męża, którego kocham nad życie, że idę do pracy, że rozwijam się intelektualnie, że wypiję z koleżanką kawę... chcę cieszyć się z takich zwykłych codziennych rzeczy... wierzę, że dzięki psychoterapii mi się to uda, jeżeli tylko okaże się, że to nerwica, będę Bogu dziękować... nie potrzebuję pałaców, pensji na poziomie 10 tys. zł na miesiąc, zagranicznych wakacji... chcę cieszyć się tym co mam, że jestem zdrowa... a teraz? teraz czuję tylko strach... męczę się, gdy siedzę w domu, męczę się, gdy muszę z niego wyjść - boję się, że coś mi się stanie... i teraz jeszcze ten strach przed chorobą psychiczną... koszmar, istny koszmar. ;( Na szczęście w przeważającej części umiem panować nad zbliżającym się atakiem paniki... powiem szczerze, że wolałabym nie wprowadzać żadnej farmakologii, chcę spróbować z tego wyjść za pomocą "naturalnych" środków, aczkolwiek wszystko zostawiam w rękach mojej pani psycholog.
  10. Witam serdecznie! Jestem tutaj nowa, to mój pierwszy post. Potrzebują wsparcia, wiem, że nikt tutaj nie będzie w stanie mnie zdiagnozować, bo od tego jest lekarz, psycholog, ale muszę się wygadać. Mianowicie, niedawno doszłam do wniosku, że moje życie nie może wyglądać tak jak wygląda, że mam dosyć stania w próżni. Wszystkiego się bałam (właściwie "boję" - nie wiem czemu piszę w trybie przeszłym), wyjazd na spotkanie z koleżanką był dla mnie takim stresem, że po drodze dostawałam biegunki. Bałam się egzaminów na studiach, bałam się odrzucenia, bałam się, że jestem chora - o tak, przerobiłam już setki chorób, począwszy od nowotworów, poprzez SM, aż do mukowiscydozy. Na dodatek wszystko to zajadałam. Słodycze, potrawy tłuste doprowadziły do tego, że przytyłam, zawsze byłam gruba, ale teraz to już jest masakra. Do tego brak pracy, a co za tym idzie - brak pieniędzy, poczucie beznadziejności, że nie mogę znaleźć sobie konkretnego zajęcia pomimo ukończenia 3 kierunków studiów. To wszystko doprowadziło do tego, że nie miałam chęci ruszyć się i cokolwiek zrobić. Wieczny bałagan zaczął wyprowadzać mnie jeszcze bardziej z równowagi. W pewnym momencie nie wytrzymałam... powiedziałam DOŚĆ, nie chcę tak żyć dalej. Zdecydowałam więc, że muszę iść do psychologa. I dopiero wtedy moje problemy z psychiką rozkręciły się na maksa. Wcześniej jeszcze jakoś się trzymałam, szłam do przodu. Raz było lepiej, raz gorzej, ale pchałam ten wozek zwany życiem do przodu, teraz jestem w kompletnej emocjonalnej rozsypce. Jestem po trzech spotkaniach z psychologiem (1. ogólne, byłam z mężem, na dwóch kolejnych byłam już sama). Oczywiście zdążyłam się już naczytać o rozróżnianiu zaburzeń psychicznych na psychotyczne i drugą grupę do której zalicza się między innymi nerwice. I co? I oczywiście powoli zaczynam się wkręcać, że jestem chora na jakąś schizofremie, czy podobną chorobę. Strasznie się boję, koszmarnie. Jestem na granicy kompletnego załamania. Co będzie jeżeli się okaże, że to właśnie schorzenie psychotyczne mnie dotyczy, że to żadna nerwica. Nie wyobrażam sobie życia ze świadomością takiej choroby, tego, że będę zależna od innych, że będę ćwierkać, gdakać, zachowywać się irracjonalnie. To jest jakiś koszmar!!! Na ostatnim spotkaniu zapytałam moją panią psycholog, czy to może być coś psychotycznego. Co mi odpowiedziała. Że trudno jest jej powiedzieć jeszcze... że na razie nie zauważyła pod tym względem niepokojących moich zachowań, jakiś sygnałów, które mogłyby o takim schorzeniu świadczyć, ale nie wie jak to się wszystko rozwinie, że to właściwie naszego drugie spotkanie i w tym momencie poszłaby raczej w stronę nerwicy z elementami depresji. Bardzo się boję. Odkąd zdecydowałam się na psychoterapię jest ze mną coraz gorzej. Raz wpadłam w dość poważną panikę, bałam się, że wariuję, odchodzę od zmysłów. Właściwie wystarczy jedna myśl, żeby już mi się robiło ciepło na klatce piersiowej, żeby zaczęły mi się pocić ręce, serce walić jak oszalałe i czuję, jak krew odpływa mi z mózgu. Boję się wtedy, że w pewnym momencie przestanę nad sobą panować, że przestanę logicznie myśleć, że po prostu zwariuję. Albo, że to jakaś psychoza i że odwiozą mnie do szpitala dla psychicznie chorych. Boję się reakcji ludzi. Ale staram sobie tłumaczyć, że nic się nie stanie. Wypiję Valerin i wszystko przejdzie. Tak strasznie się boję!!!
×