Jejku, ja błagam, błagam o pomoc, bo ja sobie sama nie dam rady...
Mam poważne problemy ze swoją psychiką, mam skrajnie niską samoocenę... Wiecznie jestem zestresowana... Boję się bardzo... Nie mogę spać po nocach ze strachu... Do tej pory myślałam, że to w gruncie rzeczy normalne, że samo przejdzie... Ale nie przechodzi już od roku... Nawet nie jestem w stanie napisać tego, co bym chciała... Nie jestem w stanie się wysłowić... Chciałabym iść do psychologa, ale mama stwierdziła, że nie jest mi to potrzebne... Bo psychologowie się "duperelami" nie zajmują... Że ja nie mam samozaparcia - że powinnam "wziąć się w garść i przestać się nad sobą użalać, że i tak nikt mi nie będzie współczuł"... Tak bardzo chciałabym zniknąć, zginąć, może wtedy byłoby lepiej... Nie mówię tego, aby ktokolwiek zaprzeczał, mówię, bo naprawdę tak myślę... Jest mi tak źle, że boli mnie to nawet fizycznie... Proszę o jakiekolwiek dobre słowo... I przepraszam za tego namieszanego posta.. Ale musiałam choć trochę z siebie 'tego' wyrzucić... Eh...