Witam :)
Mam ostatnio pewne problemy... nawet trudno mi to nazwać...
Mam od tygodnia notorycznie napady smutku. Płaczę, mam wrażenie, ze jestem w psychologicznej rozsypce i dołku. Unikam ludzi. Jestem aspołeczna, ale to już zauważyłam od... rozpoczęcia wakacji? Kto wie, ale już dość długo to się ciągnie. Unikam ludzi. Męczy mnie ich obecność. Jeszcze teraz jestem w nowej szkole... nie chce tam chodzić. Przynajmniej teraz...
Myślę, ze z moją psychika może być coś nie tak. Chciałabym pójść do psychologa. Jedyne co teraz mam to cierpliwość. Będę cierpliwa, aż nie oszaleje jeszcze bardziej, by dziadkowie coś zauważyli i mnie do tego psychologa wysłali... a ja chciałabym być chora psychicznie. Chciałabym pójść do szpitala psychiatrycznego. Czy to jest jedna z 'dziwności'?
Ogólnie interesuję się psychologią.
Jaram się gore... krwią. Jeszcze niedawno się cięłam, żeby zobaczyć trochę krwi. Od czasu gdy wbiłam sobie mały szpikulec w nogę, jestem spokojna (co było ze 3 tygodnie temu)... a do tego byłam z tego powodu dumna... dumna, ze dałam rade. Już wcześniej miałam pomysły takie, jednak nie było mnie stać na to, by się zamachnąć i tak po prostu wbić sobie go w nogę. Miałam po tym tylko taką małą dziurkę.
A ja jeszcze w młodym wieku przeżyłam śmierć mamy... może to na mnie wpłynęło, a ja nic o tym nie wiem?
Jestem nieczuła. Nie lubię zwierząt, nie smuci mnie ich 'przykry' widok. Nie robi mi się przykro gdy wspominam o mamie, przez co zapominam, ze mówiąc o niej, mogę innym sprawiać ból. Jednak, o ironio, czasami mam takie napady, ze się nad sobą rozczulam, płaczę, ze nie miałam normalnego dzieciństwa... ale przecież inni maja gorzej... ja tylko wychowałam się bez ojca, a moja mama zginęła w wypadku samochodowym gdy miałam 12 lat. Jestem nieczuła, jednak jednocześnie bardzo wrażliwa. Płaczę przy każdym filmie, serialu... Nie ruszają mnie żadne 'obrzydliwe' widoki, typu rozcięta, rozwalona noga, czy wielkie przecięcie stopy, gdzie widać mięśnie wyłażące na zewnątrz...
Kiedyś miałam wrażenie, że jest we mnie pare osób naraz... próbowałam byc wieloma ludźmi naraz. Raz chciałam być sadystką, raz miałam faze na pomaganie innym.. ogólnie same sprzeczności. Chciałam być np delikatna, dziewczęca i wrażliwa, ale jednocześnie twarda, silna i odważna.
Teraz mieszkam z dziadkami i zauważyłam, że ostatnio zaniedbuję kontakty z rodziną. Nie przytulam się, nie spędzam z nimi 'jakiegoś' tam czasu...
Chce być chora psychicznie... nie wiem czemu... może żeby inni widzieli, ze jestem 'wyjątkowa'? Żeby się dowartościować? Zawsze myślałam, że nie mam z tym problemu, jednak ostatnio zauważyłam, że... mam słabe poczucie wartości. Jestem też trochę nieśmiała. Chce pójść do psychiatryka... Chce się załamać psychicznie, by wreszcie od tego wszystkiego uciec. By stracić samo świadomość... by robić dziwne rzeczy i zwracać na siebie uwagę otoczenia... by osiągnąć już to, co moim zdaniem, i tak nastąpi niedługo. Żeby mieć poczucie w sobie, że jestem od innych inna... Jestem dziwna, chcąc takie rzeczy...
Wczoraj czułam strach. Dziwny niepokój w sercu. Gdy przechodziłam np z pokoju do łazienki, czułam strach, którego nie czułam chyba od roku... Trwało to przez mniej więcej godzinę. Później popłakałam się (co zdarza się codziennie, a wczoraj nawet dwa razy). Nagle i całkiem mocno. Nawet z ust wyrwał mi się szloch. Płakałam nawet, gdy patrzyłam się w swoje odbicie w lustrze, co zwykle mi pomaga.
Parę minut później było... jak gdybym nigdy nie płakała.
Dodam jeszcze, że jestem tuż po okresie. Przed tym okresem miałam 2,5 miesiąca bez okresu. Więc to raczej nie jest spowodowane przez hormony... chyba.
A i mam 15 lat.
Dodam jeszcze, że często mam wrażenie, że ktoś o mnie mówi, obgaduje mnie, ale to chyba sprawa niskiej samooceny.
Do tego od 2 dni mam przysłowiowe "motylki w brzuchu", które występują także podczas strachu czy niepokoju.
Nie jestem pewna czy wszystko napisałam...
Przepraszam za tyle chaotycznego tekstu, ale tak wyszło... i dziękuję tym którzy dotrwali do końca i próbują jakoś pomóc :)