Skocz do zawartości
Nerwica.com

agresth

Użytkownik
  • Postów

    72
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez agresth

  1. Nie jest przytulnie? To chyba Ty nie byłaś nigdy w psychiatryku Mnie zaskoczyła właśnie "przytulność" w porównaniu z tym, z czym miałam do czynienia wcześniej. A co do oddziału, to nie powstało coś na ten kształt w Gdańsku przypadkiem? Coś mi się obiło o uszy, ale pewnie mi się przyśniło.
  2. Pierwszą kwalifikację miałam wyznaczoną na za pół roku, ale odbyła się już po dwóch tygodniach.
  3. Radio, a to do kogo? Przede wszystkim - generalizujesz. Jak różni są ludzie, tak niemożliwe jest, żeby 7F, czy jakiekolwiek inne miejsce, było odpowiednie i pomocne dla wszystkich. Skutecznie leczyć się (jak to Ty piszesz "uczyć się" życia) można też w zupełnie innych warunkach. A nawet niektórym (w przenośni)głaskanie pomoże bardziej niż mordobicie.
  4. Byłam, byłam. -- 01 lis 2013, 12:55 -- A w ogóle, to nie ma powodu do strachu przed tymi kwalifikacjami. Nie wiem, w sumie, czym się tak stresuje większość osób. W czasie wszystkich czterech spotkań nie usłyszałam nic przykrego, czy trudnego. Lekarze i terapeuci byli uprzejmi. A już zupełnie pozytywnie zaskoczyło mnie ostatnie spotkanie...
  5. A skąd pomysł z zakazem palenia? Można palić do woli w parku. A w budynku jest palarnia. Co do netu, to wifi nie ma, ale jest gdzieś jakiś dostęp do netu darmowy w innym budynku. Piszę, co wyczytałam na forum, praktyki nie znam.
  6. Ja się nie stresowałam jakoś żadną konsultacją. Może przed ostatnią będę trochę.
  7. Paletka, ja nie byłam, ale przeczytałam cały watek, więc wiem - tak, jest kuchnia, można tam sobie nawet gotować i piec, nie tylko kawę. :)
  8. Myślę, że czas oczekiwania zależy też od naszych możliwości. U mnie poszło to ekspresowo pewnie dlatego, że brałam pierwsze wolne terminy, bo mogłam sobie na to pozwolić.
  9. Paulina, termin pierwszej konsultacji wyznaczają zwykle na za ok. pół roku. Jednak nie dlatego, że są u nich tak odległe terminy i można go bez problemu przyspieszyć, dzwoniąc tam do nich - wszystkiego się dowiesz, umawiając się na pierwszą wizytę. U mnie wszystkie cztery konsultacje mieszczą się w ciągu miesiąca.
  10. Ja im mówię wprost, że nie jestem przekonana czy jest to dla mnie odpowiednie miejsce, a oni mówią mi to samo. Ale tak się zastanawiam, co mogłabym zapamiętać z poruszanych kwestii na minionych spotkaniach. Nie było poruszanych żadnych konkretnych kwestii. Było przesłuchiwanie mnie głównie od strony objawów i nie ma się za bardzo do czego odnieść.
  11. Ja pytań nie zadawałam, w sumie to później on mi nawet kilka zadał w trakcie tego mojego plątania, żeby pomóc mi się jakoś ogarnąć. Tak, została mi ostatnia.
  12. Szkoda, że ja o tym nie wiedziałam, idąc na pierwszą konsultację. Spodziewałam się pytań, większej aktywności, a ta cisza mnie tak zaskoczyła, że ze stresu strasznie się zaplątałam i gadałam zupełnie bez sensu. . No ale to też właśnie jakaś część mnie. Paletka, będziesz się leczyć na tym oddziale?
  13. Arek. :) Oczywiście, myślę samodzielnie, jeśli mnie miałeś na myśli. (Czasem, może aż za bardzo. ) To wcale nie koliduje z wysłuchaniem doświadczeń innych. Jak na razie, mam za sobą prawie wszystkie etapy konsultacji. Jak dotąd, coś nie do końca mi gra. Konsultacje przebiegają bardzo pobieżnie i chaotycznie. Mam wrażenie skupiania się głównie na objawach z ich strony, a ignorowanie istoty problemu, albo gdzieś umyka to, co najważniejsze. No ale nie wiem, jak wygląda sama praca w czasie trwania leczenia. Cieszę się z Twoich postępów. Powodzenia w dalszym leczeniu.
  14. Zdaje się, że w przypadku problemów emocjonalnych, łatwo może dojść do pewnego pomieszania i trudności w odróżnieniu urojeń od niekontrolowanych doświadczeń mediumistycznych, co jednak ich nie wyklucza. -- 08 paź 2013, 18:40 -- Większość "specjalistów", niestety, nigdy nie powinna była nimi zostać. Nie mówię, że nie należy wcale, ale mało rozsądne byłoby bezmyślne poleganie na nich.
  15. Nie ma czegoś takiego jak telepatia. Nie można rozmawiać z zmarłymi. To są omany. Z medialnego punktu widzenia, można.
  16. Ja też miałam halucynacje, widziałam demony i różne inne miałam objawy. Kiedyś, dawno temu. Mimo to, lekarze w ogóle nie brali pod uwagę nic ponad nerwicę. Myślę, że do stwierdzenia schizofrenii niezbędny jest szereg innych objawów, nie same urojenia. Które być może miałaś, Ahma, ja tego nie wiem. Oczywiście schizofrenia nie musi być końcem świata, znam ludzi, którzy się leczą, pracują zawodowo na wysokich stanowiskach, dobrze funkcjonują. Zgadzam się z tym, niosaca_radosc, że bardzo ważne jest, by zaakceptować chorobę, jeśli nie ma się podstaw do wątpienia w diagnozę. W tym wypadku te podstawy są, choćby z tego tytułu, że diagnozy zostały wystawione zupełnie różne przez różnych lekarzy. Ahma, po tym, co czytam na forum, obawiam się, że f7, to nie jest miejsce dobre dla Ciebie. Bałabym się o Ciebie.
  17. Nie do końca umiem. Praca w grupie była dla mnie zawsze bardzo trudna, byłam zblokowana, mało aktywna. A jednak coś z tych terapii wyniosłam. Natomiast próby terapii indywidualnej, to była całkowita porażka. Ja rozumiem Twoje postrzeganie 7F i bynajmniej go nie podważam. Decyzję miałam podjąć po kwalifikacjach, ale po tym, co spotkało Ahmę, mam teraz inny problem - czy w ogóle kontynuować kwalifikacje.
  18. A ja Ciebie rozumiem, bo coś zbliżonego mogę powiedzieć o sobie odnośnie mojej pracy w trakcie terapii. Ale mimo to nie mogę powiedzieć, że docelowo terapie mi nie pomogły, skoro z czegoś wyleczyłam się całkowicie, a wiele innych objawów też ustąpiło z czasem. Bo musiałabym przypisać te sukcesy wyłącznie swojej własnej zasłudze. Świetnie, że znalazłaś "swojego" terapeutę, bo o to właśnie chodzi. Mój też, mimo całej mojej specyfiki, gdzieś na pewno istnieje.
  19. Że się nie wyleczyłaś, to nie znaczy, że nie były skuteczne, ale może o tym świadczyć brak jakichkolwiek zmian. Zupełnie nic Ci te terapie nie pomogły? W przypadku cięższych życiowych doświadczeń i zaburzeń, krótkoterminowa terapia grupowa może być co najwyżej małym krokiem w leczeniu. Nie ma co się łudzić, że wyleczy całkowicie, ale "powinna" być w jakimś stopniu pomocna. Terapie, które ja przeszłam (poza jedną, która wyrządziła mi spore szkody), bynajmniej nie polegały ani na głaskaniu po głowie, ani na znęcaniu. Były na swój sposób bardzo ciężkie, co uważam za rzecz naturalną, ale z każdej wyniosłam coś wartościowego i wpłynęły na moje życie w taki sposób, że z czasem pozbyłam się większości zaburzeń. Miało to oczywiście długoterminowy przebieg i wymagało wiele wysiłków poza leczeniem, ale to jednak w dużej mierze dzięki terapiom miałam te narzędzia do pracy. No więc generalnie taka intensywna terapia grupowa może być dobrym wstępem do długoterminowego leczenia, ale nie ma co oczekiwać cudownego po niej wyzdrowienia, kiedy ktoś choruje latami i nigdy nie funkcjonował zdrowo.
  20. Podpisuję się pod tym, co napisałaś Szerokozamknięta, a Ciebie, Ahma jest mi żal, jest mi przykro i jestem wściekła na personel 7F. A Ty nadal chcesz zabiegać o to leczenie? Wracając do moich dylematów czy 7F jest odpowiednim miejscem dla mnie... Byłam w życiu na różnych terapiach, ale tylko na jednej z nich spotkałam się z dużym wyczuciem i bardzo indywidualnym podejściem do pacjenta. Wreszcie znalazłam dla siebie warunki do pracy. Tymczasem, ku mojemu zdziwieniu, ma ona swoich przeciwników, których argumenty brzmią identycznie, jak argumenty przeciwników 7F, czy argumenty moje wobec jeszcze innego miejsca. Oznaczać to może tylko jedno. Że żadna z terapii nie jest ani zła, ani dobra. Pozwolę sobie wkleić mądre słowa Wojciecha Imielskiego. Ja akurat miałam okazję doświadczyć wszystkiego na własnej skórze. Zarówno złych, jak i dobrych stron terapii, więc wiem doskonale, o czym mowa poniżej. Ale myślę, że szczególnie początkującym takie info są przydatne. "(...)Nie każdemu terapia grupowa musi odpowiadać, jeśli jednak zdecydowała się Pani na taką formę pomocy dla siebie, faktycznie warto spróbować. Jednak każdy kij ma dwa końce - procesy społeczne również miewają swoje negatywne strony. Pisała Pani o tym, że grupa zna się już od jakiegoś czasu, Pani zaś będzie zupełnie nowa - tym akurat nie przejmowałbym się za bardzo, proszę pamiętać, że każda z osób już należących do grupy kiedyś zaistniała w niej po raz pierwszy. Wystarczy stosować się do pewnych zasad, określonych przez grupę - poza tymi zasadami ma Pani zupełną dowolność postępowania a także swobodę w wyrażaniu siebie i własnych, niezależnych potrzeb czy opinii. I proszę o tych prawach bezwzględnie pamiętać! Piszę o tym dlatego, że każda grupa społeczna wywiera na swoich członków określony wpływ. Nie zawsze jest to wpływ pożądany i terapeutyczny. Niestety - w wielu grupach terapeutycznych czy treningowych zdarza się, że występują objawy tzw. myślenia grupowego - w wielkim skrócie oznacza to, że "grupa zawsze ma rację" a jeśli ktokolwiek ośmiela się przedstawić pogląd niezgodny z kursem przyjętym przez społeczność lub jej liderów, zostaje skazany na banicję, spotyka się z przykrymi objawami odrzucenia lub nawet z otwartym ostracyzmem. Wiele zależy od osoby prowadzącej taką terapię lub trening - jednak należy wiedzieć, że pewne nadużycia się zdarzają. Dlatego warto zawsze zdawać sobie sprawę, że w każdym momencie takiej terapii przysługują Pani określone prawa, choć czasem, ze względu na wspomniany już nacisk ze strony grupy, może być ciężko zdobyć się na ich odważne egzekwowanie. Osoba prowadząca terapię z natury rzeczy staje się w niej kimś w rodzaju autorytetu, jednak należy wiedzieć, że jej autorytet podlega różnym ograniczeniom, z których najbardziej podstawowym jest autentyczne dobro uczestników terapii. Piszę o tym, ponieważ w swojej praktyce widziałem już wiele rzeczy. Sam bywałem członkiem grup szkoleniowych i spotykałem się z rozmaitymi nadużyciami ze strony takich prowadzących, którzy na dobrą sprawę nigdy nie powinni byli mieć prawa pracy z ludźmi potrzebującymi pomocy. Czasami więc terapia grupowa lub grupowy trening umiejętności przerodzić się może w jeden cyrk bezkrytycznego, zabobonnego wręcz uwielbienia dla w istocie głęboko zaburzonego "terapeuty" lub "trenera". Zaś wszelkie próby wyrażenia swojego braku aprobaty kończą się wówczas grupowym linczem (w przenośni, rzecz jasna, ponieważ odrzucenie ze strony grupy jest najcięższą formą represji) osoby zbuntowanej przeciwko wszechwładnej pozycji lidera. W miarę swych możliwości należy zawsze takim nadużyciom przeciwdziałać i nie dać się w żaden sposób zastraszyć, zaś w szczególności pamiętać o: - prawie przerwania terapii w którymkolwiek, dowolnym momencie, - prawie do otwartego wyrażania własnego zdania i własnych opinii, - prawie otwartego występowania we własnym interesie, - prawie do odmowy udziału w procesach lub ćwiczeniach, których osoba nie akceptuje lub nie jest do nich przekonana, - odpowiedzialności etycznej, zawodowej, cywilnej i karnej, ciążącej na prowadzącym terapię. Pragnę dodać, że rozsądnie i profesjonalnie prowadzona terapia grupowa, pod okiem doświadczonego specjalisty, kierującego się w swej pracy koniecznymi zasadami etycznymi i używającego swego autorytetu wyłącznie w najlepiej pojętym interesie członków grupy terapeutycznej przynieść może jak najlepsze rezultaty". http://www.netkobiety.pl/t17088.html
  21. Mi to nawet do głowy nigdy nie przyszło, ale zachęcał mnie kiedyś mój psychiatra, żebym przychodziła do niego po leki podczas mojego czasowego leczenia gdzie indziej, gdzie leków odmawiano. A odnośnie problemów, o jakich świadczy chodzenie do kilku psychiatrów - zapewne najczęściej jest to po prostu uzależnienie od leków.
×