Skocz do zawartości
Nerwica.com

eunice88

Użytkownik
  • Postów

    25
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez eunice88

  1. Wielkie dzięki za odpowiedzi. Wtedy kiedy popadam w to swoje spanie nikt mi nie pomaga ale staram się jakoś we własnym zakresie ogarnąć chociażby picie. Tak, chodziłam na terapię. Teraz mam chwilę przerwy bo zmieniam nurt na poznawczo-behawioralny. Leki też biorę - Anafranil 150 mg. Mezus, nie ma czego zazdrościć bo są też inne obowiązki, które wtedy zaniedbuję... Tak sobie dzisiaj myślę, że nie ma co roztrząsać sprawy. Po prostu trzeba wrócić na terapię i wziąć byka za rogi. Naprawdę wydaje mi się, że jestem w stanie nad tym zapanować. Wdaje mi się, że to bardziej taki "masochistyczny" mechanizm, którym sobie dokopuje, żeby znów dopuścić do siebie wszystkie te gadki w stylu "nie nadaję się, nienawidzę siebie" itp. Jak długo można tkwić w tym samym. Wiem, że może nie do końca zależy to ode mnie ale kurde, przecież depresja nie odbiera mi wolnej woli. Myślę, że u mnie to już nie jest ten etap kiedy naprawdę nie mogę wstać. Wydaje mi się, że to bardziej takie niezdrowe przyzwyczajenie, błędny nawyk i po prostu trzeba z nim zerwać (tak jak np. z paleniem). I oby mi się udało. Trzymajcie kciuki :)
  2. Dzięki tictac za słowa dodające otuchy. Racja, po prostu trzeba się spiąć i do przodu. To niby takie oczywiste ale wiadomo jak to jest z nerwicą i depresją - wtedy czasem po prostu nie da się tak zwyczajnie "wziąć w garść". Obie to wiemy. Ale też nie ma co się kręcić w kółko i powtarzać te same błędy. Czasem wydaje mi się, że potrzebna jest po prostu decyzja np. "Od dziś coby się nie działo decyduję się wstawać rano pomimo wszystko ". Przecież depresja nie zabiera nam woli i to my ostatecznie decydujemy o tym czy wstajemy z łóżka czy nie. Trzeba ćwiczyć siłę woli i wstawać mimo wszystko. Jeszcze gdyby to przespanie coś dawało, poprawiało nastrój itp. Ale jest wręcz odwrotnie. Później tylko fala wyrzutów sumienia... Także podsumowując, czas podjąć dobrą decyzję i nie poddawać się więcej zniechęceniu, na tyle na ile to tylko możliwe.
  3. Drugi raz próbuje z tym wątkiem - może teraz uda mi się namierzyć kogoś z podobnym problemem... Od około 11 lat choruje na zaburzenia lękowo-depresyjne. Właściwie jestem już na bardzo dobrej drodze ale po depresji pozostał mi taki nawyk, niezdrowy mechanizm - sama nie wiem jak to nazwać. Gdy miałam depresję to czasami po prostu nie wstawałam z łóżka. Teraz objawów depresji nie mam od września, szybciej ataki lękowe, czasem jakiś dołek ale depresja nie. Niestety raz na jakiś czas gdy budzę się rano, stwierdzam jakby mimowolnie "dziś nie wstaję" i po prostu zostaję w łóżku. Czasami wiąże się to z wzięciem urlopu na żądanie. Więc przesypiam sobie tak cały dzień, jakby była w depresji, chociaż jej nie mam. Nic wtedy nie jem i nie piję. Potrafię tak czasem przetrwać nawet dwa dni. Oczywiście im dłużej to trwa tym trudniej jest mi potem wrócić do rzeczywistości. Gdy już uda mi się w końcu pozbierać to w ogóle nie potrafię wyjaśnić dlaczego to zrobiłam. Mam wtedy okropne poczucie winy, czuję że znów to zrobiłam, znów zawaliłam, poodwoływałam spotkania i skłamałam odnośnie powodu. Wyrzuty jakie mi wtedy towarzyszą są okropne. Za każdym razem obiecuje sobie, że to ostatni raz. Obiecuje to również najbliższym bo wydaje mi się, że wtedy będę się bardziej pilnować. Niestety wcale tak nie jest. Minie tydzień, dwa i znów w to popadam. Mam tego dosyć. Chciałabym to w końcu skontrolować. Zresztą jak dalej tak pójdzie to nabawię się problemów w pracy itd. Czy ktoś z Was miał może podobny mechanizm? Jesli tak to jak sobie rodziliście?
  4. Drugi raz próbuje z tym wątkiem - może teraz uda mi się namierzyć kogoś z podobnym problemem... Od około 11 lat choruje na zaburzenia lękowo-depresyjne. Właściwie jestem już na bardzo dobrej drodze ale po depresji pozostał mi taki nawyk, niezdrowy mechanizm - sama nie wiem jak to nazwać. Gdy miałam depresję to czasami po prostu nie wstawałam z łóżka. Teraz objawów depresji nie mam od września, szybciej ataki lękowe, czasem jakiś dołek ale depresja nie. Niestety raz na jakiś czas gdy budzę się rano, stwierdzam jakby mimowolnie "dziś nie wstaję" i po prostu zostaję w łóżku. Czasami wiąże się to z wzięciem urlopu na żądanie. Więc przesypiam sobie tak cały dzień, jakby była w depresji, chociaż jej nie mam. Nic wtedy nie jem i nie piję. Potrafię tak czasem przetrwać nawet dwa dni. Oczywiście im dłużej to trwa tym trudniej jest mi potem wrócić do rzeczywistości. Gdy już uda mi się w końcu pozbierać to w ogóle nie potrafię wyjaśnić dlaczego to zrobiłam. Mam wtedy okropne poczucie winy, czuję że znów to zrobiłam, znów zawaliłam, poodwoływałam spotkania i skłamałam odnośnie powodu. Wyrzuty jakie mi wtedy towarzyszą są okropne. Za każdym razem obiecuje sobie, że to ostatni raz. Obiecuje to również najbliższym bo wydaje mi się, że wtedy będę się bardziej pilnować. Niestety wcale tak nie jest. Minie tydzień, dwa i znów w to popadam. Mam tego dosyć. Chciałabym to w końcu skontrolować. Zresztą jak dalej tak pójdzie to nabawię się problemów w pracy itd. Czy ktoś z Was miał może podobny mechanizm? Jesli tak to jak sobie rodziliście?
  5. eunice88

    Ucieczka w sen

    Witajcie. Choruję na zaburzenia lękowo-depresyjne od ponad 10 lat. Leczę się zarówno farmakologicznie, jak i poprzez psychoterapię (około 6 lat). Sprawa wygląda u mnie tak, że generalnie jest całkiem nieźle i w pewnym momencie (czasem pod wpływem dużej ilości stresu ale czasami bez wyraźnego powodu) po prostu budzę się rano i stwierdzam, że nie wstaję. Biorę urlop na żądanie albo L4 i przesypiam cały dzień. Nie wstaję wtedy w ogóle, nie jem, nie myję się. Mój rekord takiego spania to 3 dni (wtedy ewentualnie czasem wstanę żeby coś zjeść i wypić). Po takiej akcji oczywiście czuję się okropnie i bardzo trudno mi jest wrócić do rzeczywistości i normalnego wypełniania obowiązków. Ostatnio taki zjazd zdażył mi się w środę. W czwartek na szczęście udało mi się pójść do pracy ale nie zrobiłam zupełnie nic i dzisiaj zapowiada się na to samo. Siedzę po prostu przed kompem i udaję, że coś robię a tak naprawdę czytam forum albo bezmyślnie przeglądam facebooka. Strszanie jest trudno racjonalnie wyjaśnić takie zachowanie bo najzwyczajniej w świecie mogę sobie tym zaszkodzić. Zaniedbuje swoje obowiązki w pracy, zwyczajnie szefowie mogą się zorientować i mnie zwolnić a na mnie to jakby nie robi najmniejszego wrażenia. Strasznie dziwny stan. Po prostu jakby po mnie wszystko spływało. Czy ma ktoś może podobne doświadczenia? Jak sobie z tym radzicie?
  6. Niesamowite! Ja też przed pracą w agencji pracowałam w pośrednictwie dla niepełnosprawnych i to była to świetna praca! Ale zbieg okoliczności A teraz gdzie pracujesz? Czy może szukasz pracy? Ja mam ochotę rzucić moją aktualną z dnia na dzień. Nie wiem jak długo jeszcze wytrzymam...
  7. "Morphine90" zupełnie się z Tobą rozumiem w tej kwestii. Ja też nie mogę trafić na swoje miejsce. Raz miałam pracę w której czułam się świetnie ale mnie z niej zwolnili po wypadku samochodowym ze względu na trzy miesiące L4... Także znów muszę szukać. Teraz mam stresującą pracę w agencji pośrednictwa pracy i raczej sobie nie chwalę. Mam też szansę zrobić zupełny zwrot życiowy i zacząć prowadzić pracownie teatralną dla niepełnosprawnych intelektualnie. Oczywiście pieniądze psie ale przynajmniej spokój i dobra, rodzinna atmosfera. Tak twierdzi moja przyjaciółka, która tam pracuje. Także "Morphine90" wytrwałości w szukaniu swojego miejsca zawodowego na ziemi! :) (oby nie dopiero w niebie )
  8. Witajcie, Tak sobie właśnie rozważam jaka praca jest najlepsza dla osób z zaburzeniami. Mój problem polega na tym, że w każdej pracy prędzej czy później zaczyna się duży stres a ja się wtedy psychicznie rozkładam. Czy w dzisiejszym świecie można w ogóle znaleźć pracę, która nie niesie ze sobą mnóstwa stresów? Jakieś pomysły? Może ktoś z Was ma doświadczenie długiego poszukiwania spokojnej pracy i udało mu się to osiągnąć?
  9. Witajcie :) Może ktoś z Wro chciałby się spotkać w pierwszym tygodniu czerwca? Udało się w ogóle komuś z Was spotkać we Wro w realu?
  10. Witam Was :) Siedem lat temu zdiagnozowano u mnie zaburzenia lękowo-depresyjne. Od około 3-4 lat jestem w terapii i jest coraz lepiej. Można chyba powiedzieć, że zdrowieję :). Mam coraz więcej radochy z życia, pracuję, mam przyjaciół itp. Mam jednak dziwne wrażenie jakbym nie umiała rozstać się z chorobą, jakby to trochę stał się mój sposób na życie. Dawniej potrafiłam przesypiać całe dnie i mieć wszystko w nosie. Teraz, gdy jest już dobrze, to wciąż zastanawiam się "no i co teraz już tak będzie, będę sobie tak normalnie żyć, bez ucieczek od aktywności i zamykania się w domu..." i powiem Wam, że czuję się z tym nieswojo. Wiem, że to dziwne, ale "normalność" chyba mnie trochę przeraża. Mam wrażenie, że sama wracam do nadmiernej koncentracji na swoich stanach emocjonalnych. Czasem wydaje mi się, że wywołuje swoje złe samopoczucie gdy za długo jest dobrze. Miał ktoś z Was takie stany przy wychodzeniu z nerwicy?
  11. Mnie wewnętrzny krytyk doprowadza do ataków lęku. Jeśli nie zrobię czegoś wystarczająco dobrze, to pojawia się lęk. Czasem gdy coś powiem, myślę "to idiotyczne" i zaczynam się bać. Mam bardzo wyśrubowane wymagania wobec siebie. Doszłam do tego niedawno w psychoterapii i trochę mnie to przeraża jak bardzo potrafię być wobec siebie krytyczna.
  12. Hej :) Czy ktoś z "wyzdrowieńców" byłby chętny, żeby pogadać na priv z zdrowiejącą? Nie za bardzo lubię i potrafię pisać na forum, szukam więc kogoś kto chciałby się podzielić swoim doświadczeniem na priv. Leczę się od 7 lat na zaburzenia lękowo-depresyjne, od 3 lat jestem w psychoterapii i zastanawiam się czy już czas pogodzić się z tym, że ta przypadłość zawsze będzie mi towarzyszyć, czy jest jeszcze jakaś nadzieja? Ciekawa jestem jak długo trwała Wasza droga do wyzdrowienia? Jeśli ktoś chętny na priv to zapraszam :)
  13. Hej :) Jestem tutaj stosunkowo nowa. Komunikowanie się za pomocą forum to nie moja specjalność - po prostu nie lubię Jestem tu tylko dlatego, że fajnie czasem pogadać z kimś kto ma podobne problemy. Leczę się od 7 lat na zaburzenia lękowo-depresyjne. Mieszkam we Wro, pracuje, mam przyjaciół, staram się normalnie żyć i jestem normalna poza tym, że mniej więcej raz w tygodniu lękowo odlatuje Szukam osoby, która chciałaby pogadać o doświadczeniu walki z chorobą, udzielić sobie wzajemnego wsparcia, powymieniać się doświadczeniami itp. Jeśli ukrywa się tu ktoś kto nie jest forowym fanem a chciałby pogadać to zapraszam na priv :)
  14. Ja jestem w terapii psychodynamicznej od ponad 3 lat. Od maja tego roku mam spotkania dwa razy w tygodniu. Jestem zadowolona ale redukcja objawów jest bardzo powolna, co mnie martwi. Jest tutaj może ktoś z kilkuletnim stażem w terapii? Jak efekty?
  15. Hej :) Czy macie ataki z jakiś konkretnych powodów czy czasem tak po prostu Was to dopada nie wiadomo dlaczego? Ja dostałam ataku w niedziele kiedy teoretycznie człowiek powinien się cieszyć dniem wolnym od pracy. Eh... nie lubię tego.
  16. eunice88

    Witam i pytam ;)

    Dzięki wszystkim za miłe przywitanie :) Powietrzny Kowalu, trafne komentarze. Tylko jedna kwestia do sprostowania - leczę się farmakologicznie od 7 lat, regularnie od 3. Uczęszczam również na psychoterapię psychodynamiczną od 3 lat, ale właśnie ją zmieniam na pozn-beh. Na szczęście nie jest ze mną aż tak źle, więc z pracą dam radę oby tylko była w miarę spokojna. Nadal pracuje w projekcie. Byłam naprawdę bliska zwolnieniu ale po gorącym okresie wakacyjnym trochę się poluzowało i jest znośnie. Nie przemawia przeze mnie gorycz - stąd buźki z przymrużeniem oka. Mimo iż choruję to nie pozwalam, żeby choroba odbierała mi ogólne poczucie szczęścia i radość życia. Ja i choroba to nie jedno. Wiadomo, że w stanie depresyjnym trudno czuć się szczęśliwym ale to tylko stan, a nie ja cała i całe moje życie - ogólnie rzecz biorąc nie jestem frustratem. Trochę przeraża mnie perspektywa chorowania przez 17 lat.... Czyżby tyle ile Ty? Czy w ogóle można z tego wyjść....? Chusteczko napisałam na priv :) -- 22 paź 2013, 18:42 -- No i jestem sobie tutaj od jakiegoś czasu ale rzadko zaglądam bo szczerze przyznam, że nie potrafię i nie lubię rozmawiać na forach. Za dużo ludzi, za dużo wątków - podsumowując nie ogarniam Szczerze to zawsze unikałam jak ognia tego typu komunikacji i fora internetowe budziły moją niechęć Mam nadzieję, że nikogo nie uraziłam. Może jest tutaj ktoś, kto ma podobne odczucia i wolałby popisać na priv - taka forma komunikacji jest dla mnie bardziej znośna :) Zapraszam :)
  17. eunice88

    Witam i pytam ;)

    Hej, Na forum jestem nowicjuszem ale jeśli chodzi o nerwicę to jestem "starym wyjadaczem". Moja przygoda z nerwicą zaczęła się ponad 7 lat temu. Śmierć ojca alkoholika była czynnikiem wyzwalającym chorobę, niepokojące sygnały pojawiały się już wcześniej. Po pierwszym epizodzie dobrze się poskładałam i myślałam, że będzie już ok. W związku z pozytywnym doświadczeniem poradzenia sobie z chorobą postanowiłam studiować psychologię i świadczyć jako żywy przykład, że można z tego wyjść i jeszcze pomagać innym - blablabla cóż za idealizm - najgłupszy wybór w moim życiu. Na drugim roku studiów rozstałam się z chłopakiem i choroba wróciła. Trzeba było wtedy rzucać studia i zmieniać zawód, ale ja się uparłam, że sobie poradzę. Studia minęły, zaczęłam pracę a nerwica jak była tak jest. Zawsze chciałam pracować z ludźmi, gdyż jestem osobą kontaktową i jak niektórzy twierdzą "o wysokich zdolnościach interpersonalnych". No i co z tego, skoro lęk mnie paraliżuje i uniemożliwia normalne funkcjonowanie. Po skończeniu studiów wiedziałam, że nie mogę się pchać w psychologię kliniczną ze względu na własną przypadłość, z którą sobie nie poradziłam, tak jak radośnie zakładałam. Zaczęłam więc pracę w przedszkolu. Dałam radę pół roku. Miałam niemiłe współpracownice (mówiąc delikatnie) i nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Jestem osobą bardzo wrażliwą. Nie boję się zatłoczonych miejsc itp., nie mam żadnych objawów agorafobii. Boję się wrednych, niemiłych, niewyrozumiałych, chamskich ludzi. Sama jestem osobą z natury może zbyt życzliwą, zbyt wyrozumiałą i ugodową (czego wcale nie uważam za cnoty w dzisiejszej rzeczywistości) i chyba nie radzę sobie z tempem dzisiejszego świata. Nie chce, żeby mój post wybrzmiał w ten sposób, że świat jest "be" a ja jestem "cacy". Wiem, że przyczyna tkwi w mojej nadwrażliwości. Teraz pracuję z osobami niepełnosprawnymi i pomagam im w znalezieniu pracy. Projekt Unijny = straszny młyn. Minęło pół roku, a ja myślę o zwolnieniu się z pracy. I tak młoda, inteligentna dziewczyna, wyląduje przez nerwicę na zmywaku... Taka maluje się powoli przede mną przyszłość. Powiedzcie jak radzicie sobie z nerwicą w pracy, na jakich stanowiskach pracujcie? Jakie waszym zdaniem jest dobre stanowisko pracy dla osoby z zaburzeniami lękowo-depresyjnymi? Pozdrawiam :)
×