Skocz do zawartości
Nerwica.com

podlec

Użytkownik
  • Postów

    21
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez podlec

  1. Dobra, to powiedz mi po co zachowuje się w ten sposób, że chce się spotykać dzień po dniu, dzwoni proponuje spotkanie i jest super, dopiero gdy ja zaczynam proponować to pojawia się problem to jest chore. nie chodzi mi o to, że nie daje jej spokoju bo jak mogę jej nie dać spokoju skoro ona i tak się ze mną nie spotyka. prawda jest taka, że wykorzystała mnie, byłem zastępstwem. to, że czułem się wtym źle jest niczym dziwnym. pozdrawiam. jestem zdrowy, to oni są pojebani,
  2. jasne, że tak. dlatego zrezygnowałem z tego pomysłu. teraz staram się na własną rękę zapanować nad sobą..
  3. podlec

    czego aktualnie słuchasz?

    http://www.youtube.com/watch?v=AG-Ct21TrEU [videoyoutube=AG-Ct21TrEU][/videoyoutube]
  4. podlec

    Siemanko

    hej, jak się czujesz?:>
  5. chciałbym piernik świąteczny i goździki w poramańczy
  6. byłem tam raz w psychiatryku po leki, które przyjąłem razem z kodeiną i pomogło. benzodiazepiny w postaci lorafenu 2,5 mg. zeżarłem dwa blistry od razu, w kilka dni, dawkowanie miało być 1 rano 1 na noc. 30 tabletek w paczce miało starczyć na 15 dni, wystarczyło na 4 chyba. 8 zeżarłem jednego dnia. resztę oddałem za jointa. ale to były niewinne przygody z dragami. nie to żebym się próbował chwalić czy coś, po prostu mówię jaki jestem, chcę przedstawić Wam, Tobie to w najklarowniejszy sposób. chcę otrzymać pomoc - muszę współpracować.. co do terapii - myślałem nad tym, powiedziałem swojej byłej, żeby poszła ze mną do psychiatry. ale ona nie zasługuje na to by słuchać o mojej przeszłości. jak na razie mam kogoś, kto mnie pcha do przodu i jak trzeba to kopnie w dupę.
  7. Hej! ale mam dziś świetny humor. mimo kaca i tego, że moja siostra i mama wydzwaniały do mnie od 7 i rozładowały mi telefon bym wracał z imprezy. a to dlatego, że miałem zostać z synem siostry, na początku się nie zgodziłem bo nie sądizłem, że zdążę wrócić na czas. spoko. jednak wróciłem, wchodzę do domu moja mama mówi, że zostawi go u drugiej babki jednak. bez sensu haha. mówi mi, że dzwoniła...
  8. no ta, ciężko jest wyrobić sobie wyższą samoocenę kiedy wręcz skazuję się na takie traktowanie wyglądając jak pedał. szczerze mówiąc to mam gdzieś co myślą ludzie, tylko od jakiegoś czasu stało się to uciążliwe. przez uaktywnienie się mojego stanu paranoidalnego zacząłem zwracać na to uwagę. ale to nie o to chodzi, nie o tym ten temat. nawiązałem do niskiej samooceny z powodu braku zaufania do kobiety, z którą miałbym właśnie budwać jakieś relacje. boję się, że nie jestem wystarczająco dobry. ciągle mowię jaki to jestem głupi czy coś i ona zaczyna w to później wierzyć. na przykładzie mojej ostatniej partnerki, która mi powtarzała że nei jest x lub y - zostawiła mnie gorzej niż x i y razem. dała coś czego potrzebowałem bo też tego wtedy potrzebowała, mianowicie ciepła i miłości. jej były chłopak nie okazywał jej uczuć, brał jakieś psychotropy czy tam neuroleptyki. tak czy inaczej - byłem zastępstwem. przez to nie potrafię zaufać kobiecie. hehe, jesteście kochane, ale okropne! dzięki za odpowiedzi, serio. bardzo miło mi się zrobiło, że ktoś to czyta i chce mi pomóc. sorki za taki chaos w wypowiedzi, ale mam trochę kaca, wczoraj popiłem z kumplem wódy. nijak ma się to do mojego alkoholizmu. przynajmnij mam taką nadzieję
  9. przełamując fobie społeczne chodzę do sklepu i kupuję puszki koli albo jakieś zupki chińskie żeby je jeść. dziś w kolejce przepuścił mnie pan. to było bardzo miłe, podziękowałem mu, zrobiłem z tego niezły wywód tak, że chyba zaczął żałować że to zrobił, haha. ale wyszedłem ze sklepu z uśmiechem. jest super, zero zmartwień. wahania nastroju może, ale nie przejmuję się tym teraz.
  10. no, ;niedokochanie; to jest prawda. dzeciństwo miałem głupie, tj kłótnie w domu, ojciec alkoholik. ciągłe krzyki przemoc. obwiniam ich wszystkich za to jaki jestem, wyniosłem z dzieciństwa to co wyniosłem. tak, chciałbym być kochanym. ale to chyba nie jest nic złego? co do tego, że oplatam kobiety jak bluszcz to zauważyłem u siebie już jakiś czas temu. ograniczam się tylko do swojej partnerki. nie lubię spędzać czasuu z moimi przyjaciółmi, to znaczy teraz mam takiego bezwarunkowego kumpla, z którym robię wszystko. pozostali to ćpuny, którym nie ufam(narkomańska krwa wbije ci nóż w plecy). mam 21 lat.
  11. ? jak było to trudno, najwyżej dostanę warna. chodzi o to, że za każdym razem gdy próbuję coś sklecić z kobietą to wychodzi mi jakaś totalna porażka. staram się, angażuję - po czym ona mnie ignoruje bądź zdradza. jestem monotematyczny, jednak moja dusza pseudoromantyka nie pozwala mi martwić się niczym innym niż nieistniejącym i tak zjawiskiem miłości. a raczej miłości niespełnionej.. co robię źle? pierwsze dni za każdym razem wyglądają tak samo, to znaczy - spotykać się całymi dniami, nie widzimy świata poza sobą, nim wrócimy do domów zaczynamy za sobą tęsknić. nie musi to być osoba, którą dopiero poznałem. jakaś nowa 'lacha', nie o to w tym chodzi. po prostu martwię się, że za bardzo okazuje to że mi na kimś zależy. jak temu zapobiec.. bo nie potrafię przestać się angażować. co może przerazić kobietę przez to, że jestem dla niej dobry i chcę każdą wolną chwilę spędzać z nią? każdą pieprzoną kłótnie zawsze brałem na siebie, do tego stopnia, że na środku chodnika błagałem na kolanach by moja była wróciła do mnie po tym jak mi powiedziała, że mnie zdradziła. nie ograniczałem jej, po prostu czasami się o nią martwiłem. zresztą niedawno(dopiero po dwóch latach) odezwała się do mnie i przyznała mi rację. musiała dorosnąć i doczekać się córki by to zrozumieć. wniosek jaki z tego wyciągam - kobiety - jesteście przerażone tym, że kiedy jesteście w zwiazku to facet chciałby żeby on trwał wiecznie? nie jestem idealny a nawet mniej niż to określenie ilustruje. czasem palnę jakąs głupotę, której później żałuję. to jest chore. niech się ktoś wypowie. mam wrażenie, że w porównaniu z Waszymi - moje problemy to błahostki. najwyraźniej mam słabą psychę jeśli po tym jak nie spotkam się z dziewczyną, mimo tego że umawialiśmy się na to już od dłuższego czasu stosuję autoagresję werbalną i fizyczną. zawsze obwiniam siebie, uważam to za dobrą cechę. wolę wyjebać sobie niż komuś.
  12. podlec

    Cześć

    witaj Klaudia, bardzo smutno mi się zrobiło gdy czytałem Twego posta. ogromny smutek przez niego przemawia. jedyne co mogę Ci powiedzieć w tym momencie to puste, acz szczere słowa - głowa do góry, mam nadzieję, że otrzymasz tu pomoc.
  13. podlec

    witajta

    wyrzuciłem to w innym poście. generalnie to trudno zająć się czymś i przestać myśleć o rozstaniu z moją dziewczyną. musze się poprawić, nie wiem jak się za to zabrać. to jest bardzo ładne. generalnie to jakieś fobie społeczne, wyszedłem kiedyś na frajera przez przypadek. pod nieobecność najłatwiej namieszać w czyimś życiu. ale to nie o to chodzi. uwierzyłem w to co mówili inni, stałem się tym najgorszym. wykluczonym ze społeczności. może tak nie jest, ale nie mam podstaw by w to nie wierzyć. brak wiary w samego siebie, albo ze skrajności w skrajność - zbyt duża wiara w siebie.. ciężko mi z samym sobą, nie potrafiłem zaufać swojej partnerce, nakrzyczałem na nią strasznie będąc pod wpływem alkoholu, przerwałem swój ciąg alkoholowy. piłem kilka tygodni. ilość jest nieistotna. jak na razie staje się lepszym, próbuję zagadywać do ludzi, nawiązywać kontakt wzrokowy. mam jedną osobę, która nie mówi a robi. dobry człowiek.
  14. podlec

    witajta

    witajcie Koleżanki i Koledzy. moje imię nie ma znaczenia. kilka słów o sobie? nie potrafię sobie poradzić z codziennym życiem. nie umiem znaleźć sensu w tym co robię. kiedys bylem gadatliwy, dziś mam jakieś fobie społeczne, które sobie pewnie wkręcam. zamierzam iść na jakieś studia, może polubię to co będę robił. poprzedni kierunek potraktowałem jak szkołę średnią i nie uczyłem się wcale. jeżeli znalazłaby się tu jakaś osoba, która chce posłuchać pomóc lub po prostu pogadać to zapraszam.
  15. czerwona-malina, jeżeli to pytanie było kierowane do mnie - nie.. brałem leki takie jak lorafen i ranofren. to drugie tylko kilka dni, lorafen doraźnie. -- 21 lip 2013, 21:08 -- jeżeli miałby ktoś ochotę porozmawiać to byłbym bardzo wdzięczny...
  16. na początku zaznaczam, że boję się pisać jakiekolwiek posty w internetach. przeraża mnie coś co uroiło mi się w głowie. to, że w pokoju mam jakieś kamery zamontowane przez złych ludzi czy że w guziku spodni mam mikrofon bądź inne narzędzie przydatne przy inwigilowaniu winnego niewinnego istnienia jakim jestem ja. to za sprawą przeszłości, w zasadzie wszystko co mnie dręczy to przeszłość, przyszłość zaś przerasta. jak wielu z Was już pewnie zauważyło - nie potrafię żyć tu i teraz. zamartwiam się tym wszystkim co mnie nie dotyczy. sam nie wiem - czego oczekuję pisząc tego posta, może ma ktoś czarodziejską różdżkę, hm? do rzeczy(jak mówił pewien filozof, którego nazwiska nie pamiętam). chodzi o to, że nie potrafię ufać samemu sobie, mam wrażenie, że wszyscy którzy są na mojej drodze są mi przeciwni. nieważne, że nawet gdy mówię tym osobom że tak myślę - one to negują- nadal w to wierzę. ale to też co innego, patrząc na siebie z perspektywy czasu stwierdzam, że musze mieć sporo urojonych chorób psychicznych i jedną bynajmniej. chodzi mi o brak zrównoważenia emocjonalnego. potrafię zanosić się płaczem z byle powodu. przez to staje się agresywny. raczej autoagresywny, gdyż boję się każdego (mówiąc kolokwialnie jestem totalna pizdą, ale chodzi o to że nie powinienem tak o sobie myśleć) w efekcie czego uderzam głową o ścianę, niszczę rzeczy które mam pod ręką. by to określić na usta ciśnie się jedno słowo, którego nie chcę tu używać. dodam tylko że zaczyna się na "p", końcówka "ony". żeby poradzić sobie z problemem od jakiegoś czasu zacząłem sięgać po alkohol. i tak pije sobie już od kilku tygodni każdego dnia, ilość jest nieistotna, chodzi o to, że mam "słaby łeb" i po jednym piwie jestem już lekko wstawiony, co wcale nie przeszkadza w moim postępującym alkoholizmie, wręcz pomaga. świadom tego, że robię źle - robię to nadal. nie cierpię gdy ktoś mnie ignoruje, pisząc ktoś mam na myśli moją dziewczynę, od wczoraj byłą bo to co zrobiłem było chyba sygnałem do zastanowienia się nad swoim problemem. przyjechała do mnie, odebrałem ją z przystanku kompletnie pijany. przywiozła mi moje rzeczy, takie tam rozstanie. leżałem chwilę na łóżku ona siedziała nie odzywaliśmy się do siebie i nie wiem czemu ją zaatakowałem werbalnie czymś w stylu "ja też nie wiem po co tu przyjechałaś". jednakza chwilę mi się odwidziało i gdy odprawiłem ją wystękanym "cześć" rzuciłem się do drzwi by ją zatrzymać. nie było to normalne, moja była zerwała ze mną z tego powodu, ale to inna historia, wtedy wina nie leżała po obu stronach, jednym słowem tamta była inna. ale to nie o to chodzi! jeżeli ktoś mógłby mi poradzić co robić ze swoim niezrównoważeniem byłbym bardzo wdzięczny. nie mam siły dalej tak żyć. każdego dnia cierpię. cierpiąc biję się po głowie czy właśnie walę łbem o ścianę.. to nie jest normalne. pisząc to na potężnym kacu mam zamiar odstawić alkohol, z tego co dostrzegam to nie zdążyłem wczoraj wypić tego wina, które kupiłem. muszę odkupić drzwi do piwnicy bo kilkoma ciosami i kopniakami je zdewastowałem, tata(niepijący alkoholik) był zawiedziony tymfaktem. nie chce być jak mój ojciec. chociaż teraz to dobry człowiek to i tak czepia się wszystkiego. jednego, czego nota bene nie mam prawa pamiętać, mu nigdy nie zapomnę. otóż pchnął moją matkę w szpitalu na schody tak że prawie by się przewróciła na brzuch, w którym wtedy rezydowałem. proszę o pomoc..
  17. podlec

    podła hist(o/e)ria

    na początku zaznaczam, że boję się pisać jakiekolwiek posty w internetach. przeraża mnie coś co uroiło mi się w głowie. to, że w pokoju mam jakieś kamery zamontowane przez złych ludzi czy że w guziku spodni mam mikrofon bądź inne narzędzie przydatne przy inwigilowaniu winnego niewinnego istnienia jakim jestem ja. to za sprawą przeszłości, w zasadzie wszystko co mnie dręczy to przeszłość, przyszłość zaś przerasta. jak wielu z Was już pewnie zauważyło - nie potrafię żyć tu i teraz. zamartwiam się tym wszystkim co mnie nie dotyczy. sam nie wiem - czego oczekuję pisząc tego posta, może ma ktoś czarodziejską różdżkę, hm? do rzeczy(jak mówił pewien filozof, którego nazwiska nie pamiętam). chodzi o to, że nie potrafię ufać samemu sobie, mam wrażenie, że wszyscy którzy są na mojej drodze są mi przeciwni. nieważne, że nawet gdy mówię tym osobom że tak myślę - one to negują- nadal w to wierzę. ale to też co innego, patrząc na siebie z perspektywy czasu stwierdzam, że musze mieć sporo urojonych chorób psychicznych i jedną bynajmniej. chodzi mi o brak zrównoważenia emocjonalnego. potrafię zanosić się płaczem z byle powodu. przez to staje się agresywny. raczej autoagresywny, gdyż boję się każdego (mówiąc kolokwialnie jestem totalna pizdą, ale chodzi o to że nie powinienem tak o sobie myśleć) w efekcie czego uderzam głową o ścianę, niszczę rzeczy które mam pod ręką. by to określić na usta ciśnie się jedno słowo, którego nie chcę tu używać. dodam tylko że zaczyna się na "p", końcówka "ony". żeby poradzić sobie z problemem od jakiegoś czasu zacząłem sięgać po alkohol. i tak pije sobie już od kilku tygodni każdego dnia, ilość jest nieistotna, chodzi o to, że mam "słaby łeb" i po jednym piwie jestem już lekko wstawiony, co wcale nie przeszkadza w moim postępującym alkoholizmie, wręcz pomaga. świadom tego, że robię źle - robię to nadal. nie cierpię gdy ktoś mnie ignoruje, pisząc ktoś mam na myśli moją dziewczynę, od wczoraj byłą bo to co zrobiłem było chyba sygnałem do zastanowienia się nad swoim problemem. przyjechała do mnie, odebrałem ją z przystanku kompletnie pijany. przywiozła mi moje rzeczy, takie tam rozstanie. leżałem chwilę na łóżku ona siedziała nie odzywaliśmy się do siebie i nie wiem czemu ją zaatakowałem werbalnie czymś w stylu "ja też nie wiem po co tu przyjechałaś". jednakza chwilę mi się odwidziało i gdy odprawiłem ją wystękanym "cześć" rzuciłem się do drzwi by ją zatrzymać. nie było to normalne, moja była zerwała ze mną z tego powodu, ale to inna historia, wtedy wina nie leżała po obu stronach, jednym słowem tamta była inna. ale to nie o to chodzi! jeżeli ktoś mógłby mi poradzić co robić ze swoim niezrównoważeniem byłbym bardzo wdzięczny. nie mam siły dalej tak żyć. każdego dnia cierpię. cierpiąc biję się po głowie czy właśnie walę łbem o ścianę.. to nie jest normalne. pisząc to na potężnym kacu mam zamiar odstawić alkohol, z tego co dostrzegam to nie zdążyłem wczoraj wypić tego wina, które kupiłem. muszę odkupić drzwi do piwnicy bo kilkoma ciosami i kopniakami je zdewastowałem, tata(niepijący alkoholik) był zawiedziony tymfaktem. nie chce być jak mój ojciec. chociaż teraz to dobry człowiek to i tak czepia się wszystkiego. jednego, czego nota bene nie mam prawa pamiętać, mu nigdy nie zapomnę. otóż pchnął moją matkę w szpitalu na schody tak że prawie by się przewróciła na brzuch, w którym wtedy rezydowałem. proszę o pomoc..
×