Skocz do zawartości
Nerwica.com

Matylka

Użytkownik
  • Postów

    16
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Matylka

  1. ewa125 ok ok, tylko właśnie o tym piszę, że tutaj ludzie często wchodzą tylko po to (tzn. to moje subiektywne odczucie, być może się mylę), żeby się podzielić swoim żalem albo radością z czegoś, a nie patrzą na odczucia innych. Ale o tym pisał już gdzieś twilight, że nasz problem jest zawsze najważniejszy... A poza tym fajnie, że Ci dobrze :) Ja nie oczekuję, że ktokolwiek rozwiąże za mnie mój problem, bo wiem, że sama muszę podjąć decyzję i sama wiedzieć, czego chcę. Tylko tak cholernie doskwiera mi samotność, że czasem chciałabym, żeby mnie ktoś zauważył Czasem po prostu potrzebuję pogłaskania po głowie. Jak każdy z nas... Dobra, nie truję już. Już lepiej jak wejdzie na forum taka przykładowa Ewa i powie, że jej dobrze. Tak jak teraz na to patrzę, to jednak daje trochę nadziei, że u innych też będzie dobrze.
  2. W ogóle nie pasuje. Z mojego postu jasno wynika, że jestem szczęśliwa na tyłku w domu, a nie zmuszana do czegoś, czego nie chcę. I nie chodzi o poddawanie się lękowi, bo nie czuję, że się poddam. Po prostu nie mam ochoty. O, sama sobie odpowiedziałam
  3. Zauważyłam, że na tym forum właściwie nie odpowiada się na pytania, tylko klepie się swoje :|
  4. Hej, właśnie stoję przed problemem wyjazdu. Zostaliśmy z mężem zaproszeni na ślub jego kolegi do Gdańska. 350 km jazdy samochodem. Wiem, że będę się męczyć jak za każdym razem, kiedy jedziemy gdzieś dalej. Najgorsze, że ty krótki wyjazd, tylko weekend, przyjeżdżamy, ślub, wesele, alkohol, powrót. W mojej psychice to funkcjonuje tylko jak podróż samochodem. Próbuję tłumaczyć mężowi, że nie chcę jechać, że potrzebuję teraz spokoju, że chcę pójść tego dnia na kolejny etap kwalifikujący mnie do terapii. Tłumaczę, że nie chcę się męczyć, spinać, liczyć oddechów i tych innych durnych odruchów nerwicowych, zresztą wiecie o czym mówię, też boicie się podróży. I jak grochem o ścianę. I niestety jest tak, że po prostu chciałabym, żebyśmy zostali w Warszawie. On chce jechać sam, skoro ja nie chcę (dla niego to jest nie chcę, nie że się boję, tylko po prostu nie chcę). A ja boję się zostać sama z dzieckiem na 3 dni. Mówi mi, że przecież mogę sobie być ze swoimi rodzicami... Czuję się okropnie. Nierozumiana i bagatelizowana. Mąż mówi, że jest moim więźniem. Kiedy to słyszę, wszystko mi się w środku wywraca. Najbliższa osoba, a mówi mi, że jest moim więźniem, że chcę go we wszystkim ograniczać. Dobija mnie to. Właśnie teraz kiedy tak strasznie pragnę spokoju i stagnacji. Czuję, że nie mam wyboru, że jestem postawiona przed faktem dokonanym: jedziesz, a jak nie jedziesz, to radź sobie z dzieckiem sama, bo ja wyjeżdżam, czy ci się to podoba czy nie. To znaczy, że powinnam się po raz kolejny męczyć i zacisnąć zęby i pojechać? Nie mam prawa do oczekiwania jego zrozumienia i zrobienia czegoś, żebym czuła się lepiej, kochana i rozumiana? Wczoraj byłam silna i mogłam Wam pisać, że nie jest tak źle, że damy radę, a dziś sama jestem dobita. Cholerna głupia podróż, a mnie dobija
  5. Kasa aczkolwiek aspekt ważny, tak praca sama sobie wybiera człowieka Ja tam już po swoim szaleńczym biegu nocno-tłumaczeniowo wolę się zatrzymać i pomyśleć nad życiem. Zmiana warunków ponoć dobrze robi dla psychiki. Ja się właśnie wzbraniam czym mogę i co mi wystaje przed wyjazdem do Gdańska na weekend :) A mam wyjątkowo wielu znajomych w UK i tych back from UK i każdy reaguje inaczej (hmm, człowieki czy co :) ), co prawda żadna z tych osób nie cierpiała na nerwicę, ale niejedna nabawiła się w trakcie, bo zapomniała przystanąć na chwilkę i zastanowić się, czego tak naprawdę chce. A ja jestem taka wesolutka właśnie w związku z tą terapią, a poza tym nie dam się, żeby nie wiem co
  6. Być może nie do końca wyjaśniłam o co mi chodzi panie Modzie :) Owszem, zrozumienie, wyleczenie - jak najbardziej i do tego dążę. Ale jak czytam posty tutaj, to tylu ludzi tak strasznie nie wierzy w siebie, że aż strach. A ja tak trochę już z pazurem podchodzę. Nie dam się. Idę na terapię 3-miesięczną, pięć dni w tygodniu po 5 godzin dziennie. Trochę mnie to przeraża, ale przecież chcę sobie pomóc. Źle to nazwałam. To nie wyparcie. Raczej walka. Nie upakowane problemy jak to nazwałeś, bo to mam teraz. Zresztą uważam, że składa się to z samych istotnych głupot :) Głupoty, a istotne. Ale ponoć diabeł tkwi w szczegółach :) PS. A gdzie pan na ten rower popyla? :)
  7. Akurat. Wiesz, że nie ładne, co ładne, tylko co się komu podoba. Ja na przykład uwielbiam krzywe nosy i mam męża z super krzywym nosem i nadal ten nos mi się strasznie podoba. Nie możesz być takim pesymistą, błagam. Generalnie nie ma czegoś takiego jak 'zły wygląd'. To ty się tak postrzegasz I absolutnie nie możesz!! Popatrz na ludzi, pary naokoło siebie, porównaj sobie sylwetki, poszczególne części ciała. I teraz powiedz mi czy naprawdę uważasz, że jesteś okropny? A może masz piękne głębokie oczy, może ponętne usta, może kształtne łydki, może bujne włosy. Przecież ludzie naokoło nie są ideałami, żadne odsysane modelki ani wysterydowani kolesie. Normalni ludzie, poza tym czym jest "normalność". I Twój podpis, ech. Nie trzeba być kimś by coś mieć. Trzeba wierzyć w siebie. Każdy z nas jest unikatem :) Wierzysz? :>
  8. Twilight no właśnie czemu? :) potrzebny jest dystans. Przede wszystkim do siebie samego. A czas często jest zły. U mnie ostatnio coraz częściej. Ale nie poddaję się. A może często nawet nie wiemy, że to nam tylko zależy, może też ktoś się tak boryka i boryka :)
  9. A może trzeba rozróżnić kim są ci ludzie. Ja często zastanawiałam się nad tym, przebywając w jakimś towarzystwie. Czasem tylko jako obserwatorka. Więc tak: wszystko jest ciekawe. Można tylko zanudzić, jeśli nawija się zbyt wiele. Może metoda prób i błędów pomoże: poopowiadać o czymś, krótko, dwa, trzy zdania i poobserwować jaka jest reakcja innych. Jeśli zaskoczy, ciągnąć, jeśli nie, po prostu sobie odpuścić. Nawet jeśli temat jest arcyciekawy, to zanudzi półgłówków. To tak jakby w PiSie opowiadać o PO (chociaż pewnie byłoby gorąco ). Doszłam do tego, że czasem nasi rozmówcy nie nadają na naszych falach i lepiej ważne dla nas tematy zostawić dla ludzi naprawdę wartych naszego gadania. Janie Nowaku piszesz, że jesteś taki strasznie zwykły. To piękne. Wolałabyś być człowiekiem pająkiem czy Hulkiem? Zapewne całe szczęście Ci to nie grozi, więc jeśli jesteś pasjonatem informatyki albo znasz świetnie 2 języki albo cokolwiek innego, już jesteś niezwykły. Spójrz chociażby na swoje linie papilarne. Na całym świecie nikt inny nie ma takich samych. Już w tym jesteś niezwykły. Wiesz, mam dopiero 26 lat, a niezręczna cisza zapadała bardzo często. Najpierw obwiniałam siebie. A potem zaczęłam obserwować i zobaczyłam, że lubię określony typ ludzi i to tak naprawdę JA wybieram z kim chce rozmawiać i wiem, że tematów do rozmowy nie zabraknie. Uwierz w siebie, będzie dobrze :)
  10. Matylka

    Nerwica a używki

    Jak dla mnie raczej nerwica. Co prawda nie jestem specjalistą, ale już nieco ocieram się o te tematy. Depresja to raczej płacz, wstajesz rano i masz gdzieś czy wyjdziesz z domu w piżamie czy w super eleganckim kostiumie i generalnie czy w ogóle wyjdziesz, bo może jest na tyle beznadziejnie, że olejesz pracę i zostaniesz w domu. Może jesteś mało odporna na stres. Mod dobrze napisał, idź do specjalisty. To może być również połączone, tzn. nerwica z depresją. Niezbędny specjalista albo bardzo silna wola i sama sobie poradzisz, czego Ci bardzo życzę :)
  11. Gwiazdunia - jesteś na pewno mądrą dziewczyną, więc wiesz jak może dojść do zapłodnienia. Twój chłopak jakoś musi wprowadzić Ci nasienie do pochwy. Innego wyjścia nie ma. Jeśli się tylko pieścicie, to nie ma bata, wiatropylna nie jesteś :) Poza tym, współżycie to przyjemna sprawa i możecie się w odpowiedni sposób zabezpieczyć i Twój strach przed tym, co mówi mama (jakież to dziwne, że to co mówi mama jest najbardziej przerażające) okaże się całkowicie nieuzasadniony. Jeśli możesz używać pigułek, to stosuj je, pójdź do ginekologa i szczerze porozmawiaj, nie ma się czego wstydzić, to część życia :) Poza tym chłopak przy okazji może się zabezpieczać prezerwatywą, dla Twojego komfortu psychicznego. Nie daj w sobie wyrobić lęku przed seksem, bo pozbawisz się pięknej części życia :) Wierzę w Ciebie i mocno ściskam!! Accountant - zaszłam w ciążę nie będąc nerwicowcem jakby już, a po urodzeniu dziecka zaczęło się. Postanowiłam, że nie będę katować się lekami (po roku) i teraz wybieram psychoterapię. To naprawdę zależy od tego jak kobieta pojmuje macierzyństwo. Mnie dołuje siedzenie z dzieckiem non stop. A siedzę z moim synkiem od roku i 9 miesięcy. Kocham go szalenie, ale ciągłe siedzenie w 4 ścianach dobija. Często przyjeżdża moja mama i mi pomaga, bo ja łapię dołki. Twojego męża dziecko mogłoby albo bardzo hmm, brakuje mi słowa, może uszczęśliwić, ale tak samo przerazić. Można nie odnaleźć się w roli mamy czy taty. Np. mój mąż to urodzony mamo-tata, a jakie takie cuś :) Se mua, czyli nerwicowiec wówczas bez nerwicy bardzo mocno chciałam dziecka i było to dla mnie błogosławieństwem chociaż brzuch często mnie wkurzał. Potem wzięłam na siebie zbyt wiele, bo po dwóch miesiącach od urodzenia wróciłam do pracy (jestem tłumaczem, więc pracuję w domu, a dziecię obok), pracowałam strasznie dużo i raczej tłumaczyłam w nocy, bo w dzień zajmowały mnie różne dziecięce sprawy. Wykończyłam sobie system nerwowy. Wsparcie w mężu naprawdę się przydaje. Chociażby wtedy kiedy padasz na pysk i on jest po prostu silniejszy fizycznie i pomajta, pobuja, połaskocze. Trywialne. Ale tak to jest z dzieciakami :)
  12. slitzikin - Ty taki pozytywny facet jesteś :) Może dlatego że gdańszczanin, mój mąż też stamtąd i bardzo pozytywny również :) I to co teraz napisałeś, to chyba właściwie najważniejsze w tych naszych nerwicach: i tak nam się nic nie stanie :) A Ty Natik zobaczysz, że w nowej pracy odżyjesz. Zajmą Cię obowiązki. A jak poczujesz spełnienie, to jesteśmy w domu! A jakby co też jestem z Warszawy, zawsze wspomogę :)
  13. Nowa ja, Matylka. Strasznie nie lubię pisać "a ja też to mam", ale miewam, miałam, może mam. Faktem jest, że czasem faktycznie sen jest dla mnie jak kara. Dlaczego mam niby kłaść się spać i męczyć się z zaśnięciem jak mogę tak sobie po prostu nie spać. Ale :) Patrzę na męża jak spokojnie śpi, idę do synka, też spokojnie śpi. Czyli wszystko jest ok. Po poprzednich napadach bezsensownej paniki zaczęłam stosować metodę pobierania pozytywnej energii i spokoju od innych. Jeśli świat naokoło zdaję się normalny, to próbuję się nie nakręcać i wziąć przykład ze spokoju innych. Mi to pomaga. Może Tobie również pomoże, czego bardzo życzę :)
  14. Ok, powiesz coś śmiesznego. Ale co z tego? :) Problem tkwi w głowie, więc trzeba porozmawiać z głową. Ja być może brzmię idiotycznie, ale ta idiotyczna metoda działa, tylko trzeba bardzo mocno w nią uwierzyć. Przecież zawsze możesz sam swoje słowa obrócić w żart. Jesteś osobą nieśmiałą? Kontakty z obcymi ludźmi przynoszą Ci trudność?
  15. Witam Was serdecznie, jestem tu nowa, trochę poczytałam Wasze posty i tak się zastanowiłam, czy nigdy nie myśleliście o wyparciu nerwicy? Trzymanie się jej kurczowo przynosi efekt ciągłego trwania w jednym stadium. Ja przechodziłam przez to jak miałam 18 lat. Wyleczyłam się. Tak sądziłam. Rok temu powróciło. Dodam, że mam teraz 26 lat, męża i prawie 2-letniego synka. I rok pieprzę się z takimi syfami jak strach przed wyjściem, podróżami, niechęcią do utrzymywania kontaktów z innymi ludźmi mimo że brakuje mi tych ludzi jak powietrza. Oczywiście katuję się lekarstwem, ale jak dla mnie przestaje działać. Teraz idę na terapię grupową. Psycholog powiedziała, że po takim intensywnym kursie powinno wszystko przejść, bo moje lęki wiążą się z tym, że nie odnalazłam się w roli żony i matki. I do tej pory poddawałam się tym swoim dusznościom, przeróżnym lękom, a teraz najchętniej zmaterializowałabym ten swój lęk i kopnęła go prosto na Księżyc albo jeszcze dalej. Przecież to wszystko jest w naszych głowach. Teraz mąż mnie namówił, żebym tu zajrzała. Przestraszyłam się. Bo dołączenie dla mnie, to trochę jakby pogodzenie się, że to zawsze będzie. A ja to właśnie wypieram. Dłużej żyję bez nerwicy niż z nią, czyli potrafiłam. Przyszła nie wiadomo skąd, więc musi sobie pójść. Prawda? Marzę o tym, by jej nie było. Może ten post jest dziwny, ale nigdy nie pisałam o swojej przypadłości, więc nie wiem jak odbierają taką odpowiedź inni, którzy borykają się z tym samym problemem.
×