Skocz do zawartości
Nerwica.com

Agnieszka00

Użytkownik
  • Postów

    43
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Agnieszka00

  1. Agnieszka00

    [Sosnowiec]

    Mogę dodać na temat rzeczonej przychodni, że mają tam absurdalne, tylko wczesne godziny pracy - od 8:00 do (chyba) 13:00. Także jeśli jeszcze ktoś sobie "radzi" na tyle, by wychodzić/czołgać się do szkoły/pracy, to pomoc widocznie nie przysługuje.
  2. Agnieszka00

    Leki a Antykoncepcja

    Cześć. Sama nie wiem, czego oczekuję po tej wiadomości, ale może coś poradzicie? Od prawie 8 lat stosuję tabletki antykoncepcyjne na poważne zaburzenia hormonalne (mniejsza o nie). Ich stosowanie ładnie współgrało z moją tokofobią, a także - paradoksalnie - nieco stabilizowało moje problemy z głową i "jakoś to było". Niestety, teraz mam wskazania do odstawienia hormonów. Jednocześnie zdecydowałam się na długo odkładaną wizytę u psychiatry, również ze strachu przed odstawieniem hormonów - jeśli to jeszcze bardziej pogorszy mi nastrój i pogłębi lęki, to... Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być jeszcze gorzej. Dostałam escitalopram. Niemal marzę już, żeby zacząć go stosować, bo jest naprawdę źle, ale odkładam ten moment. Boję się nasilenia objawów, ale też sądzę, że to będzie absolutny koniec seksu w moim życiu. Nie wyobrażałam sobie nigdy zaufania samym prezerwatywom. Nie chcę mieć dzieci. Do tego escitalopram może uszkadzać płód, a ja po odstawieniu hormonów nie będę miesiączkować i nie będę miała nawet wyobrażenia o tym, jak przebiega cykl (na myśl o profilaktycznym, regularnym wykonywaniu testów jestem bliska paniki). Chyba brzmi beznadziejnie.
  3. Agnieszka00

    [Sosnowiec]

    Na wizytę u psychologa? Czy już na terapię? Bo jeśli już na terapię, to jest to "doskonały" wynik w naszych warunkach... Mnie lekarz przestrzegł, że można oczekiwać "latami", także odechciało mi się nawet dzwonić. Chyba guzik warta jest ta strona - wynika z niej, że wszędzie w Sosnowcu idziesz do lekarza bez kolejki.
  4. Agnieszka00

    [Sosnowiec]

    Witam. Wątek zdaje się być nieco wymarły, ale może ktoś jeszcze zajrzy. Jestem z Sosnowca i po latach udręk zdecydowałam się sięgnąć po pomoc. Jestem po wizycie u psychiatry (mogę polecić, sama trafiłam z polecenia, piszcie jak coś). Dostałam lek, skierowanie na diagnostykę MMPI-2 (wiem, gdzie wykonam) i na psychoterapię: prawdopodobnie najpierw 3-miesięczną grupową, a potem indywidualną. Lekarz wstępnie mówił o zaburzeniach adaptacyjnych i osobowości z pogranicza, ale testy mają być rozstrzygające. Chodzi o to, że na wizyty u lekarza i badania mogę okazjonalnie popołudniami dojeżdżać (godzina drogi), psychoterapia grupowa podobno bardzo dobra jest w Sosnowcu w Feniksie przy ul. Sobieskiego, ale regularnej psychoterapii indywidualnej szukałabym na miejscu, bo szacunkowo może to trwać 3-5 lat. Najbardziej ciekawa jestem czyichś rekomendacji lub przestróg nt. poradni przy ul. Hallera, ale będę wdzięczna za wszelkie uwagi. Trzymajcie się.
  5. Przypomnę się: mój chłopak leczy się na F42, przy czym psychiatra nr 1 podejrzewa też na siłę schizofrenię paranoidalną i wysyła go na obserwację do szpitala, a lekarz nr 2 wyśmiał pomysł ze schizofrenią, wykluczył istnienie objawów wytwórczych i mówi o zespole schizoobsesyjnym. Dzisiaj lekarka nr 1 wypisała skierowanie na oddział w celu obserwacji z powodu podejrzenia F20, odstawiła trazodon, zmniejszyła dawkę paroksetyny i zwiększyła dawkę risperidonu do 2 mg. Paroksetyna i risperidon nie działają w ogóle, a trazodon pomagał na spanie - nie rozumiem więc skąd te decyzje, zwłaszcza co do risperidonu. Ogólnie jest najarana tą schizofrenią (która jest moim zdaniem absurdalna), więc sądzę, że najprędzej stąd. Poza tym traktuje pacjenta jak idiotę (nie odpowiada na pytania, nic nie tłumaczy). Drugi lekarz rozmawiał godzinę z chłopakiem, potem ze mną, a na koniec z nami razem, wszystko wyjaśnił itd. Jeśli o mnie chodzi, to ja bym do lekarki nr 1 nie wróciła i nie poszła na obserwację z informacją o podejrzeniu F20 na oddział, bo bym się bała, że jak mi podadzą haloperidol, to się obudzę dopiero w domu (może). Nie doradzę mu jednak w taki sposób, bo uzna, że chcę, żeby cierpiał i zamykam mu drzwi do możliwości uzyskania pomocy. Najpierw sam zresztą kategorycznie odmówił szpitala, a teraz się wręcz cieszy, że ma tam iść (myślę, że to wynik manipulacyjnej argumentacji lekarki nr 1). Poniżej wkleję to, co napisałam o jego objawach. Co byście zrobili?
  6. CórkaNocy, dziękuję za radę. A czy z Coaxilem też jest tak jak z niektórymi innymi lekami tego typu, że na początku może nasilać myśli samobójcze?
  7. Lekarz rodzinny zaproponował mi tianeptynę na, jak sądzi, depresję reaktywną, ale podkreślił, że nie jest specjalistą i wolałby, żebym poszła do psychiatry. A do psychiatry, jak wiadomo, się czeka - u mnie ok. 2 miesięcy. Z tym, że ja chciałabym zniknąć wraz z całym cierpieniem na wczoraj. No i nie wiem. Brać? Czekać? Generalnie, czy lek (ten) ma prawo pomóc? Strata najbliższej, jedynej bliskiej osoby nie jest przecież jednostką chorobową...
  8. Haniu, dopiero zaczął z niej schodzić, ale w ogóle nie odczuł działania paroksetyny (ani pozytywnego, ani negatywnego) - czy to zwiększając dawkę, czy to biorąc jakiś czas 60 mg i teraz też nic się nie dzieje.
  9. Josie, rzeczywiście dziwnie, że od razu kazał Ci wskoczyć na 75 mg. Mój chłopak zaczynał od 50, po dwóch tygodniach wszedł na 100 i tak już pozostało. Trazodon (zażywany 2 godziny przed planowanym snem) zaczął działać regulująco na sen i koszmary właściwie od ręki i, jak dotąd, w jego leczeniu psychiatrycznym to jedyny lek, który okazał się skuteczny.
  10. U nas 60 mg nie dało kompletnie nic na NN, ale też - na szczęście - nie dało żadnych skutków ubocznych. Positive88, mój chłopak teraz bierze zestaw taki, jak widzisz w podpisie, czyli z tego, co Cię interesuje paroksetynę z risperidonem (neuroleptyk). Jedyne, co zauważyłam, to że po wzięciu risperidonu i trazodonu zasypia w 5 minut, a w nocy bełkocze takie historie, że głowa mała. Relacji z paroksetyną nie widzę, bo paroksetyna jakby w ogóle nie robiła na nim wrażenia.
  11. Ahma, chłopak widzi coś, czego nie ma/słyszy coś, czego nie ma/czuje zapachy, których nie ma lub dotyk, który nie ma miejsca, będąc świadomym, że to jest nieprawdziwe. Nazywaliśmy to omamami, ale lekarz nas poprawił, że w jego przypadku to są iluzje. Przykładowo, czekając na połączenie telefoniczne "słyszy" podczas sygnału rozmowy wielu osób. Parę razy "odbył" ze mną rozmowę telefoniczną, której nie było (bo ja wtedy spałam, kąpałam się). Zdarzyło się, że "widział" jak siedzi obok siebie. Często "czuje", że ktoś nad nim stoi, dyszy w kark. Takie sytuacje bardzo często zdarzają się przed snem i po przebudzeniu się - takie doświadczenia są fizjologiczne, ale pojawiają się też bez związku ze snem i to te świadczą jakoby o zespole schizoobsesyjnym. Według lekarza nie ma właściwie mowy o schizofrenii, kiedy omamy/iluzje dotyczą wszystkich zmysłów i ma się do nich krytyczny stosunek. Jeśli chodzi o paciorkowce, to podobno uporczywe anginy w dzieciństwie mogą prowadzić do organicznych uszkodzeń mózgu. Potrzebna jest diagnostyka obrazowa z akcentem na MR. Martwię się niezliczonymi infekcjami, przed którymi przestrzega ulotka. Przejrzałam z grubsza temat i nie widziałam jakichś alarmujących postów na ten temat. Chyba, że coś przegapiłam?
  12. Ahma, dzięki za odzew. Poszliśmy na konsultację do innego psychiatry, no i to była zupełnie inna historia - lekarz najpierw rozmawiał 50 minut z chłopakiem, potem 15 minut ze mną, a na koniec 15 minut z nami razem. Uważa, że propozycja leczenia risperidonem i obserwacji w szpitalu jest bardzo dobra i podtrzymałby to (razem z małą dawką paroksetyny, tj. 20 mg, do której będzie schodził z 60 mg), ale wszystko wyjaśnił, mówił co podejrzewa i czemu (ta pierwsza lekarka traktuje pacjenta trochę z góry i tego nie robi). Podkreślił, że po jednej wizycie nie da się postawić diagnozy, ale ZOK jest ewidentny, a do tego podejrzewałby zespół schizoobsesyjny, mogący być naturalną konsekwencją nieleczonego i postępującego ZOK. W dalszej diagnostyce brałby pod uwagę też borderline i zaburzenia dysocjacyjne. Mówił, że wszystkie problemy mogą wynikać z zespołu PANDAS (Pediatric Autoimmune Neuropsychiatric Disorders Associated with Streptococcal infections) - miał wycinane migdały z powodu notorycznych i opornych infekcji paciorkowcowych). Powiedział, że podejrzewanie schizofrenii paranoidalnej na bazie tych objawów byłoby "nieodpowiedzialne". No, to pierwsza, uroczysta dawka risperidonu została przyjęta, ale ulotki do przeczytania mu nie dałam, zostawiłam te emocje tylko dla siebie.
  13. Marcin, nie zadecyduję przecież za niego ani o (nie)braniu risperidonu, ani o szpitalu. Boję się tylko, nie chcę, żeby zrobił coś głupiego, jeśli ta lekarka się myli. Szczerze, już bym się mniej bała, gdyby poszedł do szpitala na obserwację, ale może z tym lekiem się wstrzymał? A najlepiej, jakby się skonsultował jeszcze z jakimś psychiatrą po prostu. Ahma, nie wiem czy pytasz o objawy? Jeśli tak, to spod znaku NN np.: standardowo sprawdza kurki, krany, drzwi dziesiątki razy, a i tak chodzi struty, że dom spłonie, ktoś nas pozabija w nocy; wyrywa sobie skórę na dłoniach aż do poważnych ran ("nie wiem kiedy to zrobiłem"); bez przerwy (nawet podczas snu) buja nogą/nogami ("nie da się przestać"); czesze włosy setki razy dziennie; pije kompulsyjnie nawet 9 l dziennie i, czasem, pożera bezmyślnie tony słodyczy; notorycznie kopiuje jakieś fragmenty tekstu/litery przy komputerze; sporządza bardzo dokładne listy co ma danego dnia zrobić/ze sobą gdzieś zabrać (po czym i tak nic z tego nie wychodzi). Po części konsekwencją zabieranego przez te bezsensowne czynności czasu, a po części czegoś innego (nie wiem czego, ale czegoś w nim, nie braku czasu), jest niezdążanie z niczym, patologiczne spóźnianie się, odwlekanie wszystkiego w czasie - wie, że ma coś do zrobienia, ale siedzi i płacze, że nie może tego zrobić ("nie jestem w stanie", "nie mogę zebrać myśli", "nigdy mi się nic nie uda"). Mówi też o "gonitwie myśli", "chaosie w głowie", "braku koncentracji".
  14. Witam, Mój chłopak od lipca leczy się u psychiatry. Wstępna diagnoza brzmiała nerwica natręctw i była leczona paroksetyną, w coraz większej dawce, aż do 60 mg. Taką dawkę zażywał ok. 2 miesiące i nie dało to kompletnie nic (na szczęście skutków ubocznych też nie było). Do tego 100 mg trazodonu na bezsenność - to akurat działa bardzo dobrze. Lekarka proponowała od razu 10-dniową obserwację na oddziale zamkniętym, ale jakoś odpuściła. W obliczu nieskuteczności leczenia i utrzymywania się stanu kompletnej dezorganizacji życia psychiatra skupiła się na innej grupie objawów i zwróciła uwagę na wystąpienie schizofrenii paranoidalnej w rodzinie (prababcia) i zapisała Ryspolit. Powiedziała, że w tej sytuacji nie ma mowy o żadnym poważnym leczeniu bez tej 10-dniowej obserwacji i, że podejrzewa właśnie schizofrenię paranoidalną. Jestem bardzo zmartwiona, chciałabym, żeby skonsultował się z innym lekarzem zanim sięgnie po leki przeciwpsychotyczne i położy się do szpitala, ale on jest zaczarowany "dr nauk med. lekarz psychiatra" przed nazwiskiem i koniec, we wszystko uwierzy bez słowa i wszystko weźmie. Nie wykluczam, że mam teraz jakiś zespół wyparcia, nie znam się na psychiatrii, ale zmiana diagnozy z ZOK na schizofrenię z wizyty na wizytę wydaje mi się niepoważna. A co do objawów rzekomej schizofrenii, to są to omamy typu słyszenie rozmów wielu osób w oczekiwaniu na połączenie telefoniczne, tj. w trakcie słyszenia sygnału. To jest jeden z nielicznych przykładów omamów w stanie pełnej świadomości, bo większość ma przed/po śnie, co psychiatra uznała za naturalne, niezwiązane z chorobą psychiczną podczas pierwszej wizyty. Objawy NN są mocno nasilone, do tego ekstremalna postać prokrastynacji. Co byście zrobili? Naprawdę proszę o radę. Miałam w życiu dwie bliskie osoby - jedna właśnie mi zmarła, a drugą jest mój chłopak, zaraz sama zostanę pacjentką psychiatry, nie daję rady...
  15. Ona też tak uważa. Kobieta jest dr n.med., poświęca pacjentowi mnóstwo czasu, jest skrupulatna, ma bardzo dobre opinie, nie mamy powodu, by jej na razie nie ufać. Zdziwiło mnie po pierwszej wizycie, że wpisała F 42, bo też nijak mi się to miało do tych objawów niemocy. Owszem, wraca się 10x, żeby sprawdzić czy drzwi są zamknięte, czesze włosy godzinami, ale ani nie towarzyszą temu myśli, że "jeśli tego zrobi, to wydarzy się coś złego", ani nie są to zachowania tak rujnujące życie, jak niemożność wykonywania obowiązków. Nie powtórzę teraz dokładnie jego relacji zaraz po wyjściu z gabinetu, jak ona tłumaczyła, że to jest NN, ale brzmiało rzeczywiście sensownie. Na anhedonię nigdy się nie skarżył i ja też jej nie zauważyłam. Generalnie ma normalny nastrój (na pewno cechuje go większa radość życia ode mnie), a spadki z serii "Jestem nieudacznikiem i do niczego się nie nadaję" pojawiają się w sytuacji konieczności oddania pracy/egzaminu/zbliżającego się terminu złożenia projektu itd. Im bardziej mu na czymś zależy, tym gorzej mu idzie albo w ogóle zrobienie tego, albo zdążenie z tym. Też się boimy tych 60 mg, powiedział jej o tym, że czytał nieciekawe rzeczy o tej dawce, a lekarka odpowiedziała, że zapewne większość osób na dawce 60 mg nie powinna jej brać, bo w przypadku każdego innego zaburzenia poza NN, jest dla nich szkodliwa.
  16. Wczoraj mój chłopak był na drugiej wizycie u psychiatry. Pani wyjaśniła mu, że całe to patologiczne zwlekanie się, spóźnianie, niemoc zrobienia czegokolwiek, to też są objawy nerwicy natręctw, w związku z czym podtrzymuje diagnozę F42 i zwiększa dawkę paroksetyny. Do tej pory brał 20 mg (zaczynając od 10), przez najbliższe 2 tygodnie ma brać rano 40 mg, a potem rano 40 mg i 20 mg po południu. To jest dawka na NN, powiedziała, że sporo badań wskazuje na wysoką skuteczność paroksetyny w dawce 60 mg w leczeniu tegoż F. Za 1,5 miesiąca ma być wiadomo czy paroksetyna to lek dla niego. Nie była też zdziwiona, że jeszcze nie ma żadnych efektów - ani dobrych, ani złych. 20 mg to za mało na NN, a depresji i lęków nie ma więc nie było też skutków ubocznych. do tego pozostaje Trittico 100 mg - podkreśliła, że bardzo ważne jest w przypadku tego leku zażywanie go co dzień o tej samej porze.
  17. U mojego faceta (jest dorosły) sprawa wygląda dokładnie tak samo. Jego rodzina nie wie, że się leczy, bo by mu zabronili - jasno się kiedyś wyrazili na ten temat ("sam musi się ogarnąć"). Ulotki i opakowania leków są u mnie. W domu przechowuje leki w najmniejszej kieszonce plecaka, w odartych z naklejek opakowaniach po Parogenie, z napisanymi małą czcionką odręcznie nazwami. Lekarz proponował obserwację na oddziale, ale nie ma na to szans z powodu powyższego. To jest raz, że zaściankowość i brak wiedzy, a dwa - wypieranie ze świadomości, że bliski ma problemy natury psychicznej. Aniu, moim zdaniem powinnaś iść do psychiatry i brać leki, skoro ci pomagają, rodzina nie musi wiedzieć (jakkolwiek to przykre i brak wsparcia nie pomaga). Trzymaj się.
  18. Dziś trochę dobrego i trochę złego - włączyła się jakaś motywacja i ruszył nieco do przodu z pracą (bardzo duży +); pojawiło się libido i lepszy nastrój z tym związany (+), za to nie dało się doprowadzić zbliżenia do końca (-), co wprowadziło Go w lekką konsternację (-), ale bez paniki (może to kwestia tego, że rzecz miała miejsce 3-4 h po zażyciu Trittico i był senny, ja jednak myślę, że to Parogen); z mojego punktu widzenia koszmarnie nasiliły się niektóre objawy NN (czesze się co kilka minut, nawet o tym nie wiedząc). Zastanawiam się, czy nie fiksuję, upatrując w każdym zachowaniu działania leków - może to sama choroba, może to leki, a może zbieg okoliczności.
  19. Dżejm, muszę ogarnąć te różne działania leków, bo widzę, że w tej dziedzinie pacjent musi być bardziej świadomy niż w jakiejkolwiek innej. "Leń" to jednak kojarzy mi się z osobą, która czerpie jakąś przyjemność z nicnierobienia, a on cierpi. Wizytę mamy 19 sierpnia. Boję się, że jak usłyszy, że poza snem nic nie udało się poprawić, to będzie bardziej naciskać na 10-dniowy pobyt na oddziale. Nie chce mi się nawet dotrzeć do sedna tego toku myślenia, ale nikt z jego rodziny nie może się dowiedzieć, że leczy się u psychiatry (są uosobieniem wszystkiego, co zostało napisane w temacie o mitach nt. depresji), także to jest dodatkowy stres, bo trzeba się ukrywać. A nie da się ukryć pobytu w szpitalu. Mam nadzieję, że w miejsce mało empatycznej dziewczyny znowu wskoczyło hobby? To tylko moja doświadczenie, jestem daleka od uogólnień, ale mogę tylko bez zdumienia westchnąć nad takim rodzajem zachowania - nigdy nie dogadywałam się z żadną kobietą; te, które spotykam, zawsze okazują się w końcu większymi egoistkami i konformistkami niż faceci. Nie ukrywam, że na początku też myślałam, że mój chłopak jest po prostu nieogarnięty, długo nie dopuszczałam myśli o chorobie, ale to już kwestia czy chce się dostrzec to, co naprawdę się dzieje.
  20. Edytko, właśnie "zespół natręctw" jest napisany w rozpoznaniu wstępnym. Natręctwa też ma (sprawdzanie drzwi i kurków 150x, robienie sobie okropnych ran na dłoniach, kopiowanie bez sensu niektórych liter, gdy robi coś przy komputerze, sporządzanie list z rzeczami do zrobienia na dany dzień - nigdy nie udaje się jej zrealizować itd.), ale takie zachowanie z niemożnością zrobienia czegokolwiek - to nie wiem do jakiej choroby to pasuje. Ja z nim nie byłam w gabinecie podczas pierwszej wizyty. Czy z wami kiedykolwiek ktoś wszedł? Poproszę go, żeby zaproponował lekarce, że opowiem ze swojej strony. W karcie były co najmniej 4 informacje, że ja mu coś proponowałam więc może uzna to za sensowne. Jeśli chodzi o dawkowanie, przez pierwszy tydzień brał 10 mg, a od drugiego tygodnia bierze 20 mg paroksetyny. Lekarka mówiła, że jeśli te leki pomogą, będzie zwiększać dawkę. Chyba w każdym leku waga pacjenta ma jakieś znaczenie, nie? On waży ponad 100 kg więc może 20 mg to po prostu za mało (o, tu też to działa: chce wrócić na siłownię, zrzucić co nieco, ale "nie jest w stanie"). Nie odczuliśmy absolutnie żadnej zmiany, żadnego działania Parogenu, w tym żadnych skutków ubocznych. Dżejm, masz 21 lat?! Wyobrażałam sobie, czytając Twoje posty, że minimum 30 (ciekawe czemu). Przykro mi, że spotkało Cię coś takiego... Wiem, że to się tak łatwo mówi, ale skoro komuś zależy tylko na miłym spędzaniu razem czasu, a nie na osobie, to na pewno dobrze zrobiłeś, nie brnąc w to. Jestem daleka od wieszania na kimkolwiek psów, ale jeśli z pierwszym poważnym problemem (stereotypem!) sobie nie poradziła, to jaką by to miało przyszłość? Ja to ciągle przeżywam z ludźmi, którzy deklarują się jako przyjaciele. Nie wierzę już w to. Trzymaj się, chłopie.
  21. Była dopiero jedna wizyta u psychiatry. Niestety, zbyt długo nie dawał się tam zaciągnąć nawet wołami. Pani zrobiła bardzo dobre wrażenie: wizyta trwała godzinę (na NFZ!), była bardzo dociekliwa, nalegała na 10-dniową obserwację w szpitalu (na razie to niewykonalne, szkoda, może by coś rozjaśniła). Dlatego nie myślimy teraz o zmianie lekarza. Nie wiem jak jest z towarzyszeniem pacjentowi w gabinecie psychiatrycznym? Z chorą babcią wchodzę do każdego lekarza na jej życzenie, ale psychiatra to co innego, pewnie go interesują odczucia chorego tylko...? Dla mojej przyjemności diagnoza może być jakakolwiek, byle trafiona i dobrze leczona, bo oboje się wykańczamy i pogrążamy w koszmarnej matni. Depresja mi nie pasuje (ale mogę myśleć stereotypowo), bo nie ma stałego spadku nastroju, stałego poczucia bezsensu, nie chciałby skończyć ze sobą itd. On się gubi w swoich myślach, w czasie, nie panuje nad chaosem w głowie, kompletnie nie umie się dostosować do niczego i nikogo. Dzięki, Edytko.
  22. Edytko, nie pytam o siebie, to nie jest ważne, wstyd mi, że zdarza mi się przy nim w takim stanie się rozpłakać. Jesteśmy razem 10 lat i tyle samo trwają jego problemy. Kochamy się i żadna choroba tego nie zmieni. Jednak w odpowiedzi na Twoją uwagę: absolutnie nie chcę tak żyć, bo chcę, żeby on poczuł się lepiej, jakoś funkcjonował. Nie wiem nawet z czym takie objawy mogą być związane. Mam skserowaną jego kartę od lekarza, nie ma tu ani słowa o depresji czy choćby jej podejrzeniu. Chciałabym móc opowiedzieć psychiatrze jak to wszystko wygląda z boku, bo on na pewno nie opisał jak wyglądają takie dni.
  23. Prawie 8 tygodni zażywania leków i nic. Sądzę zresztą, że psychiatra skoncentrowała się niekoniecznie na tym, co jest największym problemem (możliwe oczywiście, że mój chłopak tak pokierował rozmową). Wpisała we wstępnym rozpoznaniu F42, tymczasem nie podałabym natręctw nawet w pierwszej piątce naszych największych problemów. Najgorsze jest to, że on nie jest w stanie nic zrobić, wywiązywać się z obowiązków, zdążyć z czymkolwiek na czas, zabrać się do pracy wtedy, kiedy trzeba. Ostatni raz taki koszmar miał miejsce w maju, teraz mamy tę samą sytuację. Dzisiaj, maksymalnie jutro, powinien wysłać ważny artykuł. Cały tydzień o tym myśli, dręczy go to, wyrywa sobie kawałki skóry z rąk z nerwów, ale nie napisał nic. Dzisiaj przybrało to najgorszą z form: przepłakał pół dnia z niemocy, parę godzin wpatrywał się w ścianę, jest skostniały z przerażenia, powtarza, że „to wszystko bez sensu”, „lepiej rzucić studia i pracę, bo i tak nic mu się nie uda”, "nie umiem opanować myśli". Nie muszę chyba mówić jak to rzutuje na perspektywy naukowe i zawodowe. Nie muszę też zapewne mówić o rekcjach otoczenia („leń”, „nierób”, „co za nieogarnięty człowiek”, „ja bym go chyba zabił”, a dalej to już tylko inwektywy). Wspieram jak umiem, jestem na każde zawołanie, co mogę, robię za niego, żeby się dodatkowo nie stresował, ale takich dni jak ten ja też nie wytrzymuję, też przepłakałam pół dnia: z niemocy, że nie wiem jak mu pomóc i ze strachu jak będzie wyglądać nasze życie. Czy paroksetyna/trazodon w ogóle są w stanie coś na to poradzić? Kiedyś neurolog dał mu na coś takiego Nootropil, wspomina, że pomogło.
  24. Bezimienna, mój chłopak dostał trazodon stricte na problemy ze snem i kilka razy powtarzała mu, że nie ma działania doraźnego i ma stopniowo zwiększać dawkę: pierwsze dwa tygodnie 50 mg, a dopiero później 100 mg (i na tym pozostać, przynajmniej przed następną konsultacją). A to wielkie chłopisko z trzycyfrową wagą, to może duża dawka od razu działa inaczej. Trzymaj się. -- 07 sie 2013, 21:17 -- Cześć, Mieliśmy dziś paskudną przygodę. Skończyło nam się wczoraj Trittico, a wizyta jest na 19 sierpnia. Zauważyliśmy to w zeszłym tygodniu. Od razu poszłam do przychodni spytać co zrobić, bo psychiatra nie wystawiła jeszcze zaświadczenia dla lekarza rodzinnego. Rejestratorka powiedziała, że bez problemu samą receptę wypisze inna psychiatra w tej przychodni - dziś. Na ostatnią chwilę, ale co robić. Ta inna, pożal się Boże, psychiatra jedyne co zrobiła, to krzyczała przez 5 minut (zdążyłaby w tym czasie 10 recept wypisać), że "chyba sobie kpi, że mu wypisze jakąś receptę, nie ma czasu na nie swoich pacjentów, trudno, poczeka pan na swojego lekarza"... Skserowaliśmy kartę choroby i pojechaliśmy z nią w charakterze karty przetargowej do rodzinnego. Rodzinny nie wypisał, bo nie dostał zaświadczenia od psychiatry, a kartę choroby można sobie spreparować. Powiedziała, że możemy iść do szpitala miejskiego na oddział psychiatryczny, tam ktoś wypisze. Grubo naciagane mi się to wydawało, ale lepszych opcji brak. Okazało się, że ten oddział jest remontowany i nie ma żadnego psychiatry. Zasugerowali pojechać na oddziały w sąsiednich miastach. Zadzwoniłam do jednego z nich, rozmawiałam z lekarzem - był oburzony, że rodzinny nie wypisał recepty. On może nas przyjąć na wizytę (było ok. 19:00), ale... nie może wypisać recepty... Historię opisuję w charakterze przestrogi i wyżalenia się, w każdym razie moje pytanie brzmi czym może skutkować takie przerwanie zażywania trazodonu? Jestem dobita, bo o ile skutków paroksetyny wciąż nie widać, to trazodon świetnie zaczął regulować przynajmniej sen. Chłopak z powodu tej sytuacji wpadł w kompletny szał, wszystko sama próbowałam załatwić, bo on nie bardzo był w stanie, ma 2 dni na dokończenie ważnej pracy i już sobie to wyobrażam... Postaram się jutro zorganizować mu wizytę (na "spanikowaną narzeczoną" czy coś?) u najbardziej skorej do wypisywania recept rodzinnej w naszej przychodni, ale jeśli nie, to zostanie bez leku na kilka lub kilkanaście dni... PS Dzięki kserówkom od psychiatry zapoznaliśmy się z problemem po imieniu: F 42.
×