Skocz do zawartości
Nerwica.com

Gabriela1

Użytkownik
  • Postów

    51
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Gabriela1

  1. Wykończony, masz rodzinę? - matkę? ojca?, może żonę i dzieci? - jeśli tak, bardzo proszę, zostań sobie np. strażakiem i poświęcaj swoje życia każdego dnia... masz przecież taką pasję... Ja bardzo cenię takich ludzi i w zyciu nie obraziłabym np. strażaka mówiąc, że to lenie, dużo zarabiają a w na słuzbie zabawiają się w najlepsze, bo grają sobie w kosza, jak to mawiają stare baby w mojej miejscowości, ale ja nie poświęciłabym siebie drugiej osobie... Nie jestem altruistką. Jesli ktos jest to Wykończony, ratuj świat już dziś...
  2. Wykończony, tak, jestem człowiekiem, ale nie mam specjalnej potrzeby obcowania z innymi. Jeśli masz ochotę, to oczywiście zawsze możesz zostać męczennikiem albo matka Teresą z Kalkuty, nikt Ci tego nie broni
  3. Myslę, że wszystko z Tobą w porządku. Jedni ludzie są bardziej wrazliwi, inni mniej... Ja też nie mam jakiejś specjalnej potrzeby utrzymywania przyjaznych, ciepłych stosunków z innymi. Po prostu taka już jestem. Lubię ciszę, spokoj, kocham nocne włóczęgostwa w samotności po lasach, cmentarzach,a wizje morderstw ani przestępców mnie nie przerażają. Kocham zwierzęta, do ludzi podchodzę z dystansem i większość kontaktów traktuję jako muss, bo przecież nie mogę się tak odseparować żeby żyć w ogóle gdzieś, gdzie ludzie dostępu nie mają. Troszczysz się o własne zdrowie i życie - to dobrze. Szczerze przyznam, że to chyba najlepsze podejście - nikt Cię nigdy nie skrzywdzi, nie pozbawi sensu zycia. Tylko, ze widzisz - Twoja siostra mówi, "pilot troszczy sie o pasażerów" - prawda, to ważne, żeby nikomu się nic nie stało, ale zauważ ze w sytuacjach kryzysowych ludzie myślą głównie o sobie lub o swojej rodzinie, w dalszej kolejności o innych i nikt za egoizm tego nie uważa, ani tym bardziej za nieprawidłowość psychiczną. jeśli nie życzysz śmierci ani katastrof, niepowodzenia innym ludziom, to wszystko ok
  4. Dziękuję za wszystkie odpowiedzi :) Kryzys już chyba zażegnany, ale i dla mnie ta sytuacja była dość korzystna - trochę się zdystansowałam, sporo przemyślałam, teraz wiem, że jeśli odbudujemy związek, to na pewno będzie on o wiele solidniejszy. Zrozumiałam też, że nie samą miłością człowiek żyje, nauczyłam się czerpać radość z innych czynności. Długa i męcząca lekcja pokory, szacunku i jak się okazuje nie tylko dla mnie, ale na pewno przydatna. Dziś śpię spokojnie, nie płaczę, nie zamartwiam się o przyszłość.
  5. Witam, od ok roku mam problem z moim chłopakiem i w pewnym znaczeniu również ze sobą. Tzn: on nigdy nie był słowny wobec mnie, wiele obiecywał, a potem tak po prostu okazywało się, ze były to puste słowa. Oczekiwałam od niego spotkania, rezygnacji z towarzyskich kontaktów z koleżankami itp. Przez długi czas on tego nie respektował w ogóle, potem się trochę zmieniło, ale ja popadłam w paranoję, oskarżałam go o zdrady, wszystkiego zakazywałam, innymi słowy zamknęłam go w przysłowiowej klatce. Nasz związek przeszedł kryzys, ale przebiedowaliśmy. Teraz mamy wakacje, on skończył studia, szuka pracy, ja studiuję nadal. Próbowaliśmy dogadać się w sprawie mieszkania no i właśnie powiedział mi, że nie jest pewien czy chce ze mna byc nadal, ponieważ ja ograniczam jego wolność, nie akceptuję go i szyję na własną miarę. ostro się pokłóciliśmy, omal nie rozstaliśmy, a właściwie rozstaliśmy ale po tygodniu wrócilismy do siebie. Uznaliśmy, że będziemy ze soba tak na próbę na ten czas wakacji i jeśli uda się nam naprawić relacje, to zostaniemy ze sobą, jak nie, to się pożegnamy. Już kilka razy tak było, że się praktycznie rozstawalismy, a za chwilę wracaliśmy do siebie i było ok. Teraz jest trochę inaczej. On powiedział mi ostatnio, ze nie wie czy mnie kocha, może to tylko przywiązanie, które kiedyś minie. Rozpłakałam się, dużo o tym myślałam i jestem w tragicznym punkcie, nie wiem co robić. Z jednej strony chciałabym żeby ta miłość przetrwała, a z drugiej nie chcę inwestować w uczucie, tylko po to, żeby potem zostać zranioną. Nie wiem na co mam się nastawić. Z jednej strony jest lepiej między nami - teraz jeśli coś mówi, robi to, liczy się z moim zdaniem, przytula, całuje, pisze, ale czasem dostaję od niego wiadomość w stylu " nie wiem czy mi jeszcze zależy, przepraszam". Ostatnio zaprosiłam go do siebie, napisał mi, że jestem sztuczna i że jemu jest cięzko, nie wie czy potrafi ze mną być. Z drugiej jednak strony wybiega w przyszłość, pisze, że będzie przyjeżdżał, ze kiedyś zajrzy pod maskę mojego samochodu bo coś tam szwankuje, sugeruje czasem że pusto by mu było beze mnie. Mówi też niestety, ze nie gwarantuje mi, że ze mną zostanie. Fakt - to ja prosiłam o to spotkanie, to ja chciałam kolejnej szansy, bo mi było żal tego wszystkiego, ale te sms-y, ze mu nie zależy, jednak ranią i sprawiają, że i mnie kończy się nadzieja, że będzie dobrze. Zapytałam w oczy o co chodzi, odpowiedzial, że czasem mu się tak zdaje, ale te 2 lata razem nie były tak sobie dla żartu, dlatego on chce to odbudować. Widzę niby jakąś poprawę, ale boję sie, że mnie zostawi pod koniec września - bo do wtedy trwa nasza próba. Nie chcę tego, naprawdę Myślicie, ze to może przetrwać, że on mnie kocha, czy jednak to już tylko przyzwyczajenie? Dodam, że i ja w sobie wiele rzeczy już zmieniłam, inne zmieniam, biorę leki na tarczyce - nie wiedziałam wcześniej, że coś z nią nie tak i że powinnam ją leczyć, a to właśnie ona przyczyniła się do moich ataków złości i znerwicowania.
  6. aaaa rozumiem :) Prawdę mówiąc nie spotkałam nigdy takiej osoby, ale wiem, że i tacy ludzie są... Cóż, może to kwestia sytuacji - człowiek zszokowany, a może anemiczny, chory, albo przed kilkoma minutami świat mu się z jakiegoś powodu załamał, bo i tak może być... Znam parę osób za to, którzy za nic w świecie nie nawiązaliby z nikim kontaktu. W klasie miałam dziewczynę właśnie trochę w tych klimatach, jakby nieobecna - nigdy z nikim nie rozmawiała, nie jeździła na wycieczki, zadań domowych nie odrabiała wcale, zagrożenia ze wszystkiego, same 1 w dzienniku, ale i tym się nie przejęła. Tyle, ze umiała odpowiedzieć jednym słowem na zadane pytanie, choć zazwyczaj jej odpowiedź ograniczała się do słów "nie wiem". Chyba była normalna, tylko po prostu wychowywana w domu, gdzie nikt się nie przejmował taki rzeczami jak edukacja, kontakty ze społeczeństwem - dobrze jej było jak było... Dziewczyna w sumie spokojna, nie potrzebowała się wyszaleć, do szczęścia wystarczył jej pop corn i komp, no to taka została Dużo zależy od wychowania i ludzi z jakimi przebywasz na codzień...
  7. ludzie są różni - jedni nieśmiali, inni zrażeni, jeszcze inni nie czują potrzeby asymilacji z innymi. Nie muszą czuć potrzeby kontaktu, dlatego omijają. A o tym półśnie, bardzo dziwnie opisujesz - może mają np. anemię i dlatego sprawiają wrażenie nieobecnych. Kiedyś tak miałam, a za chwilę zemdlałam Ja mówię, że zamulam jak jestem senna i nic mi się nie chce, inni jak mają kacora, a ty prawdę mówiąc nie wiem co masz na myśli... Żadnego z zachowań aspołecznych nie nazwałabym "zamulanie". To mało precyzyjne i nie opisuje praktycznie nic...
  8. Gdybym ja rządził światem (jak Arystoteles mam marzenia), to bym to wszystko ukrócił! Stworzyłbym namiastkę utopii. Jednak ja... jestem zwykłym robolem, zwykłym niewolnikiem i mogę jedynie oddać bezwartościowy głos na jedną partię z bandy czworga. Gdzie tutaj sens? Po co taki świat? Czemu ludzie tacy są? Moja kuzynka mówiła mi, że prawie 90% więźniów wraca z powrotem do paki. Nic nie robią i żyją w luksusach, zaś ja nie mogę wyjść z pokoju, by ojciec mnie nie zobaczył i znowu zaczął męczyć. Dziwne masz poglądy, taka to trochę filozofia Nietzschego... Nie stworzyłbyś żadnej utopii tylko kolejne piekło na Ziemi, gdzie ci uniżeni gnoiliby władze... ale cóż, szczerze przyznam, że trochę Cię rozumiem, sama co prawda nigdy nie przeżyłam czegoś takiego, ale wiem jak to jest, gdy ludzie niesprawiedliwie kogoś faworyzują, a kogoś innego traktują jak ścierwo... Sama czasem chciałabym aby nastąpił cudowny koniec ludzkości... Mnie np. w szkole gnoili, bo nie malowałam się, nie miałam fajnych ciuchów, musiałam zakuwać i nigdzie nie wolno mi było wyjść, ze względu na chore ambicje moich rodziców. Nie będę opowiadać co się wtedy działo, ale po dziś dzień mam ochotę ich wybić, tzn. 1 osobe szczególnie. Nienawidzę za podłość i fałsz, chetnie zrównałabym z ziemią. Jej nieszczęście spowodowane oblaniem matury i odejściem ojca było dla mnie wielką chlubą. Ona płakała, ja świętowałam. Może to chore, że potrafię aż tak nienawidzić, ale jakby nie było ta dziewczyna wyrządziła mi krzywdę na pewien sposób, a potem strugała niewiniątko przed wszystkimi - pół klasy ją pocieszało, bo tatus odszedł, bo coś tam... Tylko ja się szyderczo śmiałam.
  9. a moim zdaniem każdy ma jakiś swój gust i zawsze jest jakaś cecha, którą będzie po prostu preferował. Sama kiedyś siedziałam w ławce w liceum z jednym kolesiem, który w pierwszym dniu jak go zobaczyłam zrobił na mnie dziwne wrażenie, pomyślałam że specyficznie wygląda. Po niedługim czasie okazało się że znakomicie się rozumiemy i zakochałam się w nim, niestety nieszczęśliwie, ale rzecz w tym że wtedy nawet wizualnie zaczął mi się podobać. Podobnie jest z moim obecnym facetem - jak go zobaczyłam pierwszy raz, nie stwarzał szczególnego wrażenia, ale teraz stanowi dla mnie wizualny ideał mężczyzny, pewnie dlatego, ze jego twarz, sylwetka kojarzy mi się z ciepłem, jakie od niego kiedyś dostawałam. Każdy widać ma jakieś swoje ukryte upodobania, które znajdują ujścia w codziennych sytuacjach. Mam też kolegę, który kiedyś wypowiadał się na temat pewnych dziewczyn "pokemony", bo po solarium, bo tipsy, dużo tapety, bla bla.... a potem sam poznał w internecie jakąś panienkę, z którą podobno świetnie się dogadywał, więc się umówił - okazało się, że była do bólu plastikowa, ale kojarzył ją z miłymi rozmowami, więc naturalnie nagle zaczęła się podobać i stała się dla niego ideałem kobiety... Na wszystko chyba więc wpływają okoliczności i sytuacje... A autor jest chyba trochę zbywany przez dziewczynę którą darzy uczuciem. Niech o nią walczy! - jeśli naprawdę mu się podoba, niech zabiega, a nuż coś z tego będzie, tylko za bardzo niech nie zabiega, niech ogólnie ma oczy otwarte... Może okrutnie zabrzmi to co teraz napiszę, ale może też nie warto odrzucać inne kobiety, potencjalne kandydatki na dziewczynę... W końcu ta szczególna średnio się interesuje. Wiem co piszę, bo sama bardzo dużo kiedyś zainwestowałam w uczucie do chłopaka - byliśmy 2 lata razem, przestałam w końcu mu ufać, bo miał konta na seks-stronach, portalach randkowych (mówił że to daleka przeszłość), potem okazało się że z kimś pisze, w wakacje nie chciał się spotkać ze mną, unikał mnie czasem. Gdybym na początku nie zabiegała tak o niego, nie byłabym dziś tak zniesmaczona i smutna. Powiedział, ze pusto mu beze mnie, ale nie wie czy mnie kocha i nie wie czy chce mnie jeszcze. To dramat usłyszeć coś takiego po 2 latach związku. Powiedział też, że nie chciał mnie krzywdzić bo jestem wspaniałym człowiekiem i dlatego nie powiedział mi w porę i wolał udawać, że coś tam na głowie niż mnie zranić, mowiąc że ma mnie gdzieś.. Teraz mnie zranił, lepiej by było jakby mnie nie poznał i nie zranił... Właśnie dlatego myślę, że jak się nie układa, to lepiej to zostawić jeszcze w porę, niż próbować ratować i potem dowiedzieć się, że jest się dobrym człowiekiem... Lepiej mi było być zimna s**ą niż gotować obiadki i sprzątać, prasować, prać, robić zakupy komuś, kto wieczorem mnie przytula i był ze mną dla zabicia nudy... to jest straszne, koszmar z którym zmagam się codziennie i chcę pogodzić się z tym, że on odejdzie. Póki co, jesteśmy razem, przytula mnie, całuje, rozmawia ze mną i jest całkiem ok, chcemy naprawić wiele naszych błędów, choć nie wiem, czy dobrze robię, bo nie wiem, co tym razem mi z tego przyjdzie... może powie że mnie kocha, a może znów wyrzuci jak psa i dotkliwie zrani? Dziś już wiem jedno - jeśli ktoś cię olewa, olej też jego. Jak nie, to będziesz miał problemy. Teraz jak na drodze stanie mi ktoś fajny, nie będę się wzbraniać przed przelaniem uczuć na kogoś innego... Już raz pokochałam na zabój, żeby dziś przez to się nerwicować.
  10. Nie powinno być problemów w tym rodzaju, ponieważ mam kolegę po ciężkich przejściach, leczył się na depresję i się właśnie martwił, ze nie dostanie roboty. Uspokoiła go psycholożka, uświadamiając, że to nie powinno mieć znaczenia.
  11. Dean, a jednak ktoś tam jest w pikawce i z jakąś sobie pisałeś, więc nie jest źle Widzisz, umiesz jednak uderzyć do kobiety Skoro tak, to może idź w jakieś miejsce gdzie kręci się dużo ludzi - np. dyskoteka, jeśli lubisz. Podejście masz chyba dobre... nic więcej nie mogę rzec, bo sama jestem trochę nieudacznicą w tej dziedzinie -- 19 sie 2013, 22:11 -- Do deader - nie jest sam, ma dziewczynę :)
  12. Obecnie nie jestem z tym chłopakiem[...]to on jest promotorem mojej przemiany Fajnie! Obudził w tobie poczucie własnej wartości a ty go olałaś. Przecież więcej warta zasługujesz na kogoś lepszego. Nigdy nie uważałam że zasługuję na kogoś lepszego! Czy każda kobieta, której sie podobasz powinna oczekiwać odwzajemnienia? Nie uważam, ze ten chłopak jest zły, życzę mu jak najlepiej, ale niestety nie ja byłam dla niego... Kumplowaliśmy się, gadaliśmy dużo, sporadycznie nadal mamy kontakt. Nie olałam go, nigdy nikogo nie olałam, kto okazał mi chociaż odrobinę zainteresowania i jakąkolwiek chęć poznania się. Ucieszyłam się, że komuś może na mnie zależeć! A autor postu z całą pewnościa mógłby mieć kobietę, której pragnie, tylko potrzeba odpowiedniego wejścia. Nie znam się na tym, ale wiem, że osoby najbardziej wartościowe są często odsuwane przez płeć przeciwną. Znam takiego kolesia z mojej uczelni - w sumie jest przystojny, ma dobrą prace, studia, kulturalny, obyty, a wciąż szuka i szuka swojej drugiej połówki. Moje niektóre koleżanki też tak mają i cóż zrobić... Są z kolei też osoby bardzo nieatrakcyjne (mam na myśli higienę - tłuste włosy, ewidentnie wyczuwalny zapach potu), a jakimś cudem mają kogoś, bo wyłowili na portalu randkowym....
  13. jestem kobietą i też mam wrażenie być nie przeznaczoną do życia w związku. Czułam się samotna, zagubiona, potrzebowałam wsparcia i przyjaznej ręki, a świat dosłownie mi się walił... Myslalam, że już nie ma co liczyć na cud, aż tu tak po prostu spadł mi jak z nieba z facet, który mnie pokochał. Nigdy wcześniej nikomu się nie podobałam, nie umiałam rozmawiać z facetami, byłam nieśmiała, nie chodzilam na imprezy, dyskoteki jak moje rówieśniczki. Również one nie widziały we mnie potencjału na partnerkę, śmiały się ze mnie, według nich jest brzydka, głupia... Aż tu nagle facet mnie docenił - nie je - bogate, piękne, wymalowane, w fajnych ciuchach, śmiałe i mogące mieć każdego, tylko właśnie mnie, całkowite ich przeciwieństwo. Co ciekawe, on szalał na moim punkcie, biegał za mną i wciąż powtarzał, że jestem czarująca i bardzo seksowna, głównie dlatego, że taka piękna, a jednak niedostępna. To dało mi trochę do myślenia, bo po licznych rozważaniach, zrozumiałam w końcu, że nie jestem pustą, biedną dzieciną, tylko wartościową kobietą, na którą nie każdy zasługuje. Obecnie nie jestem z tym chłopakiem - fakt był fajny, przyjazny, ale trochę przez głupotę i ze strachu, że zobaczy we mnie "to coś" co widzieli inni. Niemniej jednak, nie zapomnę na pewno nigdy, że to on jest promotorem mojej przemiany. Jego podejście i to jak mnie jak traktował odmieniło całkowicie mój świat. Poczulam sie kobietą, wcale nie gorszą niż tamte. Teraz mam chłopaka - poznanego w bardzo specyficznych okolicznościach i średnio nam się układa, ponieważ spieprzyliśmy oboje tę znajomość, ale i on potwierdza tą wersję, że jestem po prostu niedostępna i nie każdy facet może liczyć na moje względy. Cóż - tak właśnie jestem postrzegana. Jestem ciut nieśmiała, ale w odpowiedniej atmosferze stać mnie na całkiem fajną rozmowę z płcią przeciwną, nie jestem brzydulą - patrz w lustro i widzę delikatną twarz, ładne rysy... Mam taką swoją teorię, że jedni po po prostu sprawiają wrażenie dobrych kompanów i tym zwabiaja do siebie płeć przeciwną, a inni choć atrakcyjni, zdają się być z jakiegoś powodu niedostępni, co nie oznacza że kiepscy z nich partnerzy. Dean, głowa do góry - może po prostu musisz poczekać jeszcze na tę wlaściwą kobietę, która wydobedzie z Ciebie tego mężczyznę, którym i tak jesteś Pomyśl sobie, że dookoła pelno kobiet i zapewne nie 1 byłaby chętna się z kimś umówić, ale Ty nie chcesz pierwszej lepszej, tylko tą wyjatkową :)
  14. Gabriela1

    Pocieszanie.

    Zgadzam się z Yvaine odnośnie szantażu emocjonalnego - nie każdy zdaje sobie sprawę z tego co robi, albo zdaje, już po fakcie, gdy traci wszystko. A z tym pocieszaniem - nie wiem jak to u Was jest, ale kiedy mnie jest źle na duchu nie potrafię z przyklejonym, sztucznym usmiechem chodzić i powtarzać "nic się nie stało". Czasem łatwo powiedzieć do kogoś "ogarnij się", ale może jemu nie jest latwo stanąć na nogi, skoro świat mu się załamał. Ja kiedy jestem czymś dotkliwie zdołowania (np teraz), to wchodzę na tego rodzaju fora własnie po to, żeby komuś może opowiedzieć swoją historię, uzyskać dobre słowo... To źle że czasem potrzeba człowiekowi od kogoś wsparcia i dobrego słowa? Jeśli ktos ma cudowną kochającą rodzinę, to super, ale nie każdy tak ma... Ja nie umiem zakopać w sobie negatywnych emocji i udawać że wszystko gra. Nie mam komu się wyżalić, więc jestem tutaj i mi bardzo pomaga świadomość, że innym też ciężko, że ktoś jest postawiony w podobnej sytuacji jak ja, ze boryka się z podobnymi problemami, a wsparcia potrzebuję. Lubię czasem usłyszeć od kogoś, że jestem fajna... A pomoc może nie każdy moze z różnych powodów uzyskać w realnym życiu... Z resztą niepowodzenia zyciowe się zdarzają, a wsparcie i dobre słowo naprawdę się przyda
  15. Gabriela1

    Zazdrość

    Ja jestem chorobliwie zazdrosna i wiem co przeżywasz. Też się tak czuję - taka poniżona, gorsza, a kiedy już przypominam o swoim istnieniu czuję jak bardzo się zapadam. Tracę szacunek do samej siebie, honoru jakbym zupełnie nie miała... Potem siedzę i płaczę nad samą sobą, że mój chłopak miał przede mną dziewczynę, o której mi opowiadał, że widuje się z innymi ludźmi, że był kiedyś na imprezie z jakąś dziewczyną, a ze mną nie, że odezwał się do współlokatorki, a ja jej nie lubię. Tak wiem, brzmi idiotycznie, można by rzec, że jestem głupia, ale grunt, że ja w zasadzie sama nie wiem dlaczego taka jestem. Staram się nad tym zapanować, jakoś sobie radzić, ale nie umiem. Mnie jak najdzie dzika zazdrość i gniew, to też agresja głownie słowna, chociaż czasem nawet z rękoma napadałam na chłopaka. Jak widzisz, ja nie umiem powstrzymać mojej zazdrości. Myślę, że ma to coś wspólnego z moją przeszłością. Od przedszkola byłam postrzegana jak nit przez rodziców i dziadków. Nie wierzyli mi nigdy - ktoś przyszedł na skargę, że rzekomo coś tam zrobiłam ich córce - nic nie zrobiłam, ale wp*****l i tak musiałam dostać, cóż że mówiłam, że niewinna... Oceny miałam dobre, ale nigdy dość dobre, by nie czuć się gorszą od córki nauczycielki. Miała taką samą średnią jak ja - ale Ania to była zawsze i tak pupilka... W domu często wysłuchiwałam - a dlaczego Ania jest na 1 miejscu, a nie ty? W gimnazjum i liceum było to samo. W klasie czułam się gorsza, bo musiałam chodzić w dziecinnych ciuszkach, kosmetyków mieć nie mogłam, bo naturalnie moi dziwni rodzice zabraniali. W kółko powtarzali, że jestem g***o smierdzące, zbyt małe zeby się malować. Kiedy mama zapytała mnie o chłopaka, powiedziałam zgodnie z prawdą, że jest taki co mi się podoba. Po wywiadówce usłyszałam więc, ze niczym się nie zajmuje tylko tym chłopakiem i z roku na rok jestem coraz bardziej pusta. Nie wolno mi było nigdzie wychodzić, ciągle tylko dom i nauka i dom. Co z tego? - i tak zawsze byłam wielkim zerem, bo mój brat to umie cięzko pracować, a ja tylko leń i ciapa, strach mi cokolwiek dać do roboty bo pewnie spieprzę jak zwykle. Tak naprawdę nikt nie dał mi szansy nigdy spróbować, nigdy mi nikt nie powiedział, żebym ugotowała obiad. Setki razy widziałam jak się to robi i poradziłabym sobie bez najmniejszego problemu, ale i tak nie warto. Byłam zazdrosna o koleżanki - że się malują, fajnie ubierają, chodzą na dyskoteki, mają chłopaka i nikt na nie naciska. Mnie nikt nigdy nigdzie nie zparaszal, nie mówił mi że jestem ładna, fajna, nie pocieszał. Byłam wyśmiewana i cięzko mi było znaleźć w kimkolwiek oparcie. Wyłam po nocach, włóczyłam się w samotnosci tu i tam. Kiedyś matka zaczęla mnie pytać czy mam chłopaka - nie miałam, nikomu sie nie podobałam i tak, ale ona "kłamiesz, masz, bo gdzie, żeby taka dziewczyna nie miała...." Cholera mnie brała, ale dla świętego spokoju wymysliłam sobie Bartka, a ta drążyła i drążyła... Nienawidzę mojego zycia za to. Czuję się zgnojona, zniszczona, marna, nie warta niczyjej uwagi i nadal jestem o wszystko zazdrosna i byc może niesłusznie uważam, że wszyscy patrzą na mnie z góry... Nie umiem się odnaleźć i czasem marzę żeby gdzieś wyjść, a czasem chcę po prostu być sama, zamknąć się gdzieś z dala od świata i nikogo nie słuchać...
×