Skocz do zawartości
Nerwica.com

nefi

Użytkownik
  • Postów

    21
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia nefi

  1. Hejka, To znowu ja. Skonczylam z asentra juz dosc dawno temu i dalej czuje sie dobrze. To juz ponad 8 miesiecy jak nie biore lekow i musze powiedziec, ze jest dobrze. Depresja nie wraca (odpukac w niemalowane). Mi osobiscie Asentra pomogla. Tylko mala rada kobitki, Asentra czy tam Zoloft lubi namieszac w hormonach. Sprawdzajcie sobie poziomy hormonow i odwiedzajcie czesciej ginekologa. Ja po kuracji Asentra dorobilam sie torbieli, cos mi zaburzyla w lekko zachwianej gospodarce hormonalnej i ginekolog mi powiedzial, ze to sie zdarza kobietom przyjmujacym ten rodzaj antydepresantow. ZADKO, ale sie zdarza. Pozdrawiam serdeczniasto i wierzcie mi po ladnych paru latach walki z deprecha nareszcie czuje sie wolna, warto bylo wziasc asentre nawet pomimo torbieli, w koncu wrocilam do siebie z bardzo dawnych lat. Zycze tego Wam wszystkim.
  2. Hej, Ja po jakims miesiacu gorszego samopoczucia wrocilam w koncu do normy. KUPILAM BILET NA SAMOLOT i 10 listopada lecę do Irlandii. Gdyby nie terapia i leki pewnie nigdy bym się nie odważyła. Jeszcze w marcu tego roku nie podjęłabym takiej decyzji. Mam nadzieję, że to będzie dla mnie taki nowy poczatek, że znajdę pracę i naprawię ostatnia dziedzinę życia z którą sobie nie radziłam. Teraz ostatni miesiąc chodzę na terapię, jestem w szoku, że zrobiłam taki gigantyczny krok do przodu przez tych kilka miesięcy. Fakt przytylam po lekach, ale nawet to traktuję jako stan przejsciowy i element zmiany zycia na lepsze. Jak sobie pomysle przez ile lat ta chromolona depresja dawala mi w kosc to, az nie wierze, ze w koncu czuje, ze sobie z nia radze. Mooni dzieki za cieple slowa :), bede co prawda w Irlandii, ale bede tu zagladac i sprawdzac jak sobie radzicie. Pozdrawiam cieplutko :)
  3. hej !!!! Nie było mnie jakiś czas bo musiałam zorganizować pogrzeb mojej babci. W zasadzie to ciężko ja nazwać babcią, ale to strasznie długa historia, kiedyś Wam opowiem o niej, chwilowo nie czuję się na siłach. Nie ukrywam tez czuję sie ostatnio gorzej, ale tłumaczę sobie, że to ta cholerna jesień się zbliża i niestety pogorszenie nastroju idzie razem z nią. Tez nie mam pracy, a raczej szcześcia do niej bo nawet gdy ją znajduję to zawsze trafiam na kogoś kto mnie roluje. Dlatego postanowiłam wyjechać za granicę. Boję się strasznie czy dam rade, ale stwierdziłam, żę nie dam rady już tak dłużej życ, że muszę coś zmienić. Boję się samotności, bo jadę sama bez mojego narzeczonego i kochanego psa. Wróce w zasadzie tuż przed planowanym slubem w przyszłym roku. Dobrze chociaż, że jadę do znajomych bo inaczej to chyba bym się nie zdecydowała. Im bliżej wyjazdu tym wiekszą mam ochotę zaszyć się w mysiej dziurze, ale wiem, że tym razem poddać się nie mogę. Mam takie przedziwne wrażenie, że jesli zrobię ten krok to to będzie tez gigantyczny krok w mojej walce o siebie. Za duzo razy już w zyciu tchórzyłam, czasem bywało tak, że nawet gdy dostawałam odpowiedź z fajnej firmy to paralizował mnie strach i potrafiłam nie iść na rozmowę. Teraz już wiem, że cokolwiek by się nie działo nie wolno mi uciekać. NIE MOŻNA ŻYĆ CIĄGLE UCIEKAJĄC PRZED SWOIM ŻYCIEM. Często boję się, że nie dam rady, ale jednocześnie gdzieś tam w głębi serca wierzę, żę tym razem się uda, że małymi krokami doszłam tak daleko to do tej swojej wymarzonej pracy tez dojdę. Mooni nie poddawaj sie, nie wolno Ci klasc się do lozka i plakac. Na sile do przodu, malymi krokami, tak jak i ja. Jak sie idzie w pare osob to jest latwiej. Pozdrawiam
  4. JAGUSIU DROGA TRZYMAJ SIĘ I NIE PODDAWAJ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Choroba bliskiej osoby to koszmar, to jest cos czego kazdy z nas się boi. Nie wiem co Ci napisac bo uważam, że cokolwiek bym napisała to i tak nie będzie odpowiednie na daną sytuacje. Jedno jest pewne, nie możesz się załamać co najmniej z dwóch powodów, po pierwsze skoro z tata miałaś taki kontakt to będzie Cię potrzebował, po drugie nie sądze by Twój tata chciał być powodem Twojego totalnego załamania. Masz prawo do smutku, żalu, złości i rzucania talerzami o ziemię, ale nie dawaj się depresji bo będzie jeszcze gorzej. Znajdx w internecie forum onkologiczne, mozna się wielu rzeczy dowiedziec od ludzi, którzy zmagaja się z choroba bliskich. Ja jak chorowałam (nie było wiadomo co mi jest) własnie na takim forum znalazłam informacje o lekarzach itd. Trzymaj sie kobieto.
  5. ja brałam najwiecej 100 mg Asentry, tylko w jednej dawce, ale zaczynałam brać od 1/2 tabletki, potem 1 potem 1.5 i na końcu 2. Tez miałam skutki uboczne, ale w porównaniu np. z efectinem, który lekarze od razu nie wiadomo dlaczego wpakowali mi ostateczna dawkę, to te skutki uboczne to nie było nic strasznego. po efectinie to czułam się jak autentyczny ćpun. skutki uboczne są i niestety będą i dużo zależy też od organizmu człowieka, minie trochę czasu i znikną, nie martw się.
  6. hejka, nie martw się tucha911 tak jest przy Asentrze. tylko mnie dziwi, że Ci dawki podzielili na dwie dzienne tury, ale kazdy jest inny i może tak dla Ciebie jest ok. ******************************************************* Bad Girl co się tyczy pamietników... miałam ich sporo (nawet nie wiem ile), nie wiem jak tam Twoje pamiętniki, ale moje to była jedna wielka jęczarnia. Proporcjonalny stosunek fajnych rzeczy do kompletnego szlochu wynosił w nich 1:1 000 000 i to tak na prawdę nie dlatego, że tych złych chwil w moim życiu było aż tak dużo, tylko dlatego, że złymi nie miałam się z kim podzielić, więc wylewałam swoje łzy na papier. Co do ich podarcia, to któregos dnia porządkowałam swoje rzeczy i znalazłam te szlochające pamiętniki. Jak sobie przejrzałam parę kartek to stwierdziłam, że szkoda miejsca w szafie na takie rzeczy. Zostawiłam tylko rzeczy jeszcze ze szkoły, jakiś kalendarz zeszytowy z wpisami moich kolegów, takie rzeczy, które na prawdę fajnie mieć żeby np. pokazać swoim dzieciom ( o ile kiedys się ich dorobię ). Pamiętniki poukładałam na kupkę i jeden po drugim darłam na małe kawałeczki. Robiłam to z taką siłą i takim zadowoleniem, że aż nie wiem skąd wzięłam tyle siły. Pomogło genialnie, poczułam się jakbym ze dwie tony smieci wywaliła ze swojego zycia. Generalnie wydaje mi się, że to była moja chwila na podarcie tych pamiętników, nie czułam żadnego żalu, nie miałam żadnych watpliwości, po prostu darłam jak szalona . Jesli czujesz sie do swoich jeszcze przywiązana w jakiś sposób to może to jeszcze nie Twój czas, sama zobaczysz kiedy bedzie Ci to potrzebne. Dla mnie to było jak zerwanie z przeszłością, przecięcie takiej niewidocznej nitki, która mnie z nią łączyła, a tak na prawdę liczy się tylko to co będzie. Także podzieliłam swoje wspomnienia na dwie kupki, dobre zostawiłam sobie w głowie, a złe poszły do kosza z pamietnikami. Kiedy mnie nachodzi jakies niefajne wspomnienie z przeszłości, natychmiast je zastepuje czymś pozytywnym. Pozdrawiam
  7. Bad Girl, nie martw się. Kazdy kto chodzi na terapię i zaczyna traktowac terapeute jako jedynego człowieka, który tak na prawdę rozumie i mozna sie mu wygadac, na poczatku tak reaguje. Im lepiej będziesz się czuć tym mniej bedziesz odczuwać ta zalezność. Najgorsze dla nas jest to, że mamy wrażenie, że nikt tak na prawdę nie rozumie, albo że ma nas za cudaków z zielonymi czułkami na czole, wiec dlatego terapeuta jest tak wazny, szczególnie gdy mamy do niego zaufanie. Ja już traktuję moja terapeutkę jak dobrą przyjaciółkę, ale tej zalezności już tak nie odczuwam bo lepiej się czuję. Także nie martw się, nie ma nic złego w tym, że potrzebujemy zrozumienia, lub potrzebujemy sie podzielić naszymi "małymi krokami", szczególnie gdy mamy wrażenie, że "zdrowy" człowiek tego nie zrozumie. Hehe gdy podarłam swoje pamietniki moja psycholog była pierwsza osobą, której o tym powiedziałam i była ze mnie dumna. Dla kogoś innego byłby to jakiś dziwny szczegół i pewnie by nie zrozumiał jakie to dla mnie było wazne. Nie przejmuj się tym i traktuj terapeute jak swój prywatny drogowskaz na drodze do wolności. Pozdrawiam
  8. no cóż ciężko sie nie zniechecać jak cos Ci ostro daje w kość, ale cierpliwości trzeba się trochę przy tych chorobach nauczyć. ja cały czas się uczę. pzdr
  9. że tak wtracę do waszych dyskusji o zmianach..... ja dopiero gdy wyprosiłam pewnych ludzi z mojego zycia (oj nie było łatwo), potem musiałam po owych osobach odbębnić swoją wewnetrzna żałobę (oj tez nie było łatwo). potem odcięłam pepowinę łacząca mnie z matką z którą jestesmy tak różne jak noc i dzień i ja dla niej jestem tak samo dziwna jak ona dla mnie, ale ja kocham bo to moja matka. zaakceptowałam pewne stany rzeczy, że niektórzy nigdy nie beda tacy jakich chciałbym ich widzieć, ale każdy ma inny charakter i trzeba zrozumieć inność każdego człowieka, ale pozbyć się tych ludzi z życia, którzy ciagna nas w dół (co zwykle bywa najcięższe bo jakos tak z nimi łaczy nas narkotyczna bez mała więź) i zrobic to po prostu w samoobronie. po tych wszystkich personalnych porządkach odczułam ulge i moje zycie zaczęło sie układac. po 7 letniej wojnie z depresja w koncu widze światełko w tunelu (i to tym razem na pewno nie jest pociąg :)). czasem warto pozbyc się toksycznych ludzi, zakonczyc toksyczne zwiazki, podrzec stare pamiętniki pełne naszych łez zeby móc zacząć żyć. pozdrawiam
  10. Hejka Dino, Ja tam jak miałam pytania to dzwoniłam do swojego lekarza, po to w koncu sa, czasem to jest potrzebne żeby się uspokoić. Nie mniej jednak ja na poczatku brania asentry tez czułam się różnie. Dopiero po jakiś 2 miesiach wszytko mi się unormowało tzn. i sen i koncentracja tak, że mogłam normalnie funkcjonować (niespaniem byłam szczerze wykończona, ale to mija). Trzeba dać czas naszemu ciału żeby przywykło do leku. Tez nie od razu zauwazułam pozytywne działanie leku na moją depresję, ale było co raz lepiej, a teraz to juz jest malinowo :). pzdr
  11. Hej, Najwazniejsze to przez to wszytko przejśc i nie zgubic po drodze siebie. BadGirl trzymaj sie cieplo i tylko jedna rada, jesli cos nie bedzie Ci wychodzic, czy lekarz Ci sie nie spodoba czy terapia to nie zniechecaj sie. Malymi krokami do przodu, nawet jesli czasami cos idzie nie tak. Depresje mozna wyleczyc, ale trzeba ja leczyc i to w taki sposób, który jest dobry akurat dla Ciebie, bo każdy człowiek jest inny i każdemu potrzeba czegos innego. Pozdrawiam Was serdecznie.
  12. nefi

    Leki a Antykoncepcja

    dokładnie, zapytaj lekarza.
  13. Hej Jaga i BadGirl, Jaga nie wariujesz... masz gorszy czas i to wszystko. Wiecie kiedy mi zaczęło się tak na prawdę poprawiać ..... gdy uświadomiłam sobie sama pierwszy raz tak namacalnie, że to nie lęki i depresja rządzą moim życiem tylko ja. Zaczęłam małymi kroczkami robić rzeczy na które brakowało mi odwagi lub się ich bałam. Usiłowałam sobie przypomnieć czego tak na prawdę chcę od życia, bo przez ta chorobę zapomina się o tym, że ludzie mają marzenia i je realizują. Leki dały mi tak na prawdę możliwość tzw. rozbujania się, dawały mi kopa na dana chwile, ale starałam się z tych kopów wyciagać jak najwięcej. Wychodziłam sama z domu, szłam po zakupy, wychodziłam z psem, zaczęłam wychodzic do znajomych, najpierw na troche bo było mi ciezko ( a generalnie to jestem bardzo towarzyska), a kiedy było mi na prawdę źle, dawałam sobie 1 dzień na rozpacz, ale tylko 1 dzien, nie dłużej bo wiedziałam, że to ściagnie mnie w dół. Przestałam byc dla siebie surowa i traktowac się jak jedna wielka porazkę, która zostaje w tyle podczas gdy inni zyja. Przypomniałam sobie o czym marzyłam przed chorobą, wzięłam wielki kolorowy karton i wykleiłam kawałkami z gazet swoje marzenia, dodajac do nich moje zdjecia i optymistyczne napisy. Taka 'mapa mojego zycia' wisi przy moim łóżku. Codziennie gdy wstaje ja ogladam i widze, że małymi krokami ide ta droga. Z psychologiem to też dla mnie nie było łatwe BadGirl, nie potrafiłam mówić o sobie, o swojej rodzinie, o lekach, o tym, że czuję sie jak jeden wielki nieudacznik losowy. Myslę, że wiele tu zawdzięczam mojej pani psychiatrze, po raz pierwszy ktos mi wreczył numer telefonu do psychologa nie każąc mi tam iść tylko dając otwarta furtke i mówiąc :"spróbuj jak nie ten to inny". trochę trwało zanim zadzwoniłam, ale w końcu poszłam i to było to. Co do samej terapii to jest wiele jej dziedzin. Ja generalnie na tym etapie opowiadam juz o swoich problemach, radościach, czego się boje co mnie denerwuje. Psycholog mi podpowiada pewne kroki, a czasem po prostu w delikatny sposób stara się pokazać mi jak pewnymi rzeczami z mojego zycia nie powinnam się przejmować. Musiałam tez przejść przez etap opowieści o mojej rodzinie. Nie było łatwo, ale poszło. Mysle, że w terapii najwazniejsza oprócz terapeuty samego w sobie jest szczerość. To co siedzi Wam w głowach, wierci i boli, po prostu powiedziec i nie powiem jest czasem trudno, ale jak juz sie to zrobi to czuję się jakbym 100kg zostawiła w gabinecie. Myslałam, że po moich porażkach z psychologami terapia jest nie dla mnie, ale teraz wiem, że stawia mnie na nogi. Jaga, a co do pytań :"dlaczego to moja rodzina" to sa bardzo ważne pytania i każda rodzina ma na nie inne odpowiedzi, ale nie traktuj tego jako czegos złego, traktuj to jak cos co trzeba naprawić. Moge Wam się przyznac, że w mojej rodzinie, nie ja jedna mam takie problemy. Moja mama miała depresję, walczyła z nia przez wiele długich lat, ale teraz jest bardzo dobrze. Moja starsza siostra do tej pory dokładnie nie wiem co jej było, ale jej sytuacja rodzinna doprowadziła ja do takiego załamania nerwowego, że miała zwidy. Teraz jest dobrze, jeszcze walczy o siebie, ale jest bardzo dobrze. Taka jest prawda żyjemy w takich czasach a nie innych, wrazliwi ludzie czasem nie godzą się na pewne rzeczy i dopadaja ich różne choróbska, jednym choruja dusze a innym ciała. Dbajcie o siebie kobiety i nie załamujcie się, możecie mieć gorszy dzień, ale to wszystko, każdy je ma, najwazniejsze to aby starać się ograniczać te gorsze dni, po prostu mówić:" dzis koniec zbieram sie do kupy" i iść zrobić cokolwiek, nawet wyjść do kiosku bo bilet autobusowy, albo umyć sobie głowe. Trzymajcie sie i jesli mnie się udało to wam tez, szczerze w to wierzę. pzdr
  14. hej Bad Girl i Mooni. nie nastawiajcie się od razu negatywnie. u mnie leki zaczęły działać dopiero od 100mg i tak po około 1-2 miesiacach poczułam się dopiero lepiej. raz było lepiej raz gorzej. skutki uboczne też były urocze bo nie spałam, nie jadłam, zero koncentracji. kombinowali mi jeszcze z lekami raz brałam je rano, raz wieczorem, ale w końcu się przystosowałam i zaczęło być co raz lepiej. nie ukrywam cały czas też chodzę na terapię, bo mój lekarz powiedział wprost, że leki większości problemów za mnie nie załatwią, ale pomogą w ich rozwiązaniu jesli sie wezme za terapię. bałam się jej strasznie bo moje przygody z terapeutami nie były fajne i do nikogo nie miałam zaufania. moja pani doktor wreczyła mi numer do terapeuty i powiedziała :"idz zobacz, jak ci się nie spodoba to pójdziesz do nastepnego az znajdziesz kogos kto ci pomoże". zbierałam sie miesiąc żeby drndnąc do tej pani w końcu zadzwoniłam i mykam co wtorek do psychologa już od roku. powiem wam, że same leki by mi myslę, że nie pomogły. niektóre rzeczy w nas za głęboko siedzą, a lek powoduje tylko, że się lepiej czujemy bo te rózne bolesne dla nas rzeczy czy leki sa po prostu przytłumione. polecam dodanie sobie terapii do leków bo ja w końcu po 7 latach staje na własnych nogach i przestaje się bac zycia. trzymajcie sie i owocnej walki o siebie zycze.
  15. nefi

    Leki a Antykoncepcja

    Ja brałam hormony podczas brania efektinu i fevarinu (czy jak tam ten koszmarny lek się zwał) i nic się nie wydarzyło (to były te czasy kiedy jeszcze mogłam je brać), ale wystarczy, że weźmiesz ziołowy deprim albo głupi węgiel lekarski i juz hormony moga nie podziałac. także albo miała wielkiego pecha z efectinem, albo cos innego sie zadziało. ale generalnie to kurcze strach tak zajśc w ciążę podczas brania antydepresantów. pozdrawaim
×