Od jakiś trzech miesięcy (może więcej? Nie wiem po prostu od niedawna zaczęłam się tym przejmować) jestem wciąż smutna. Mogę się uśmiechać, udawać przed innymi, że jest ok. ale co mi po tym jak w środku czuję, że nic tu nie ma sensu. Od jakiegoś czasu zaczęłam obserwować to forum ale ni mogłam się zebrać żeby napisać, nie jestem dobra w opisywaniu co czuję. Ale muszę w końcu komuś się wygadać, b w swoim otoczeniu nie mam komu. Nie mam znajomych, mam tylko jedną przyjaciółkę którą znam już 10 lat ale co to za przyjaciółka którą widuję raz na trzy tygodnie, znalazła sobie chłopaka więc przestałam być interesująca. Ale jej i tak nic nie mówię. Z matką próbowałam rozmawiać ale tylko wrzeszczy. „Jakie ty możesz mieć problemy?! Przestań gadać tak, to tylko dorastanie!” tylko to od niej można usłyszeć. Więc ja też zaczęłam sobie mówić, że to przez dorastanie, że przejdzie.. że to chwilowe. Potem zaczęłam myśleć a może mam depresję? Ale głupio mi się znowu zrobiło bo osoby które mają depresję mają takie prawdziwe problemy, a jakieś durne błahostki. Ale to nie jest prawda. Nie mam znajomych bo nie wiem o czym ja mam rozmawiać z ludźmi, po prostu stoję z kimś i nie wiem o mówić. Zresztą mieszkam na zadupi gdzie nie mogę znaleźć jakiejś bratniej duszy, dla innych jestem po prostu dziwolągiem, szara myszką. Jak słyszę, że ktoś się śmieję nawet z oknem.. to jest strasznie głupie i wstydzę się tego, ale jestem przekonana, że to ze mnie. Bez względu na okoliczności jestem pewna, że to ze mnie. Więc siedzę całymi dniami w domu. Codziennie obiecuję sobie ,że wezmę się w garść, że się zmienię. Ale ja nie potrafię. Jak wczoraj czułam się szczęśliwa, od bardzo dawna nie czułam się taka szczęśliwa… tak dzisiaj jak siedziałam przy komputerze zaczęłam ryczeć. Nie wiem dlaczego, chyba tak po prostu. Miałam tez okres gdy cięłam się żyletką, czułam się trochę lepiej i chciałam zwrócić czyjąś uwagę.. ale to nic nie pomogło więc przestałam. Nie myślę o zabiciu się bo moje ciekawość co do przyszłości jest silniejsza. Wszystko stało się dla mnie obojętne. Na jakieś pytanie odpowiadam „Obojętnie, w sumie nie ma to dla mnie znaczenia”. Codziennie gdy zasypiam wieczorem mam nadzieję, że rano się obudzę i coś się zmieni… ale znowu nastaje ranek i kółko jest to samo. Jeszcze do tego jestem z natury strasznie dobrą osobą, nie przejmuje się tylko sobą ale innymi którzy potem i tak mnie kopią. Zaczęłam nienawidzić ludzi za to jak się zachowują, jak wyrządzają sobie nawzajem krzywdę, jak niszczą przyrodę, strasznie to wszystko przeżywam. Więc biorę swojego kota na kolana i przytulam go mocno wtedy czuję się trochę lepiej, całe szczęście, że nie gryzie. :)