Skocz do zawartości
Nerwica.com

Milly

Użytkownik
  • Postów

    19
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Milly

  1. Myślisz, Candy14, że nie osądza? Czy teoretycznie nie osodzą. Mnie przeraża sama myśl, że on myśli o tych moich "tajemnicach" ukrytych głęboko przed światem. Może jestem zupełnie nienormalna, ale właśnie w takich drobnostkach to się nie mogę przełamać. Jak wychodziłam, to za kazdym razem przechodziły mnie dreszcze i miałam wyrzuty sumienia.
  2. Candy14, nie mogłam wtedy, bo wymiotować (dosłownie) mi się chciało, chodząc po mieście, w którym wszystko kojarzyło mi się z byłym. Stąd wybrałam doraźną pomoc, w postaci ucieczki daleko. Wówczas myśląc, że to pomoże. A tak w ogóle, to wstydzę się mówić o swoich problemach (patrząc komuś w oczy) i o tym, co głęboko jest we mnie, więc nie bardzo widzi mi się taka terapia. Nie zniosłabym osądzania. monk.2000, Widzisz, problem leży w tym, że ja wiem, co jest w stanie mnie uszczęśliwić i będzie tę ostoją nadziei. Tylko, że moje wygurowane ambicje, walczą z niską samooceną, dobitą nieśmiałością. I nawet jak jestem już wysoko, to spadam, potykąc się na małym kamyczku. Nie umiejąc walczyć. A później mniejsze rzeczy już nie smakują. Mam nadzieje, że rozumiesz co mam na myśli... kamysto, Tylko jak zrobię już przyjęcie, a bal nie wyjdzie, to jestem niżej niż na początku. Nie umiem z tym walczyć, chociaż wewnątrz mam przeczycie, że jestem w pewnym sensie lepsza od ogółu, to jednocześnie, czuje, że każdy ma mnie za nic. Mała dziewczynka, która zapewne, nie ma niczego mądrego do powiedzenia. Dziękuję Wam za odpowiedź na temat i przepraszam za zwkłokę z moją.
  3. Kochani, postanowiłam napisać tego posta, tym razem o mnie, bo chciałabym, dowiedzieć się co o tym wszystkim myślicie. Może uda mi się jakoś zebrać szerszy obraz sytuacji, w jakiej się znalazłam, a może dowiem się, że po prostu wymyślam. Przez internet mnie nie zjecie. Około półtora roku temu zdradził mnie mój chłopak i odszedł. Z dnia na dzień. Oczywiście świat mi się zawalił, bo był to poniekąd mój pierwszy facet, a układało się między nami świetnie, stąd tym bardziej było to dla mnie szokiem. Kończyłam wówczas studia. Byłam w trakcie sesji i przed obroną, do której podeszłam rzetelnie, tylko z szacunku do mojego promotora, który duże nadzieje we mnie pokładał. Spędziłam później pięć miesięcy praktycznie nie wychodząc z domu, przesypiając połowę dnia i noce. Później poszłam do pracy, której skądinąd nienawidzę. Jednak musiałam uciec daleko od miejsca, gdzie wszystko przypominało mi byłego i ciągnęło mnie na wymioty, to była moja jedyna alternatywa. A teraz tak tkwie w miejscu. Wstaję rano idę do pracy, przychodzę z pracy, gotuję, jem kąpię się idę spać, wstaję, później piątek to idę spać i wstaję z łóżka w razie konieczności i może w niedzielę już wyjdę na chwilę, nie dłużej niż godzinę, dwie. Raz na miesiąc spotkam się ze znajomymi, ale tylko myślę o tym żeby być już w domu. Nie mówię o sobie. Nowe miejsce, nowi ludzie a ja incognito. W międzyczasie byłam kilka razy u psychologa, ale tak bardziej na konsultacji. Powiedział mi wtedy, że potrzebuję terapii. Nie byłam gotowa. Zrezygnowałam. Jestem bardzo nieśmiała. Onieśmielają mnie sytuacje normalne. Nie wiem jak się zachować, najwolałabym się przykryć peleryną niewidką. Czuję się do tego totalnie osamotniona. Tęsknię za tym co było. Boję się wielu rzeczy. Boję się tego co inni pomyślą nawet. Brak mi wiary w swoje możliwości i nie potrafię się cieszyć zwykłymi rzeczami, bo moje ambicje są wygórowane. Myślę, że duży wpływ na ukształtowanie się we mnie takich cech, był mój brat, który ciągle mnie krzywdził emocjonalnie i potępiał każdy mój wybór. Mieszał z błotem. Macie dla mnie jakieś rady? PS: Przepraszam za nieład w wypowiedzi, ale sama nie wiem co powinnam napisać. Wybrałam chyba sedno, reszty możecie dopytać. Prosze o rady, bo chcę ruszyć do przodu...
  4. A ja jestem za słaba... I nie chciałabym wiedzieć... Porozmawiałabym na Twoim miejscu z Ojczymem...
  5. W "Małym Księciu" jest taki cytat, brzmiący, mniej więcej: Jesteś odpowiedzialny, za to co sobie oswoiłeś. Weź zachowaj się jak facet z jajami, a nie pies i zaopiekuj się swoją żoną, której przysięgałeś. A jak Cię na to nie stać, to przepraszam, ale gdzie Ty miałeś głowę, jak zakładałeś rodzinę? Bo chyba nie na karku... PS: Zakazany owoc lepiej smakuje... Przemysl sobie wszystko i pomysl o dobru Twojej rodziny, w koncu jestes jej głowa. Zyczę dobrych wyborów...
  6. Tak, życie zmieniło jej się całkowicie. Chociaż nie zrozumiała, tego, że na pierwszym miejscu powinno teraz być dziecko i jego potrzeby (nawet posiadania pełnej rodziny), a nie jej własne. I chociaż kocham ją ogromnie, to tym bardziej widzę, że coś tutaj jest nie tak...
  7. Dziękuję za odpowiedź. Wiesz, tylko ja nie wiem co się stało, w sensie, skąd taka zmiana w jej zachowaniu. Pamiętam, jak zaczynała się spotykać z tym chłopakiem, mówiła mi właśnie, że ma dziecko- a ona się cieszyła, mówiła jakim to wspaniałym jest ojcem i jak kocha tego malucha, wówczas kilku-miesięcznego. Później jak zaczęli się spotykać, mieszkać razem, mówiła, że jej facet jest dojrzały i znowu to, że miał on już swojego potomka, odbierała jako plus, bo widziała jego dojrzałość emocjonalną i to, że nie myśli o głupotach, bo obowiązki nauczyły go poważnego życia. Jak matka tamtego chłopczyka, próbowała ogrniczać kontakty ojca z dzieckiem, to moja siostra też to ewidentnie przeżywała. A teraz mówi, że nienawidzi. I inne takie. Co do ślubu kościelnego, to też sprawa była jasna od początku. Chłopak jest Anglikiem, wychowany w dobrej rodzinie, która niestety, pewnie przez zaszłości historyczne, nie zakorzeniła w sobie religii w jakiś mocny sposób. On nawet nie jest ochrzczony. I tak jak wspólnie mogą obchodzić tradycje, tak na tym jest koniec. Chociaż co do wychowania ich wspólnego synka, to chce by był Katolikiem, na Chrzcie naznaczył go znakiem krzyża. Ona naprawdę ma w nim wsparcie. Nie rozumiem jej toku myślenia, bo przeszkadzają jej rzeczy w nim, które znała od początku, a nie przeszkadza jej to, że najprawdopodobniej odbiera swojemu maleństwu szansę na dorastanie w pełnej rodzinie. Nie wiem czy to ma jakiś związek, ale po porodzie moja siostra miała depresję. Ja nawet przyjechałam do nich na dłuższy czas, chociaż to o kroczek, ale jednak, odchodziło od moich planów. Wspieraliśmy ją oboje. Brała tabletki antydepresyjne. Wydaje mi się, że ona ma zaburzone postrzeganie rzeczywistości. Ma 30 lat, niedojrzałe zachowanie, chyba, w tym wieku nie powinno się pojawiać, ot tak... Nie wiem. Na terapię się nie zdecydują, z resztą jej już na związku nie zależy... Czyli ja nic nie poradzę już? (Rozmawiać z nią próbowałam, ale ona się albo obraża, albo właśnie mówi, że i tak jej nie zrozumiem.
  8. To nie powinno być moją sprawą, jednak bardzo mnie martwi. Może Wy mi coś doradzicie? Chodzi o rodzinę mojej siostry. Jest ona w związku niezalegalizowanym, ze względu na to, że jej partner jest niewierzący. Ona jednak by chciała konkordatowy ślub, a nie sam cywilny. I tak czekają. W każdym razie 5 miesięcy temu urodził im się synek. Ponadto partner mojej siostry ma drugiego synka, o którego istnieniu, moja siostra wiedziała, zanim się w ogóle z nim związała. Chlopiec jest u nich 2 razy w tygodniu na popołudniu i co drugi weekend od piątku do niedzieli. Moja siostra, która kiedyś nawet mi powiedziała, że troszkę kocha tego dzieciaczka, tak teraz mówi, że go nienawidzi. (Nie rozumie, tego, że jest to niczemu niewinne, bezbronne dziecko.) Dzisiaj potrafiła zabrać mu z ręki zabawkę mówiąc, że to nie jego lub ignorując to co on mówi. Twierdzi, że chłopiec jest zepsuty i niegrzeczny. A obiektywnie, jest on taki jak każde inne dziecko. Owszem, rzadko sprząta po sobie zabawki, ale jeszcze jest mały. Ciągle mówi "ja chcę to, jak chcę tamto", ale nauczył się mówić proszę i dziękuję. Do tego ma dobre serduszko. Ogromnie kocha swojego młodszego braciszka i jest dla niego bardzo dobry. Mówi, że kocha... nawet moją siostrę, która przy nim mówi o nim przykre rzeczy. Dalej, moja siostra jest zazdrosna o czas i energię jaką jej partner poświęca dla swojego drugiego syna, przy czym zarzuca mu brak pomocy w opiece nad ich wspólnym dzieckiem i brak wsparcia jako takiego. Co, wg mnie, jest nieprawdą. I wyssane z palca. Moja siostra mówi mi, że i tak jej nie zrozumiem. W każdym razie dzisiaj/wczoraj się rozstali. Nie podjęli jeszcze rozmowy na temat tego, co będzie dalej, kto i gdzie się wyprowadza i co z dzieckiem etc. Powiedzcie mi skąd takie zaburzenia w postrzeganiu rzeczywistości u mojej siostry? Czy mogę próbować pomóc podjąć jej właściwszą decyzję? Jeśli za mało napisałam, żebyście mogli coś doradzić, to proszę o pytania. Starałam się napisać najważniejsze fakty.
  9. Powinieneś, tak jak ktoś Ci zaproponował, spróbować mediacji, mam nadzieję, że matka Twojego dziecka się zgodzi. To jest ogromnie przykre, że w tym wszystkim, najbardziej pokrzywdzona jest, już teraz, ta mała dziewczynka. Ważne jest, abyście oboje podeszli do całej tej sytuacji adekwatnie. To przecież nie o Ciebie chodzi, ani nie o Matkę, tylko o tę dziewczynkę. Jakie to smutne...
  10. Hmm, myślę, że warto spróbować. Chociaż osobiście, nie chciałabym się związać z młodszym facetem, bo po prostu bardziej ciągnie mnie do starszych, tak około 6-8 lat, to znam przykłady trwałych, bardzo fajnych związków, gdzie kobieta jest starsza. Np. moja siostra (która zawsze wiązała się z młodszymi chłopakami, jest teraz w poważnej relacji z 5 lat młodszym, mają już nawet małego dzidziusia.:) )
  11. Na moim przykładzie, powiem Ci, że to minie z czasem. Ja miałam takie bóle, właśnie przez jakieś 4 miesiące po rozstaniu z chłopakiem, które mocno przeżyłam. Do tego, już po lekkim wysiłku, zaczynało mi mocno bić serce, bądź robiło się słabo, np. podczas kąpieli, niezależnie od temperatury wody. Teraz nie miewam takiego bólu w ogóle. I mija rok od zakończenia się tamtej znajomości, ja czuję się dobrze. (I co lepsze, nie musiałam nikogo znienawidzić. ) Czas zaleczył rany. I chociaż pewnie w dalszym ciągu zrobiłabym dla niego prawie wszystko, bądź wszystko, to potrafię zaczynać żyć swoim życiem- a co najważniejsze snuć jakieś dalsze, bądź bliższe plany, nie uwzględniając w nich jego. :) Myślę, że Twój organizm potrzebuje czasu na regenerację w sensie fizycznym teraz. Także teraz tutaj tylko czas będzie wyznacznikiem. PS: Mnie minęło, ale jednak, jeśli się martwisz to zrób podstawowe badania, jak EKG. Wiesz, w sumie tak zdroworozsądkowo, to nie powinno się lekceważyć żadnych objawów. Jak coś to będziesz spokojniejszy i miał pewność, że wszystko wróci do normy.
  12. Milly

    Skojarzenia

    kopce- Kraków
  13. Hej, może Ona, po prostu, okazała swój szacunek Rodzinie, za którą jest współodpowiedzialna? Może to rozsądna Kobieta, której swego czasu, zawróciłeś w głowie, jednak Ona wyhamowała, by ratować swoją Rodzinę? Właściwie, to, według mnie, Ona Ci niczego nie zrobiła. Problemem jej mońże być to, że nie umie rozmawiać o problemach- w takiej Niej się zakochałeś. Ja oczywiście rozumiem Twój ból, chociaż na dobre Ci wyszło. Nie rozwaliłeś niczyjej Rodziny. Wierzę, że zasługujesz na swoje szczęście, które, zapewne znajdziesz. A czas tutaj jest złotym wyznacznikiem. Trzymaj się i okaż teraz szacunek sobie i zdystansuj się, nie zapominaj, że jej on się też należy, dlatego zaakceptuj jej rolę. Tymczasem trzymaj się.
  14. A ja myślałam, że to tylko faceci mają upodobania do takich "zabaw". Nie pytasz, co prawda, o radę, jednak ja na Twoim miejscu zrezygnowałabym z takiej znajomości w ogóle. Z kilku powodów. Nawet jeśli okazało by się, że Wasz związek by się rozwinął, po pewnym czasie, gyby ona się serio zaangażowała, a Ty poczułbyś, że ją masz, myślę, że nie umiałbyś jej szanować, tak jak szanuje się kobietę. Zwłaszcza, że wywnioskowałam, miałeś ją za porządną dziewczynę. Po drugie, jak ktoś ma skłonności do zdrad etc., to są to właśnie skłonności. Po trzecie ona nie zasługuje na drugą szansę od Ciebie, a Ty zasługujesz na lepszy wybór. I wiele innych. Byłam w podobnej sytuacji do Ciebie. Tylko ja nie wiedziałam o tej drugiej. Nikomu tego nie życzę. I chociaż wiem, że zrobiłabym dla niego wszystko, to wiem też, że logicznie- dla mnie byłoby to złe. Trzymaj się i powodzenia w wyborach. Napisz nam, koniecznie, jak sytuacja się rozwinęła.
  15. Milly

    Samotność

    A można spytać, jak było na kawie? Nie spodobał Ci się jednak, czy Ty miałaś jakieś blokady? Może całkiem nieźle?I poważnie, jeśli pracujesz nad sobą, to będzie lepiej. Przestań tylko traktować porażki jak porażki tylko jak informację zwrotną dotyczącą tego, co jest źle. Było bardzo przyjemnie. Jednak, relacje z nim, wchodzą już w typowo blisko- przyjacielskie.
  16. Milly

    Samotność

    Może zahaczyłabyś się o jakich wolonatariat, gdzie mogłabyś pracować z dziećmi? Np. w szpitalach? Nie wiem z jakiego miasta jesteś, ale w tych większych to sprawnie funkcjonuje, sama się trochę angażowałam. Plus taki, że dzieci ośmielają, a ich wdzięczny uśmiech wynagradza wszystko inne. Lepiej bym wyszła na tym, jakbym go nie miała. Nie wiem, czy samotność się stopniuje, jak i nie wiem po czym wnioskujesz mój stopień. Nie wiem, czy wielu forumowiczów tutejszych spędza Święta zupełnie w samotności, tak jak ja.
  17. Milly

    Samotność

    Tak, możesz mieć rację, jestem trochę "insecure"... W zeszłym tygodniu byłam na kawie z kolegą. Całkowicie też zmieniłam ostatnio sposób ubierania, żeby nie wyglądać zbyt dziecięco.
  18. Milly

    Samotność

    Drodzy forumowicze, Pozwolę sobie wtrącić post do tego wątku. Są Święta, ja siedzę sama, trochę z wyboru, a właściwie leżę, bo nie wiem, czy już iść spać, czy może trochę później, żeby się również jaknajpóźniej obudzić. Nie wiem jak przejść do sedna sprawy, z którą chciałabym się z Wami podzielić. Samotność. Jestem ogólnie osobą bardzo nieśmiałą. Jednak szybko nawiązuję relacje. Wśród bliższych znajomych jestem ceniona, często proszona o rady. Z drugiej strony, szybko urywam kontakty. Wiadome, te, na których nie zależy mi jakoś wybitnie. Z drugiej strony, wśród osób starszych ode mnie, a nieznających mnie, ciężko jest mi się przebić. Wyglądam bardzo bardzo młodo, nikt nie traktuje mnie poważnie, nie dając szansy, tym samym, na poznanie, czy mam coś do powiedzienia, czy jednak nie. Zastanawiam się gdzie we mnie tkwi problem tak w ógole. Dlaczego mając 23 lata nie mam życiowego partnera? Już powoli mija rok od mojego rozstania z chłopakiem. Ja jestem sama, mimo, że nie leży to w moich planach. Marzy mi się rodzina, oj jak chciałabym mieć dziecko i stabilne życie. W tym momencie nawet nie mam po co żyć, tak de facto. Jedynie dla siebie. To dużo. Jednak nie mam duszy egoistycznej. Żyje z dnia na dzień, ale to nie mój wybór... Skąd taki stan rzeczy? Dlaczego nikt się mną nie interesuje, dlaczego tak ciężko jest mi wpaść na potencjalnego partnera? Nie sądzę by problem tkwił w fizyczności. Jednak tym mniej sądzę by tkwił on w moim intelekcie. To o co chodzi? Moi przyjaciele powoli się zaręczają, pojawiają się pierwsze śluby, a ja nawet nie mam z kim na nie pójść. Nie mnie oceniać, mój intelekt, ale w tym co robiłam, zawsze byłam dobra, pamiętam słowa mojego promotora: "Pani może w życiu osiągnąć, co tylko zechce. Wszystkie drzwi stoją otworem." W dzisiejszych realiach, mało realne. Jednak słowa padły= głupia nie jestem. Owszem wyglądam młodo, może bardziej dziewczęco, niż kobieco przez to. Ostatnio usłyszałam zza drzwi rozmowę mojej fryzjerki z pewną kobietą, że wyglądam jak księżniczka i jestem prześliczną dziewczyną. Tylko, że to wszystko jest tym bardziej przykre, że drzwi nie okazały się otwarte, a księżniczkę zdradził facet. Jest sama, zupełnie sama. Co sądzicie?
×