Skocz do zawartości
Nerwica.com

jestę_redaktorę

Użytkownik
  • Postów

    218
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez jestę_redaktorę

  1. wysłowiona, to też znam - ja raz usłyszałam, że leczenie jest do dupy, bo - cytuję - "uszkodzeni" ludzie są ciekawsi.
  2. Nikt nie chce być postrzegany jako "świr" i być z tego powodu traktowanym w jakiś szczególny sposób (szczególnie zły, w stylu "uwaga - wariat" czy szczególnie dobry "nie mów tego, bo to wariat"). Poza tym nerwicowość tym się różni od psychotyczności, że chory zdaje sobie w większości sprawę z absurdalności swoich zachowań - czuje, że nie pasuje. A inność to powód do wstydu. Taki mamy błędny kod w głowach. Jak często potrzeba sprawdzenia czy drzwi są zamknięte, piętnaście razy, wzbudziła w osobach patrzących na to z boku zrozumienie i współczucie? A jak często irytację i złość? Proste jak budowa cepa W sumie fajnie, że jest ten internet. Jest to jakiś wentyl.
  3. dla wielu fobie czy nerwicowe zachowania innych (zwłaszcza z zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi) to powód do beki. Żyję w dużym, teoretycznie nowoczesnym mieście i samego faktu choroby się nie wstydzę. Ale zachowań, które ta wywołuje już tak. Nie chcę być pośmiewiskiem.
  4. gdyby tak powiedzial to lepiej isc do innego.. terapeuta sie nie obraza na klientow - nigdy?
  5. no tak... muszę powiedzieć i noszę się z tym zamiarem od kilku sesji, ale się boję reakcji typu: "jak się nie podoba, to idź do innego", bo jakoś gdzieś wewnętrznie czuję, że jak nie on, to nikt. Więc zastanawiam się czy taka reakcja jest możliwa w ogóle, czy ktoś się kiedyś z czymś takim spotkał - że zwrócenie uwagi na system jego pracy może go urazić. Bo w gruncie rzeczy wiem, że on być może o mnie wie więcej niż ja o sobie i zasadniczo wie co robi ;-) (terapia ok. 3msc)
  6. no ten, że czuję, że coś jest nie tak. Generalnie jak się czyta na różnych stronach czy forach, że w gabinecie terapeuty powinno panować zrozumienie, akceptacja, poczucie bezpieczeństwa i tak dalej, to mi trochę smutno - bo ja tego nie czuję. I myślę, że terapeuta wie, że ja tego nie czuję. Ale na coś czeka. A może nie mam racji i w rzeczywistości to żadne urojenie tylko on faktycznie myśli, że jest wszystko ok? I zajmujemy się jakimiś płotkami, kiedy w pobliżu czai się rekin. Pytanie czy tego rekina widzimy obydwoje (i kto pierwszy ma powiedzieć "uwaga!"?) czy tylko ja. tylko nie wiem czy dlatego, że to właśnie jest mój problem (i w gruncie rzeczy moment, w którym bezpośredni kontakt z człowiekiem nie będzie wywoływał lęku, będzie momentem wyleczenia) czy dlatego, że to zły terapeuta. taka trochę pętla z tego wychodzi :)
  7. - No tak, tak... ja to wszystko wiem. Ale reakcji nie ma w ogóle żadnej. Problem nie został przedyskutowany, choć mam wrażenie, że on jest tego problemu świadomy. Czeka być może aż sama go wyrażę, ale ja nie umiem, bo się boję, że mnie wykopsa z terapii ("jak możesz podważać mój autorytet?!" czy coś:) ). Więc się wkurzam w domu (na niego, na siebie) i kręcę w swoich własnych... emocjach, urojeniach, rzeczywistych obawach - nie wiem. Stąd pytanie: czy taka złość jest "normalna" czy po prostu oznacza, że to nieodpowiedni dla mnie terapeuta?
  8. - no to przykład :) poruszam temat, który teoretycznie w zwykłej relacji, powinien wywołać reakcję współczucia w drugiej osobie (wiem, że terapia to nie jest zwykła relacja, ale jednak :)). Czyli jakby, w pewnym sensie, sprawdzam go. Reakcji nie ma. I nie wiem czy to dlatego, że faktycznie to zlewa, czy dlatego, że jego "zlewanie" wywołuje we mnie coś, co nakręca dalsze działanie (choćby to, że się zastanawiam nad tym czy kreuję albo koloruję rzeczywistość w celu uzyskania jakichś profitów - tu: współczucia? Czy może naprawdę mam tak przejebane, jak mówię ). Czy zlewa mnie, bo po prostu ma za chwilę pacjenta, którego problemy są poważniejsze i ciekawsze.
  9. - mam zaburzoną ocenę stosunku innych ludzi (w tym terapeuty) do mnie, ale nie zupełnie odrealnioną. Więc z jednej strony domyślam się, że te emocje to niejako odbicie moich lęków. I że zachowanie terapeuty (to, co do mnie mówi) jest celowe, w sensie nakierowane na wywołanie określonych reakcji u mnie. Ale z drugiej strony nie wiem czy to faktycznie moje urojenie, czy prawidłowa reakcja. Innymi słowy: chcę wierzyć, że robi to celowo i dla mojego dobra (ergo: posunięcia procesu terapii naprzód). Z drugiej strony zastanawiam się czy to nie jest naiwne. Czy terapeuta nie jest po prostu taki (złośliwy, arogancki, niewzruszony na to, co mówię). Najprościej byłoby zapytać wprost: widzę, co się dzieje i nie wiem czy robisz to celowo? To mój pierwszy kontakt z jakąkolwiek formą leczenia psychicznego i czuję w tym dość głębokie zagubienie.
  10. Więc w jakich sytuacjach (jeśli w ogóle takie istnieją) terapia może zostać przerwana przez terapeutę?
  11. A co zrobić gdy klient obawia się, że takie stwierdzenie, komentarz czy wyrażenie obaw sprawi, że terapeuta nie wiem... obrazi się? kiedy strach przed utraceniem terapii jest silniejszy niż potrzeba wyrażenia emocji. Zwłaszcza, że m.in. to jest materiał (powód) spotkań z psychoterapeutą.
  12. Witajcie, chciałabym porozmawiać o problemach, jakie mogą pojawić się podczas terapii (czy mamy na forum jakichś terapeutów? byłoby super gdyby zabrali głos :)). Chodzi mi o to czy często zdarza się, że klient w stosunku do terapeuty odczuwa np. nienawiść, złość czy nawet agresję lub też że odczuwa te same emocje ze strony terapeuty (albo ma takie wrażenie)? Zdaję sobie sprawę z tego, że to może być element terapii. Ale kiedy wyczuć granicę między tym, co właściwe a momentem, w którym należy terapię (dla własnego dobra) przerwać lub zmienić terapeutę? Czy to w ogóle możliwe?
×