Witam,
mam 22 lata. Swoją walkę z depresją zawsze porównuję do długiej drogi pod górę...
Prawda jest taka, że droga ta była wyboista, pełna kamieni... spadały z góry, kaleczyły stopy, ale nic się nie dzieje bez przyczyny. Przyświecał mi cel: odzyskać to co straciłam w oczach najbliższych, odzyskać równowagę, pożegnać przeszłość raz na zawsze. Ostatecznie...wygrałam tę walkę. Mogę być z siebie dumna. Kiedy wszystko co złe minęło zdałam sobie sprawę, że nie walczyłam z otoczeniem, z poprawieniem jakości swojego życia tylko ze samą sobą. Wygrałam z tą częścią mnie, która mnie wciąż krytykowała i dołowała. Wygrałam z egoizmem i egocentryzmem, krytycyzmem...
Kiedyś byłam ciężka od myśli o byciu kimś innym, te myśli były kulą u nogi...
Dzisiaj jestem lekka jak piórko, bo szanuję siebie. Dzisiaj znam swoją wartość i akceptuję swoją niedoskonałość. Ciężko pracuję nad sobą i buduję wszystko na nowo. Całe życie od podstaw, jakie zrujnowała depresja.
Nigdy nie wyjdę z tego do końca. Zawsze będę podatna na emocjonalne upadki i ostatnio ciężej się podnieść z ziemi...
Brakuje motywacji, złe myśli wracają... muzyka nie pomaga, spacery nie wchodzą w grę... jak sobie radzić z ponurymi myślami?? Jak wyjść na prostą??
Pozdrawiam Was Kochani!