Skocz do zawartości
Nerwica.com

Student20

Użytkownik
  • Postów

    65
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Student20

  1. Nie, wsumie nie mam takiej możliwości. Leczenie musiałbym sam sobie finansować, a na to mnie nie stać. Łatwo się mówi. Owszem mam taki plan. Gorzej z jego realizacją. Przebyanie w tym domu sprawia, że nie mam siły ruszyć się gdziekolwiek, a żeby się wyprowadzać trzeba mieć kase na kilka miesięcy przynajmniej, żeby spokojnie móc szukać pracy na miejscu i przeżyć. Inną kwestią jest wynajem i utrzymanie mieszkania, nawet za to 1.200 netto pensji, wystarcza średnio na rachunki i wynajem. A trzeba coś jeść...
  2. Witam! Już nie student i nie 20 tylko 22 lata. Ale znowu bez perspektyw, pomysłu na życie, a przede wszystkim wsparcia... Na Forum trafiłem gdy zwiałem z domu, w którym nie szło wytrzymać na studia do Lublina. Poznałem tu pewną dziewczynę, która zniszczyła mi w efekcie życie. Rok temu mieszkaliśmy razem, planowaliśmy ułożyć sobie życie... Ale moja depresja wróciła, ona coraz mniej mnie wspierała i było coraz gorzej. Brak motywacji, ciągłe problemy ze wszystkim... Ale jakoś to trwało. Do momentu gdy nie odkryłem, że zdradza mnie na prawo i lewo. Próba samobójcza, odkręcony gaz... Jakaś ostatnia normalna cząstka mnie w akcie desperacji sprawiła, że zadzwoniłem na policję, żeby mnie stąd zabrali. Szpital, oddział psychiatryczny, kilkumiesięczne dochodzenie do siebie. Gdy trafiłem do szpitala wyczyściła mi konto bankowe. Nigdy się nie otrząsnąłem do końca. W samym szpitalu po dokładnie zaplanowanej akcji trafiłem w podziemia, z zapasem czasu i żyetką. Tu informacja, jakby kto chciał sobie żyły podcinać to nie ma sensu, chowają się cholernie głęboko, przeciąłem całą jedną, z której krew płynęła minutę... Na 12 ran... Po 2 miesiącach w szpitalu i kilku kolejnych psychoterapii prywatnej byłem w stanie jako tako funkcjonować, na tyle żeby nie myśleć o śmierci... Ale. Straciłem studia, pracę, mieszkanie. Byłem zmuszony wrócić do miejsca w którym wszystko się zaczęło, do rodzinnego domu. Rodzice się nienawidzą, matka rozmawia tylko z siostrą. Wieczne wrzaski, awantury i pretensje, że darmozjad jestem i jak sie wyniosłem z domu to dla mnie de facto miejsca już tu nie ma. Gdy w domu po raz trzeci próbowałem się zabić zjadając jakieś 100 tabletek. Przyjaciółka, której wysłałem smsa z wyjaśnieniami zadzwoniła do mojej matki. Ta przyjechała, zaczęła się drzeć i wsumie tyle... Nic ięcej nie pamiętam, obudziłem się na drugi dzień. Nie widzieli powodu nawet na płukanie żołądka mnie wysłać. Nawet nie mam gdzie od tego od począć, a matka 3 razy dziennie wrzeszczy po mnie, że mam sobie robote znaleźć i sie wynieść bo jej zawadzam. Z każdym dniem mam mniej sił, ratuje się jeszcze koncertami, staram uciekać w muzykę, żeby nie słyszeć co się w domu dzieje. Ale ile tak można. Nie wiem jak z tego wybrnąć. Znaczy się wiem, ale to ostateczność... Z góry przepraszam za błędy językowe i chaotyczność wypowiedzi, ale od 3 tygodni mam problem z bezsennością i nie mam siły myśleć...
  3. Nie łam się, sam mam nawrót. Ja zrezygnowałem ze studiów (mam 22 lata już i nie studiuję, więc nick wprowadza w błąd) i żałuję bardzo. W akcie desperacji podczas próby samobójczej zadzwoniłem na policję, żeby mnie stąd zabrali. Trafiłem na oddział psychiatryczny w bytomskim szpitalu. I po 3 miesiącach doszedłem do siebie dzięki pomocy wielu NORMALNYCH ludzi, chyba tamci pacjenci byli i są najnormalniejszymi ludźmi jakich znam... Pomogło i gdyby nie traumatyczne wspomnienia z kobietą z tego Forum i sytuacją w domu miałbym normalne życie...
  4. Student20

    Co mi jest?

    NIestety, nie ułożyło się...
  5. "Sen, jak śmierć, leczy boleści serca..." Czyżby?
  6. Ewa mnie zostawiła... Powiedziała mi, że już na 100% wie, że mnie nie kocha. Już nie. W najbliższym czasie (miesiąc, dwa...) chce wyjechać do Irlandii. Tam bez problemu może zacząć nowe życie. Jest ktoś na kogo pomoc może liczyć. W tej chwili nie jestem w stanie nic więcej napisać. nikt i nic nigdy nie było i nie będzie dla mnie tak ważne jak ONA!
  7. Do Zakopanego pojechała z przyjacielem odpocząć ode mnie. Stwierdziliśmy, że tak będzie lepiej i po powrocie zobaczymy co dalej... A co do spotkania to ja jestem otwarty na propozycje Ewa pewnie też chętnie się spotka. My obecnie mieszkamy w Bytomiu... Zgadza się, zacząłem uciekać od takich osób (z całą rodziną na czele). Nie da się co kilka minut słuchać iź do roboty, weź sie za nauke to nie będziesz miał czasu myśleć o pierdołach... A jeśli chodzi o partnera/ke z nerwicą to też w pełni zgadzam się z linka656, daje to tak potrzebne poczucie zrozumienia, ale nie zawsze ma wystarczająco sił by pomóc... Łatwo jest kogoś za sobą pociągnąc, "zarazić" złym samopoczuciem... I pod tym stwierdzeniem podpisuje się wielkimi złotymi literami. Miłość jest wstanie pokonać wszelkie bariery. Podsumowując wydaje mi się, że bardzo ważną sprawą jest mieć obok kogoś bliskiego, partnera/ke, przyjaciela (również tych internetowych!). Jeśli jest zrozumienie, jest czego się uczepić i brnąć do przodu. Szukajcie a znajdziecie!
  8. Lepiej bym tego nie ujął... Właśnie gapie się w tą otchłań i zastanawiam co zrobię jeśli życie nie da mi szansy na poprawę, jeśli ona mi jej nie da...
  9. Trzecia noc bez niej i... trzecią noc jestem dosłownie przerażony! Nie wiem co jest grane...
  10. Dzięki serdeczne! Pozdrowię jak tylko wróci z Zakopanego I dalej, byle do przodu, nie obracając się za siebie... WALCZYĆ O SWOJE!
  11. Student20

    Co mi jest?

    Popieram, ja potrzebuję zrozumienia jak powietrza do oddychania, a tu je znajduję. Dzięki Wam wszystkim potrafie wstać, wyjść do lekarza...Może będe potrafił wrócić do pracy i naprawić relacje z narzeczoną... Dziękuje Wam kochani! ---- EDIT ---- Aaa...zapomniałbym. Ja na tarczyce leczyłem się 6 tygodni w szpitalu i faktycznie pierwsze pytanie jakie padło z ust lekarza to: Czy w rodzinie ktoś miał problemy z tarczycą...
  12. neina, Faktycznie... W sytuacji kryzysowej skorzystam z tego rozwiązania. Działam dosyć impulsywnie i wolałbym wylądować w szpitalu zanim wsiąde w pociąg i wyjade na drugi koniec Europy na bilecie kredytowym... Albo i gorzej. Mam kogoś szczególnie mi bliskiego, problem w tym, że ta osoba też ma problemy z nerwicą i agorafobią... W dodatku jest po rozwodzie, mąż znęcał się nad nią psychicznie i fizycznie, a ja z pomocą kilku osób wyciągnąłem ją z tego piekła... Teraz mieszkamy razem i próbujemy się odnaleźć w tym wszystkim... A poznaliśmy się tu, na tym forum
  13. COMA... Temat rzeka. Każdy tekst znam na pamięć, na koncercie zapominam o chorobie, o wszystkim. Pomagają, wielu ludziom. Polecam każdemu kto lubi wyszukane teksty i rockowe brzmienia...
  14. Taa ZŁOŚĆ... Bardzo często np. patrzę na szklankę stojącą na stole i widzę siebie rzucającego ją z ogromnym impetem w ścianę... I tak ze wszystkim...
  15. Heh. Czwartek wieczór, paniczny lęk przed samotnością, przed tym że sam się zniszcze... Tej nocy nie zasnąłem. 6:30 - wstałem, nareszcie... Zebrałem się w sobie i pojechałem do poradni. Na miejscu siedziałem godzinę i... usłyszałem, że p. doktor wzięła sobie wolne... Zadzwonić w poniedziałek i umówić się na kolejny termin... Potem się dziwić że są samobójstwa... MUSZE dzisiaj z kimś pogadać bo oszaleje... Idę szukać innej poradni, która dzisiaj by mnie przyjęła...
  16. Wie... Niestety wie. I nic więcej nie chce wiedzieć, nie chce czytać, nie chce rozmawiać z żadnym lekarzem, z kimkolwiek, ani na swój temat, ani na mój temat...
  17. Cóż...Miałem ciężką noc, kryzys. Mimo wszystko udało mi się zwlec rano z łózka i dojechać do poradni. Później 3 godziny siedziałem pod gabinetem p. psycholog i walczyłem z sobą by odważyć się wejść i zapytać kiedy mogłaby mnie przyjąć, że chce dziś, że jak z kimś nie pogadam to się zabije... Wydusiłem z siebie tylko (albo aż?) tyle, że chciałbym umówić się na wizyte i że zależy mi na czasie... Termin: Piątek, 8:30... Niezadowolony rezultatem pojechałem do mojego lekarza rodzinnego, do którego mam zaufanie i przedstawiłem mu sytuację czarno na białym (znał sytuację sprzed roku, gdy było ze mną lepiej). Po 45 minutowej rozmowie i telefonie do jakiejś koleżanki ustaliliśmy, że jutro pojadę do ośrodka i przedstawię swój problem... Generalnie jestem z siebie zadowolony, wstałem, wyszedłem i póki co nie mam tak natarczywych myśli samobójczych (wyżaliłem, wygadałem sie mojej lekarce...) ---- EDIT ---- Wybaczcie, że post pod postem. Kryzys, najpoważniejszy, Złamałem się. Brak zrozumienia przez rodzinę mnie rozbił. Chce ratować swoje zycie! Matka ma nerwice (i ja to wiem!), ojciec ją z siekierą gonił po domu, ożeniła się z moim tatą tylko po to by wyrwać się z domu. Nie chce, kategorycznie nie chce iśc na terapie, nawet na rozmowę z psychologiem, terapeutą, psychiatrą...nawet w mojej sprawie! Nic, zero! Dla wszystkich jestem ciężarem i non stop mi to jest wypominane, nawet niekoniecznie świadomie... Nie mam gdzie się podziać, modle się, by moja narzeczona mnie nie zostawiła, bo to będzie koniec. Definitywnie. Z drugej strony nie chce nikomu być dłużej przeszkodą... K&^wa nie wiem jak się z tego wyplątać...Potrzebuje wsparcia... NIE CHCE UMIERAĆ! CHCE ZNOWU BYĆ SOBĄ !!!
  18. Faktycznie... W wielu kwestiach możemy podać sobie ręke. Nie wiedizałem, że te zaburzenia wzroku też łączyć z jakimiś objawami nerwowymi! W moim wypadku, szczególnie gdy jest ciemno, nie potrafię odczytać jasnych neonów, podświetlonych napisów na sklepach itd... W dzień zdarza się, że widzę jak przez mgłę...
  19. ant, A ty co z tym robisz? Bo normalnie z tym funkcjonować się nie da... Ja postanowiłem rano jechać do przychodni, w której kiedyś byłem. Może jeszcze istnieje, może mnie przyjmą, może ktoś mi uratuje życie... Swoją drogą, pół godziny temu miałem atak paniki, chodziłem tam i zpowrotem po przedpokoju. Tata zapytał co tak chodzę, rzuciłem mu się w ramiona mówiąc, że potrzebuje pomocy, że mam myśli samobójcze, że narzeczona chce ode mnie odejść, że nie wytrzymam... a on poklepał mnie po plecach, powiedział, że taki jest świat dorosłych, doradził zająć się pracą i poszedł spać... I co wy na to?
  20. No właśnie...Ja mam już dość takiego życia. Przestałem walczyć z wiatrakami, nie mam siły... Już się wykończyłem... Jedyna bliska mi osoba jest chora na agorafobie... Zresztą ma dość swoich problemów i w pełni to rozumiem. Życie ze mną pod jednym dachem jest okrutnie męczące... Wiesz co usłyszałem od rodziny? Na lenistwo nie ma lekarstwa, weź się do roboty a nie szukaj sobie pretekstów do obijania się, bo zaraz Nam wmówisz, że masz depresje... Tyle od matki Od reszty rodziny, weź sie do roboty, to jedyne lekarstwo na depreche... Ciężka praca. Jeśli od kogokolwiek usłyszę jeszcze raz, nie udawaj, weź się do roboty, to przysięgam, odbiore sobie życie bez mrugnięcia okiem... Apropos pracy, miesiąc temu zostawiłem bardzo dobrą posadę. Nie byłem i nie jestem w stanie normalnie funkcjonować. Reszta omija mnie szerokim łukiem.... Bardzo możliwe, tylko jak tak dalej pójdzie to mogę nie zdążyć tam trafić...
  21. Odstawiłem po 2 miesiącach, rezultat leczenia tym był tylko taki, że w pracy urywał mi się film (zresztą nie tylko w pracy) i nie wiedziałem co robie, kompletnie... Uczelnia w Lublinie...
  22. Taa... Problem w tym, że po pierwsze: Nie moge się zarejestrować w UP, bo uczelnia zwleka ze zwrotem moich papierów, po drugie: NIE MAM SIŁY. Zdechne w 4 ścianach tej kawalerki... POzatym byłem już raz u lekarza i po 6 godzinach w poczekalni usyszałem, że mam brać Bioxetin i mi przejdzie. A jest 2 razy gorzej. Po tym świństwie tylko pamięć i koncentracja mi już całkiem padła... Zresztą i tak mi wszystko jedno... Nie wiem po co Wam gitare zawracam, przepraszam...
  23. Witam Nie potrafie dłużej zyć z takim ciężarem. Do rzeczy: -nie mam siły, kompletne! Nie potrafie wstać z łóżka, chodzić, kiwnąć palcem... Umysł mówi: wstań, a ciało mu na to: wała... Nie potrafię nawet wyjść z domu, o pracy nawet nie wspomne... A mam własne mieszkanie za które 10-go będe musiał zapłacić. Od Miesiąca już nie pracuje, 8 godzin wysiłku grubo ponad moje siły... - siadła mi pamięć i koncentracja, Nie wiem co mówie (nie pamiętam), robie coś, chwile później potrafie wmówić komuś z kim tą czynność wykonywałem, że nic takiego nie robiłem... Nie potrafie kompletnie się skoncentrować - ciężko mi się oddycha, cały czas biore głębokie wdechy, zmęczenie totalne - napady agresji, chęć wysadzenia otoczenia w powietrze, patrze na szklanke na stole i widzę, jak rozwalam ją na ścianie... - nie potrafie ruszyć się z łóżka przed 12, niezaeżnie od tego o której kłade się spać. - wszystko mi jest TOTALNIE obojętne... Najwyżej, pewnego pięknego dnia skończe swój marny żywot pod pociągiem... - ostatnio coraz częściej napady takiego dziwnego lęku, jakbym coś złego zrobił i teraz wychodziło to na jaw... Niepokój Nie mam siły iść sam do lekarza, pozatym nie jestem ubezpieczony...(nie pracuje już, nie jestem zarejestrowany w UP, ni eucze się...) Nie mam wsparcia ze strony rodziny, która tylko mnie dobija, wyzywając od leni i nierobów... POMOCY, chcę umrzeć...
  24. Chętnie bym do Was dołączył, ale będe już w Lublinie siedzieć niestety. Chociaż... Może jednak wsiąde w pociąg i przyjade.... :) Wyjdzie w praniu. Jak coś to dam znać :) POzdrawiam serdecznie!
×