Skocz do zawartości
Nerwica.com

Mikro.

Użytkownik
  • Postów

    86
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Mikro.

  1. Cześć, zakładałam tutaj już jeden temat (TUTAJ), ale to jest trochę inna sprawa, a zresztą tamten temat jest stary i nikt nie będzie chciał się tam wypowiadać Napisałam tam o moim przygnębieniu z powodu zawalenia studiów, o tym, że nie mam na nic sił. Życie mi przecieka przez palce, a ja boję się podjąć jakiekolwiek działanie z obawy przed porażką. Wiem, że to jest złe podejście, bo kto nie próbuje, ten nie zwycięża, ale to jest silniejsze ode mnie Ale, ale, ja nie chciałam o tym. Po tym krótkim wprowadzeniu w moją sytuację psychiczną, przejdę do sedna tego tematu. Otóż postanowiłam w końcu coś w swoim życiu zmienić, ale kompletnie nie wiem, jak się do tego zabrać. Nie wiem, za co się zabrać, jak i czy to nie będzie dla mnie za trudne. Wiem, że "nie jesteście mną, więc nie możecie doradzić" ani "nie wiecie, co dla mnie byłoby najlepsze", ale ja poszukuję raczej jakiejś inspiracji. Chciałabym poczytać, jak WY osobiście poradziliście sobie z urozmaiceniem i podniesieniem jakości swojego życia, jeśli wcześniej było nudne i czy to w ogóle możliwe. Czuję się jak w jakiejś czarnej dziurze. Nie wiem, za co się najpierw zabrać, a potrzebuję w miarę SZYBKIEGO rozwiązania, bo już półtora roku zmarnowałam na takich jałowych rozmyślaniach! Wiem, że dla większości to są sprawy oczywiste, ale ja pytam osoby, które naprawdę to rozumieją, miały podobnie itp...
  2. Może zapisz się do jakiegoś klubu zrzeszające osoby o danych zainteresowaniach, np. jakiś klub sportowy, kółko szachowe, cokolwiek. Nawet, jeśli nie poznasz tam dziewczyny, to plusy są następujące: - na pewno poznasz jakichś interesujących ludzi - wypełnisz sobie pożytecznie czas na samorozwój zamiast marnować najlepsze lata przed telewizorem A dziewczyna "przyjdzie" z czasem
  3. Może zapisz się do jakiegoś klubu zrzeszające osoby o danych zainteresowaniach, np. jakiś klub sportowy, kółko szachowe, cokolwiek. Nawet, jeśli nie poznasz tam dziewczyny, to plusy są następujące: - na pewno poznasz jakichś interesujących ludzi - wypełnisz sobie pożytecznie czas na samorozwój zamiast marnować najlepsze lata przed telewizorem A dziewczyna "przyjdzie" z czasem
  4. Mikro.

    Praca na etacie, pomocy!!

    Ja mam przeciwnie- panicznie boję się zmian, nowych zadań, nie odnajduję siew tym a większość prac właśnie taka jest- albo muszę jeździć w nieznane rejony, albo co chwilę mi zlecają co innego- więc zazdroszczę Ci bardzo.
  5. Mikro.

    Praca na etacie, pomocy!!

    Ja mam przeciwnie- panicznie boję się zmian, nowych zadań, nie odnajduję siew tym a większość prac właśnie taka jest- albo muszę jeździć w nieznane rejony, albo co chwilę mi zlecają co innego- więc zazdroszczę Ci bardzo.
  6. Jesteś facetem, a facet może z powodzeniem spłodzić potomstwo nawet po 45 r. życia, natomiast w przypadku kobiety to nie jest tak różowo. Niby można się uprzeć itp, ale po pierwsze, im starsza kobieta, tym większe ryzyko upośledzenia potomka, po drugie- ciąża obciąża organizm, wiec to nie jest bez znaczenia dla organizmu nie pierwszej już młodości (nie mówię, że 45-latka to stara kobieta, ale na ciążę- już trochę...) Więc możesz sobie spokojnie jeszcze starać się zadbać o swój status materialny- więc nie dołuj się, że nie założysz rodziny- bo jako facet masz na to czas
  7. Jesteś facetem, a facet może z powodzeniem spłodzić potomstwo nawet po 45 r. życia, natomiast w przypadku kobiety to nie jest tak różowo. Niby można się uprzeć itp, ale po pierwsze, im starsza kobieta, tym większe ryzyko upośledzenia potomka, po drugie- ciąża obciąża organizm, wiec to nie jest bez znaczenia dla organizmu nie pierwszej już młodości (nie mówię, że 45-latka to stara kobieta, ale na ciążę- już trochę...) Więc możesz sobie spokojnie jeszcze starać się zadbać o swój status materialny- więc nie dołuj się, że nie założysz rodziny- bo jako facet masz na to czas
  8. To zupełnie dwie różne rzeczy i inny poziom Nie mówiąc już o tym, że nie zapisujemy się do kościoła z własnej inicjatywy, prawda? A potem, jak ktoś jest niepraktykujący, ale nie wycofał papierów to jego sprawa i nikomu nic do tego. Tak Cię to razi? Może papiery go w ogóle nie obchodzą, wystarczy, ze nie przyjmuje księdza i nie chodzi do kościoła, może przeżywa kryzys wiary i nie chce się kategorycznie odcinać od kościoła- powodów mogą być setki, ale przecież najłatwiej jest od razu wszystkich wrzucić do jednego obszernego wora z pieczątką "hipokryta"- wojujący z kościołem zarzucają mu głównie jego radykalizm, a sami są niemniej radykalni Jak dla mnie największą hipokryzją jest bycie "wierzącym praktykującym" dulszczakiem, ale swoją drogą bycie "niewierzącym niepraktykującym" i zainteresowanie sprawami katolików czy ogolnie chrześcijan/ wyznawców czegoś tam/ i klasyfikowaniem ich "hipokryta" czy "nie hipokryta" też jest wg mnie hmmm... specyficznym zajęciem :) no ale ok, nie wnikam.
  9. To zupełnie dwie różne rzeczy i inny poziom Nie mówiąc już o tym, że nie zapisujemy się do kościoła z własnej inicjatywy, prawda? A potem, jak ktoś jest niepraktykujący, ale nie wycofał papierów to jego sprawa i nikomu nic do tego. Tak Cię to razi? Może papiery go w ogóle nie obchodzą, wystarczy, ze nie przyjmuje księdza i nie chodzi do kościoła, może przeżywa kryzys wiary i nie chce się kategorycznie odcinać od kościoła- powodów mogą być setki, ale przecież najłatwiej jest od razu wszystkich wrzucić do jednego obszernego wora z pieczątką "hipokryta"- wojujący z kościołem zarzucają mu głównie jego radykalizm, a sami są niemniej radykalni Jak dla mnie największą hipokryzją jest bycie "wierzącym praktykującym" dulszczakiem, ale swoją drogą bycie "niewierzącym niepraktykującym" i zainteresowanie sprawami katolików czy ogolnie chrześcijan/ wyznawców czegoś tam/ i klasyfikowaniem ich "hipokryta" czy "nie hipokryta" też jest wg mnie hmmm... specyficznym zajęciem :) no ale ok, nie wnikam.
  10. No napisałam Ci- znaleźć w sobie jakąś pozytywną stronę, coś w czym jesteś dobry, a jak w niczym nie jesteś dobry, to znaleźć coś od zera i się temu poświęcić. Pasje rozwijają, człowiek z zainteresowaniami to człowiek interesujący. Niby drobnostka, ale nie trzeba się od razu rzucać na głęboką wodę
  11. No napisałam Ci- znaleźć w sobie jakąś pozytywną stronę, coś w czym jesteś dobry, a jak w niczym nie jesteś dobry, to znaleźć coś od zera i się temu poświęcić. Pasje rozwijają, człowiek z zainteresowaniami to człowiek interesujący. Niby drobnostka, ale nie trzeba się od razu rzucać na głęboką wodę
  12. Ale zamiast się użalać nad sobą, zawsze możesz podjąć konkretne działania ku zwiększeniu swojego poczucia własnej wartości. Nie mówię tu o wmawianiu sobie, że jesteś Bogiem, ale na realnym inwestowaniu w siebie. Poza tym czy jesteś pewien, że Twoja samoocena jest do końca obiektywna? Może warto spróbować znaleźć w sobie jakąś pozytywną stronę i ją rozwijać, a jak nie, jeśli jednak upierasz się, że jesteś tym zerem, za jakiego się uważasz (to Twoje twierdzenie, ja Ciebie nie znam, więc nie mogę Ci pokazać Twoich dobrych stron i wszystko co na ten temat uznasz za pustosłowie- nie zna mnie, a mimo to gada, że jestem wartościowy)- zacząć od zera.
  13. Ale zamiast się użalać nad sobą, zawsze możesz podjąć konkretne działania ku zwiększeniu swojego poczucia własnej wartości. Nie mówię tu o wmawianiu sobie, że jesteś Bogiem, ale na realnym inwestowaniu w siebie. Poza tym czy jesteś pewien, że Twoja samoocena jest do końca obiektywna? Może warto spróbować znaleźć w sobie jakąś pozytywną stronę i ją rozwijać, a jak nie, jeśli jednak upierasz się, że jesteś tym zerem, za jakiego się uważasz (to Twoje twierdzenie, ja Ciebie nie znam, więc nie mogę Ci pokazać Twoich dobrych stron i wszystko co na ten temat uznasz za pustosłowie- nie zna mnie, a mimo to gada, że jestem wartościowy)- zacząć od zera.
  14. Jeśli liczba w Twoim nicku to Twój rocznik, Autorko, (Edit: doczytałam, że potwierdziłaś) to jestem skonsternowana. Taka młoda, a już takie problemy w związku. I kolejny rocznik, który powiela znane i ograne schematy przez mnóstwo par od chyba zawsze... Jesteś prawie w moim wieku, a już się szarpiesz w toksycznej relacji. Kiedy ja miałam lat "naście" a nie "dzieścia", obserwowałam otoczenie, relacje w związkach starszych koleżanek, kuzynek, etc. I wyciągałam wnioski na przyszłość i byłam pewna, że nie pozwolę nigdy sobie na takie traktowanie. I dopilnowałam tego z bezwzględną stanowczością. I jako naiwne dziecko, które uważa, że jej pokolenie jest tym ostatnim i wybranym ( ) myślałam, że patrząc na błędy poprzednich roczników, moje pokolenie będzie już wzbogacone w tą wiedzę i nie wpakuje się w to samo. Ale potem rzeczywistość oczywiście zweryfikowała te dziecięce poglądy- widziałam, że ludzie wokół wciąż popełniają te same błędy. Nic się nie zmieniło i nie zmieni. I zrozumiałam, że pokolenie, na którego błędy i sukcesy ja jako młodsza patrzyłam, też przecież kiedyś było tym młodszym i patrzyło tak samo na swoich poprzedników i pewnie myśleli tak samo. No, ale jakie są wnioski z tej uroczej historyjki dla Ciebie? 1. Nie jesteś pierwszą kobietą (dziewczyną), która tkwi w takiej relacji. (Wiem, mówię banał, ale nawet banały często nie są oczywiste dla zakochanych). I niejedna zmarnowała na to mnóstwo niepotrzebnych nerwów, łez, sił psychicznych, swojego czasu. I niejedna wcześniej mówiła "ale to nie takie proste, to jest miłość"- czy nie warto skorzystać z dorobku poprzednich pokoleń i powiedzieć sobie "nie! w moim przypadku już tak nie będzie!", mimo, że wiadomo, że to nie jest łatwe? 2. Szacunek do siebie to najważniejsza rzecz, jaką możesz mieć. To podstawa, nie pozwól, by byle kto Ci to zabierał- nie dawaj sobą pomiatać, bo z jakiej racji? Nie myśl, że "może kiedyś będzie lepiej", pomyśl zamiast tego, że przed Tobą mnóstwo nieszczęśliwych kobiet kierowało się takim podejściem i w końcu zrozumiało, że to nigdzie nie prowadzi- czy chcesz powtórzyć całą ich drogę, czy może warto jednak skorzystać z ich doświadczeń? Rozważ to sobie :)
  15. Jeśli liczba w Twoim nicku to Twój rocznik, Autorko, (Edit: doczytałam, że potwierdziłaś) to jestem skonsternowana. Taka młoda, a już takie problemy w związku. I kolejny rocznik, który powiela znane i ograne schematy przez mnóstwo par od chyba zawsze... Jesteś prawie w moim wieku, a już się szarpiesz w toksycznej relacji. Kiedy ja miałam lat "naście" a nie "dzieścia", obserwowałam otoczenie, relacje w związkach starszych koleżanek, kuzynek, etc. I wyciągałam wnioski na przyszłość i byłam pewna, że nie pozwolę nigdy sobie na takie traktowanie. I dopilnowałam tego z bezwzględną stanowczością. I jako naiwne dziecko, które uważa, że jej pokolenie jest tym ostatnim i wybranym ( ) myślałam, że patrząc na błędy poprzednich roczników, moje pokolenie będzie już wzbogacone w tą wiedzę i nie wpakuje się w to samo. Ale potem rzeczywistość oczywiście zweryfikowała te dziecięce poglądy- widziałam, że ludzie wokół wciąż popełniają te same błędy. Nic się nie zmieniło i nie zmieni. I zrozumiałam, że pokolenie, na którego błędy i sukcesy ja jako młodsza patrzyłam, też przecież kiedyś było tym młodszym i patrzyło tak samo na swoich poprzedników i pewnie myśleli tak samo. No, ale jakie są wnioski z tej uroczej historyjki dla Ciebie? 1. Nie jesteś pierwszą kobietą (dziewczyną), która tkwi w takiej relacji. (Wiem, mówię banał, ale nawet banały często nie są oczywiste dla zakochanych). I niejedna zmarnowała na to mnóstwo niepotrzebnych nerwów, łez, sił psychicznych, swojego czasu. I niejedna wcześniej mówiła "ale to nie takie proste, to jest miłość"- czy nie warto skorzystać z dorobku poprzednich pokoleń i powiedzieć sobie "nie! w moim przypadku już tak nie będzie!", mimo, że wiadomo, że to nie jest łatwe? 2. Szacunek do siebie to najważniejsza rzecz, jaką możesz mieć. To podstawa, nie pozwól, by byle kto Ci to zabierał- nie dawaj sobą pomiatać, bo z jakiej racji? Nie myśl, że "może kiedyś będzie lepiej", pomyśl zamiast tego, że przed Tobą mnóstwo nieszczęśliwych kobiet kierowało się takim podejściem i w końcu zrozumiało, że to nigdzie nie prowadzi- czy chcesz powtórzyć całą ich drogę, czy może warto jednak skorzystać z ich doświadczeń? Rozważ to sobie :)
  16. Owszem, post autora jest naładowany emocjonalnie, ale nie odebrałam tego jako coś nieprzyjemnego- zwłaszcza, że tekst łatwo się czyta, myśli są wyrażone jasno i nawet z pewną dozą.. humoru? Są emocje, ale skierowane przeciwko samemu sobie, te epitety na samego siebie... Gdzieś czytałam, że nie warto siebie samego tak źle określać, nawet, jeśli nie pisze się do końca poważnie itp, bo to i tak trafia do podświadomości i wpływa na nasze postrzeganie samych siebie. Może warto zadbać o podniesienie swojej rangi we własnych oczach na początek. (O ile Twoje poczucie własnej wartości rzeczywiście jest zachwiane, bo wnioskuję tylko na podstawie tego skąpego materiału). Może w tych rejonach trzeba poszukać. Jeśli sam nie będziesz siebie pewny, to nie zaprezentujesz się jako autentycznie interesujący dla innych osób. Od pewnych siebie ludzi wręcz "bije" wokół charyzmą i to przyciąga ludzi.
  17. Owszem, post autora jest naładowany emocjonalnie, ale nie odebrałam tego jako coś nieprzyjemnego- zwłaszcza, że tekst łatwo się czyta, myśli są wyrażone jasno i nawet z pewną dozą.. humoru? Są emocje, ale skierowane przeciwko samemu sobie, te epitety na samego siebie... Gdzieś czytałam, że nie warto siebie samego tak źle określać, nawet, jeśli nie pisze się do końca poważnie itp, bo to i tak trafia do podświadomości i wpływa na nasze postrzeganie samych siebie. Może warto zadbać o podniesienie swojej rangi we własnych oczach na początek. (O ile Twoje poczucie własnej wartości rzeczywiście jest zachwiane, bo wnioskuję tylko na podstawie tego skąpego materiału). Może w tych rejonach trzeba poszukać. Jeśli sam nie będziesz siebie pewny, to nie zaprezentujesz się jako autentycznie interesujący dla innych osób. Od pewnych siebie ludzi wręcz "bije" wokół charyzmą i to przyciąga ludzi.
  18. Ale dlaczego? Panuje wolność przekonań i poglądów, więc dopóki nikt nikogo nie krzywdzi, co w tym złego? Nie rozumiem, dlaczego niektórych drażni to, że ktoś może się określać jako chrześcijanin i nie chodzić do kościoła- a może wielu postrzega kościół jako skorumpowaną instytucję, która wypaczyła zasady pisane w Biblii? Każdy postrzega te sprawy w indywidualny sposób, a to, co wykłada np. Kościół też jest naznaczone CZYIMŚ światopoglądem i subiektywną interpretacją- wiec co, ten, kto umie myśleć samodzielnie, jest wg. Ciebie hipokrytą? A te sprawy są akurat bardzo subiektywne. Ale to nie jest temat o religiach. Wracając do tematu, odniosę się do kwestii wiary w odniesieniu do depresji. Jako ateistka i osoba z depresją zmieszaną z fobią społeczną, widzę to tak, że wiary bardzo mi brakuje. Uważam, że dla mnie to naprawdę byłoby pocieszające- myśl, że życie się nie kończy, że może po śmierci jest jakiś nowy, lepszy świat, w którym mogłabym doświadczyć wszystkiego tego, czego nie będzie mi dane doświadczyć w życiu doczesnym.. Ale niestety, uważam, że to bajki zazdroszczę ludziom wierzącym, bo to jest po prostu bardziej optymistyczna wersja. Ja jednak nie umiałabym się oszukiwać, że "coś" tam jest, bo uważam niestety, że nie ma Też mam psa, ale racją jest, że na dłuższą metę to wcale tak wiele w życiu nie zmienia, a nawet wprowadza element jednostajności i regularności- właśnie te osławione spacery z psem, które są wymieniane jednym tchem zaraz po psychologu, przyjaźni, prozacu... jako remedium na depresję. Spacer to tylko spacer i nie widzę w tym nic ekscytującego, nawet, jeśli dla urozmaicenia "pójdę sobie inną dróżką niż zazwyczaj"... Piesek owszem, cudowny, kochany i oddany kompan- ale to zupełnie inna sprawa niż inny człowiek, który porozmawia, doradzi, zrozumie.
  19. Ale dlaczego? Panuje wolność przekonań i poglądów, więc dopóki nikt nikogo nie krzywdzi, co w tym złego? Nie rozumiem, dlaczego niektórych drażni to, że ktoś może się określać jako chrześcijanin i nie chodzić do kościoła- a może wielu postrzega kościół jako skorumpowaną instytucję, która wypaczyła zasady pisane w Biblii? Każdy postrzega te sprawy w indywidualny sposób, a to, co wykłada np. Kościół też jest naznaczone CZYIMŚ światopoglądem i subiektywną interpretacją- wiec co, ten, kto umie myśleć samodzielnie, jest wg. Ciebie hipokrytą? A te sprawy są akurat bardzo subiektywne. Ale to nie jest temat o religiach. Wracając do tematu, odniosę się do kwestii wiary w odniesieniu do depresji. Jako ateistka i osoba z depresją zmieszaną z fobią społeczną, widzę to tak, że wiary bardzo mi brakuje. Uważam, że dla mnie to naprawdę byłoby pocieszające- myśl, że życie się nie kończy, że może po śmierci jest jakiś nowy, lepszy świat, w którym mogłabym doświadczyć wszystkiego tego, czego nie będzie mi dane doświadczyć w życiu doczesnym.. Ale niestety, uważam, że to bajki zazdroszczę ludziom wierzącym, bo to jest po prostu bardziej optymistyczna wersja. Ja jednak nie umiałabym się oszukiwać, że "coś" tam jest, bo uważam niestety, że nie ma Też mam psa, ale racją jest, że na dłuższą metę to wcale tak wiele w życiu nie zmienia, a nawet wprowadza element jednostajności i regularności- właśnie te osławione spacery z psem, które są wymieniane jednym tchem zaraz po psychologu, przyjaźni, prozacu... jako remedium na depresję. Spacer to tylko spacer i nie widzę w tym nic ekscytującego, nawet, jeśli dla urozmaicenia "pójdę sobie inną dróżką niż zazwyczaj"... Piesek owszem, cudowny, kochany i oddany kompan- ale to zupełnie inna sprawa niż inny człowiek, który porozmawia, doradzi, zrozumie.
  20. Doskonale Cię rozumiem, Enfren :) , ale rozumiem też, skąd się to bierze (takie nastawienie osób z zewnątrz). Wydaje mi się, że są dwa główne powody: 1. Nie wiedzą, jak pomóc, jak wesprzeć, czują się bezradni na tym polu i dlatego unikają tematu 2. Nikt nie lubi przebywać ze "smutasem" jak to niektórzy określają, ludzie wolą się bawić, a taki balast w postaci osób z depresją nie jest im po drodze Kiedy doszłam do tych wniosków, poczułam się tym bardziej osamotniona i bezradna. Czuję czasem nawet, że między mną a najbliższymi osobami jest jakiś niewidzialny mur niezrozumienia. Skoro nawet najbliżsi to bagatelizują/nie rozumieją naszych problemów, to kto nam pomoże? Czuję czasem, że znikąd pomocy, nikt i nic nie będzie w stanie mi pomóc. A jaką mam na to radę- staram się jak najbardziej polegać na sobie, uczyć się zdrowego egoizmu, kierować się myśleniem "jeśli sama o siebie nie zadbasz, nikt o ciebie nie zadba za ciebie" itp. Marne to pocieszenie i pomysł, ale zawsze coś.
  21. Doskonale Cię rozumiem, Enfren :) , ale rozumiem też, skąd się to bierze (takie nastawienie osób z zewnątrz). Wydaje mi się, że są dwa główne powody: 1. Nie wiedzą, jak pomóc, jak wesprzeć, czują się bezradni na tym polu i dlatego unikają tematu 2. Nikt nie lubi przebywać ze "smutasem" jak to niektórzy określają, ludzie wolą się bawić, a taki balast w postaci osób z depresją nie jest im po drodze Kiedy doszłam do tych wniosków, poczułam się tym bardziej osamotniona i bezradna. Czuję czasem nawet, że między mną a najbliższymi osobami jest jakiś niewidzialny mur niezrozumienia. Skoro nawet najbliżsi to bagatelizują/nie rozumieją naszych problemów, to kto nam pomoże? Czuję czasem, że znikąd pomocy, nikt i nic nie będzie w stanie mi pomóc. A jaką mam na to radę- staram się jak najbardziej polegać na sobie, uczyć się zdrowego egoizmu, kierować się myśleniem "jeśli sama o siebie nie zadbasz, nikt o ciebie nie zadba za ciebie" itp. Marne to pocieszenie i pomysł, ale zawsze coś.
  22. Jest u mnie OHP, ale niestety nie ma OSZ :/ więc trudno, będę musiała się obyc smakiem
×