Skocz do zawartości
Nerwica.com

cos

Użytkownik
  • Postów

    16
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez cos

  1. Dark Passenger Czytałam wczoraj o tym i praktycznie wszystko tam napisane się ze mną zgadza Ale nie chcę się sama diagnozować. carlosbueno Rozumiem Cię,pewnie musiało Ci być bardzo ciężko w pracy. Może twój psycholog miał rację ? Dlaczego nie możez zmienić pracy? No ja też tak mam,że najprostrzej rzeczy nie potrafię zrobić. Tzn. mogę się niektórych rzeczy nauczyć ale zajmuje mi to zdecydowanie dłużej niż innym ludziom i strasznie niezdarnie się do tego zabieram np. jak jest jakieś proste urządzenie,gdzie pisze jak byk,że trzeba nacisnąć guzik to ja grzebię gdzieś z tyłu urządzenia,szukam jakiś włączyników itp. wysłowiona No co do twórczości to może masz rację,bo ja np. lubię rysować i pisać. Ja Ci powiem,że kiedyś byłam bardzo nieśmiała ale wraz z wiekiem się to zmieniło i teraz też pytam różnych ludzi o rady i masz rację-to pomaga :) Gorzej z moją rodzinką,bo oni wychodzą z założenia,że powinnam już wszystko umieć, że jestem niesamodzielna itp. i tak jak obca osoba z chęcia mi w czymś pomoże tak rodzinka śmieje się ze mnie w tej samej sprawie -______- Całe szczęście,że niedługo wyjeżdżam i będę miała spokój. Nie,to mi raczej nie pomoże bo takie zachowania przejawiam w stosunku do osób,któe mnie stresują. A ja pod wpływem stresu działam tak,że całkowicie wyłącza mi się myślenie. To tak jak dziecko,które idzie do tablicy i ma czas na przypomnienie sobie zadania ale nie może bo ma "pustkę w głowie" przez stres. Ja mam coś takiego. Bo przy osobach,z którymi na ludzie gadam to nie mam praktycznie żadnych takich problemów, owszem,czasem zdarzy się,że czegoś nie załapie ale to rzadko,a poza tym każdy obraca to w żart. ameliaa No na mnie między innymi też.
  2. Jezuu dziękuję wszystkim za szczere odpowiedzi :))) tahela No może się stresuję, tu masz rację i o tym też chciałam napisać ale zapomniałam xD No problem w tym,że ja mieszkam z ciocią i wujkiem (tylko,że wujek pracuje) i z siostrą. Ale ogólnie to cała rodzina się nabija,no dobra,oprócz tych,z którymi widuję się raz w roku. A co do stresu to racja,uważam,że lepiej by mi to wszystko szło,gdyby po części nie krytyka rodziny. Bo mam duże braki ale nikt nie chciał mi nigdy w tym pomóc,zamiast tego krytykowali. Np. jak miałam coś zrobić i mi nie wchodziło to od razu z ryjem na mnie. element Dzięki za komplement,a gadu Ci już wysłałam. essprit No właśnie z metaforami mam problem ale tylko jak ktoś ich używa. Wiem,że to dziwne ale sama na codzień posługuję się przenośniami zazwyczaj jak chcę opisać swoje uczucia to porównuję je np. do świeczki. Ogólnie jak byłam u psychiatry to w diagnozie mam napisane,że bardzo dobrze poruszam się na przykładach. Niestety jak już ktoś inny to robi to nic nie czaję. No co do zaufania to mam skrajne. Ufam np. jak ludzie mi coś wmawiają i kłamią ale znowu nie mam zaufania takiego,że np. powierzam ludziom wykonanie jakiś czynności,czasami nawet boję się z kimś gdzieś iść. U mnie z zaufaniem to zależy pod jakim kątem się spojrzy. No ja też tak myślę,bo ogólnie to mam wiedzę,rozumiem pojęcia,jakieś zależności itp, umiem się ładnie wysławiać, ludzie,którzy pierwszy raz ze mną rozmawiają zazwyczaj mówią mi,że jestem bardzo inteligentna. Gorzej z praktyką u mnie i logicznym,życiowym myśleniem,a zwłaszcza takim na szybko i wśród stresujących mnie ludzi. Dodam,że większość tych sytuacji nie pojawia się jak jestem np. wśród znajomych,albo osób,przy których mogę być sobą, które mnie rozumieją. carlosbueno Kurde z tego co opisujesz to mam podobnie do Ciebie. Też czuję pewien lęk i jak np. miałam jechać do pracy do Niemiec to bałam się tylko tego,że mogę trafić na jakieś dziwne urządzenia na swej drodze,których w Polsce nie ma i zapewne by tak było,bo tam jest dużo nowoczesnej technologii,której wręcz nie znoszę. A przy kimś ważnym gdybym miała coś robić to wgl. masakra. Jak przy rodzinie się stresuję to co dopiero przy obcych ! Kurde muszę o tym poczytać. Ale widzisz sam, wiele osób tak ma i o dziwo np. ta koleżanka, o któej napisałam z charakteru była troszkę podobna do mnie więc coś chyba jest na rzeczy. No ogólnie Ci współczuję,bo faktycznie pewnie masz ciężko. Hmm.. a Ty mówiłeś kiedyś o tym komuś ? Np. psychologowi ?
  3. Na wstępie zaznaczam,że nie jestem upośledzona,iloraz inteligencji mam ponoć wysoki. Przynajmniej miałam taki za dzieciaka. Mój problem polega na tym,że jestem najzwyczajniej w świecie tępa i nic nie czaję. Co z tego,że mam dużo zainteresowań ? Co z tego,że można ze mną porozmawiać na każdy temat ? Co z tego,że mam dużą wiedzę,zwłaszcza z dziedzin,które mnie interesują ? Co z tego,skoro jestem tak nieogarnięta życiowo ? Nie umiem myśleć,dosłownie. Wszystko trzeba mi tłumaczyć DOKŁADNIE jak mnałemu dziecku. Nie umiem obsługiwać różnych maszyn (nie licząc tych,które mam w domu) typu : mikrofalówki ,pralki, kuchenki gazowe, dziwaczne toalety na czujnik,kasy samoobsługowe itp. Dobra,rozumiem,że z różnymi nowościami nie każdy ma do czynienia na codzień jednak mi ogarnięcie takich sprzętów zajmuje zdecydowanie więcej czasu niż przeciętnej osobie ! Przykładowo : wyobraźcie sobie np. jakieś urządzenie,gdzie trzeba nadusić guzik,żeby działało. Co ja robię w takiej sytuacji ? Zamiast naduszania guzika naduszam naklejkę,na której jest instrukcja. No tylko dałny jakieś by czegoś takiego nieogarnęły O.o Inny przykład to to,że np. nie zdałam prawa jazdy. Niby nic,bo nie każdy zdaje ale mój problem polega na tym,że nawet jakbym zdała (bo po tym mieście,w którym zdawałam dopiero pod koniec robiłam jakieś postępy) to i tak strach wyjechać ze mną do miasta,bo ja prefidnie NIE CZAJĘ zasad ruchu drogowego. Nie czaję tego i ucząc się na prawko to uczyłam się na pamięć,jak mam jechać i co zrobić w określonych uliczkach w mieście. Mi trzeba wszystko powiedzieć np. jak mocno mam kierownicę skręcić na każdym skrzyżowaniu. Już nie wspomnę o tym,że raz miałam prawie wypadek (instruktor na szczęście zdążył zahamować) i to i tak nic nie dało,bo ja nadal w tym samym miejscu popełniałam te same błędy. Na błędach wgl. się nie uczę. U mnie w domu nie potrafię nawet pralki uruchomić ,ciągle coś źle włącze i nie potrafię raz a dobrze się tego nauczyć. Moja tępota przjeawia się jeszcze w tym,że każdy sobie ze mnie jaja robi bo jestem tak jakby naiwna. Dotyczy to zwłaszcza mojej rodziny. Mój wujek jak przyjeżdża do nas to często sobie żartuje ze mnie,że mam coś głupiego zrobić,a ja to robię. Raz pamiętam kupił mi słuchawki do mp3 i te słuchawki były całe poplątane,to kazał mi stanąć,rozciągnąć te słuchawki i tak stać,żeby się rozprostowały. Ja oczywiście to zrobiłam. Najlepsze jest to,że takie akcje z moim udziałem nie są rzadkością, ja wręcz słynę z tego w domu,że jestem "tępym łosiem". Powiedzmy,podam jeszcze jeden przykład ale tym razem zmyślony. Wyobraźcie sobie,że moja ciotka zje obiad i prosi mnie,żebym posprzątałą. Ja sie pytam co zrobić z resztkami z talerza,a ona do mnie,że mam włożyć do lodówki. Co robię ? Oczywiście wykonuję jej polecenie nie zastnawiając się nad tym. Oczywiście potem jest ze mnie wielka polewa w domu. Mam już tego dość i zawsze przykro mi się robi. Taka tępa jestem zazwyczaj przy ludziach,przy których na codzień się stresuję np. przy rodzinie. Jeszcze wkurza mnie w sobie to,że reaguję nieadekwatnie do sytuacji często lecz nie dlatego,że chcę komuś tam zrobić na złość,tylko dlatego,że nie rozumiem większości sytuacji,w których się znajduję. Tutaj też dam przykład. Mój kuzyn znalazł sobie ostatnio pracę na budowie, pracuje tam codziennie i ostatnio miał bardzo mało godzin w pracy, co zdenerwowało jego "prezesa" (ten prezez ich tylko pilnował,nie był jego szefem,nie płacił mu) i kazał mu dorabiać u siebie w sadzie. Mój kuzyn się nie zgodził,bo to był wyzysk i ten koleś nie miał prawa mu czegokolwiek kazać. Ja oczywiście w takiej sytuacji posłusznie wypełniłabym polecenie prezesa ale nie ze strachu,czy ze względu na to,że chciałabym być dobrym pracownikiem tylko dlatego,że myślałabym,że tak trzeba. Osobiście nie mam problemów z asertywnością o ile rozumiem sytuację. Boję się,że w przyszłości będę miała problem ze znalezieniem lub utrzymaniem pracy,bo albo jestem nadmiernie posłuszna,albo (jeśli ktoś zwróci mi uwagę na to,że daję się wykorzystywać) buntuję się,jestem agresywna i odmawiam wykonywania poleceń. Podam to na przykładzie zmyślonej sytuacji. Powiedzmy,że mam pracę i szef w tej pracy wymaga ode mnie wykonywania różnych czynności i ja spełniam jego polecenia. Po pewnym czasie ktoś tumaczy mi,że ten szef wykorzystuje mnie,a ja się daję. No i od tego momentu zaczynam się buntować,odmawiać wykonywania każdych poleceń nawet tych,które leżą w zakresie moich obowiązków. Wiem,że to wszystko głupio brzmi ale naprawdę proszę o wyrozumiałość. Te problemy nie są moim wymysłem,one są tak strasznie widoczne,że rodzina uważa mnie za mało samodzielną i nieogarniętą osobę. Wszyscy mi wmawiają,że nie proadzę sobie w życiu i mogą mieć rację. Do tego wszystkiego dochodzą moje poważne problemy z matematyką,którą zdałam już w liceum ale zawsze miałam z nią problem. Nauczyć jakoś na te 2 się potrafiłam ale gorzej z logicznym myśleniem. Nie znam się na zegarku tarczowym,mylą mi się czasem strony (prawa z lewą,muszę dłużej się zastanowić) a w zakresie dzisięciu to muszę liczyć (nawet dodawać i odejmować) na palcach. Boję się strasznie przyszłości przez to. Teraz idę na studia i wyjeżdżam do wielkiego miasta. Boję się,że nie raz ktoś mnie oszuka np. z pieniędzmi (założę się,że już to ktoś zrobił) ,wmówi mi coś, albo,że przez jakieś głupoty nie dam sobie po prosotu rady. Ogólnie z nauką nie miałam nigdy problemów (tylko z matmą),nawet nie musiałam kuć,żeby coś wiedzieć. Mam ogromną widzę na tematy,które mnie intersują i wchodzi mi ona bardzo łatwo (raz przeczytam i już wiem). Ale jak widać jestem niezaradna życiowo,a to jest chyba ważniejsze niż jakaś tam wiedza szkolna. Wiem,że nie ja jedna tak mam. Poznałam w liceum dziewczynę,która ma bardzo podobnie do mnie w tych wszystkich kwestiach,które wymieniłam i sama rozmawiała ze mną na ten temat. Zastanawia mnie skąd mi się to wzięło i czy jest na to jakaś konkretna nazwa. Chciałabym też wiedzieć,czy można jakoś to leczyć bo ja nawet nie wiem dlaczego tak mam. Z góry dzięki za pomoc !
  4. qwertz Ja Cię rozumiem ale nie do końca o to mi chodziło. Bo wiesz .. Można np. po osiągnięciu sukcesu z różnych powodów odwrócić się od ludzi, można nie mieć czasu dla przyjaciół ,czy po prostu chcieć zmienić otoczenie, spoko. Mi jednak chodziło o zmianę nastawienia do innych ludzi przez takie osoby. No np. ktoś z kim spędzałeś czas,był Twoim przyjacielem ,rozumieliście się doskonale ,nagle pod wpływem sukcesu zaczyna być chłodny w stosunku do Ciebie i innych,arogancki,bezczelny ,krzywdzi innych bo uważa ,że mu się wszystko należy teraz i ,że jest pępkiem świata. I to co napisałeś,że osoby ,które mają z tym problem naprawdę same by chciały tak mieć to nie do końca prawda jeżeli chodzi o mnie. Kuzynka osiąga sukcesy sportowe ,a mnie sport wgl nie interesuje. Poza jazdą na rowerze unikam wszelkich dyscyplin sportowych ,mam inne hobby. Nie tłumacz tak tego,bo równie dobrze w ten sposób można wytłumaczyć każde okrutne i bezduszne działania ludzi. Pod wpływem środowiska i innych czynników ludzie się zmieniają ,ale dopóki ktoś nie nastaje na moje życie ,dopóty ja będę go tolerować i okazywać cierpliwość do jego fanaberii.
  5. Może i macie rację ,że przesadzam. Aczkolwiek boli mnie ,że większość czepia się mnie o historię tej kuzynki ,która dodałam jako przykład. Nie mam z nią za bardzo nic wspólnego,rzadko gadamy i powtarzam-ona NIE JEST moim problemem. Równie dobrze mogłam tam podać historię ,no nie wiem... jakiejś znanej osoby ,czy nawet zmyśloną, to bez różnicy. Mi chodziło tylko o wytłumaczenie tego zjawiska,bo dość wiele sytuacji życiowych potrafi zmienić naszą osobowość (np. jakieś traumy) ,a jednak większości z nich nie ma w podręcznikach do diagnoz. W każdym razie dzięki za odpowiedzi :)
  6. qwertz Ej ,ej spokojnie nie unoś się tak O.o Po pierwsze to tylko grzecznie spytałam,bo samo zjawisko jest ciekawe. Nie chciałam na początku umieszczać historii kuzynki ,ale ostatecznie się zdecydowałam. Ta.. jasne, problemy emocjonalne chyba każdy na tym forum ma,odkryłeś Amerykę ,cud ! Ja mam, ale w takim bądź razie najbliższa rodzina tej dziewczyny, jej niektórzy znajomi (nawet ci ,z którymi dalej się zadaje) też muszą mieć. Myślisz,że napisałabym o niej ,gdyby przeszkadzała mi jej zmiana ? Wybacz, ale poza tym,że smarkula kradnie mi ciuchy nie mam z nią żadnych problemów,mam większe zmartwienia. Pytam z ciekawości, jej charakterystykę (krótką zresztą) podałam jako przykład takiej wody sodowej. Bo kogo mam opisać ,jak to najlepszy przykład ,na dodatek z życia wzięty. Nie powiem ,że ona jest zaraz jakoś skrajnie bezczelna,no ale sorry. Dziwne,że po osiągnięciu sukcesów jej osobowość nagle jakimś dziwnym cudem uległa zmianie. Nie znasz jej,napisałam w skrócie ale gdybym miała przedstawić całą historię to przyznałbyś mi rację,że to pod "wodę sodową" się kwalifikuje. Co do niedojrzałości-zgadłeś ,ale nie czuję się z tym źle,zaburzenie jak zaburzenie ,niemniej jednak nie miało absolutnie żadnego wpływu na napisanie tego tematu.
  7. Zastanawia mnie coś od dłuższego czasu.. Dlaczego wielu ludzi po odniesieniu dużych sukcesów w życiu zawodowym lub prywatnym nagle zaczyna zachowywać się jakby cierpieli na zaburzenie narcystyczne? Wyjaśni mi ktoś ten fenomen ? Przecież te zaburzenia wykształcają się we wczesnym wieku u dziecka ,które z jakiś tam względów (głównie błędów wychowawczych) nie jest w stanie wyjść z fazy narcyzmu dziecięcego. Dobra ,spoko.. Ale co w takim razie z ludźmi ,którzy przez całe życie (lub jego większość) byli normalnymi osobami,z normalnych rodzin, z normalną samooceną ,pomocnymi,przyjaznymi,a nagle po osiągnięciu czegoś stają się zarozumiałe, aroganckie,przestają zwracać uwagę na innych,wykorzystują ? Mam tu na myśli syndrom tzw. "wody sodowej". Jest ktoś w stanie mi to wytłumaczyć ? Tak się składa ,że borykam się z tym problemem w rodzinie i jest on typowy. Moja kuzynka ,która zawsze była bardzo sympatyczna, wrażliwa, pomocna,liczyła się ze zdaniem innych i wyjazdy do niej na wakacje były prawdziwą rozkoszą. Ale od czasu ,gdy zaczęła osiągać sukcesy sportowe oraz cieszyć się ogromną popularnością wśród mężczyzn (praktycznie każdy chłopak,który z nią rozmawia po pewnym czasie chce z nią być,trudno się dziwić bo jest ładna) stała się nie do zniesienia. Jest arogancka,bierze wszystko bez pytania, myśli tylko o sobie, "bawi się" ludźmi. Zastanawia mnie to ...
  8. carlosbueno No tak czasami bywa niesprawiedliwie niestety xd Ja kiedyś się jeszcze bardziej załamywałam ale przeszło tak jakoś samo. Wgl dziwne ,bo zazwyczaj moje apatyczne stany mijają same ,a na ich miejsce pojawiają się inne problemy ,ale szczerze powiedziawszy to wolę bardziej teraźniejsze życie od poprzedniego. Niektórzy chcą się zmieniać ,ja nie muszę bo samo mi się wszystko przestawia,np.z osoby lękliwej,nieśmiałej,cichej ,szarej myszki z dnia na dzień (dosłownie) stałam się skrajnie otwarta, towarzyska,zagadać mogę do każdego,nawet obcej osoby na ulicy ,co kiedyś było nie do pomyślenia. Najlepsze jest to,że nie mam w to żadnego wkładu,samo tak jakoś przyszło.. Skoro nie wygląd to co ? Charakter Ci uniemożliwiał zawarcie związku ?
  9. Zdjęcie zaraz ci wyślę :) No można powiedzieć,że jestem jak gruba osoba,która nie chce schudnąć,akceptuje siebie,a mimo to ciągle słyszy ,że jest grubasem,maciorą itp.Najważniejsze to się nie załamywać : D -- 31 mar 2013, 14:35 -- carlosbueno Zmiana płci dotyczy mojego charakteru bardziej. Po prostu,z takimi cechami jak ja mam ,łatwiej odnalazłabym się w gronie panów :)
  10. carlosbueno Make-up'u nie nakładam (nie chcę sobie cery niszczyć) ,chyba ,że sporadycznie tusz na rzęsy (rzęsy akurat mam długie i nawet bez tuszu wszyscy myślą,że mam makijaż) ,ubieram się ładnie aczkolwiek niezbyt kobieco. Nie noszę spódniczek i szpilek ,ani żadnych kobiecych butów. Jedyne co zakładam na siebie z kobiecych ubrań to bluzki ,długie ,z modnym krojem ,do tego spodnie rurki i trampki bądź adidasy. Cuchy umiem akurat dobrać do siebie ,z tym nie mam problemu. Na operację plastyczną mnie nie stać ,a poza tym podobam się sama sobie. Jedyne co chciałabym czasem zmienić to płeć ,bo moja absolutnie nie pasuje do mojego charakteru i sposobu bycia. Wiem,że u starszych jakieś tam powodzenie bym miała ,bo na portalach randkowych jak zakładałam konto to głównie tacy pisali do mnie ,jednak ja lepiej dogaduję się z rówieśnikami : ) zmienny No chłodną to mam,masz rację. Na ile jestem brzydka ? No cóż.. w mojej ocenie jestem no normalna ... Nie jestem gruba,nie mam pryszczy, brzydkich włosów. Mimo to się nie podobam i nie jedna osoba mówiła mi (osobiście albo przez kogoś),że jestem brzydka. Co ja mogę mieć takiego w twarzy ,że innych odstrasza... Noszę okulary (ale to chyba nie problem bo dużo osób nosi), mam krzaczaste brwi (wyrywam je). Sądzę,że mam po prostu coś takiego w twarzy ,nie wiem , jej kształt (okrągła), cienkie ,nieproporcjonalne usta do reszty narządów, no nie wiem .. Coś jest,bo nawet ja sama potrafię ocenić,że różnię się od typowej dziewczyny. Ogólnie to jest dziwne ,bo resztę ciała ,figurę ,piersi mam dość ładne. Jestem niska ale zgrabna ,nie mam krzywych nóg,ani szerokiego tyłka. Tylko ta nieszczęsna twarz ,w której "coś" jest xd Mogę ci wysłać ale musisz mi obiecać ,że nie użyjesz tego zdjęcia w żadnych celach (typu kwejki,wiochy itp.). Ogólnie jak tak patrzę na dziewczyny z mojej szkoły ,zwłaszcza na te z największym powodzeniem to mogę stworzyć profil "idealnej dziewczyny dla dzisiejszych chłopaków". Zazwyczaj jest to : dziewczyna wysoka lub średnio-wysoka ,ma ciemne oczy, długie ciemno-brązowe włosy lub jasno-brązowe,lekki makijaż i ubiór.. zawsze mają identyczny ubiór. Te dziewczyny noszą : jasno brązowe buty na obcasie lub korku (każdy chyba wie o co chodzi,nie umiem ich opisać,takie botki czy coś) ,jasne spodnie tego typu : http://idolo.pl/i/galeria/364/28/s2_123756.jpg (takie materiałowe,teraz też są w modzie) oraz bluzkę w kwiatki. U mnie w szkole jakieś 2/4 dziewczyn tak wygląda (reszta to zwykłe laski albo te z subkultur) i o dziwo-one mają największe powodzenie. Ja nie zacznę się tak ubierać ,bo nie mam w zwyczaju podążać za modą i grupą (jestem indywidualistką i noszę tylko to,co mi się podoba) tylko zastanawia mnie fenomen tych dziewczyn... Wyglądają niemal identycznie ,a i tak chłopcy będą się do nich ślinić. Jeżeli są tu jacyś panowie (a są,nawet mi odpowiedzieli na wpis:) ) to byłabym wdzięczna za wytłumaczenie mi tego,dlaczego tak bardzo podobają się wam dziewczyny ślepo podążające za modą i ryzykujące swoją indywidualność na rzecz grupy ,takie zacierające własną tożsamość,sprawiające ,że wyglądają jak reszta innych dziewczyn ? A jeżeli wy macie inne gusty ,to może na przykładzie waszych znajomych potrafilibyście wytłumaczyć ten fenomen ? Mushroom Owszem. Ale teraz i tak jest dobrze,bo jakoś tak nagle,sama z siebie uleciała mi ochota na związki, kontakty między płciowe itp. Kiedyś to była masakra,jakieś 2 lata temu jeszcze popadłam w depresję (zdiagnozowaną) i sądzę ,że brak bliskiej osoby mógł być tym powodem ,bo w tamtym okresie o niczym innym nie myślałam.
  11. Mushroom Teoretycznie masz rację i praktycznie też. Ale dolicz do tego również problemy emocjonalne oraz mój,że tak to nazwę .. męski charakter. Zresztą wiele genów przejęłam po ojcu ,przez to wyglądam trochę jak facet i zachowuje się tak. Ja nie twierdzę,że nigdy nikogo nie znajdę ,ale zapewne taki związek długo nie potrwa. Mam żal do facetów i traktuję ich wyjątkowo oschle i nie tyle przez te wszystkie wyzwiska ,co raczej przez osoby,które rzekomo się we mnie bujały,a tak naprawdę chodziło im o coś innego. Tak łącznie to 4 chłopaków chciało ze mną być (nie licząc oczywiście debili z internetu,którzy jak już pisałam-przestali się odzywać po przesłaniu zdjęcia) z czego 1 chciał być dla samego bycia ,żeby mieć dziewczynę,drugi to samo i przy okazji stwierdził (czego nigdy nie zapomnę) ,że powinniśmy być razem bo "obaj jesteśmy brzydcy". No czy tak mówi osoba,która cię kocha ? Lub,której na tobie zależy ? Trzeci chłopak chciał mnie krótko mówiąc przelecieć (nienawidzę tego słowa ale cóż) ,a 4 ledwo mnie poznał ,a już chciał ze mną być i jak się okazało-też dla samego bycia ,bo ciągle (do dziś) mi gada i się wypytuje czy znam jakieś fajne laski,a wgl. pamiętam też taką akcję ,że ten chłopak powiedział mi,że mu się podobam i,że chciałby ze mną być ,w ten sam dzień zaprosiłam go do nas ,żeby poznał moją rodzinę i jak zobaczył moją siostrzenicę (ona jest jedną z najładniejszych lasek w swoje szkole,nie znam chłopaka,któremu by się nie podobała) to zaczął bezczelnie mnie wypytywać o jej numer,czy ma chłopaka itp. Już go nie obchodziło to,co przed chwilą mi powiedział,oczywiście,że nie .. przecież ładna laska przyćmiła mu umysł. I taka prawda,jak sobie kogoś znajdę to mam wręcz pewność,że zostawi mnie dla jakieś ładnej i chętnej. Niestety na pewne rzeczy człowiek nie ma wpływu, trzeba się z nimi pogodzić ,bo świata nie zmienisz. Aha i mam 19 lat.
  12. Heh,widzę ,że samooceną piszących tu jest faktycznie zaniżona i związana właśnie z subiektywną oceną samego siebie. Ja mam troszkę inaczej niż wy. OSOBIŚCIE nic do siebie nie mam,lubię siebie,swój wygląd ,charakter,nawet zachowanie. Uważam ,że moja samoocena jest w normie. Oczywiście są cechy,zachowanie ,które chciałabym zmienić ,bo jednak no.. mam pewne problemy psychiczne ,jak większość tu i wolałabym się ich pozbyć. Sprawa wygląda jednak nieco inaczej,jeżeli chodzi o obiektywną ocenę samej siebie,a dokładniej mojego wyglądu. Jestem brzydka. I nie ,nie piszę tego,bo nie podobam się sobie,nie mogę na siebie patrzeć itp.,wręcz przeciwnie. Siebie oceniam jako osobę bez zarzutu ,co pewnie jest wynikiem tego ,że nie mam zbyt wielkich wymagań w większości sfer życia (nawet osoby powszechnie uznawane za brzydkie dla mnie są albo normalne ,albo ładne,nie pamiętam ,żebym kogoś kiedyś nazwała brzydalem,no chyba,że "zbrzydł mi" przez swój charakter). Czemu więc twierdzę,że jestem brzydka ? Otóż ,jest to ocena obiektywna. Z taki twierdzeniem spotykałam się od dzieciństwa ze strony zwłaszcza mężczyzn. Cóż... niestety muszę przyznać,że obiektywnie to faktycznie nie grzeszę urodą. Najbardziej cierpi na tym moja twarz ,która wgl. nie mieści się w dzisiejszym kanonie piękna. Nie będę więc nikomu wmawiać,że jestem ładna,bo nie jestem. Nie raz miałam sytuacje ,że pisałam z facetem przez neta i męczył mnie o zdjęcie uparcie twierdząc,że "na pewno jestem śliczna". Zazwyczaj po przesłaniu zdjęcia przestali się odzywać do mnie ,w skrajnych przypadkach ktoś napisał mi,że faktycznie jestem brzydka. Nidy nie miałam chłopaka,ani żadnych pozytywnych relacji z mężczyznami,nie mam żadnych kolegów i absolutnie żadnego doświadczenia z tą płcią. Dla siebie mogę zostać ładna lub normalna,ale po cholerę mam się oszukiwać ,że jestem taka też w normalnym ,obiektywnym świecie ,dla ludzi itp. ? Jestem realistką i odróżniam fikcję od prawdy. To tak jak na przykładzie np. sukienki. Komuś podoba się dziurawa,brudna,stara sukienka ale ma tę realną świadomość,że dla większości to tylko kawałek szmaty.
  13. Joł XD Zastanawia mnie jedno.... Dużo się mówi o trudnym okresie dojrzewania i o tym,że nastolatki mogą czasem przejawiać przejściowe zachowania zbliżone do chorób lub zaburzeń psychicznych (np. są chwiejne,depresyjne,agresywne,mają myśli samobójcze,popadają w konflikty z prawem). Wie ktoś może,jak odróżnić poważne choroby psychiczne w okresie dojrzewania od tych przejściowych,związanych z dojrzewaniem mózgu i kształtowaniem się osobowości ? Bardzo mnie to zastanawia...
  14. Zastanawia mnie ten wpis.... Przeczytałam dokładnie co napisałeś i dochodzę do wniosku,że twoja biografia pokrywa się momentami z moją.. A mianowicie : 1.Ja też od zawsze odbiegam od innych,w czym to się objawia,zaraz napiszę. 2.Mam skłonności mitomańskie, w okresie wczesnego dojrzewania starałam się nad tym zapanować i faktycznie moje zachowanie uległo lekkiej poprawie. A raczej ujmę to tak: kłamię,kiedy nie ma takiej potrzeby i mówię prawdę w momencie ,kiedy kłamstwo powinno być najbardziej opłacalne. Trochę to trudne,ale postaram się wytłumaczyć na przykładzie... Powiedzmy,że coś zrobię , coś złego i ktoś mnie podejrzewa. W takiej sytuacji wielu ludzi zaczęłoby się wykręcać. Nie ja, ja się przyznaję od razu (oczywiście nie zawsze,czasem też kłamię w celu uniknięcia odpowiedzialności,jednak nie robię tak zawsze). Albo jak powiedzmy nie umiem zrobić czegoś banalnego ,czegoś co umie praktycznie każdy np. tabliczki mnożenia (nie mówię,że tak jest,podaję tylko przykład ,bo nic innego do głowy mi nie przychodzi) to zamiast zostawić tę informację dla siebie,jak głupia przyznaję się do tego,do własnych porażek często też. Moje kłamstwa natomiast,to szereg całkowicie zmyślonych ,bzdurnych historii,przekręcania faktów, przeplatania kłamstwa z prawdą. Nie ma dnia ,w którym nie opowiedziałabym komuś historyjki wyssanej z palca. Kłamstwa,które wplatam ,są zazwyczaj "niepotrzebne'... Nie mają wpływu na jakoś historii, na podniesienie samooceny, na wywarciu wrażenia u słuchacza. Po prostu sobie są. Można powiedzieć,że kłamię bez większego problemu, potrafię robić to genialnie,moje opowieści wydają się bardzo autentyczne i przekonujące ,a najbardziej przerażające w tym wszystkich jest to,że brakuje mi motywu takiego zachowania. Co do dzieciństwa .... Byłam dzieckiem kłamiącym patologicznie,w każdej sferze życia,każdego okłamałam.... Jedno z moich głupszych ,dziecinnych kłamstw ,to próby przekonywania klasy i nauczycielki,że hoduję lwa w domu XDD Miałam wtedy jakieś 8-9 lat XD Dodam,że straciłam wielu ludzi przez notoryczne kłamstwa... Zresztą,kłamstwo jest zazwyczaj powodem,dla którego inni odchodzą ode mnie... 3. Też byłam w gimnazjum u psychologa. Stwierdził u mnie niedojrzałość emocjonalną. Moja siostra poszła z problemem mojej rzekomej niesamodzielności (rodzicie w dzieciństwie podejmowali za mnie wszystkie decyzje,byłam rozpieszczana) ,szkoda ,że pominęła także inne,ważne kwestie dotyczące mojego zachowania ... 4. Nierówne postępy w nauce też mam.... Zawsze miałam i mam. Popadam z skrajności w skrajność. Raz super ocenki,wysoka średnia,a za rok zagrożenie z kilku przedmiotów. 5.Też przeżyłam śmierć rodziców,obu. Matka zmarła jak miałam 11 lat,ojciec jak 12. Byłam przy śmierci mamy,umarła w domu, widziałam na własne oczy jak umiera. Czy coś czułam ? Nie. Absolutnie nic. Moje łzy na pogrzebie też były wymuszone. O śmierci ojca dowiedziałam się od siostry,która była wtedy u nas na wakacjach. Moja pierwsza myśl w tym momencie ? "Z kim ja teraz będę mieszkać ?" ,nie muszę wyjaśniać,że podobnie jak przy śmierci matki,nic nie czułam. Dodam,że rodzice byli dla mnie ważni,kochałam ich ,nie sprawiałam IM problemów ,kontakty z nimi miałam rewelacyjne,byłam kochanym dzieckiem. Jednak za swoje reakcje emocjonalne (a raczej ich brak) nie odpowiadam. Zmuszałam się wtedy do pewnych uczuć,tylko to mogłam zrobić. Żyję normalnie. Nie miałam nigdy żadnej traumy po ich śmierci, żadnych myśli samobójczych ,ba ! Nawet tęsknoty nie odczuwam. Żyję jakby nic się nie stało. Śmierć rodziców była dla mnie niewielkim stresem. Czemu to wszystko piszę ? A temu,że podejrzewam u siebie ładne odchylenia osobowościowe ,nie wiem,czy można to nazwać psychopatią,ale wiele cech idealnie się do mnie dopasowuje. Te cechy stają się wyrazistsze ,kiedy uwzględni się to,że jestem dziewczyną. Twoja sytuacja wydała mi się podobna do mojej ,dlatego chciałabym zaprezentować tutaj również swój problem. Zacznę może od młodości.... -No ,kłamstwa już wymieniłam, -Kradzieże... Kradnę od około 5 roku życia. Za dzieciaka kradłam wszędzie i wszytko. Masowo okradałam własną rodzinę i ludzi obcych. Zabierałam głównie zabawki ,potem na okres gimnazjum zachowania te mi minęły,jednak znowu mi to wróciło pod postacią kleptomanii. Nie kradnę wartościowych przedmiotów,nie narażam się tak,nie mam aż tak silnych pragnień ,by ryzykować dla jakiś przedmiotów. Preferuję drobne kradzieże,bardzo drobne,kradnę głównie słodycze ze sklepów,jednak i w tym się rozzuchwalam (co mnie przeraża). Potrafię nawet przy kasie coś ukraść. Nie kradnę dla zysku,raczej dla zabicia nudy lub po prostu dla hecy. -Włamania. Nie włamuję się nigdzie,jednak za dzieciaka preferowałam tego typu rozrywki. Włamania praktykowałam od wieku przedszkolnego ,aż po zakończenie podstawówki. Nie były to częste praktyki,raczej pojedyncze sytuacje. Nie włamałam się też nigdy do czyjegoś domu (chyba,że czegoś nie pamiętam),raczej na cudze podwórka, czy np. do klas szkolnych w celu kradzieży,lub dla jaj. -Agresja fizyczna. Heh ,nie jestem z tych ,którzy to dzień w dzień się napierniczają. Brałam jednak udział w wielu bójkach,zdecydowanie za wielu jak na kobietę. Nie robię tego jednak często. Zazwyczaj są to pojedyncze liczby bójek na rok. Co mnie jednak w tej kwestii wyróżnia .. Cóż .. sądzę,że zdecydowana brutalność.. Moja przemoc sprawiła,że osoby ,które coś do mnie miały (zazwyczaj z takimi się leję) po starciu zdecydowanie przestały mi dokuczać,lub unikały mnie. Biję wszędzie i tak mocno, jak tylko mogę. Stwarzam sobie do tego pełne prawo,gdyż według mojej moralności,mogę skrzywdzić osobę,która nadepnęła mi na odcisk. Jak kończyły się moje bójki i jak się biję ,czego stosuję... Cóż ..Za dzieciaka potrafiłam pobić młodszego chłopca na tyle,że przez 2 tygodniu nie wychodził z domu,bo wyszło mu coś na twarzy. Albo dziewczyna z klasy,która mnie przedrzeźniała... Znęcałam się nad nią przez tydzień. Prześladowałam ją psychicznie,po szkole pobiłam ,a w szkole pocięłam jej ręce żyletką. Miałam wtedy 12 lat. Dodam,że mogę pobić każdego. Nie obchodzi mnie czy to dziewczyna,facet ,nie boję się silniejszych od siebie,nie znęcam się nad słabszymi,wolę poczekać na prowokację ze strony innych i w ten sposób zapewnić sobie mocne wrażenia. Agresję stosuje do dziś ..Ostatnio mi się nasila. Niedawno pobiłam jedną dziewczynę ze szkoły praktycznie bez powodu... Na drugi dzień uderzyłam kolegę kamieniem w głowę ,bo wypił nam całą wódkę ,byłam wtedy troszkę podpita. Ponadto mam na koncie 3 ataki z nożem (w 1 jak miałam 8 lat-oczywiście było to w formie straszenia). Dodam,że ostatnio nie czuję emocji przy stosowaniu agresji. Kiedyś one się pojawiały,ale nie teraz. Czuję,że mogę uderzyć każdego w każdym momencie ,nie będę przy tym zakłopotana,zestrachana,adrenalina też słabo jakoś się ostatnio wydziela podczas bójek. Nie wiem czym jest to spowodowane. Moje zachowanie i stosowanie przemocy można trochę porównać do przykładów postaci niektórych "dziewczynek z horrorów" (wiem,kretyńsko to brzmi ale zaraz wyjaśnię),które zazwyczaj są spokojne,wycofane,zamknięte w sobie,a jak przyjdzie co do czego ,to potrafią być naprawdę brutalne. Sama nie zaczepiam fizycznie,baaardzo rzadko ... -Agresja słowna. Nie przezywam nikogo,bo sama padłam ofiarą znęcania psychicznego w gimnazjum (prawie cała szkoła przez cały okres trwania nauki mnie prześladowała). Jestem jednak w 100% bezpośrednia,często chamska. Lubię krytykować,wytykać wady ludziom ,sprawia mi to przyjemność. Ponadto od dziecka mam taki dziwny zwyczaj ... Mianowicie,wszystkich obgaduję... Nie jest to takie zwykłe obgadywanie na jakie pozwala sobie większość ludzi. Ja obgaduję ciągle, każdego. Rozwaliłam wiele przyjaźni przez to,nie umiem dotrzymać tajemnicy. Ktoś mi coś powie,to od razu wszystko wypaplam pierwszej lepszej osobie. Zrobię to jednak w taki sposób,że nikt się o tym nie dowie ,a osoba,która powierzyła mi sekrety za jakiś czas będzie z "niewiadomych" przyczyn unikana przez większość ludzi. Okrutne to ,ale nie potrafię nad tym panować. -Chłód uczuciowy. Nie wiem ,zawsze zdawało mi się ,że coś czuję,że jestem wrażliwym człowiekiem. Okazało się jednak,że tylko mi się tak zdawało. Każdy mi mówi,że jestem strasznie egocentryczna ,a moje pozorne przejmowanie się i współczucie innym ludziom jest strasznie płytkie. Cóż.. biorąc pod uwagę moje uczucia ,to kiedyś tam sobie coś faktycznie do ludzi "czułam" ,niewiele ,ale jednak. Zawsze zdawało mi się,że przejawiam dość głębokie emocje,zresztą do dzisiaj mi się tak zdaję ... Najwidoczniej tak nie jest ... wszystko co mówię kłóci się strasznie z tym co robię. No np. wielce przejmuję się losem porzuconych piesków,niby jest mi ich szkoda i czuję chęć niesienia pomocy tym zwierzakom. W międzyczasie,gdyby nie interwencja rodziny, zagłodziłabym własnego psa na śmierć (to tylko kolejny przykład,niekoniecznie prawdziwy). Empatii na pewno nie mam,tutaj nie ma nawet o czym gadać. Słabo rozpoznaję ludzkie emocje. Kiedy ktoś się szczerzy to domyślam się,że jest szczęśliwy ,ale bez żadnych konkretnych oznak nie potrafię zgadnąć ,że ktoś ma powiedzmy zły humor... Może napiszę lepiej,jakie emocje odczuwam... Na pewno obrzydzenie ,złość ,irytacje,gniew,frustracje (wszystkie emocje prowadzące bezpośrednio do agresji,lub związane z nią). Z lękiem to sprawa jest u mnie sporna. Rodzina twierdzi,że słabo radzę sobie w sytuacjach stresowych. I tak i nie. Zależy o jakich stresorach mówimy. Mnie zestresować mogą głównie sytuacje ,w których zagrożone jest moje wyobrażenie o sobie,moje cele, moje plany. Nie zdałam egzaminu na prawo jazdy,tylko i wyłącznie przez stres. Nie boję się jeździć samochodem. Bałam się jedynie tego,że nie zdam,poczuję się gorsza,poczuję ,że jestem nieudacznikiem,bo większe sieroctwa ode mnie zdawały. Bałam się stracić w swoich oczach. A to w połączeniu z tym,że dość słabo jeżdżę samochodem i dopiero pod koniec zaczęłam coś tak chwytać ,spowodowało ,że nie zrobiłam nawet fajki na placu. Są jednak sytuację,w których normalni ludzie się stresują i poddają ,a w których ja radzę sobie całkiem nieźle. Zazwyczaj są to sytuacje wymagające ryzyka ,najczęściej agresywne. Doskonale radzę sobie też w sytuacjach stresowych,kiedy wiem ,że mam chociaż minimum szansy na przezwyciężenie trudu ,bo powiedzmy,jestem w czymś tam dobra. Ogólnie rzecz biorąc ,od dziecka miałam duże możliwości na ukształtowanie się we mnie dużej odporności na stres,niestety moi rodzice tę umiejętność aktywnie tłumili... Jako dziecko uwielbiałam rywalizację. Ciągle ją podejmowałam z innymi dziećmi ,najczęściej w sporcie. Przez nadopiekuńczość moich rodziców ,ich rozwiązywanie wszelkich problemów za mnie zdolność ta w większej części mi zanikła. Wielka szkoda ... Podobnie jest u mnie z lękiem. Jestem osobą ,która dosłownie boi się własnego cienia. Często odczuwam nieokreślony niepokój, rok temu przeżywałam silne lęki przed ciemnością,co sprawiło,że musiałam 2 miesiące spać przy zapalonym świetle. Nie boję się jednak sytuacje niosących naprawdę duże ryzyko. Nie boję się sapać do ludzi,chociaż wiem,że łatwo mogę dostać wpierdziel od kogoś ,nie boję się praktykować ryzykownych zajęć,nie boję się też konfliktów z prawem. Dziwne to wszystko ,naprawdę ... Pewne uczucia mi całkowicie spłytły. Rzadko odczuwam radość,chyba ,że płytką,smutek też-częściej się złoszczę, o uczuciach wyższych nawet nie będę wspominać. - Brak bliższych kontaktów z ludźmi... Nie mam zbyt wielu przyjaciół. Dokładniej to mam 1 przyjaciółkę,kolegę i to wszystko.. Oczywiście są też osoby ze szkoły ale tego nawet nie liczę. Ludzie mnie nie lubią,głównie przez chamstwo i nieadekwatne zachowanie. Jestem typem samotnika,ale nie do końca z wyboru. Brakuje mi ludzi ale jednocześnie ich towarzystwo mnie nudzi. Przy każdej mojej znajomości z kimś zauważyć można pewien cykl przebiegu relacji. Najpierw poznając osobę dobrze mi się z nią gada,jestem miła,sympatyczna,chce mi się rozmawiać. Potem ,po jakiś 3-4 dniach nadchodzi moment zobojętnienia, dana osoba nie wydaje mi się już taka atrakcyjna,nudzi mnie. W tym etapie staram się jej unikać. Końcowy etap to wrogość. Zaczynam zachowywać się prowokacyjnie,przejawiać agresję (zazwyczaj werbalną) ,krzyczeć na znajomego ,poniżać go,stroić fochy, nierzadko pozwalam sobie też na wykorzystywanie takiego człowieka. Czemu tak mam ? Nie wiem ,może przez nudę i frustrację. Nie wiem czemu,ale każdy człowiek wydaje mi się taki sam,to prowadzi do irytacji,nad którą nie umiem zapanować. -Ponadto prezentuję : szybkie rezygnowanie z czynności,która nie przynosi efektów, notoryczne niszczenie swojego życia,nawet wtedy,kiedy dobrze mi się żyje. Na swoim koncie oprócz tego co wymieniłam można znaleźć również podpalenie, zażywanie alkoholu w miejscu publicznym, zakłócanie spokoju, zażywanie narkotyków również w miejscu publicznym, a także mniej ważne ,jak np. wpisywanie sobie ocen w szkole do dziennika,czy w wieku 11-12 lat notoryczne podrabianie zwolnień. Nie żyje mi się z tym dobrze, wręcz przeciwnie. Czuję się źle,bo jestem kobietą. Może do faceta takie zachowanie pasuje ,ale nie do kobiety O.o Trochę to trudne,bo nie umiem się przystosować i nie jarają mnie typowo kobiece zainteresowanie,nie umiem przejawiać też kobiecych zachowań typu delikatność. Nie wiem co mi jest,takiej porządnej diagnozy jeszcze nigdy nie miałam i jakoś obawiam się umówić na wizytę ...
  15. Zastanawia mnie ten wpis.... Przeczytałam dokładnie co napisałeś i dochodzę do wniosku,że twoja biografia pokrywa się momentami z moją.. A mianowicie : 1.Ja też od zawsze odbiegam od innych,w czym to się objawia,zaraz napiszę. 2.Mam skłonności mitomańskie, w okresie wczesnego dojrzewania starałam się nad tym zapanować i faktycznie moje zachowanie uległo lekkiej poprawie. A raczej ujmę to tak: kłamię,kiedy nie ma takiej potrzeby i mówię prawdę w momencie ,kiedy kłamstwo powinno być najbardziej opłacalne. Trochę to trudne,ale postaram się wytłumaczyć na przykładzie... Powiedzmy,że coś zrobię , coś złego i ktoś mnie podejrzewa. W takiej sytuacji wielu ludzi zaczęłoby się wykręcać. Nie ja, ja się przyznaję od razu (oczywiście nie zawsze,czasem też kłamię w celu uniknięcia odpowiedzialności,jednak nie robię tak zawsze). Albo jak powiedzmy nie umiem zrobić czegoś banalnego ,czegoś co umie praktycznie każdy np. tabliczki mnożenia (nie mówię,że tak jest,podaję tylko przykład ,bo nic innego do głowy mi nie przychodzi) to zamiast zostawić tę informację dla siebie,jak głupia przyznaję się do tego,do własnych porażek często też. Moje kłamstwa natomiast,to szereg całkowicie zmyślonych ,bzdurnych historii,przekręcania faktów, przeplatania kłamstwa z prawdą. Nie ma dnia ,w którym nie opowiedziałabym komuś historyjki wyssanej z palca. Kłamstwa,które wplatam ,są zazwyczaj "niepotrzebne'... Nie mają wpływu na jakoś historii, na podniesienie samooceny, na wywarciu wrażenia u słuchacza. Po prostu sobie są. Można powiedzieć,że kłamię bez większego problemu, potrafię robić to genialnie,moje opowieści wydają się bardzo autentyczne i przekonujące ,a najbardziej przerażające w tym wszystkich jest to,że brakuje mi motywu takiego zachowania. Co do dzieciństwa .... Byłam dzieckiem kłamiącym patologicznie,w każdej sferze życia,każdego okłamałam.... Jedno z moich głupszych ,dziecinnych kłamstw ,to próby przekonywania klasy i nauczycielki,że hoduję lwa w domu XDD Miałam wtedy jakieś 8-9 lat XD Dodam,że straciłam wielu ludzi przez notoryczne kłamstwa... Zresztą,kłamstwo jest zazwyczaj powodem,dla którego inni odchodzą ode mnie... 3. Też byłam w gimnazjum u psychologa. Stwierdził u mnie niedojrzałość emocjonalną. Moja siostra poszła z problemem mojej rzekomej niesamodzielności (rodzicie w dzieciństwie podejmowali za mnie wszystkie decyzje,byłam rozpieszczana) ,szkoda ,że pominęła także inne,ważne kwestie dotyczące mojego zachowania ... 4. Nierówne postępy w nauce też mam.... Zawsze miałam i mam. Popadam z skrajności w skrajność. Raz super ocenki,wysoka średnia,a za rok zagrożenie z kilku przedmiotów. 5.Też przeżyłam śmierć rodziców,obu. Matka zmarła jak miałam 11 lat,ojciec jak 12. Byłam przy śmierci mamy,umarła w domu, widziałam na własne oczy jak umiera. Czy coś czułam ? Nie. Absolutnie nic. Moje łzy na pogrzebie też były wymuszone. O śmierci ojca dowiedziałam się od siostry,która była wtedy u nas na wakacjach. Moja pierwsza myśl w tym momencie ? "Z kim ja teraz będę mieszkać ?" ,nie muszę wyjaśniać,że podobnie jak przy śmierci matki,nic nie czułam. Dodam,że rodzice byli dla mnie ważni,kochałam ich ,nie sprawiałam IM problemów ,kontakty z nimi miałam rewelacyjne,byłam kochanym dzieckiem. Jednak za swoje reakcje emocjonalne (a raczej ich brak) nie odpowiadam. Zmuszałam się wtedy do pewnych uczuć,tylko to mogłam zrobić. Żyję normalnie. Nie miałam nigdy żadnej traumy po ich śmierci, żadnych myśli samobójczych ,ba ! Nawet tęsknoty nie odczuwam. Żyję jakby nic się nie stało. Śmierć rodziców była dla mnie niewielkim stresem. Czemu to wszystko piszę ? A temu,że podejrzewam u siebie ładne odchylenia osobowościowe ,nie wiem,czy można to nazwać psychopatią,ale wiele cech idealnie się do mnie dopasowuje. Te cechy stają się wyrazistsze ,kiedy uwzględni się to,że jestem dziewczyną. Twoja sytuacja wydała mi się podobna do mojej ,dlatego chciałabym zaprezentować tutaj również swój problem. Zacznę może od młodości.... -No ,kłamstwa już wymieniłam, -Kradzieże... Kradnę od około 5 roku życia. Za dzieciaka kradłam wszędzie i wszytko. Masowo okradałam własną rodzinę i ludzi obcych. Zabierałam głównie zabawki ,potem na okres gimnazjum zachowania te mi minęły,jednak znowu mi to wróciło pod postacią kleptomanii. Nie kradnę wartościowych przedmiotów,nie narażam się tak,nie mam aż tak silnych pragnień ,by ryzykować dla jakiś przedmiotów. Preferuję drobne kradzieże,bardzo drobne,kradnę głównie słodycze ze sklepów,jednak i w tym się rozzuchwalam (co mnie przeraża). Potrafię nawet przy kasie coś ukraść. Nie kradnę dla zysku,raczej dla zabicia nudy lub po prostu dla hecy. -Włamania. Nie włamuję się nigdzie,jednak za dzieciaka preferowałam tego typu rozrywki. Włamania praktykowałam od wieku przedszkolnego ,aż po zakończenie podstawówki. Nie były to częste praktyki,raczej pojedyncze sytuacje. Nie włamałam się też nigdy do czyjegoś domu (chyba,że czegoś nie pamiętam),raczej na cudze podwórka, czy np. do klas szkolnych w celu kradzieży,lub dla jaj. -Agresja fizyczna. Heh ,nie jestem z tych ,którzy to dzień w dzień się napierniczają. Brałam jednak udział w wielu bójkach,zdecydowanie za wielu jak na kobietę. Nie robię tego jednak często. Zazwyczaj są to pojedyncze liczby bójek na rok. Co mnie jednak w tej kwestii wyróżnia .. Cóż .. sądzę,że zdecydowana brutalność.. Moja przemoc sprawiła,że osoby ,które coś do mnie miały (zazwyczaj z takimi się leję) po starciu zdecydowanie przestały mi dokuczać,lub unikały mnie. Biję wszędzie i tak mocno, jak tylko mogę. Stwarzam sobie do tego pełne prawo,gdyż według mojej moralności,mogę skrzywdzić osobę,która nadepnęła mi na odcisk. Jak kończyły się moje bójki i jak się biję ,czego stosuję... Cóż ..Za dzieciaka potrafiłam pobić młodszego chłopca na tyle,że przez 2 tygodniu nie wychodził z domu,bo wyszło mu coś na twarzy. Albo dziewczyna z klasy,która mnie przedrzeźniała... Znęcałam się nad nią przez tydzień. Prześladowałam ją psychicznie,po szkole pobiłam ,a w szkole pocięłam jej ręce żyletką. Miałam wtedy 12 lat. Dodam,że mogę pobić każdego. Nie obchodzi mnie czy to dziewczyna,facet ,nie boję się silniejszych od siebie,nie znęcam się nad słabszymi,wolę poczekać na prowokację ze strony innych i w ten sposób zapewnić sobie mocne wrażenia. Agresję stosuje do dziś ..Ostatnio mi się nasila. Niedawno pobiłam jedną dziewczynę ze szkoły praktycznie bez powodu... Na drugi dzień uderzyłam kolegę kamieniem w głowę ,bo wypił nam całą wódkę ,byłam wtedy troszkę podpita. Ponadto mam na koncie 3 ataki z nożem (w 1 jak miałam 8 lat-oczywiście było to w formie straszenia). Dodam,że ostatnio nie czuję emocji przy stosowaniu agresji. Kiedyś one się pojawiały,ale nie teraz. Czuję,że mogę uderzyć każdego w każdym momencie ,nie będę przy tym zakłopotana,zestrachana,adrenalina też słabo jakoś się ostatnio wydziela podczas bójek. Nie wiem czym jest to spowodowane. Moje zachowanie i stosowanie przemocy można trochę porównać do przykładów postaci niektórych "dziewczynek z horrorów" (wiem,kretyńsko to brzmi ale zaraz wyjaśnię),które zazwyczaj są spokojne,wycofane,zamknięte w sobie,a jak przyjdzie co do czego ,to potrafią być naprawdę brutalne. Sama nie zaczepiam fizycznie,baaardzo rzadko ... -Agresja słowna. Nie przezywam nikogo,bo sama padłam ofiarą znęcania psychicznego w gimnazjum (prawie cała szkoła przez cały okres trwania nauki mnie prześladowała). Jestem jednak w 100% bezpośrednia,często chamska. Lubię krytykować,wytykać wady ludziom ,sprawia mi to przyjemność. Ponadto od dziecka mam taki dziwny zwyczaj ... Mianowicie,wszystkich obgaduję... Nie jest to takie zwykłe obgadywanie na jakie pozwala sobie większość ludzi. Ja obgaduję ciągle, każdego. Rozwaliłam wiele przyjaźni przez to,nie umiem dotrzymać tajemnicy. Ktoś mi coś powie,to od razu wszystko wypaplam pierwszej lepszej osobie. Zrobię to jednak w taki sposób,że nikt się o tym nie dowie ,a osoba,która powierzyła mi sekrety za jakiś czas będzie z "niewiadomych" przyczyn unikana przez większość ludzi. Okrutne to ,ale nie potrafię nad tym panować. -Chłód uczuciowy. Nie wiem ,zawsze zdawało mi się ,że coś czuję,że jestem wrażliwym człowiekiem. Okazało się jednak,że tylko mi się tak zdawało. Każdy mi mówi,że jestem strasznie egocentryczna ,a moje pozorne przejmowanie się i współczucie innym ludziom jest strasznie płytkie. Cóż.. biorąc pod uwagę moje uczucia ,to kiedyś tam sobie coś faktycznie do ludzi "czułam" ,niewiele ,ale jednak. Zawsze zdawało mi się,że przejawiam dość głębokie emocje,zresztą do dzisiaj mi się tak zdaję ... Najwidoczniej tak nie jest ... wszystko co mówię kłóci się strasznie z tym co robię. No np. wielce przejmuję się losem porzuconych piesków,niby jest mi ich szkoda i czuję chęć niesienia pomocy tym zwierzakom. W międzyczasie,gdyby nie interwencja rodziny, zagłodziłabym własnego psa na śmierć (to tylko kolejny przykład,niekoniecznie prawdziwy). Empatii na pewno nie mam,tutaj nie ma nawet o czym gadać. Słabo rozpoznaję ludzkie emocje. Kiedy ktoś się szczerzy to domyślam się,że jest szczęśliwy ,ale bez żadnych konkretnych oznak nie potrafię zgadnąć ,że ktoś ma powiedzmy zły humor... Może napiszę lepiej,jakie emocje odczuwam... Na pewno obrzydzenie ,złość ,irytacje,gniew,frustracje (wszystkie emocje prowadzące bezpośrednio do agresji,lub związane z nią). Z lękiem to sprawa jest u mnie sporna. Rodzina twierdzi,że słabo radzę sobie w sytuacjach stresowych. I tak i nie. Zależy o jakich stresorach mówimy. Mnie zestresować mogą głównie sytuacje ,w których zagrożone jest moje wyobrażenie o sobie,moje cele, moje plany. Nie zdałam egzaminu na prawo jazdy,tylko i wyłącznie przez stres. Nie boję się jeździć samochodem. Bałam się jedynie tego,że nie zdam,poczuję się gorsza,poczuję ,że jestem nieudacznikiem,bo większe sieroctwa ode mnie zdawały. Bałam się stracić w swoich oczach. A to w połączeniu z tym,że dość słabo jeżdżę samochodem i dopiero pod koniec zaczęłam coś tak chwytać ,spowodowało ,że nie zrobiłam nawet fajki na placu. Są jednak sytuację,w których normalni ludzie się stresują i poddają ,a w których ja radzę sobie całkiem nieźle. Zazwyczaj są to sytuacje wymagające ryzyka ,najczęściej agresywne. Doskonale radzę sobie też w sytuacjach stresowych,kiedy wiem ,że mam chociaż minimum szansy na przezwyciężenie trudu ,bo powiedzmy,jestem w czymś tam dobra. Ogólnie rzecz biorąc ,od dziecka miałam duże możliwości na ukształtowanie się we mnie dużej odporności na stres,niestety moi rodzice tę umiejętność aktywnie tłumili... Jako dziecko uwielbiałam rywalizację. Ciągle ją podejmowałam z innymi dziećmi ,najczęściej w sporcie. Przez nadopiekuńczość moich rodziców ,ich rozwiązywanie wszelkich problemów za mnie zdolność ta w większej części mi zanikła. Wielka szkoda ... Podobnie jest u mnie z lękiem. Jestem osobą ,która dosłownie boi się własnego cienia. Często odczuwam nieokreślony niepokój, rok temu przeżywałam silne lęki przed ciemnością,co sprawiło,że musiałam 2 miesiące spać przy zapalonym świetle. Nie boję się jednak sytuacje niosących naprawdę duże ryzyko. Nie boję się sapać do ludzi,chociaż wiem,że łatwo mogę dostać wpierdziel od kogoś ,nie boję się praktykować ryzykownych zajęć,nie boję się też konfliktów z prawem. Dziwne to wszystko ,naprawdę ... Pewne uczucia mi całkowicie spłytły. Rzadko odczuwam radość,chyba ,że płytką,smutek też-częściej się złoszczę, o uczuciach wyższych nawet nie będę wspominać. - Brak bliższych kontaktów z ludźmi... Nie mam zbyt wielu przyjaciół. Dokładniej to mam 1 przyjaciółkę,kolegę i to wszystko.. Oczywiście są też osoby ze szkoły ale tego nawet nie liczę. Ludzie mnie nie lubią,głównie przez chamstwo i nieadekwatne zachowanie. Jestem typem samotnika,ale nie do końca z wyboru. Brakuje mi ludzi ale jednocześnie ich towarzystwo mnie nudzi. Przy każdej mojej znajomości z kimś zauważyć można pewien cykl przebiegu relacji. Najpierw poznając osobę dobrze mi się z nią gada,jestem miła,sympatyczna,chce mi się rozmawiać. Potem ,po jakiś 3-4 dniach nadchodzi moment zobojętnienia, dana osoba nie wydaje mi się już taka atrakcyjna,nudzi mnie. W tym etapie staram się jej unikać. Końcowy etap to wrogość. Zaczynam zachowywać się prowokacyjnie,przejawiać agresję (zazwyczaj werbalną) ,krzyczeć na znajomego ,poniżać go,stroić fochy, nierzadko pozwalam sobie też na wykorzystywanie takiego człowieka. Czemu tak mam ? Nie wiem ,może przez nudę i frustrację. Nie wiem czemu,ale każdy człowiek wydaje mi się taki sam,to prowadzi do irytacji,nad którą nie umiem zapanować. -Ponadto prezentuję : szybkie rezygnowanie z czynności,która nie przynosi efektów, notoryczne niszczenie swojego życia,nawet wtedy,kiedy dobrze mi się żyje. Na swoim koncie oprócz tego co wymieniłam można znaleźć również podpalenie, zażywanie alkoholu w miejscu publicznym, zakłócanie spokoju, zażywanie narkotyków również w miejscu publicznym, a także mniej ważne ,jak np. wpisywanie sobie ocen w szkole do dziennika,czy w wieku 11-12 lat notoryczne podrabianie zwolnień. Nie żyje mi się z tym dobrze, wręcz przeciwnie. Czuję się źle,bo jestem kobietą. Może do faceta takie zachowanie pasuje ,ale nie do kobiety O.o Trochę to trudne,bo nie umiem się przystosować i nie jarają mnie typowo kobiece zainteresowanie,nie umiem przejawiać też kobiecych zachowań typu delikatność. Nie wiem co mi jest,takiej porządnej diagnozy jeszcze nigdy nie miałam i jakoś obawiam się umówić na wizytę ...
  16. Zastanawia mnie ten wpis.... Przeczytałam dokładnie co napisałeś i dochodzę do wniosku,że twoja biografia pokrywa się momentami z moją.. A mianowicie : 1.Ja też od zawsze odbiegam od innych,w czym to się objawia,zaraz napiszę. 2.Mam skłonności mitomańskie, w okresie wczesnego dojrzewania starałam się nad tym zapanować i faktycznie moje zachowanie uległo lekkiej poprawie. A raczej ujmę to tak: kłamię,kiedy nie ma takiej potrzeby i mówię prawdę w momencie ,kiedy kłamstwo powinno być najbardziej opłacalne. Trochę to trudne,ale postaram się wytłumaczyć na przykładzie... Powiedzmy,że coś zrobię , coś złego i ktoś mnie podejrzewa. W takiej sytuacji wielu ludzi zaczęłoby się wykręcać. Nie ja, ja się przyznaję od razu (oczywiście nie zawsze,czasem też kłamię w celu uniknięcia odpowiedzialności,jednak nie robię tak zawsze). Albo jak powiedzmy nie umiem zrobić czegoś banalnego ,czegoś co umie praktycznie każdy np. tabliczki mnożenia (nie mówię,że tak jest,podaję tylko przykład ,bo nic innego do głowy mi nie przychodzi) to zamiast zostawić tę informację dla siebie,jak głupia przyznaję się do tego,do własnych porażek często też. Moje kłamstwa natomiast,to szereg całkowicie zmyślonych ,bzdurnych historii,przekręcania faktów, przeplatania kłamstwa z prawdą. Nie ma dnia ,w którym nie opowiedziałabym komuś historyjki wyssanej z palca. Kłamstwa,które wplatam ,są zazwyczaj "niepotrzebne'... Nie mają wpływu na jakoś historii, na podniesienie samooceny, na wywarciu wrażenia u słuchacza. Po prostu sobie są. Można powiedzieć,że kłamię bez większego problemu, potrafię robić to genialnie,moje opowieści wydają się bardzo autentyczne i przekonujące ,a najbardziej przerażające w tym wszystkich jest to,że brakuje mi motywu takiego zachowania. Co do dzieciństwa .... Byłam dzieckiem kłamiącym patologicznie,w każdej sferze życia,każdego okłamałam.... Jedno z moich głupszych ,dziecinnych kłamstw ,to próby przekonywania klasy i nauczycielki,że hoduję lwa w domu XDD Miałam wtedy jakieś 8-9 lat XD Dodam,że straciłam wielu ludzi przez notoryczne kłamstwa... Zresztą,kłamstwo jest zazwyczaj powodem,dla którego inni odchodzą ode mnie... 3. Też byłam w gimnazjum u psychologa. Stwierdził u mnie niedojrzałość emocjonalną. Moja siostra poszła z problemem mojej rzekomej niesamodzielności (rodzicie w dzieciństwie podejmowali za mnie wszystkie decyzje,byłam rozpieszczana) ,szkoda ,że pominęła także inne,ważne kwestie dotyczące mojego zachowania ... 4. Nierówne postępy w nauce też mam.... Zawsze miałam i mam. Popadam z skrajności w skrajność. Raz super ocenki,wysoka średnia,a za rok zagrożenie z kilku przedmiotów. 5.Też przeżyłam śmierć rodziców,obu. Matka zmarła jak miałam 11 lat,ojciec jak 12. Byłam przy śmierci mamy,umarła w domu, widziałam na własne oczy jak umiera. Czy coś czułam ? Nie. Absolutnie nic. Moje łzy na pogrzebie też były wymuszone. O śmierci ojca dowiedziałam się od siostry,która była wtedy u nas na wakacjach. Moja pierwsza myśl w tym momencie ? "Z kim ja teraz będę mieszkać ?" ,nie muszę wyjaśniać,że podobnie jak przy śmierci matki,nic nie czułam. Dodam,że rodzice byli dla mnie ważni,kochałam ich ,nie sprawiałam IM problemów ,kontakty z nimi miałam rewelacyjne,byłam kochanym dzieckiem. Jednak za swoje reakcje emocjonalne (a raczej ich brak) nie odpowiadam. Zmuszałam się wtedy do pewnych uczuć,tylko to mogłam zrobić. Żyję normalnie. Nie miałam nigdy żadnej traumy po ich śmierci, żadnych myśli samobójczych ,ba ! Nawet tęsknoty nie odczuwam. Żyję jakby nic się nie stało. Śmierć rodziców była dla mnie niewielkim stresem. Czemu to wszystko piszę ? A temu,że podejrzewam u siebie ładne odchylenia osobowościowe ,nie wiem,czy można to nazwać psychopatią,ale wiele cech idealnie się do mnie dopasowuje. Te cechy stają się wyrazistsze ,kiedy uwzględni się to,że jestem dziewczyną. Twoja sytuacja wydała mi się podobna do mojej ,dlatego chciałabym zaprezentować tutaj również swój problem. Zacznę może od młodości.... -No ,kłamstwa już wymieniłam, -Kradzieże... Kradnę od około 5 roku życia. Za dzieciaka kradłam wszędzie i wszytko. Masowo okradałam własną rodzinę i ludzi obcych. Zabierałam głównie zabawki ,potem na okres gimnazjum zachowania te mi minęły,jednak znowu mi to wróciło pod postacią kleptomanii. Nie kradnę wartościowych przedmiotów,nie narażam się tak,nie mam aż tak silnych pragnień ,by ryzykować dla jakiś przedmiotów. Preferuję drobne kradzieże,bardzo drobne,kradnę głównie słodycze ze sklepów,jednak i w tym się rozzuchwalam (co mnie przeraża). Potrafię nawet przy kasie coś ukraść. Nie kradnę dla zysku,raczej dla zabicia nudy lub po prostu dla hecy. -Włamania. Nie włamuję się nigdzie,jednak za dzieciaka preferowałam tego typu rozrywki. Włamania praktykowałam od wieku przedszkolnego ,aż po zakończenie podstawówki. Nie były to częste praktyki,raczej pojedyncze sytuacje. Nie włamałam się też nigdy do czyjegoś domu (chyba,że czegoś nie pamiętam),raczej na cudze podwórka, czy np. do klas szkolnych w celu kradzieży,lub dla jaj. -Agresja fizyczna. Heh ,nie jestem z tych ,którzy to dzień w dzień się napierniczają. Brałam jednak udział w wielu bójkach,zdecydowanie za wielu jak na kobietę. Nie robię tego jednak często. Zazwyczaj są to pojedyncze liczby bójek na rok. Co mnie jednak w tej kwestii wyróżnia .. Cóż .. sądzę,że zdecydowana brutalność.. Moja przemoc sprawiła,że osoby ,które coś do mnie miały (zazwyczaj z takimi się leję) po starciu zdecydowanie przestały mi dokuczać,lub unikały mnie. Biję wszędzie i tak mocno, jak tylko mogę. Stwarzam sobie do tego pełne prawo,gdyż według mojej moralności,mogę skrzywdzić osobę,która nadepnęła mi na odcisk. Jak kończyły się moje bójki i jak się biję ,czego stosuję... Cóż ..Za dzieciaka potrafiłam pobić młodszego chłopca na tyle,że przez 2 tygodniu nie wychodził z domu,bo wyszło mu coś na twarzy. Albo dziewczyna z klasy,która mnie przedrzeźniała... Znęcałam się nad nią przez tydzień. Prześladowałam ją psychicznie,po szkole pobiłam ,a w szkole pocięłam jej ręce żyletką. Miałam wtedy 12 lat. Dodam,że mogę pobić każdego. Nie obchodzi mnie czy to dziewczyna,facet ,nie boję się silniejszych od siebie,nie znęcam się nad słabszymi,wolę poczekać na prowokację ze strony innych i w ten sposób zapewnić sobie mocne wrażenia. Agresję stosuje do dziś ..Ostatnio mi się nasila. Niedawno pobiłam jedną dziewczynę ze szkoły praktycznie bez powodu... Na drugi dzień uderzyłam kolegę kamieniem w głowę ,bo wypił nam całą wódkę ,byłam wtedy troszkę podpita. Ponadto mam na koncie 3 ataki z nożem (w 1 jak miałam 8 lat-oczywiście było to w formie straszenia). Dodam,że ostatnio nie czuję emocji przy stosowaniu agresji. Kiedyś one się pojawiały,ale nie teraz. Czuję,że mogę uderzyć każdego w każdym momencie ,nie będę przy tym zakłopotana,zestrachana,adrenalina też słabo jakoś się ostatnio wydziela podczas bójek. Nie wiem czym jest to spowodowane. Moje zachowanie i stosowanie przemocy można trochę porównać do przykładów postaci niektórych "dziewczynek z horrorów" (wiem,kretyńsko to brzmi ale zaraz wyjaśnię),które zazwyczaj są spokojne,wycofane,zamknięte w sobie,a jak przyjdzie co do czego ,to potrafią być naprawdę brutalne. Sama nie zaczepiam fizycznie,baaardzo rzadko ... -Agresja słowna. Nie przezywam nikogo,bo sama padłam ofiarą znęcania psychicznego w gimnazjum (prawie cała szkoła przez cały okres trwania nauki mnie prześladowała). Jestem jednak w 100% bezpośrednia,często chamska. Lubię krytykować,wytykać wady ludziom ,sprawia mi to przyjemność. Ponadto od dziecka mam taki dziwny zwyczaj ... Mianowicie,wszystkich obgaduję... Nie jest to takie zwykłe obgadywanie na jakie pozwala sobie większość ludzi. Ja obgaduję ciągle, każdego. Rozwaliłam wiele przyjaźni przez to,nie umiem dotrzymać tajemnicy. Ktoś mi coś powie,to od razu wszystko wypaplam pierwszej lepszej osobie. Zrobię to jednak w taki sposób,że nikt się o tym nie dowie ,a osoba,która powierzyła mi sekrety za jakiś czas będzie z "niewiadomych" przyczyn unikana przez większość ludzi. Okrutne to ,ale nie potrafię nad tym panować. -Chłód uczuciowy. Nie wiem ,zawsze zdawało mi się ,że coś czuję,że jestem wrażliwym człowiekiem. Okazało się jednak,że tylko mi się tak zdawało. Każdy mi mówi,że jestem strasznie egocentryczna ,a moje pozorne przejmowanie się i współczucie innym ludziom jest strasznie płytkie. Cóż.. biorąc pod uwagę moje uczucia ,to kiedyś tam sobie coś faktycznie do ludzi "czułam" ,niewiele ,ale jednak. Zawsze zdawało mi się,że przejawiam dość głębokie emocje,zresztą do dzisiaj mi się tak zdaję ... Najwidoczniej tak nie jest ... wszystko co mówię kłóci się strasznie z tym co robię. No np. wielce przejmuję się losem porzuconych piesków,niby jest mi ich szkoda i czuję chęć niesienia pomocy tym zwierzakom. W międzyczasie,gdyby nie interwencja rodziny, zagłodziłabym własnego psa na śmierć (to tylko kolejny przykład,niekoniecznie prawdziwy). Empatii na pewno nie mam,tutaj nie ma nawet o czym gadać. Słabo rozpoznaję ludzkie emocje. Kiedy ktoś się szczerzy to domyślam się,że jest szczęśliwy ,ale bez żadnych konkretnych oznak nie potrafię zgadnąć ,że ktoś ma powiedzmy zły humor... Może napiszę lepiej,jakie emocje odczuwam... Na pewno obrzydzenie ,złość ,irytacje,gniew,frustracje (wszystkie emocje prowadzące bezpośrednio do agresji,lub związane z nią). Z lękiem to sprawa jest u mnie sporna. Rodzina twierdzi,że słabo radzę sobie w sytuacjach stresowych. I tak i nie. Zależy o jakich stresorach mówimy. Mnie zestresować mogą głównie sytuacje ,w których zagrożone jest moje wyobrażenie o sobie,moje cele, moje plany. Nie zdałam egzaminu na prawo jazdy,tylko i wyłącznie przez stres. Nie boję się jeździć samochodem. Bałam się jedynie tego,że nie zdam,poczuję się gorsza,poczuję ,że jestem nieudacznikiem,bo większe sieroctwa ode mnie zdawały. Bałam się stracić w swoich oczach. A to w połączeniu z tym,że dość słabo jeżdżę samochodem i dopiero pod koniec zaczęłam coś tak chwytać ,spowodowało ,że nie zrobiłam nawet fajki na placu. Są jednak sytuację,w których normalni ludzie się stresują i poddają ,a w których ja radzę sobie całkiem nieźle. Zazwyczaj są to sytuacje wymagające ryzyka ,najczęściej agresywne. Doskonale radzę sobie też w sytuacjach stresowych,kiedy wiem ,że mam chociaż minimum szansy na przezwyciężenie trudu ,bo powiedzmy,jestem w czymś tam dobra. Ogólnie rzecz biorąc ,od dziecka miałam duże możliwości na ukształtowanie się we mnie dużej odporności na stres,niestety moi rodzice tę umiejętność aktywnie tłumili... Jako dziecko uwielbiałam rywalizację. Ciągle ją podejmowałam z innymi dziećmi ,najczęściej w sporcie. Przez nadopiekuńczość moich rodziców ,ich rozwiązywanie wszelkich problemów za mnie zdolność ta w większej części mi zanikła. Wielka szkoda ... Podobnie jest u mnie z lękiem. Jestem osobą ,która dosłownie boi się własnego cienia. Często odczuwam nieokreślony niepokój, rok temu przeżywałam silne lęki przed ciemnością,co sprawiło,że musiałam 2 miesiące spać przy zapalonym świetle. Nie boję się jednak sytuacje niosących naprawdę duże ryzyko. Nie boję się sapać do ludzi,chociaż wiem,że łatwo mogę dostać wpierdziel od kogoś ,nie boję się praktykować ryzykownych zajęć,nie boję się też konfliktów z prawem. Dziwne to wszystko ,naprawdę ... Pewne uczucia mi całkowicie spłytły. Rzadko odczuwam radość,chyba ,że płytką,smutek też-częściej się złoszczę, o uczuciach wyższych nawet nie będę wspominać. - Brak bliższych kontaktów z ludźmi... Nie mam zbyt wielu przyjaciół. Dokładniej to mam 1 przyjaciółkę,kolegę i to wszystko.. Oczywiście są też osoby ze szkoły ale tego nawet nie liczę. Ludzie mnie nie lubią,głównie przez chamstwo i nieadekwatne zachowanie. Jestem typem samotnika,ale nie do końca z wyboru. Brakuje mi ludzi ale jednocześnie ich towarzystwo mnie nudzi. Przy każdej mojej znajomości z kimś zauważyć można pewien cykl przebiegu relacji. Najpierw poznając osobę dobrze mi się z nią gada,jestem miła,sympatyczna,chce mi się rozmawiać. Potem ,po jakiś 3-4 dniach nadchodzi moment zobojętnienia, dana osoba nie wydaje mi się już taka atrakcyjna,nudzi mnie. W tym etapie staram się jej unikać. Końcowy etap to wrogość. Zaczynam zachowywać się prowokacyjnie,przejawiać agresję (zazwyczaj werbalną) ,krzyczeć na znajomego ,poniżać go,stroić fochy, nierzadko pozwalam sobie też na wykorzystywanie takiego człowieka. Czemu tak mam ? Nie wiem ,może przez nudę i frustrację. Nie wiem czemu,ale każdy człowiek wydaje mi się taki sam,to prowadzi do irytacji,nad którą nie umiem zapanować. -Ponadto prezentuję : szybkie rezygnowanie z czynności,która nie przynosi efektów, notoryczne niszczenie swojego życia,nawet wtedy,kiedy dobrze mi się żyje. Na swoim koncie oprócz tego co wymieniłam można znaleźć również podpalenie, zażywanie alkoholu w miejscu publicznym, zakłócanie spokoju, zażywanie narkotyków również w miejscu publicznym, a także mniej ważne ,jak np. wpisywanie sobie ocen w szkole do dziennika,czy w wieku 11-12 lat notoryczne podrabianie zwolnień. Nie żyje mi się z tym dobrze, wręcz przeciwnie. Czuję się źle,bo jestem kobietą. Może do faceta takie zachowanie pasuje ,ale nie do kobiety O.o Trochę to trudne,bo nie umiem się przystosować i nie jarają mnie typowo kobiece zainteresowanie,nie umiem przejawiać też kobiecych zachowań typu delikatność. Nie wiem co mi jest,takiej porządnej diagnozy jeszcze nigdy nie miałam i jakoś obawiam się umówić na wizytę ...
×