Skocz do zawartości
Nerwica.com

Pieroog1

Użytkownik
  • Postów

    43
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Pieroog1

  1. U mnie bardzo często mam wrażenie kuli z szorstkiej wełny w drogach oddechowych za mostkiem, która później w magiczny sposób przemieszcza się do przewodu pokarmowego i wędruje do przełyku Głupie i bardzo nieprzyjemne uczucie.
  2. Niestety popsuło mi to wyjazd szkoleniowy - byłem przekonany, że dostałem jakiegoś zawału a w głowie kołatała mi się jedna myśl, że zostanę zapamiętany nie jako w miarę bystry i pilny, ale jako ten, którego odwiozło pogotowie... Pomogła relaksacja, ale lęk napędził mi takie problemy z oddychaniem, że przyduszało mnie przez kolejne dzień, do momentu powrotu do domu. Tam nastąpiło cudowne uzdrowienie - jedynie trochę wysiłkowo bolały mnie mięśnie od tych głębokich wdechów od których w efekcie szumi w głowie.
  3. Potwierdzam - mnie boli mostek, jakbym dostał kopa od konia w klatkę piersiową i mięśnie torsu... czasem przy pachach czasem tam gdzie są zaczepione o żebra przy mostku. Jest to taki ból jakby przedtem ktoś mnie uszczypnął mocno, wędrujące uogólnione rozmyte.
  4. Zgadzam się, niestety taki przyszedłem na świat z zawyżonym odczuwaniem lęku. Te czarne wizje towarzyszą mi od zawsze, z wiekiem nabirały tylko bardziej realnych kształtów. Zawód przynosi człowiekowi świadmość, że chore serce, czy inny organ da się wyleczyć a to paskudztwo łazi sobie po człowieku i czeka na okazję by się rzucić.
  5. Przede wszystkim, nie diagnozujemy się sami i staramy sie "nie podejrzewać" Pierwsza sprawa, to nie jesteśmy specjalistami, a wiedza ogólna, tzn. internetowa czy taka kawiarniano-towarzyska jest nieprecyzyjna. Zrób mały eksperyment wpisz do googla "hasło dziecko nie mówi - trzy lata". Pierwsze co wyskoczy to "Autyzm". :) Takie pytanie do dra googla wpisała moja znajoma ponieważ jej synek miał tę urodę, że późno zaczał mówić, co u chłopców jest czeste. Dziś gada jak najęty i jest najzdrowszym dzieckiem pod słońcem. Spokojnie wszyscy tu tak mamy z tym oddechem i sercem. Jeśli nie "pakujesz na siłowni" i nie bierzesz tony sterydów anabolicznych to przerost mięśnia sercowego jest raczej mało prawdopodobny. Nic Ci nie jest, prócz nerwicy, założę sie o skrzynkę piwa. Ja też podchodzę emocjonalnie do wszelkich "rewelacji" i nie cierpię od jakiegoś czasu, kiedy ktoś zaraz serwuje mi diagnozę jakieś przypadłości cielesnej. Ludzie nie cierpiący na nerwicę są przyzwyczajeni, że jak boli, to przyczyna tkwi w chorym ciele. Wiesz, duszności można mieć choćby przy asmie, nowotworze, odmie etc. etc. Lecz u nas podłoże stanowi nerwica, która lubi własnie tak się manifestować. Moja matka również przechodziła przez stany lękowe i potwierdza teraz po latach jak właśnie ją dusiło, jak fajnie było kiedy przyjeżdzało pogotowie i jeszcze fajniej kiedy kolejny raz słyszała, że jest zdrowa. Miała tak samo jak my - dokładnie te same objawy - cieszy się świetnym zdrowiem do dziś a ma już 63 lata. Jak to mówią - dusi, dusi ale nie udusi... Trzymaj się :)
  6. Ja przyjmuję Depralin i dopiero po prawie 6 miesiącach. To nie jest tak jak na filmach, że psychotropy i człowiek się robi jak warzywo. Nie ma też co przesadnie się bać o wątrobę. Chodzi o to, że te środki poprawiają chemię mózgu i kompensują to co zachwiane. Ale też to znam, że szedłem do lekarza i potem bałem się przyjmować lekarstwa z uwagi na skutki uboczne, jednak od samego patrzenia na lekarstwa stan zdrowia się nie poprawia... Nie chcę się bawić w dobrą radę, ale od kiedy przestałem siebie pytać "dlaczego ja?" i wziąłem się za siebie zacząłem odczuwać pierwsze efekty zdrowienia. Masz jakieś hobby?
  7. Zauważyłem, że stan lęku i stres z tym związany potęguje u mnie alergię - dramatycznie pogarsza mi się stan skóry. W chwilach nasilenia nerwicy regułą jest, że tracę nawet 3 kg w ciągu 10 - 14 dni. Zgadzam się z Panią psycholog, że w zależności od różnych czynników mój poziom lęku jest różny. Szczerze, gdyby był cały czas taki sam - to znaczy jak w napadzie lęku, który potrafi trwać u mnie nawet kilka dni, chyba kazałbym się uśpić. Szczególnie przykre jest to, że symptomy nerwicowe ulegają jakby zwielokrotnieniu w momencie, gdy mi coś dolega. Byle dolegliwość i jej przyczyny urastają do rangi megaproblemu. Dla przykładu teraz w zasadzie czuję się zupełnie normalnie - u mnie jest taka charakterystyka, że wieczorami mi odpuszcza, ale najgorszy jest poranek zaraz po przebudzeniu, kiedy wszystko zaczyna się od nowa. Do tej pory doświadczyłem różnego rodzaju objawów, jak np. pieczenia podniebienia twardego, języka, bólów głowy, zawrotów i nierównego chodu (zataczania się), bólów imitujących rwę kulszową, kręgosłupa, upiornych duszności i kołatań serca, nawet podwyższonej nieznacznie temperatury (37,2). Najśmieszniejsze jest w tym wszystkim, że przy relaksacji temperatura ciała spadała mi do 36,6 (!). Taki wpływ na organizm ludzki ma przewlekły stres i lęk. Przykre w tym wszystkim jest to, że nerwica zupełnie zdezorganizowała mi życie. Stałem się nieprzewidywalny, to znaczy sam na siebie nie mogłem liczyć bo zawsze w momencie kiedy musiałem być na 101% dostawałem jakiejś nowej somatycznej dolegliwości.
  8. Tak w okolicach mostka. Problem ze mną jest taki, że ja nie mam czego odkalsznąć, w efekcie bolą mnie mięśnie wysiłkowo w okolicach "piersi"
  9. U mnie bóle głowy i "nieswojość" zaczynają sie kiedy mi na chwilę odpuszczał, to znaczy kiedy się rozluźniałem - tak jakby skumulowane napięcie mięśni po rozluxnieniu prowokowało ból taki jak po przepracowaniu. Bolał mnie czubek głowy jakbym przed chwilą dostał fangę - plaskacza. Gałki oczne, takie uczucie rozpierania od srodka i najdziwnieszy "dyskomfort" - ból nosa poniżej kości na wyskokości chrząstki. Miewałem też nieostre widzenie - wkurzające było gdy nie mogłem czytać ciemnych (czarnych liter) na jasnym tle - wszystko mi sie zlewało. najchętniej leżał bym jak placek cały dzień i tylko w łózku czulem się w miarę bezpiecznie.
  10. U mnie są "ciągi" po kilka dni z rzędu. I w trakcie dnia raz dusi - raz nie dusi. Zwykle uczucie ciezaru w klatce piersiowej. Bardzo nie przyjemne. A jak sie nakręce to jest tak, że powietrze wchodzi bez oporów ale tak jakbym nie oodychał- jakby tlen mi sie nie dostawał do kriwoobigu.
  11. A komus dokucza pieczenie podniebienia? Już kombinowałem, że może jakiś nowotwór, ale oczywiście stomatolog powiediała, że żadnych zmian nie widzi a nawet prześwietlenie mi zrobiła...
  12. Dokuczają nam takie same objawy
  13. Dzięki - tak myślałem. Moja doktor prowadząca nazwała to "pochodem dolegliwości nerwicowych" - ponoc typowe. Charakterystyczne jest to, że np duszność nie jest ostro oznaczona do organu - jest rozmyta - raz w krtani, raz w mostku, raz w tchawicy... Dzięki Bogu po mału dochodze do siebie i mam nadzieję, że mi to w końcu minie. W sobotę miałem taki "dziwny dzień" kiedy wstałem tak jak kiedyś i poczułem, że nic mi nie jest i faktycznie żadnego lęku, żadnego dyskomfortu. Poszedłem na zakupy i powiem, że czułem się tak jakby ktośc mnie owinął w radość i spokój. Fajnie było, lekko, kolorowo. W niedzielę było torchę gorzej - globus - ale zająłem sie robotą i mi przeszło.
  14. Czy miałeś takie tępe bóle pleców? takie jakby ktos Cię kijem obił?
  15. P.S. U mnie początki nerwicy zaczęły się, w sytuacji kiedy byłem całkowicie spełnionym i ZADOWOLONYM człowiekiem. Był piękny dom, dobra i fajna praca, zadowolenie ze związku, i kochana osoba. I nagle pewnego dnia złapało mnie przygnębienie, takie jakby znudzenie i nagle lęk taki przerażający ubrany w myśl, jest bardzo dobrze i pewnie znając los teraz będzie tylko źle. I tak to się zaczęło już 8 lat temu - na poczatku jakoś sobie radziłem - psychiatra i leki - ustało na jakieś 3 lata. Potem trochę mi się w życiu nie ułożyło i juz poleciało moje lęki ubrały się chorobę. Samo się zrobiło z dnia na dzień. Po prostu przyszło do mnie.
  16. Miałem astmę oskrzelową atopową (taką na pyłki) więc mam porównanie. Choć teraz mogę powiedzieć, że duszność na tle nerwowym jest dla mnie sto razy gorsza od tej alergicznej. Wygląda u mnie to następująco Kiedy miewałem napady na tle alergicznym astma się zaczynała zwykle w godzinach nocnych, często nad ranem i mnie po prostu budziła. Kaszle się wtedy niemiłosiernie i oskrzelach świszcze tak, że postronni słyszą i nie można do końca nabrac powietrza - jest blokada - gdy puszcza to sie to świństwo odkrzusza - kaszel jest wtedy mokry i po sprawie. Pomagają inhalatory i to w zasadzie od razu - góra pięć minut i jest ulga. Przy nerwicy kiedy śpię to mnie nie dusi, zwykle mi się zaczyna rano po obudzeniu tak około godziny, kiedy pierwszą myślą po powrocie świadomości jest sprawdzenie czy nie dusi. Zwykle już po kwadnansie mam pierwsze symptomy, jakby w powietrzu brakowało tlenu, więc co chwilę głębszy wdech jak karp na wigilię. I juz jest jazz. Dochodzi uczucie bedonoej płyty na piersi i obolałość mięśni klatki. Po paru godzinach mam skurcze mięśni lub uczucie rozpierania od wewnątrz i ucisk w siodełku nosa. Na dokładke to uczucie się przemieszcza. Raz klatka piersiowa, raz pieczenie za mostkiem, raz jakbym miał coś w tchawicy a raz jakby mi ktoś w kciuk pchał w nad mostkiem. Próbowałem ratować się inhalatorem na astmę, który działa na astmę alergiczną ale poza standardowymi działaniami niepożądanymi, czyli drżeniem i szumem w głowie nic się nie zadziało (znaczy nie puściło jak w astmie alergicznej po pieciu minutach). Głupie uczuicie dyskomfotu ( to nie ból ) jakby mnie zabandażowali. Co ciekawe jak wychodzę na dwór to jak ręką odjął - wtedy tylko czuję obolałść przepracowanych mięśni klatki piersiowej. Co mi pomaga? Spacery Maść z mentolem na klatkę piersiową - jak zaczyna grzać to po mału uczucie duszności ustępuje Wysiłek fizyczny - biegam do skrajnego wyczerpania i to przerywa całe błędnę koło. Położenie się do łóżka i nakrycie ust kołdrą, tak by odciąć nieco dopływ powietrza sobie. Ps. Czy też tak macie, że jedna grupa objawów na raz? Już tłumaczę o co mi idzie: jak mam duszność, to nie boli mnie głowa, jak dusznosć ustępuje to zaraz piecze mnie w ustach podniebienie, jak podniebienie przestaje, to zaraz mam skurcz jakby korzonków, albo kręgosłupa, jak to przepracuję to mnie pod pachami boli tak jakby ktoś mnie uszczypał. Do tego czasem rodzaj nudności bez bólu żoładka - po prosu mi nie dobrze jest. Czasem miewam jakeś takie przykre i bolesne ukłucia w dole brzucha albo coś na kształt porażenia prądu przez ramię do szczeki. Wiem, że to oszaleć idzie ze sobą, ale jak mawia moja terapeutka - dusi, dusi ale nie udusi. Zanim mnie nerwica dopadła to myślałem, że ludzie z ta choroba przesadzają - z góry ich za to przepraszam. Wyobrażałem sobie jak moją matkę wykręcało tak że robiły sie jej wybroczyny na przedramieniach i przyjeżdzało pogotowie, że robi teatr na pokaz. teraz los sie na mnie zemścił.
  17. Rozumiem Cię. Napisałem nieprecyzyjnie. Pierwsze moje sukcesy to zaledwie dwa ostatnie miesiące. To chronicznie zmęczenie zmusiło mnie do zmiany pracy. W grudniu kiedy szedłem Piotrkowską w łodzi miałem wrażenie, że kołyszę się na boki i zaraz wpadnę na najbliższego przechodnia. Bywało, że duszność męczyła mnie kilka dni z rzędu, a jeśli chodzi o kręgosłup to miałem uczucie bolesnej metalowej kulki, która w trakcie dnia przemieszczała się w górę i dół - oczywiście byłem przekonany, że to jakiś nowotwór. Zwróciłem uwagę, że zacząłem przywiązywać przesadną uwagę do zdrowia najbliższych - moja lepsza połowa ma od dłuższego czasu tłuszczaka w nadgarstku, który z biebiem lat nieco urósł. Nie musżę mówić jaki miałem tydzień po takiej rewelacji. Osobiście uważam, że w wypadku nerwicy w pewnym momencie przestaje działać mechanizm adaptacyjny i dalej jest już błędne koło. Sen nie przynosi wypoczynku, a ja wstaję zmęczony już z samego rana. W listopadzie miałem taki stan ducha, że myślałem z ulgą o tym jakby to było fajnie jakbym się już nie obudził. Tylko to mi przynosiło ulgę i takie wyciszenie. Dlatego też w końcu trafiłem do terapeuty bo bałem się że z własnego egoizmu narobię kłopotów mojej rodzinie. Moja terapeutka uświadmiła mi, że kluczem w psychoterapii jest przełamanie siebie samego - trzeba zaczącz chcieć (z wewnątrz) nauczyć się od nowa radzić sobie z lękiem. I chyba coś w tym jest bo u mnie po mału zaczyna odpuszczać.
  18. Przede wszystkim trzeba wiedzieć, z czym się walczy. Nerwica to uciążliwa choroba, która zaburza homeostazę całego organizmu i imituje różne objawy chorób somatycznych. Nie są to wyobrażone dolegliwości, ale całkiem odczuwalne i niekiedy bardzo bolesne. Z mojego doświadczenia, by się nie silić na mądrości. Mam 33 lata i ostatni rok dla mnie to jakiś horror, który zgotowałem sobie na własne życzenie a który jest nawarstwieniem się złych zdarzeń losowych z przełomu lat 2006- 2011. Były to tak traumatyczne doznania dla mnie, że w efekcie zaczęła mnie prześladować nerwica. Zaczęło się po nieudanym dla mnie kupnie mieszkania i codziennym stresie dla mnie porównywalnym tylko z bezpośrednim zagrożeniem życia. Powiem tylko, że mam alergię, która mi się w tym czasie zaostrzyła i przez to lekarz zapisał mi Encorton - steryd, który brałem za długo na własne życzenie. Po raz pierwszy poczułem ten bardzo charakterystyczny stan beznadziejności i nieuzasadnionego lęku po sprawie w sądzie cywilnym i przegranej, jakby z a progiem czekała wielka katastrofa. W między czasie miałem powikłania posterydowe, gdzie pan doktor pierwszego kontaktu wywróżył mi rychłą śmierć bez wysłuchania tego, że przyjmowałem lekarstwa, które mogą tak zadziałać. Tego było za dużo - dostałem w gabinecie czegoś na kształt utraty zmysłów - czułem ucisk w głowie i uczucie, że nie wiem gdzie jestem. Nie mogłem sie oderwać od krzesła - tak jakby mi urwało nogi. Nie byłem w stanie wyjść z gabinetu, gdzie Pan doktor powiedział na odchodne "Każdy musi na cos umrzeć..." Rychło okazało się, że diagnoza była błędna i tak na prawdę nic mi nie dolega. Ale za to pozostał lęk i różne dziwne objawy - Najpierw mnie szczypało w ustach, każdego dnia do nie wytrzymania – na zmianę z miałem wybuchy płaczu, apatii, chronicznego zmęczenia. Bolała mnie głowa, żołądek schudłem 5 kg, bo w zasadzie nic nie jadłem, tylko płakałem, płakałem i płakałem. Nie mogłem się powstrzymać. Spałem, a w zasadzie nie spałem na raty. Wieczorem byłem tak zmęczony, że odpadałem o 9 wieczorem spuchnięty od płaczu, by za trzy godziny obudzić się w stanie pełnego napięcia. Budziłem się co trzy godziny i chodziłem do łazienki oglądać siebie, czy coś mi nie dolega. Tak trwało wszystko do marca, kiedy dotknęła mnie kolejna tragedia – bardzo bliska mi osoba popełniła samobójstwo. Czułem się tak jakby świat się na mnie zawziął. Doszły mi jeszcze duszności. Upiorne, przeciągłe, trwające z przerwa nocną po kilka dni z rzędu. Łaziłem od lekarza do lekarza i kolejne badania potwierdzały, że to „tylko” nerwica. Uzbierało się tego na książkę. Dziś z pomocą psychoterapeuty staram się usunąć z mojego życia cały ten szlam - czuje się lepiej, ale miewam gorsze dni i potknięcia. Jedno jak na razie jest dla mnie nie do przebycia. Boję się, że już nigdy przez to wszystko nie będę tym samym człowiekiem, którym byłem dawniej. Tak jakbym przestał istnieć. Świat już nie jest dla mnie bezpiecznym miejscem. Boje się ludzi, straciłem zainteresowanie czymkolwiek, jedyne moje hobby do niedawna to wsłuchiwanie się w siebie i porady doktora google. Jeśli chciałby ktoś pogadać jak sobie radzić z tym co nas zżera, zapraszam :)
×