Hej,Ewaram.Tak się składa,że też dzisiaj pierwszy raz jestem na forum.Twoja historia jest podobna do mojej więc piszę.Mam 34 lata i niespełna dwumiesięcznego synka.A zaczynając od początku-pierwszy "atak" miałam kilkanaście lat temu,też w nocy.Obudziłam się przerażona,serce waliło jak oszalałe,nie wiedziałam,gdzie jestem,nie potrafiłam zaświecic światła,dusilam sie...koszmar.Kolejne również zdarzały się w nocy,bałam się zasypiac.Składałam to na karb przeżyc po śmierci taty.A później przyszedł czas na "pierwszy raz" w dzień.W tramwaju stojącym w korku.Ktoś zapytał,czy dobrze się czuję,a ja nie mogłam odpowiedziec,bo po prostu się dusilam.Później strach przed wyjściem z domu itd...,wizyty na pogotowiu,u lekarza.Dowiedziałam się,że mam silną nerwicę,częstoskurcz napadowy na tle nerwowym,ale to był dopiero początek.Nie chce mi się tutaj opisywac tych wszystkich "sensacji",które dane mi było przeżyc przez kolejne lata.Też lubiłam się pobawic,a kace potęgowane przez nerwicę były kosmiczne.A teraz "dzieje najnowsze"-zaszłam w ciążę(chcianą),i ok,trzeciego miesiąca poczułam się źle,ale tym razem było inaczej niż zwykle,miałam zaburzenia widzenia chwilowo mowy tzn nie potrafiłam powiedziec tego,co chciałam.Lekarz na pogotowiu podejrzewał udar,ale dolegliwości przeszły,tym bardziej,że zrobione wtedy usg potwierdziło ciążę (wcześniej robiłam tylko testy),więc emocje wzięły górę.Potem przez kilka miesięcy było ok i zaczęło się w trzecim trymestrze-fatalne samopoczucie,strach,wręcz niechęc do kontaktów z ludźmi,nawet a może zwłaszcza z moim narzeczonym,masakra.I raz w domu coś dziwnego-zrobiło mi się niesamowicie zimno,tak,że cała się trzęsłam,trwało to jakieś 5-7 min i potem zasnęłam.Sytuacja powtórzyła się na sali operacyjnej przed cesarką i jeszcze dzień po.I o ile dwa pierwsze razy nie wiązały się z jakimiś negatywnymi odczuciami-po prostu się trzęsłam i już-o tyle ostatni stał się koszmarem-zgromadził chyba cały personel oddziału,który to personel stał nade mną skonsternowany,a ja wpadałam w panikę-skoro oni wszyscy stali nade mną,to musi byc bardzo źle .Po wszystkim,kiedy ochłonęłam,lekarz wytłumaczył mi,że jego zdaniem była to rzucawka ciążowa,chociaż jej książkowe objawy są nie do końca takie,jak u mnie,to większośc się zgadza. W sumie skończyło się wszystko dobrze,mój Adaś jest przesłodki,kiedy się urodził ważył 4160,dziś już waży 6kg
i jest miłością mojego życia.I wszystko byłoby cudnie,gdyby nie to,że ten cholerny strach przed rakiem,udarem,wylewem,padaczką itd itp nie opuścił mnie ani na chwilę.Dziś cały dzień zamęczały mnie myśli,że umrę,że wyląduję w psychiatryku,że będę musiała zostawic małego,a ta myśl wpędza mnie w panikę,więc koło się zamyka.I mimo,że fizycznie czuję się nawet lepiej niż zwykle,ten strach odbiera mi radośc,nie potrafię cieszyc się tym,że mam zdrowego,ślicznego synka,że w gruncie rzeczy znalazłam swoje miejsce na ziemi.Dlatego postanowiłam pogadac z kimś,kto wie,o czym mówię i w ten sposób zacząc sobie pomagac.Wierzę,że urodzisz ślicznego dzidziusia i wszystko będzie ok,a wszystkie trudy ciąży wynagrodzi pierwszy raz,kiedy go zobaczysz.Wiem,to banał,ale wierz mi-prawdziwy