Skocz do zawartości
Nerwica.com

adaminka

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia adaminka

  1. Dziękuję za odpowiedź.To był taki skrót myślowy,że zamiast cieszyc się moim synkiem ja się zamartwiam,że to jest objaw jakiejś poważnej choroby,wręcz wpadam w panikę że umrę i go zostawię. -- 07 gru 2012, 14:07 -- Dlaczego "parestezje"?Z tego co wiem parestezje to raczej odczucia mrowienia itp w kończynach.
  2. Witam,mam pytanie:od lat cierpię na nerwicę lękową,jestem tez hipochindrykiem.W czasie ciąży miałam kilka razy taką sytuację:miałam zaburzenia widzenia i chwilowe zaburzenia świadomości tj miałam totalną pustkę w głowie,miałam wrażenie,że nie potrafię powiedziec tego,co chcę,a panika w jaką wpadałam potęgowała jeszcze ten stan.Lekarz powiedział,że to prawdopodobnie tak zadziałało wszystko razem:nerwica,rozszalałe hormony ciążowe i długotrwały stres,w jakim wtedy żyłam.Od kilku miesięcy jestem mamą cudownego bobasa,ale nerwica nie odpuszcza-ciągle boję się,że mam guza mózgu albo inną śmiertelną chorobę,że nie będę mogła wychowac małego,a to z kolei wprawia mnie w rozpacz i koło sie zamyka.A moje pytanie brzmi:czy chwilowe poczucie,że nie rozumiem wypowiadanego bądź przeczytanego słowa może byc spowodowane nerwicą?Czasami mi sie tak zdarza i trwa to dosłownie sekundę,ale powoduje paniczny strach.A przede wszystkim żal,że nie potrafie cieszyc się tym,że mam cudnego,zdrowego dzidziusia.Jeżeli ktoś z was przezywa cos podobnego bardzo proszę,żeby mi odpisał.
  3. Witaj,gemma89.Doskonale rozumiem,co czujesz,chociaż nadal jestem ze swoim facetem,to był moment,kiedy on się zastanawiał,czy tego chce.Pewnie w każdej innej sytuacji wystawiłabym mu walizki a później poszłabym na imprezę.Odchorowałabym to później w samotności,to jasne.Ale on to zrobił,kiedy byłam w ciąży,w szpitalu z zagrożeniem wcześniejszego porodu.Szok.To się właśnie nazywa kopanie leżącego.Wyłam jak pies,i chociaż wiedziałam,że poradzę sobie bez niego,to poczułam się oszukana,upokorzona i-przez mój stan-zupełnie bezsilna.Mój luby szybko ochłonął z nowej sympatii,moim warunkiem było zerwanie wszelkich kontaktów z tą chętną panienką,nieprzebywanie w miejscach w których ona przebywa itd.Ostatnio,kiedy lezał na łóżku z naszym dwumiesięcznym synkiem nie mogłam sobie odmówic tej złośliwości i zapytałam czy nie żałuje swojego wyboru-w końcu wybierał między naszym maluchem a jakąś lafiryndą...Muszę na koniec dodac,że mam nerwicę lękową-wszystkie choroby świata są lub będą moim udziałem,jestem bulimiczką,a problem z samoakceptacją miałam od zawsze. I teraz najważniejsze-mimo,że mój facet wybrał bycie z nami,że dałam mu mimo wszystko kolejną szansę,wcale nie jestem pewna,że to była dobra decyzja,czy nie ubliżyłam tym samej sobie...Trudno cokolwiek radzic w takiej jak Twoja sytuacji kiedy wszystko jest jeszcze świeże,ale myślę,że powinnaś skorzystac z tej dłuższej terapii,nie będziesz z tym wszystkim sama,bedziesz miała czas na nabranie dystansu i fachową pomoc a to bardzo istotne.Wierzę w Ciebie,dziewczyno,dasz radę.
  4. Jedyne,co mi pomaga w takie gorsze dni,to myśl,że muszę zobaczyc,jaki będzie mój synek za miesiąc,rok...I kiedy tak na niego patrzę,wiem,że muszę wygrac i że nie może mnie to ominąc.
  5. Mówicie:pokochac wroga?Jak,skoro cały dzień nakręcałam się,albo w zasadzie COŚ mnie nakręcało,że mam raka mózgu,ewentualnie padaczkę...A fakt,że mam malutkie dziecko jeszcze podgrzewa atmosferę,boję się,że z jakiegoś powodu będę musiała go zostawic i to jest dopiero KOSZMAR.
  6. Hej,Ewaram.Tak się składa,że też dzisiaj pierwszy raz jestem na forum.Twoja historia jest podobna do mojej więc piszę.Mam 34 lata i niespełna dwumiesięcznego synka.A zaczynając od początku-pierwszy "atak" miałam kilkanaście lat temu,też w nocy.Obudziłam się przerażona,serce waliło jak oszalałe,nie wiedziałam,gdzie jestem,nie potrafiłam zaświecic światła,dusilam sie...koszmar.Kolejne również zdarzały się w nocy,bałam się zasypiac.Składałam to na karb przeżyc po śmierci taty.A później przyszedł czas na "pierwszy raz" w dzień.W tramwaju stojącym w korku.Ktoś zapytał,czy dobrze się czuję,a ja nie mogłam odpowiedziec,bo po prostu się dusilam.Później strach przed wyjściem z domu itd...,wizyty na pogotowiu,u lekarza.Dowiedziałam się,że mam silną nerwicę,częstoskurcz napadowy na tle nerwowym,ale to był dopiero początek.Nie chce mi się tutaj opisywac tych wszystkich "sensacji",które dane mi było przeżyc przez kolejne lata.Też lubiłam się pobawic,a kace potęgowane przez nerwicę były kosmiczne.A teraz "dzieje najnowsze"-zaszłam w ciążę(chcianą),i ok,trzeciego miesiąca poczułam się źle,ale tym razem było inaczej niż zwykle,miałam zaburzenia widzenia chwilowo mowy tzn nie potrafiłam powiedziec tego,co chciałam.Lekarz na pogotowiu podejrzewał udar,ale dolegliwości przeszły,tym bardziej,że zrobione wtedy usg potwierdziło ciążę (wcześniej robiłam tylko testy),więc emocje wzięły górę.Potem przez kilka miesięcy było ok i zaczęło się w trzecim trymestrze-fatalne samopoczucie,strach,wręcz niechęc do kontaktów z ludźmi,nawet a może zwłaszcza z moim narzeczonym,masakra.I raz w domu coś dziwnego-zrobiło mi się niesamowicie zimno,tak,że cała się trzęsłam,trwało to jakieś 5-7 min i potem zasnęłam.Sytuacja powtórzyła się na sali operacyjnej przed cesarką i jeszcze dzień po.I o ile dwa pierwsze razy nie wiązały się z jakimiś negatywnymi odczuciami-po prostu się trzęsłam i już-o tyle ostatni stał się koszmarem-zgromadził chyba cały personel oddziału,który to personel stał nade mną skonsternowany,a ja wpadałam w panikę-skoro oni wszyscy stali nade mną,to musi byc bardzo źle .Po wszystkim,kiedy ochłonęłam,lekarz wytłumaczył mi,że jego zdaniem była to rzucawka ciążowa,chociaż jej książkowe objawy są nie do końca takie,jak u mnie,to większośc się zgadza. W sumie skończyło się wszystko dobrze,mój Adaś jest przesłodki,kiedy się urodził ważył 4160,dziś już waży 6kg i jest miłością mojego życia.I wszystko byłoby cudnie,gdyby nie to,że ten cholerny strach przed rakiem,udarem,wylewem,padaczką itd itp nie opuścił mnie ani na chwilę.Dziś cały dzień zamęczały mnie myśli,że umrę,że wyląduję w psychiatryku,że będę musiała zostawic małego,a ta myśl wpędza mnie w panikę,więc koło się zamyka.I mimo,że fizycznie czuję się nawet lepiej niż zwykle,ten strach odbiera mi radośc,nie potrafię cieszyc się tym,że mam zdrowego,ślicznego synka,że w gruncie rzeczy znalazłam swoje miejsce na ziemi.Dlatego postanowiłam pogadac z kimś,kto wie,o czym mówię i w ten sposób zacząc sobie pomagac.Wierzę,że urodzisz ślicznego dzidziusia i wszystko będzie ok,a wszystkie trudy ciąży wynagrodzi pierwszy raz,kiedy go zobaczysz.Wiem,to banał,ale wierz mi-prawdziwy
×