Skocz do zawartości
Nerwica.com

kamilwin

Użytkownik
  • Postów

    126
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez kamilwin

  1. Witam.Piszę tutaj gdyż nic nie robie jak szukam ratunku dla siebie i chciałabym wiedziec co robić aby poprawić swój stan, przez który tak ogromnie cierpię w kontaktach z ludzmi. Ale od razu proszę że wiadomości typu idż do psychologa psychiatry on cię zdiagnozuje są zbędne gdyż dawno mam już to za sobą nawet chodze na psychoterapie i biore antydepresanty.Niestety nie dostałam konkretnych odpowiedzi a tylko słowa typu zaakceptuj siebie od psychologa a psychiatra niestety zbył mnie i zbagatelizował sprawę przypisując tylko tabletki.

     

    Od dobrych 6 lat mam fobię społeczną a od ok 2 nasila się coraz bardziej do tego stopnia że powstają rózne problemy według mnie związanych z lękiem przed ludzmi i niską samooceną.

     

    Pomijając problem z lękami powstał inny tak upierdliwy męczący i chory problem że nie wiem jak go rozwiązać

     

    Otóż:

    Gdy rozmawiam z kimkolwiek lub gdy tylko kogoś słucham typu nauczyciel za każdym razem wkręca mi się kontolowanie mojego patrzenia myśle o tym tak że nieskupiam się na treści przekazanej przez nadawce tylko na patrzeniu w oczy komuś.

    Przez co według mnie inni się peszą gdy widzą jak na nich patrze bo wtedy moje wymuszone patrzenie może być jakieś dziwne, przezywające może za długo się patrze itd,Gdy widzę jak ktoś się peszy to już całkiem się stresuje i jesczze bardziej kontroluje wzrok uciekam wzrokiem troche patrze przez co napewno wyglada to sztucznie.

     

     

     

    Wg mnie jest to jakas obsesja natrectwa myślowe gdy nie mysle o tym patrzeniu to problem przechodzi ale te mysli są automatyczne i prawie ciągle mi przypomina i tak się kółko napędza

    Prosze o jakies rady co z tym zrobić?

    I czy mogą mi pomóc neuroleptyki w tym przypadku?

     

    Cześć!

     

    Psycholog dobrze Ci poradził - zaakceptuj siebie. Brzmi jak frazes. Brzmi nielogicznie ("Jak mam zaakceptować siebie, skoro chcę się zmienić? Skoro nie chcę być taka? Przecież to bez sensu."). Może i bez sensu, ale działa. Akceptacja stanu obecnego to pierwszy krok do zmiany.

     

    Miałem podobnie. Przejmowałem się tym, że mi się będą trzęsły ręce przy jedzeniu i ktoś to zauważy. Stresowałem się tym, jak mnie odbierają inni - że mnie mają za mruka, nieśmiałego, gbura, itd. Zastanawiałem się ciągle kiedy i co powinienem powiedzieć, żeby było dobrze, jaki gest wykonać, a jakiego nie. Taka obsesyjna próba kontrolowania swoich gestów, mimiki, myśli, emocji, słów to jeden z objawów niskiej samooceny, nieśmiałości, może nerwicy.

     

    Nie wiem co to neuroleptyki, ale jak się domyślam jakieś leki. Jeśli myślisz, że leki podniosą Twoją samoocenę i pewność siebie, to gratuluję podejścia.

     

    Tak, czy siak Zdrówka życzę!

  2. " Zamiast się próbować uspokajać, spróbuj się jeszcze bardziej zdenerwować, wzmocnić strach, lęk, panikę, przyspieszyć bicie serca. Sprawdź czy Ci się uda i daj znać"

     

    a ja dostanę zawału?

    jeszcze gorsza panika? już wtedy za nic jej nie ogarnę

    polecę do rodziców i będę z nimi ogladaĆ tv w starchu przed

    samotną śmiercią:/

     

    JA CHYBA ZWARIOWAŁAM!!!!

     

    Jest ryzyko, jest zabawa ;)

     

    A serio, to nie słyszałem, żeby ktoś miał zawał serca podczas ataku paniki. "Co najwyżej" można zemdleć od hiperwentylacji. Zresztą zawał jest chyba powodowany niedokrwieniem serca, a podczas ataku paniki serce pompuje krew aż miło ;) Zapytaj się ludzi tutaj - są wśród nich osoby w różnym wieku, także zawałowym pewnie. Niech się pochwalą ile zawałów mieli podczas ataków paniki. Możesz popytać też lekarzy - kardiologów, psychologów, psychiatrów - zapytaj się czy podczas ataku paniki może dojść do zawału serca, czy słyszeli o takich przykładach, jak dużo ich było, itd. Z tego co wiem to do zawałów dochodzi nagle, a atak paniki trochę trwa. Ale lekarzem nie jestem, więc mogę się mylić.

     

    Mnie takie podejście uwolniło od nerwicy i paniki. Też się bałem jak zacząłem stosować technikę "domagania się więcej". Bałem się, że umrę, że padnę na zawał, że mi ciśnienie rozsadzi głowę(!). Ale miałem już na tyle dość tych lęków i takiego życia, że naprawdę wolałem umrzeć próbując coś zmienić, niż dalej wegetować. Dziś jestem wolny i zdrowy zarówno fizycznie jak i psychicznie.

     

    Chcesz to spróbuj, nie chcesz, to nie. Sama musisz podjąć decyzję. Ja odpowiedzialności za Twoje zdrowie nie biorę, bo jeszcze się okaże, że będziesz pierwszą osobą, która umarła z powodu ataku paniki i co wtedy? Pewnie by mnie do więzienia wsadzili za wypisywanie herezji na tym forum i podjudzanie do samobójstwa ;)

     

    Tak, czy siak, Zdrówka życzę!

  3. :/ w nocy złe sny i cały dzień niepokoju i stresu

    nie wiem dlaczego siedzę spokojnie w domu niczego mi nie brakuje

    a jednak moją głowę ogarnia panika

    wypiłam 2 melisy zjadłam pastylkę na uspokojenie

    mam problemy z żołądkiem miałam biegunkę ale to wina wczorajszej sałatki

    popitej winem:/

     

    Rany nienawidzę tego próbuję się uspokoić

    ale ciągle to samo niedzielna panika :/

    jutro już obowiązki sprzątanie gotowanie wypad po zakupy

    ale dziś muszę się uspokoić,chyba coś zjem bo burczy mi w brzuchu

    kawałek chlebka z masłem wystarczy.

     

    CHCĘ SPOKOJNIE I MIŁO SPĘDZIĆ wieczór

    obejrzeć jakiś program film

    byle spokojnie i moja nerwica się uspokoiła!!!

     

    ALE TO TRUDNE!!!

     

    Zamiast się próbować uspokajać, spróbuj się jeszcze bardziej zdenerwować, wzmocnić strach, lęk, panikę, przyspieszyć bicie serca. Sprawdź czy Ci się uda i daj znać.

     

    Pozdrawiam!

  4. wyspałam się a potem przyjechał mój tata w odwiedziny i humor od razu mi się pogorszył :( nie potrafię z nim już rozmawiać, a teksty typu "wy to macie dobrze, do 17 praca w której nic nie robicie, a potem wracacie do domu i też nic nie robicie, a ja ciężko pracuje od rana do późnej nocy". KUR*A!! JA TEŻ CIĘŻKO PRACUJE! I MAM MNÓSTWO SPRAW NA GŁOWIE, POZA TYM W DOMU TEŻ TRZEBA COŚ ROBIĆ, A PRANIE, GOTOWANIE, SPRZĄTANIE I INNE OBOWIĄZKI DO KOGO NALEŻĄ??? TO TEŻ JEST MĘCZĄCE!!!!! DO TEGO MAM DUŻE OGRANICZENIA ZDROWOTNE I RUCHOWE I JAK JA MAM SIĘ CZUĆ??? WYPRUWAM Z SIEBIE FLAKI W PRACY, ŻEBY ZWIĄZAĆ KONIEC Z KOŃCEM I MÓC NORMALNIE ŻYĆ?? CZY TO TAK TRUDNO ZROZUMIEĆ, ŻE ON NIE JEST JEDNYM PRACUJĄCYM CZŁOWIEKIEM NA TEJ PLANECIE???

     

    jestem strasznie zła :why: !!!!!!

     

    Do Twojej aktualnej sytuacji pasuje jeden z podrozdziałów mojego poradnika. Pozwolę sobie go tu wkleić, mam nadzieję, że nie naruszam w ten sposób swoich praw autorskich ;)

     

    ODREAGUJ!

     

    Społeczeństwo uczy nas, że emocje powinniśmy skrywać,

    tłamsić w sobie. Jesteś wkurzony? Powinieneś zacisnąć zęby i

    siedzieć cicho, żeby przypadkiem, w przypływie gniewu, nie

    powiedzieć czegoś przykrego drugiej osobie. Jesteś smutny?

    Powinieneś udawać, że jest wszystko w porządku, bo nikt nie lubi

    smutasów. Chce Ci się płakać? Jak jesteś kobietą to jeszcze przejdzie,

    ale jak facetem to już nie, bo przecież prawdziwy facet nie płacze.

    Oczywiście celowo tutaj generalizuję i przejaskrawiam te stereotypy,

    bo aż tak źle nie jest, ale trochę prawdy w tym jest. Ja jestem ogólnie

    introwertykiem i rzadko kiedy daję się ponieść emocjom. Chociaż

    zmieniam się i zmieniam się w moim odczuciu na lepsze. Coraz

    rzadziej chowam swoje emocje. Jak coś wkurzy ekstrawertyka to Ci to

    wykrzyczy w twarz, obrazi Cię na tysiąc różnych sposobów, nie mając

    nawet przy tym racji i parę minut później już nie pamięta o co poszło.

    Pozbył się negatywnych emocji i jest zadowolony, bagatelizując całe

    zajście. A Ty Introwertyku trzymasz w sobie swoje negatywne emocje

    i negatywne emocje, jakimi Cię nakarmili inni i dziwisz się, że źle się

    czujesz? Powiedz sobie „Dosyć!” i znajdź sposób na rozładowanie

    swoich emocji. Moim zdaniem uleganie gniewowi podczas kłótni nie

    jest niczym dobrym i rzeczywiście lepiej wtedy przygryźć wargi, żeby

    nie powiedzieć czegoś, czego będziemy później żałowali. Ale zawsze

    możesz powiedzieć, że dopóki Twój rozmówca się nie uspokoi, to nie

    będziesz z nim dyskutować i, jak masz możliwość, to wyjdź. Jeśli

    kłótnia za daleko zaszła, to postaraj się wytrzymać do końca

    zachowując względny spokój. Ale jak już będzie po, to nie zapomnij

    się jakoś rozładować. I nie mówię tu o alkoholu. Znajdź sobie jakiś

    sposób na rozładowanie emocji i stosuj go zawsze kiedy czujesz, że

    masz w sobie dużo negatywnych emocji szukających ujścia. Co może

    być takim sposobem? Wysiłek fizyczny chociażby. I nie piszę tu o

    biciu naszego wrednego interlokutora ;) Wyjdź na siłownię, idź

    pobiegać, kup sobie worek treningowy, który będziesz mógł namiętnie

    okładać, zapisz się na boks. Inny sposób? Pieprznij w coś ;) Włóż w to

    maksimum siły i złości. Oczywiście najlepiej by było żebyś sobie przy

    tym nie zrobił krzywdy - wszystko z głową. Worek treningowy byłby

    najlepszy, ale kopnięcie jakiejś aluminiowej puszki też może dać

    pewną ulgę. Możesz też spróbować z wersalką albo kanapą, ale nie

    zapomnij po wszystkim jej przeprosić i poprosić o zrozumienie dla

    swojego zachowania. Ja z własnego doświadczenia nie polecam Ci

    walenia w żadne twarde rzeczy. Kiedyś jak walnąłem w ścianę to

    mnie łapa bolała ponad tydzień, miałem szczęście, że nic sobie nie

    złamałem. Chociaż z drugiej strony mój kolega - w przypływie złości

    - walnął w jakąś szybę stojącą obok śmietnika, rozciął sobie rękę i

    dostał kilka stów odszkodowania, bo powiedział, że kuku zrobił sobie

    podczas zajęć szkolnych ;) Ale w sumie nie uważam tego, za

    najlepszy sposób na zarabianie pieniędzy. Próbuj różnych rzeczy. Inny

    sposób? Krzyk jest bardzo skutecznym narzędziem do

    rozładowywania emocji ☺ Puść sobie jakąś agresywną, mocną

    muzykę na cały regulator (ja lubię Rammstein, Godsmack, System of

    a Down, Linkin Park [w utworze „Faint” jest taki moment, w którym

    wokalista wydziera się niemiłosiernie i to jest dobra chwila żeby się

    do niego przyłączyć ;) pomyśl o wszystkim co Cię wkurza, przywołaj

    te emocje i spróbuj je z siebie wyrzucić przy pomocy krzyku. Jak nie

    masz w domu warunków na takie krzyki, to może spróbuj w

    samochodzie? Na pewno znajdziesz też inne sposoby na rozładowanie

    emocji. Ja Ci z własnego doświadczenia napiszę, że dla mnie takim

    sposobem stało się, dosyć niespodziewanie, chodzenie na mecze

    piłkarskie i dopingowanie swojej drużyny. Takie głośne śpiewanie

    (bardziej by to chyba wypadało nazwać „darciem ryja”;) przez 90

    minut naprawdę działało na mnie fantastycznie oczyszczająco.

    Fenomenalne w tym było to, że zamieniałem swoje negatywne emocje

    na pozytywne, bo zagrzewałem swoją drużynę do walki ☺ Pamiętaj o

    tym, żeby raz na jakiś czas rozładowywać swoje emocje. To bardzo

    ważne!

  5. Mnie właśnie pomógł Panic Away.

    Mnie akurat pomogła terapia behawioralno-poznawcza gdzie funkcjonuje taki termin jak " ekspozycja " czyli konfrontacja z lękiem ;)

    A jak nie boisz się jej powrotu, to nie wraca, bo nie ma po co ;)

    Może wrócić dlatego , że napady paniki to tylko jeden z objawów nerwicy , a leczenie objawowe z pominięciem przyczyny ,to tak naprawdę tylko "zaleczanie " . Mimo tego myślę , że takie podejście może pomóc ( mam tu na myśli podświadomość ) bo podobno wiara czyni cuda , ale dobrze pomyśleć nad terapią która pomaga zmienić postrzeganie siebie , innych i świata ;)

     

    Cieszę się, że Tobie też udało się uwolnić od nerwicy, mimo tego, że poszedłeś inną drogą.

     

    Jak wróci, to z nią zatańczę :) Nie boję się już silnego lęku, więc jak chce to niech wraca, nie mam nic przeciwko. Wygrałem raz, wygram i kolejny.

  6. Dzięki za odpowiedź kamilwin :)

    Szczerze mówiąc to mi nawet nie zależy na byciu duszą towarzystwa. Jakoś nigdy nie lubiłem większego zainteresowania wokół mojej osoby, ale z drugiej strony budujące by było posiadać chociaż umiejętność łatwego nawiązywania kontaktu. Zazwyczaj jak mam poznać kogoś nowego (zwłaszcza dziewczynę) to przez łeb przelatują tylko myśli typu "jak tą osobę zainteresować sobą", "aa kurde nudziarz ze mnie jest więc pewnie skończy się jak zwykle, pogadam o pierdołach, nawet rozmowy nie będę umiał podtrzymać". Wiadomo, w konwersację zaangażowane są dwie osoby i odpowiedzialność na jej podtrzymaniu leży na jednej i drugiej, ale chyba ten głupi nawyk w myśleniu jest u mnie tak zakorzeniony głęboko, że ciężko będzie się przełamać :P

    Co do wystąpień to w sumie poszedłem w pewnym sensie o krok do przodu. Po prostu idę na środek, mówię jak mówię i mam to z głowy (kiedyś jeszcze pozostawał ten stres, że pewnie wyglądałem jak debil), a przynajmniej tak mi się wydaje, że to progres, bo pewnie te prezentacje to i tak wszyscy mają je gdzieś (a przynajmniej tak wnioskuję po nastawieniu ludzi z grupy do tej formy wypowiedzi). Ale i tak stres podczas gadki pozostaje na wysokim poziomie :P

    W każdym razie podbudowałeś mnie swoją odpowiedzią kamilwin, za co jeszcze raz dzięki! :D

     

    hehe z tymi prezentacjami na studiach też miałem problemy. Najpierw wpadałem w perfekcjonizm próbując je stworzyć (tego nie napiszę, bo nie mam wiarygodnego źródła, tamtego nie napiszę, bo łatwo będzie podważyć moją teorię, itd.). Inni robili je w 15 minut wklejając jakieś zdjęcia i info z wikipedii, a ja się zabierałem do tego po parę dni i próbowałem robić nie wiadomo jak zajebistą prezentację. Na szczęście z czasem zrozumiałem, że taki perfekcjonizm to nic dobrego i się bardziej wyluzowałem. Jak już zrobiłem po ciężkich bólach taką prezentację, to później się cholernie stresowałem jak ją wygłaszałem. Na moje szczęście zawsze miałem tak, że jak się stresowałem podczas wystąpienia publicznego, to się sam z siebie trochę śmiałem, jak się myliłem, albo jak gubiłem wątek. Mimowolnie się uśmiechałem myśląc sobie w duchu (co ja za głupoty plotę, a reszta siedzi i słucha z zaciekawieniem). Zawsze mnie to jakoś bawiło. To mi pomagało, bo inni też do mnie inaczej wtedy podchodzili, wiedzieli, że mam dystans do siebie. Raz mi jeden wykładowca powiedział, że powinienem wystąpić w Mam Talent ze swoim talentem najnudniejszej prezentacji :D Uśmiechnąłem się szczerze i podziękowałem za pomysł. Najważniejsze to się tym nie przejmować za bardzo. Życie jest o wiele łatwiejsze jak się ma odpowiedni dystans do siebie i otoczenia.

     

    Pozdrawiam!

  7. Hah! Z jednej strony pociesza mnie fakt, że nie jestem sam na tym padole ze swoimi lękami, ale z drugiej strony współczuję wszystkim co borykają się ze swoimi lękami. Ja mam chyba nieco łagodniejszą formę lęku społecznego, bo nie mam problemów z korzystaniem z komunikacji miejskiej, czy robieniem zakupów, ale zajęcia na uczelni i rozmawianie z ludźmi to już masakra. Na ćwiczeniach zadają od czasu do czasu jakieś prezentacje, projekty itp. co oczywiście wiąże się z wystąpieniami przed całą grupą (może niekoniecznie liczną, bo tak od 17 do 20 osób), co oczywiście jest dla mnie niesamowitą męczarnią. Głos mi się łamie i drży. Wcześniej przygotowuję się rzetelnie do tego wystąpienia, żeby nie strzelić jakiegoś błędu, mam przygotowane w myślach niemalże całe przemówienie, a jak przychodzi do mówienia na głos to plotę takie bzdety, że sam jako słuchacz bym nie był w stanie tego zrozumieć. A kontakty z ludźmi to kolejna udręka. Mam kilku znajomych z liceum (kiedy lęk zaczynał się chyba dopiero rozwijać, ale powoli) z którymi trzymam i z którymi czuję się pewnie (chociaż i tak, nawet w ich towarzystwie jestem małomówny). Gdy rozmawiam z ludźmi z roku to gadka kończy się po paru zdaniach. I ta niezręczna cisza... Czasami mam wrażenie, że jestem jakimś debilem, że nie potrafię nawet zwięźle zrelacjonować najprostszej rzeczy.

     

    Może to jeszcze nie jest fobia społeczna, tylko "po prostu" nieśmiałość? Sam byłem (a pewnie i dalej jestem, chociaż trochę mniej) nieśmiały. Najważniejsze żebyś siebie zaakceptował takim, jakim jesteś. Jesteś nieśmiały? Małomówny? Zaakceptuj to. Jak to szczerze zaakceptujesz, to przestaniesz się tym przejmować (skoro zaakceptowałeś, że jesteś nieśmiały, to masz w dupie, że ktoś Cię za tego weźmie). A jak już zaakceptujesz w pełni siebie, to uwolnisz swoją naturalną pewność siebie, która w każdym z nas drzemie. Jak będziesz się dobrze czuł z samym sobą, to inni ludzie momentalnie to zobaczą i uznają Cię za osobę pewną siebie, tylko że małomówną. Nie każdy musi mieć gadane, być duszą towarzystwa, opowiadać dowcipy i zabawiać całe grupy. Gdyby wszyscy tacy byli, to świat byłby nudny i przestałby funkcjonować. Wyobraź sobie sytuację kiedy spotyka się dziesięć takich "dusz towarzystwa" i każdy chce zdominować resztę, opowiedzieć więcej historii, dowcipów. Groteska :)

     

    Ja miałem podobnie. Stresowałem się jak szedłem na jakąś imprezę, gdzie miałem poznać jakieś nowe osoby (a jeszcze bardziej jak to miały być dziewczyny ;) Bałem się, że mnie wezmą za mruka, że będę miał zimne i spocone ręce, że będę zestresowany. Ale parę razy udało mi się złapać taki stan "mam wy...czesane" ;) Niech mnie wezmą za mruka, mam to w dupie. Będę się świetnie bawił nawet jakbym miał się bawić sam. I wiesz co się działo? Ludzie (dziewczyny też ;) sami do mnie lgnęli. Przyciągałem ich tym, że dobrze się czułem sam ze sobą - swoją naturalną pewnością siebie.

     

    Pracuj też nad wychodzeniem ze strefy komfortu. Małymi krokami. Zagaduj nieznajomych o godzinę, drogę. Zgłaszaj się na ochotnika, wychodź z inicjatywą. Na początku będziesz się stresował, czuł dyskomfort, ale im częściej będziesz to robił, tym łatwiej będzie Ci to przychodziło i Twoja pewność siebie będzie rosła.

     

    A co do wystąpień publicznych, to zdecydowana większość ludzkości tego się boi. Słyszałem nawet o takim badaniu, w którym zapytali ludzi czego najbardziej się boją. Występowanie publiczne było na pierwszym miejscu, śmierć na drugim ;)

     

    Zdrówka życzę!

     

    -- 24 lis 2012, 13:44 --

     

    P.S. Jeszcze a propos "niezręcznej ciszy" ;) Pamiętaj zawsze, że dwie (albo i więcej) osób za nią odpowiada, a nie Ty sam. Skoro jest cicho to ta druga osoba też nie wie, co powiedzieć, albo nie czuje potrzeby żeby rozmawiać. Czasem lepiej posiedzieć chwilę w ciszy niż na siłę gadać jakieś dyrdymały. Jak to mawiała Mia Wallace w Pulp Fiction - "Kiedy czujesz się komfortowo w takiej niezręcznej ciszy i Ci ona nie przeszkadza, to znaczy, że masz obok siebie kogoś wyjątkowego".

  8. @puma1 jakbym czytał o sobie :) Prawdopodobnie nerwica...

     

    @kamilwin możesz coś dodać o swoim poradniku? spodziewasz się jakiegoś wynagrodzenia za niego? czy jest on dla każdego, kto się do Ciebie zgłosi? Napisz proszę.

     

    Może na pocieszenie niektórych dodam ciekawą historię. Niedawno, tydzień temu przeżyłem jeden z mocniejszych ataków (paniki? nerwicy?) na studiach, na wykładzie. Jak wspomniałem podczas wykładu ludzi kupa, raczej nie można wychodzić, trzeba cierpliwie siedzieć i słuchać... Stało się! Otumanienie, drętwienie nóg, strach co się stanie jak będę mdleć, wszyscy patrzą, początek roku - nowi ludzie, wyrobią sobie opinię... Wtedy do głowy jedna myśl: uciekaj, idź do toalety lub po prostu na powietrze. Ale racjonalność wzięła górę! Powiedziałem sobie w myślach (wybaczcie za słownictwo): "Ch*j! Dawaj! Niech się dzieje! Padaczka? Wymioty? Mam mdleć! Kaman!" Kilka fal ataków i przeszło... Nie umarłem... Nie zemdlałem... :) Fakt, że to jedna zwycięzka bitwa, wojna trwa nadal...

     

    Siedząc i pisząc ten tekst mrowieje mi twarz, lekko noga, obawiam się o oddech... Muszę przyznać, że moje ataki nerwicy się zmieniają, kiedyś zaczęło się od nóg, potem prawa strona ciała, a teraz twarz... Przynajmniej otumanienie zelżało... :)

     

    Jak całe życie powtarzam: "Jak nie urok, to sraczka"...

     

    Trzymajcie się mocno! I j*bać nerwice!

     

    Niby "życzę sobie wynagrodzenia" za mój poradnik, bo trochę się namęczyłem, żeby go napisać i zainwestowałem parę stów w sklep internetowy umożliwiający jego sprzedaż, ale zdzierać na pacjentach nie zamierzam ;) Najważniejsza dla mnie jest "misja", czyli to żeby Wan pomóc. Słaby ze mnie sprzedawca ;) póki co zgłosiło się do mnie parę osób i dwóm z nich wysłałem swój poradnik za darmo. Jeśli nie masz kasy, to napisz mi, że chciałbyś go dostać za darmo - nie będzie problemu. Ale jeśli wydajesz mnóstwo kasy na wizyty u psychoterapeutów i leki, to myślę, że za poradnik, który może Ci naprawdę pomóc na zawsze się uwolnić od nerwicy warto zapłacić parę groszy.

     

    Co do Twojego przypadku, to masz świetne podejście. O to właśnie chodzi. Żebyś się nie bał paniki i nerwicy ("Mam mdleć?! Super! Dawaj, pokaż na co Cię stać!"). Tego między innymi uczę w tym swoim poradniku.

     

    Zdrówka życzę!

     

    -- 24 lis 2012, 12:06 --

     

    dissary

    ja bym jednak poszła do neurologa albo na oddział na dokładnejsze badania np rezonans

    warto tez zeby jakiemus lekarzowi taki atak udalo sie zaobserwowac. Jest coś co je wywołuje albo w jakich okolicznościach się zdarzają

    masz w rodzinie kogoś z podobnymi problemami? albo czy boisz się chorób?

     

    Moja panika była bardzo przebiegła i zaatakowała mnie dwa razy w ciągu tygodnia, kiedy trzymali mnie na badaniach w szpitalu po tym jak zemdlałem. Pierwszy raz przed dniem, w którym założyli mi holta, drugi raz po ;) Czyli wtedy kiedy nosiłem holta siedziała cicho akurat i nic nie wykryło :)

  9. Witam was :) Przeczytałam wasze opinie na temat tężyczki i jestem troszke przerażona..

     

    Wczoraj zemdlałam wysiadając z autobusu. Juz podczas jazdy zrobiło mi się nie dobrze, nastepnie bylo mi duszno, gorąco i czulam ze dzieje sie ze mna cos nie tak.. modlilam sie by dojechac i usiasc na przystanku..lecz zrobiłam 2 kroki i juz lezalam na chodniku. Cale szczescie znalezli sie ludzie ktorzy przeniesli mnie na laweczke i polozyli. mialam trudnosci z oddychaniem a potem zlapal mnie skurcz w dloniach, w syopach i co najgorsze na twarzy.. czulam ze nie wyraźnie zaczynam mowic a palce u rak mi sie wygiely, mialam zimne i nie czulam ich wogole. pogotowie przyjechalo, zawiezli mnie do szpitala.. wyniki w normnie. potas, wapn wszystko tak jak powinno. lekarze nie powiedzieli mi jaka byla przyczyna mojego zemdlenia. W nocy i dzisiaj caly czas mnie bola lydki.. mam problem z wstawaniem z łozka a w nocy pamietam ze mialam mrowienie w dloni.. eh to pierwszy raz..mam nadzieje ze to nic powaznego, bo nie chcialabym przechodzic przez to drugi raz :(

     

    Pij więcej wody mineralnej, kup sobie suplement diety z magnezem, zacznij stosować jakieś techniki relaksacyjne i postaraj się nie bać kolejnego ataku, bo im bardziej będziesz się go bała, tym większe prawdopodobieństwo, że przyjdzie. Powiedz sobie, że skoro przeżyłaś jeden, to przeżyjesz i drugi - jesteś zdrowa, bo miałaś robione badania, więc nie masz się czego bać. Wtedy atak nie przyjdzie, bo nie będzie miał po co. I zaakceptuj te swoje symptomy - mrowienie dłoni, skurcze, itp. Jak je zaakceptujesz, to po pewnym czasie przestaniesz na nie zwracać uwagę i znikną.

     

    Zdrówka życzę!

  10. Dokładnie. Opór wzmacnia emocję (myśl). Akceptacja pozbawia ich ładunku emocjonalnego.

     

    Jest coś lepszego od akceptacji.

    Domaganie się więcej. Większego lęku, większych duszności, bólu. Serio.

    Ja tak się bawię od miesiąca i skutki są zaskakujące. In plus oczywiście.

    A 3 tygodnie temu odstawiłem leki.

     

    Czytałam o tym, to główna zasada programu Panic Away opracowanego przez Barry'ego McDonagh. Akceptacja & Zaufanie swojemu ciału to dla mnie taki cel krótkoterminowy.. chciałabym zastosować w pełni tę strategię Demand More ale jeszcze nie mam odwagi.. tak jak pisałam wcześniej ciężko mi zaufać ze nic mi nie będzie i jestem bezpieczna, a to jedno z podstawowych założeń. Chociaz jeszcze nie udało mi się zastosować wszystkich zasad tego programu to muszę powiedzieć, że zmieniło to moje podejście do nerwicy i ataków paniki. Przestałam myśleć, że to choroba i że potrzebny mi lekarz specjalista. i garść leków. Zrozumiałam, że to sama tworze, to nie jest nic zewnętrzengo, na co nie mam wpływu. To raczej problem z nieprawidłową reakcją na otaczający świat a nie jakaś choroba która mnie zaatakowała. Pozwoliło odbić się od dna i chociaż wciąż nie wypłynęłam na powierzchnie to jestem dobrej myśli...

     

    Brawo dla Ciebie :) Mnie właśnie pomógł Panic Away. Początki są trudne, ale z czasem jest coraz lepiej, aż w końcu jesteś wolny(a). Nie przejmujesz się tym czy nerwica wróci czy nie, bo wiesz, że sobie poradzisz. A jak nie boisz się jej powrotu, to nie wraca, bo nie ma po co ;) Mam nadzieję, że już niedługo odważysz się i zastosujesz one move technique, a za kilka tygodni poczujesz się całkiem zdrowa. Powodzenia!

  11. Witam Serdecznie!

    Króciutko przedstawię swoją historię i poproszę Was Drodzy Forumowicze o opinię i radę... W sierpniu miałem pierwszy atak w sklepowej kolejce - zdrętwiały mi nogi i twarz, poczułem się, że już mdleję, silna panika, strach, że coś mi jest... Po paru dniach (leciuteńkich obaw) byłem znowu na zakupach w markecie i wtedy przeżyłem apogeum ataków... Myślałem, że umieram... Nawet nie wszedłem do sklepu, a tu mrowienia rąk i nóg, twarzy, uczucie nieobecności, brak tchu, otumanienie, PANIKA... Poszedłem szybko do samochodu i tam to przeczekałem, znaczy się starałem to przeczekać... Pojechałem (z myślami dasz radę!) do domu, a tam po godzinie zadzwoniłem na karetkę, że krótko mówiąc zaraz zejdę z tego świata... :) Sanitariusze (po godzinie czekania - masakra) zrobili mi badania i mówili, że wszystko ok i że prawdopodobnie jest to nerwica... Potem był lekarz rodzinny (ta sama diagnoza), potem badania krwi (celujące), EKG (w normie)... I na jakiś czas przestało... Dopiero wtedy zrozumiałem, że te ataki paniki, nerwicy mogły być spowodowane egzaminem dyplomowym, który miałem mieć... Po egzaminie przestały się pojawiać. Dopiero niedawno się wszystko nasiliło, najbardziej mrowienia prawej części ciała i uczucie nieobecności, otumanienia... Wydaje mi się, że jest to może spowodowane tym, że otworzyłem na początku roku firmę i jestem zobowiązany umową z Urzędem Pracy (dostałem dotację), że muszę zarobić określoną sumę, a idzie mi z tym nie najlepiej... Nazywam to często stres ukryty, czyli taki który jest podświadomy, towarzyszy mi codziennie. Siedzę dużo w domu i pracuję przy komputerze, przestałem uprawiać sport (jeszcze w styczniu miałem kontuzję), stałem się odludkiem, przestałem spotykać się ze znajomymi, cieszyć się życiem... Tylko kasa i kasa! :( Co o mnie uważacie? Nerwica? Nawet pisząc ten tekst mam uczucie jakby to robiło tylko moje ciało, a dusza stała obok... Dodam, że za parę dni mam rezonans - chcę wykluczyć SM...

    Pozdrawiam i dziękuję za przeczytanie mojego wpisu!

     

    Moim zdaniem to nerwica i ataki paniki, czyli to, co też przerabiałem ;) Nerwicę może powodować wycieńczenie organizmu (chociażby emocjonalne), dlatego ten Twój chroniczny stres związany z robotą może być jedną z przyczyn. Toi, że przestałeś uprawiać sport i zamknąłeś się w domu pogarsza jeszcze bardziej sytuację. Powinieneś wrócić do wcześniejszego życia póki problem się nie rozwinął jakoś bardzo. Wymagania związane z pracą (perfekcjonizm, pracoholizm), jakie przed sobą postawiłeś mogą wywoływać dodatkową presję - spróbuj się wyluzować - powiedzieć sobie, że jak się nie uda, to trudno. Spróbujesz, ale nie masz zamiaru tracić zdrowia dla jakiegoś głupiego celu zawodowego. Postaraj się też wprowadzić jakieś techniki relaksacyjne do swojego dziennego kalendarza (świadomy oddech, wizualizacje, medytacja, technika relaksacji Jacobsona). Zwracaj też uwagę na swoją dietę (kup sobie jakiś suplement diety z magnezem, pij więcej wody mineralnej).

     

    Jeśli nie zauważysz poprawy, to powinieneś się skonsultować z psychologiem albo psychiatrą lub przeczytać mój poradnik ;) w którym opisuję autoterapię, dzięki której ja sobie z tym problemem poradziłem.

     

    Zdrówka życzę!

  12. Dzisiaj przeszedłem się do neurochirurga, opowiedziałem mu moje objawy i, że najbardziej denerwuje mnie wzrok. Pan powiedział, że musze zrobić ponownie rezonans magnetyczny głowy ale tym razem z kontrastem , jak znowu nic nie wyjdzie to rezonans oczodołów tez z kontrastem, jak znowu nic nie wyjdzie to jakies kolejne dwa badania nerwów oczu bo uważa, że diagnoza nerwica jest zbyt odważna diagnozą w tych objawach:/ Powiedział, że skoro zaczęło się nagłym zawrotem głowy to mógł to być jakis mini udar mózgu lub coś podobnego. Juz mi serce wali ze strachu:(

     

    Oby to nie byłą nerwica, ale skoro serce Ci wali ze strachu, to niestety taka może się okazać diagnoza.

  13. Dokładnie. Opór wzmacnia emocję (myśl). Akceptacja pozbawia ich ładunku emocjonalnego.

     

    Jest coś lepszego od akceptacji.

    Domaganie się więcej. Większego lęku, większych duszności, bólu. Serio.

    Ja tak się bawię od miesiąca i skutki są zaskakujące. In plus oczywiście.

    A 3 tygodnie temu odstawiłem leki.

     

    Wiem. Ja tak wyszedłem z nerwicy i ataków paniki ;) Ale najpierw trzeba zaakceptować swój stan, poczuć się bezpiecznie, żeby spróbować podjąć rękawice w walce ze strachem.

  14. jasaw, a ja od niedawna to ogladam :D / na polsacie dobry film " diabeł ubiera się u prady" polecam!!!!/ tak sobie myślę o ojej siostrze, która dzis ma urodziny ona młodsza ode mnie o rok a ogarnięta, studia, prawko, mężatka, mają synka, stała praca, a ja się nie udałam jakoś :?

     

    Nie porównuj się z innymi, bo to obniża Twoją samoocenę. Postaraj się zaakceptować swoją aktualną sytuację i dojrzeć w niej pozytywy. Zmagasz się z bardzo wrednym problemem i jak Ci się uda przetrwać, to będziesz dużo silniejsza od większości ludzi, którzy tego nigdy nie przeżyli. A jak się uwolnisz od lęków, to wszystko samo się potoczy bardzo szybko - zrobisz studia, zdasz prawko i znajdziesz pracę. Po drodze na pewno jakiś przystojniak też się trafi :) Jeśli chcesz się z kimś porównać - to spróbuj z ludźmi, którzy mają "gorzej". Nie po to, żeby się wywyższać, czy wzbudzić w sobie jakieś wyrzuty sumienia - po to, żeby docenić to, co masz i być za to wdzięczną. Masz wzrok? Niektórzy nie mają. Ty możesz obserwować tyle pięknych rzeczy, różnych barw. Masz dwie ręce? Dwie nogi? Możesz grać w rugby, squasha, czy badmintona. Masz dach nad głową? Niektórzy nie mają. Staraj się skupiać na tym co masz, a nie tym, czego nie masz. I obserwuj co się zacznie dziać.

     

     

    Głowa do góry!

  15. Witam, ja również chciałem podzielić się moimi doświadczeniami z tą przypadłością, bo wiem, że jest dosyć rzadko diagnozowana a bardzo nieprzyjemna. Mam 28 lat (więc jak mi się wydawało trochę za wcześnie na niektóre objawy). Zaczęło się u mnie od pojedynczych przypadków drętwienia rąk i nóg oraz towarzyszącemu im uczucia zimna i dreszczy w odstępie nawet kilku miesięcy od siebie. W momencie kiedy zdarzyły mi się 2 takie ataki w jednym miesiącu poszedłem do lekarza i dostałem skierowanie na RTG odcinka szyjnego i piersiowego kręgosłupa. Na zdjęciach wyszły drobne zmiany - zniesienie lordozy odcinka szyjnego i pogłębienie kyfozy piersiowego. Ortopeda - specjalista od kręgosłupa potwierdził że zmiany te nie są groźne, mogą dawać takie objawy - zwłaszcza częste przy pracy biurowej. Uspokoiło mnie to na pewien czas, lecz po kolejnych 2 tygodniach do objawów doszło mi drętwienie ust, twarzy, głowy (często po lewej stronie),mrowienie rąk i nóg(głównie lewa strona), czasem mimowolne skurcze mięśnia, kołatanie serca, skoki ciśnienia, bóle w klatce piersiowej, uczucie ciężkości w okolicach serca, gula w gardle(globus histericus) i drobne problemy z przełykaniem, oraz problemy ze skupieniem się, spadek nastroju, napady paniki (bardzo silne). Miałem wrażenie jakby nagle wszystko się u mnie zaczęło psuć, zacząłem mieć objawy hipochondrii - zacząłem się panicznie bać zawału, wylewu, guza mózgu i innych ciężkich chorób. I zaczęła się krucjata po specjalistach - Badania krwi, EKG, USG jamy brzusznej, Kardiolog, Neurolog, Gastrolog itd... W międzyczasie miałem napad w pracy - zdrętwiało mi całe ciało, mocne bóle w okolicy serca, ucisk w jamie brzusznej. Karetka zabrała mnie do szpitala, gdzie stwierdzili że nic mi nie jest, objawy to głównie hiperwentylacja - wystąpiła zasadowica oddechowa, oraz prawdopodobnie silna nerwica. Niemniej jednak zalecili mi parę badań które miały wykluczyć inne możliwości. Pierwszy na trop wpadł kardiolog - powiedział że podejrzewa zespół wypadania płatka zastawki dwudzielnej, lub zespół preekscytacji serca, lecz może to być też "przypadłość młodych panienek". Dostałem leki na uregulowanie serca i termin na dokładne badania w szpitalu pod kątem zespołów. Następnego dnia miałem badania u neurologa - badał badał nic nie znalazł, pod koniec wizyty stuknął młotkiem koło ucha - i oświecenie. Objaw Chwostka pozytywny, natychmiast trafiłem do następnego gabinetu na próbę ischemiczną - wynik wybitnie pozytywny, diagnoza spasmophilia, czyli tężyczka utajona. Do końca dnia miałem doskonały nastrój, bo nie ma nic gorszego od niewiedzy i niepewności. Ale to niestety nie koniec. Poszukiwania przyczyny wciąż trwają - magnez, wapń całkowity i fosfor w normie. Na wapń zjonizowany czekam. Obniżony poziom protein wątrobowych(przy podwyzszonym AST, ALT ) Bardzo niski poziom witaminy D3. Teraz czekam jeszcze na wizytę u endokrynologa, dokładne badania kardiologiczne oraz tomografię głowy, na którą dostałem skierowanie od psychiatry (neurolog stwierdził, że nie ma sensu). Do tego od psychiatry dostałem Lexapro - na leczenie zespołu depresyjno -lękowego z objawami psychosomatycznymi, ponieważ pomimo diagnozy wciąż mam częste napady lękowe, których nie potrafię opanować. No i leczenie - mam nadzieję na szybka poprawę.

     

    Drogi Marcinie!

     

    Po liczbie medycznych słów, których użyłeś i których pojęcia nawet się nie domyślam i nie zamierzam, wnioskuję, że: 1 - albo interesujesz się medycyną, 2 - albo jesteś mocno zafascynowany swoją dolegliwością. Póki nie potwierdzisz swojego zainteresowania medycyną, to zakładam to drugie. A to podchodzi chyba pod hipochondrię.

     

    Lekarzem nie jestem, więc moja wiedza może być w tej kwestii zerowa ;) ale żyjemy w wolnym kraju, więc wypowiem swoje zdanie. Ta tężyczka mocno mi się kojarzy z nerwicą. Nawet ośmieliłbym się stwierdzić, że to jedno i to samo, tylko inna nazwa i ta pierwsza daje ludziom chorującym na nerwicę "nadzieję" na to, że nie muszą leczyć swojej psychiki, wystarczy tylko leczyć ten jakiś zespół tężyczkowy. Mnie też badali na tężyczkę i jej nie wykryto (może dlatego, że przed tym badaniem miałem atak paniki i moje ciśnienie skoczyło powyżej 150 i pani Lekarz Prowadząca postanowiła mi dać jakiś lek na uspokojenie, a badanie przesunęła o kilkanaście minut). Wcale nie jestem pewien, czy za drugim razem to nieprzyjemne badanie by nie wyszło pozytywnie. Ale możliwe, że bredzę, nie chce mi się czytać o tej chorobie za bardzo.

     

    Mam młodszą siostrę, u której pojawiły się podobne objawy do moich (nerwica, panika). U niej wykryli tężyczkę. Teraz bierze leki, ale mówi, że nic jej nie pomagają i musi zwiększać dawki. Próbowałem jej delikatnie dać do zrozumienia, żeby się zajęła swoją psychiką, ale ona póki co chce po swojemu. Jej wola.

     

    Reasumując widzę dwie możliwości:

     

    1. Tężyczka to to samo, co nerwica.

     

    2. Tężyczka wywołuje nerwicę.

     

    Wnioski nasuwają się same. Tak czy siak, będziesz musiał pokonać nerwicę. Mam nadzieję, że Ci się to powiedzie.

     

    Powodzenia i głowa do góry!

  16. Ja Wam napiszę tak. Macie syndromy hipochondrii. Nie ma co się obrażać - taka jest prawda. To jest naturalne - podczas nerwicy Wasze ciało jest niespokojne (m.in. kołatanie serca), a Wy jesteście przewrażliwieni na tym punkcie, doszukujecie się w każdym szybszym biciu serca jakiejś tragedii, zawału. Chodzicie często do lekarzy na badania, u jednego coś wykryje, u drugiego nic. Macie nadzieję, że Wam coś wykryją - coś co da się wyleczyć, coś co oni Wam wyleczą, podczas gdy Wy będziecie sobie leżeć na łóżku. Kiedy Wam to wyleczą - będziecie zdrowi zarówno fizycznie jak i psychicznie - wrócicie do szczęśliwego życia. Niestety tak nie będzie. Problem leży w psychice i tam powinniście szukać jego rozwiązania. Oczywiście, że umysł z ciałem jest połączony i jak jedno słabo funkcjonuje, to na drugim też to się odbija. Taki długotrwały stres, chroniczny niepokój, szprycowanie chemią przez niektórych z Was musi odbijać się na Waszym zdrowiu fizycznym. Jeśli nie weźmiecie się za siebie, to niedługo coraz więcej takich badań u lekarzy będzie "coś pokazywać". Ale jeśli wyleczycie swoją psychikę, to ciało pójdzie za nią i wróci do normy.

     

    Opowiem Wam ciutkę o sobie. Z nerwicą zmagałem się kilka lat, z atakami paniki ok. 2 lat. Pewnego razu zemdlałem trzykrotnie w autobusie. Następnego dnia pojechałem do szpitala zapytać się co się dzieje. Zatrzymali mnie tydzień na badaniach. Badali mi serce, mózg, układ nerwowy. Generalnie nic nie wykryli - młody, zdrowy chłopak. Ale... w sercu "coś tam było" - jakaś przestawka gdzieś tam, gdzie nie powinna, ale to nic złego, niektórzy tak mają. Ale... w mózgu "coś tam było" - w płacie skroniowym jakieś zmiany, ale nie ma co panikować, trzeba to będzie przebadać kiedy indziej jeszcze raz. Ale.... w układzie nerwowym "coś tam było" - jakieś podejrzenie jakiegoś zespołu. Nie bardzo wiedzieli co napisać w epikryzie, to mi napisali, że mam "podejrzenie padaczki pourazowej" (kilka lat wcześniej dostałem poważnie w oko, przez co słabo na nie widzę - uznali, że to może być powodem tych zmian w płacie skroniowym i układzie nerwowym) i dali skierowanie do neurologa. Jak wyszedłem ze szpitala, atak paniki mnie napadł już w autobusie powrotnym. Od tego czasu miałem ich dziesiątki w środkach komunikacji miejskiej, supermarketach i innych. Do neurologa nie poszedłem. Serca później też nie badałem. Uznałem, że póki nie uleczę swojej psychiki, to w ciele zawsze "coś tam mi wykryją". Dziś jestem zdrowy zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Podejrzewam, że gdybym wtedy poszedł do neurologa, przejmował się swoim sercem, to "coś by mi tam wykryli" i zamiast pracować nad swoją psychiką, to by mi doszły kolejne zmartwienia w postaci tych dolegliwości neurologicznych i kardiologicznych i nigdy bym w pełni nie wyzdrowiał. "Padaczki pourazowej" nigdy nie miałem, mimo, że się bałem jak cholera, że mnie kiedyś najdzie.

     

    Wniosek dla Was płynący z mojej historii, który możecie olać albo przyjąć jest taki - Póki w badaniach nie wykryli u Was nic poważnego (śledziona Wam się przemieściła do wątroby, jedna nerka próbuje pożreć drugą, mózg Wam wyparował), to się tym nie przejmujcie, tylko pracujcie nad swoim zdrowiem psychicznym. I nie badajcie się co tydzień, bo "macie duszności", "jest Wam słabo" i "serce Wam szybciej bije", bo to normalne przy nerwicy. Zbadajcie się raz, dokładnie. Jeśli Dr House Was badający nie zrobi przerażonej miny podczas czytania Waszych wyników badań, to znaczy, że nie jest źle.

     

    Pamiętajcie jeszcze jedno. "Normalność" to rzecz względna. Moja Pani od Biologi w LO mawiała, że "normą" jest robienie raz dziennie kupy i trzy razy dziennie siku. Jak ktoś ma inaczej, to niech się idzie badać. Nie wiem jak u niej, ale u mnie częstotliwość robienia kupy i siku zależy od tego co, ile i jak często jem i piję. Podobnie jest z ciśnieniem - dla jednego normą będzie 120 dla innego 80. Nie ma co wyciągać średniej i pierwszemu obniżać na siłę ciśnienia do 100, a drugiemu podnosić do 100, "bo taka powinna być norma" (dane biorę z kosmosu, nie wiem jaka jest "norma" i mnie to szczerze mówiąc nie interesuje).

     

    Zdrowia życzę zarówno fizycznego, jak i psychicznego!

    Trzymajcie się!

  17. Biore leki ale i tak nie jest dobrze. boje sie obudzic a jak mam cos napisac przy ludziach tto patrza na mnie jak na alkoholika tak mi rece chodza PNowak,

     

    -- 18 lis 2012, 22:12 --

     

    Biore leki ale i tak nie jest dobrze. boje sie obudzic a jak mam cos napisac przy ludziach tto patrza na mnie jak na alkoholika tak mi rece chodza PNowak,

     

    -- 18 lis 2012, 22:22 --

     

    tak ale leki dal do kitu. wrocilaam do starych bo ko tyych nowych bylam jaak trup bedzie.dobrze,

     

    -- 18 lis 2012, 23:17 --

     

    nikt nie moze mi pomoc. tyle probowalam i nic. jestem skazana na najgorszeok

     

    -- 18 lis 2012, 23:18 --

     

    nikt nie moze mi pomoc. tyle probowalam i nic. jestem skazana na najgorszeok

     

    Tylko sama możesz sobie pomóc. Leki nie rozwiązują problemu, tylko go odraczają. Jeśli chcesz się naprawdę wyleczyć, to będziesz potrzebowała wewnętrznej przemiany. Taką przemianę może w Tobie "wywołać" specjalista, albo możesz to zrobić sama. Innej drogi nie ma.

  18. Ja Wam napiszę jaki jest sposób na lęki, ataki paniki, nerwice, fobie i inne podobne dolegliwości, zaburzenia. Składa się z trzech punktów. Formuła jest bardzo prosta, gorzej przychodzi jej skuteczne stosowanie.

     

    1. Akceptacja stanu obecnego. Zaakceptuj to, że masz lęki, to, że się boisz, to, że Ci się ręce trzęsą, to, że się boisz spotykać z innymi ludźmi. Też kiedyś tego nie pojmowałem. "Jak niby mam zaakceptować swój lęk, skoro nie chcę się bać? Jak go zaakceptuję, to przecież zostanie ze mną na zawsze!" Na tym polega cały myk właśnie. Jeśli szczerze zaakceptujesz swój lęk, to pozbawisz go zasilania (np. lęku przed tym, że ktoś zobaczy, że się boisz, dziwnie zachowujesz, że weźmie Cię za czubka). Jeśli przestaniesz się bać lęku (niby masło maślane, a nie do końca), to zobaczysz jak lęk zacznie słabnąć. No bo skoro nie boisz się bać, to co Ci z tego, że lęk przyjdzie? Niech przyjdzie. Miej to w dupie i zaakceptuj go.

     

    2. Stosowanie metod relaksacyjnych (gorąca kąpiel, muzyka, medytacja, świadomy oddech, itd.) Dzięki nim obniżysz poziom swojego niepokoju ogólnego.

     

    3. Wychodzenie ze swojej strefy komfortu. Robienie rzeczy, których się boisz. Małymi kroczkami. Jeśli masz fobię społeczną, to nie porywaj się od razu na wygłoszenie przemówienia na wiecu politycznym przed tysięcznym audytorium. Zacznij od rozmowy z bliskim, od zapytania o drogę nieznajomego, od powiedzenia "Cześć" koleżance/koledze, który Ci się podoba, od niezobowiązującej rozmowy o pogodzie z Panią w Warzywniaku. I stopniowo podnoś sobie poprzeczkę.

     

    I tyle. Ja tak zrobiłem i mi się udało. Oczywiście zaraz ktoś może napisać, że on ma o wiele poważniejsze problemy, że ja się nie znam, itd. Możliwe. Ale schemat działania zawsze jest taki sam. Błąd większości z Was polega, moim zdaniem, na tym, że nie stosujecie wszystkich trzech punktów jednocześnie. Niektórzy z Was myślą, że joga, czy medytacja wyleczy Was ze wszystkiego (stosujecie tylko 2 punkt). Inni walczą ze swoimi lękami i nie mają już siły (tylko 3 punkt). Jeszcze inni zaakceptowali swój lęk, panikę, ale nie potrafią w sobie znaleźć wystarczająco dużo odwagi, by poszerzać swoją strefę komfortu (kurczącą się coraz bardziej przez lęk). Zastosujcie się do tych trzech punktów jednocześnie i wracajcie do zdrowia jak najszybciej! Tego Wam z całego serca życzę!

     

    ......................

     

    P.S. Jeśli takie "reklamowanie" jest zabronione tutaj na forum, to proszę moderatora o edycję mojego postu (usunięcie tylko ostatniego akapitu i zostawienie moich "złotych rad" ;)

     

    Pozdro 600!

     

    -- 20 lis 2012, 14:04 --

     

    Witam wszystkich, jestem tu nowy ale zanim przystąpiłem do napisania paru zdań o sobie przeczytałem niemal cały ten wątek i z (zadowoleniem dla siebie) stwierdziłem że ze mną jeszcze nie jest tak najgorzej :D

    Otóż, mam 38 lat, na nerwicę zachorowałem 3 lata temu, (wcześniej absolutnie zero problemów zdrowotnych zarówno psychicznych jak i fizycznych). Pierwsze objawy były takie że biorąc udział w uroczystościach, zgromadzeniach itd... dostawałem szybki , płytki oddech, miękkie nogi, czułem że mogę zaraz odlecieć (zemdleć), pomagałem sobie przy tym mimiką twarzy (dalej tak robię i może się to wydawać śmieszne -mi to pomaga). Mianowicie napinam mięsień lewego policzka, nie wiem jak to opisać, nieważne. A że pracuję w wojsku często odbywają się różne apele i uroczystości, na szczęście jeszcze nie zemdlałem. Trwało to już ok. pół roku, miewałem problemy żeby wysiedzieć na zajęciach lub nawet w sklepie, coraz częściej na zakupach w markecie i w kościele. Aż poszedłem do lekarza rodzinnego chcąc dowiedzieć się coś więcej, podejrzewałem że to serce... Wszystkie wyniki wyszły dobrze i tak czekając z wynikami w poczekalni o mało nie zszedłem z tego świata, zaczęło mi być niedobrze, mimo że siedziałem w towarzystwie kilku osób, wszedłem do gabinetu zabiegowego, położyłem się na kozetce i ...dostałem jakiś straszny atak, z trudem łapałem powietrze, leżałem, brzuch i przepona jakby oszalały, trwało to ok. 20sek. potem jeszcze z 5 min dochodziłem do siebie. Myślałem że to już koniec ze mną... :-| Moja doktorka domyśliła się że to nerwica, poszedłem do psychiatry. Przez pół roku brałem "Spamilan 5mg", i odstawiłem to bo nic nie pomagało. I do dzisiaj, czyli kolejne 2 lata nic nie biorę. Ale zacząłem biegać, również długie dystanse też czyli półmaratony, nigdy w czasie biegu nic złego mnie nie spotkało. Od zawsze lubię przyrodę. Lubię wędkować, fotografię przyrodniczą oraz od niedawna malować. Wiadomo, tam jest spokój i tam nic złego mi się nie dzieje. Na zbiórkach, apelach czy w kościele dalej mam te objawy, lecz nie zawsze. Ogólnie czuję się lepiej niż wtedy gdy brałem leki i wiem jedno- gdybym mieszkał gdzieś na odludziu pewnie bym zapomniał o tej chorobie... Jedno co mogłoby mi o niej przypomnieć to alkohol, otóż po wypiciu większej ilości alkoholu na drugi dzień objawy się jakby potęgują. Pozdrawiam ;)

     

    Oj tak :) Kacowe lęki, to najstraszniejsza rzecz, jaką matka natura wynalazła :) Bierze się to stąd, że na kacu jesteś o wiele "wrażliwszy" na bodźce zarówno zewnętrzne (np. słońce Cię razi, hałasy Ci bardziej przeszkadzają), jak i wewnętrzne (bardziej czujesz bicie swojego serca, itd.) Często Ci się ręce trzęsą, skurcze Cię łapią, czujesz ogólne napięcie mięśni. Ale to chyba bardziej jest spowodowane wypłukiwaniem jakichś minerałów z organizmu przez alkohol (np. magnezu, wapnia). Chociaż może bardziej tym, że wątroba jest zajęta filtrowaniem alkoholu, a nie odpowiednich składników mineralnych. Ale specem nie jestem w tej dziedzinie, więc możliwe, że nie mam racji. To taka moja teoria :) I jak się wszystko tak skumuluje, wszystkie te symptomy, to napad paniki jest tylko kwestią czasu.

  19. kamilwin, zgadzam się ale wskaż mi dobrego polskiego psychoterapeutę na NFZ?? nawet prywatnego ciężko znaleźć. Ja spróbowałam u dwóch prywatnych jedan beh pozn inny psychodynamiczny i powiem że ten drugi zdawał się coś tam mieć pojęcie, ale jak mi powiedział że taka terapia trwa latami... no przepraszam 150 zł 60 min kilka razy w tygodniu przez kilka lat.... No to sorry nie stać mnie na tę ekskluzywną metodę leczenia. Nad czym ubolewam, ale taka polska rzeczywistość jest!!! Co powinnam zrobić pracując do 16.00 ok 25 km od centrum? Co byś zrobil?

     

    hehe ja byłem 3 razy u poleconej Pani Psycholog. 150 zł godzinna wizyta. Niby się czułem trochę lepiej jak od niej wychodziłem, ale lęki nie przechodziły. Po 3 wizytach musiałem się zdecydować czy podejmuję terapię (jakaś terapia z powrotem do przeszłości i próbą znalezienia źródła problemu), czy odpuszczam. Jako, że nie spałem na dolarach, to odpuściłem ;) I chyba dobrze zrobiłem.

  20. kamilwin, nie wszystko uda się zwalczyć siła woli i pozytywnym nastawieniem. Mnie nerwica powaliła somatycznymi objawami. I optymizm przydawał się, jak psu piąta noga. Mogłam zmusić ciało, żeby przestało się trząść, ale nie miałam siły go podnieść, bo nie jadłam i mdlałam.

    Zresztą ile ludzi, tyle przypadków. Każdy inaczej przechodzi. Najważniejsze, żeby znaleźć sposób i wrócić do żywych.

     

    Ja może nie mdlałem notorycznie, ale raz zemdlałem trzykrotnie w autobusie. Następnego dnia pojechałem do szpitala na badania i zatrzymali mnie tam na tydzień. Nic nie wykryli - normalny, młody, zdrowy chłopak. W epikryzie nie mieli co wpisać, to mi napisali, że mam "podejrzenie padaczki pourazowej" ;) Możesz sobie wyobrazić jak się czułem wychodząc ze szpitala ze świadomością swoich "akcji" i "podejrzenia padaczki pourazowej". Mieszanka wybuchowa! :D Atak paniki przyszedł już jak wracałem autobusem ze szpitala. Później miewałem ich dziesiątki.

  21. kamilwin, wiem o tym..mam terapię od marca ale przez lęki nie jest to typowa terapia..chce w koncu zacząć na nią jeździć..Długo się broniłam przed lekami. Ale straciłam już wszystko i mam dość.

     

     

    Sory, że tak cytuję co chwila, ale nie umiem jeszcze adresować wiadomości bez cytowania ;)

     

    Pamiętam jak to było ze mną. Też się długo broniłem przed lekami, bo się bałem, że się od nich uzależnię. Ale jakoś mi się udało obronić i nigdy po żadne nie sięgnąłem. Podczas najgorszych ataków paniki jak się trząsłem jak galareta na talerzu, to przychodziły różne myśli. Chciałem się napić wódki, która była w lodówce, chciałem dzwonić na pogotowie, chciałem żeby mi coś wstrzyknęli na uspokojenie, chciałem umrzeć, byle tylko zaznać spokoju. Ale jakoś to wszystko zawsze udawało mi się przemóc i walczyć dalej. I walczyłem tak jakieś dwa lata. Dopóki nie zrozumiałem, że walka to nie jest skuteczna metoda ;)

     

    -- 20 lis 2012, 13:00 --

     

    kasiątko, słuszna czy nie jest mi już wszystko jedno..nie w takim złym sense że mi nie zależy tylko..sama nie wiem jak to wytłumaczyć. przz ostatnie dni jestem taka zmęczona że juz jstem wypruta z emocji..

     

    Skoro Ci wszystko jedno, skoro jesteś wypruta z emocji, to myślę, że jesteś bliżej wyzdrowienia niż Ci się wydaje.

  22. secretladykkk, brałam ponad 2 lata temu paroksetynę. Odstawiłam bo myślałam, że juz jest dobrze. Moze teraz tez dostane to samo i potem jszcze jeden lek który mi zaszkodził zamiast pomóc

     

    Leki Cię nie wyleczą. One Cię tylko "znieczulają" jak alkohol. Osłabiają Twoją percepcję przez co mniej się przejmujesz swoimi "akcjami".

     

    Jeśli chcesz się uwolnić od lęku to powinnaś podjąć terapię.

  23. Od jakiegoś czasu boje się wychodzić z domu (o wystąpieniach nie wspominam), cholernie unikam kontaktu z jakimikolwiek ludźmi. Skąd się to bierze? Sam nie potrafie sobie odpowiedzieć na to pytanie.. Przeraża mnie rozwój tego..

     

    To początki agorafobii. Miałem podobnie. Leżałem pod kocem w dzień, bojąc się gdziekolwiek wyjść. Ba! Nawet bałem się rozmawiać z moją mamą w drugim pokoju.

     

    Musisz coś z tym zrobić. Podjąć terapię u specjalisty, albo autoterapię.

     

    -- 20 lis 2012, 12:38 --

     

    Anneroth co u Ciebie? Jak sobie radzisz?

     

    Kiedy czytałam Twoją historię to czułam się jak bym czytała o sobie. Łącznie z kłopotami finansowymi rodziny - u mnie to samo. A już pod zdaniem "Dorosłą babą jestem, a czuję się jak dziecko." to podpisuję się obiema rękami. Chciałabym zacząć niezależne życie, ale teraz gdy lęki w natarciu chyba niestety zaczynam się emocjonalnie uzależniać od rodziców. Myślałam, że rok przerwy od świata dobrze mi zrobi. Na początku cudo czytanie książek oglądanie filmów, własne projekty cudo. Ale nagle tak dobrze zrobiło mi się w domu, że problemem okazało się wyjście do sklepu. To doprowadziło do kompletnej stagnacji. Nie jestem w stanie czytać na niczym się skupić. Zasypiam o 6 rano, budzę się w południe. Nie mogę się przestawić na normalny tryb. Koszmar!

    Zastanawiałam się nad moją nieumiejętnością nawiązywania relacji z facetami i doszłam do wniosku, że na tym etapie to może i dobrze. Gdybym się z kimś teraz związała to uwiesiłabym na nim wszystkie swoje lęki, a nie mam do tego prawa. Najpierw trzeba zrobić porządek ze sobą.

    Oby do wiosny udało mi się ogarnąć. Wtedy mam egzaminy na wymarzone studia. Gdybym się dostała to myślę, że tak bym się skupiłam nad realizacją własnych projektów i tempem studiów, że wszystkie lęki by odpłynęły. Tak już w lepszych momentach bywało.

     

    Ja się z Tobą nie mogę w pełni zgodzić. Myślę, że druga osoba właśnie od tego między innymi powinna być - od wspierania Ciebie. Oczywiście nie powinno to działać w jedną stronę, tylko w obie. Takie gadanie, że "muszę się sama ogarnąć, dopiero wtedy będę mogla kogoś poznać" sprawia, że zaczynasz w to wierzyć, przyjmować to jako prawdę i przez to może okazać się w Twoim przypadku prawdą. A to tylko przekonanie. Ja znam osoby, które poznały partnerów w momencie, gdy "same jeszcze nie były ogarnięte". I to zaprzecza Twojej "prawdzie". Staraj się przyjmować takie przekonania, które będą dla Ciebie budujące, a nie ograniczające. Jeśli jakieś przekonanie jest ograniczające, to je kwestionuj, racjonalizuj, dawaj mu przykłady na to, że nie musi być "prawdziwe".

×