witajcie, zagladam tutaj od pewnego czasu i dzis odwazylam sie napisac. Jest bowiem cos, co nie daje mi spokoju. Cierpie na depresje od dosc dawna. Jakis czas temu postanowilam w koncu cos w tym zrobic, zapisalam sie na terapie. Chodze na nia od kilku miesiecy raz w tygodniu i mam takie poczucie, ze za bardzo przywiazalam sie do mojej pani psycholog. Znalazlam w niej niesamowite oparcie, cieplo i chec pomocy, czuje sie tam bezpiecznie i kazdy czwartek, bo w ten dzien zawsze chodze jest dla mnie swietem. Zyje od czwartku do czwartku. Wiem, ze to nie jest normalne, ale nie umiem nic poradzic. Na sama mysl o skonczeniu terapi ogarnia mnie paniczny lek.
Pewnie przyczyna takiego stanu jest to, ze nie mam nikogo bliskiego, nie mam rodziny, przyjaciol, kontakt z matka mialam bardzo kiepski.
Czy przechodziliscie cos podobnego? Czy da sie temu jakos zaradzic?