
malgos33
Użytkownik-
Postów
56 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez malgos33
-
Pisałam jakiś czas temu o moim chorym uczuciu do terapeutki... minęło troszkę czasu, ona jest teraz na urlopie i nie mam z nią kontaktu i ...umieram tak bardzo za nią tęsknię, nie mogę przestać o niej myśleć. A jednocześnie jestem zła na siebie, na nią, na cały świat! To takie niesprawiedliwe! Potrzebuję jej, potrzebuję tak bardzo... a ona pewnie teraz jest na wakacjach i nawet o mnie nie wspomni (wiem, to strasznie egoistyczne co piszę, nie chce taka być, ale mam tyle myśli w głowie..). Nie wiem co robić, mam ochotę już do niej nie pójść jak wróci, bo przecież i tak jestem nieważna, nic dla niej nie znaczę, jestem tylko kolejną pacjentką do odhaczenia. Przepraszam Was, po prostu nie mam już siły, jestem nienormalna, wiem...
-
tak, wiem, że nie muszę i raczej nie będę. Tak tylko byłam ciekawa jak widzą to inni ludzie :)
-
A co jest takiego fajnego w posiadaniu dzieci? Co daje Wam dziecko? Czasem słyszę, że ktoś chce mieć dziecko, żeby ktoś się nim opiekował na starość. Uważam, że nie taki jest sens posiadania dziecka. Lubię dzieci, nawet bardzo, ale nie czuję potrzeby posiadania dziecka. Dla mnie to ogromna odpowiedzialność i masa wyrzeczeń. I denerwuje mnie to, jak ludzie mówią, że jeszcze mi się zmieni, że muszę dojrzeć, że na pewno przyjdzie ten czas.
-
Witam, Zastanawiam się ostatnio nad dziećmi. Mam już swoje lata i nie wiem czy kiedykolwiek będę jeszcze mamą, ale też zupełnie mnie do tego nie ciągnie. Nie czuję takiej potrzeby. Zawsze czytając fora zastanawiałam się nas osobami, dla których wielką tragedią jest to, że nie mogą posiadać dziecka, albo że nie mogą zajść w drugą ciążę. Czy posiadanie dziecki jest naprawde takie ważne? Co daje Wam posiadanie dzieci?
-
Nie mogę mieć drugiego dziecka- depresja?
malgos33 odpowiedział(a) na capranera temat w Depresja i CHAD
daj mu siebie, będzie bardziej wdzięczny. Zawalcz o siebie. -
Nie mogę mieć drugiego dziecka- depresja?
malgos33 odpowiedział(a) na capranera temat w Depresja i CHAD
Przykro mi, że tak sie czujesz, ale nie rozumiem... serio nie rozumiem. Masz meza, wsparcie z jego strony. Masz dziecko. Po co Ci jeszcze jedno dziecko? To przykre, ze czyims sensem zycia sa dzieci. Nie można zyc dla dzieci, trzeba żyć dla siebie. NIe rozumiem... -
Zakochanie? Nie. Tylko trochę mi przypomina mojego byłego... hmmm... przyjaciela. I tak się to we mnie zbierało, że w końcu musiałam powiedzieć. Ale zareagował w porządku. Wydaje mi się, że oni nie odbierają takiego okazywania uczuć ściśle do siebie. Dla nich to jakaś forma przeniesienia. Potraktował to jakbym mówiła zupełnie o kimś innym, tylko do niego Ani przez moment nie czułam, że jest zdziwiony, skrępowany, oburzony itp. Potraktował te słowa jak każde inne w rozmowie, a nawet pojawił się uśmiech... I na pytanie czy teraz mnie wyrzuci, zdziwił się, że dlaczego, że przecież to moje uczucia... Do tematu na razie nie wróciłam, bo jak to "wywaliłam", to mam większy spokój, a znając siebie wiem, że mi to przejdzie. No chyba, że znowu dopadnie mnie jakiś humorek Przywiązanie też jest. Kiedyś rozmawialiśmy o tym, ja się nie chciałam przyznać, wręcz mówiłam mu, że nie chcę się przywiązywać, bo potem rozstanie boli. Też się zdziwił... że przywiązanie to pozytywna sprawa, i że dużo by to naszej relacji odebrało. A rozstanie.. powiedział, że tak, nie będzie łatwo, ale ostatnie spotkania będą do tego przygotowaniem i pewnie będę już na zupełnie innym etapie... Wydaje mi się, że łatwiej o takim przywiązaniu powiedzieć kobiecie. Kobiety też potrafią się przyjaźnić więc dla niej to nie powinno być (i myślę, że nie byłoby) nic dziwnego. No i nie ma podtekstów damsko-męskich. Chyba, że komuś ogólnie trudno przyznawać się do takich uczuć, to rozumiem. Poczytaj też chyba w "Uczucie do terapeuty" dziewczyny też coś nt pisały. Dziękuję za podsunięcie wątku, przeczytałam sobie :) Pewnie dla terapeutów to nie są odosobnione przypadki, nie mniej jednak osobiście strasznie się boję o tym powiedzieć, bo boję się, że to coś zmieni między nami, a tego bym bardzo nie chciała. -- 26 lut 2013, 22:17 -- nadal się zmagam, bo nadal nie udało mi się tego powiedzieć chyba wolę żyć w tej niepewności niż wyłożyć kawę na ławę...
-
Zakochanie? Nie. Tylko trochę mi przypomina mojego byłego... hmmm... przyjaciela. I tak się to we mnie zbierało, że w końcu musiałam powiedzieć. Ale zareagował w porządku. Wydaje mi się, że oni nie odbierają takiego okazywania uczuć ściśle do siebie. Dla nich to jakaś forma przeniesienia. Potraktował to jakbym mówiła zupełnie o kimś innym, tylko do niego Ani przez moment nie czułam, że jest zdziwiony, skrępowany, oburzony itp. Potraktował te słowa jak każde inne w rozmowie, a nawet pojawił się uśmiech... I na pytanie czy teraz mnie wyrzuci, zdziwił się, że dlaczego, że przecież to moje uczucia... Do tematu na razie nie wróciłam, bo jak to "wywaliłam", to mam większy spokój, a znając siebie wiem, że mi to przejdzie. No chyba, że znowu dopadnie mnie jakiś humorek Przywiązanie też jest. Kiedyś rozmawialiśmy o tym, ja się nie chciałam przyznać, wręcz mówiłam mu, że nie chcę się przywiązywać, bo potem rozstanie boli. Też się zdziwił... że przywiązanie to pozytywna sprawa, i że dużo by to naszej relacji odebrało. A rozstanie.. powiedział, że tak, nie będzie łatwo, ale ostatnie spotkania będą do tego przygotowaniem i pewnie będę już na zupełnie innym etapie... Wydaje mi się, że łatwiej o takim przywiązaniu powiedzieć kobiecie. Kobiety też potrafią się przyjaźnić więc dla niej to nie powinno być (i myślę, że nie byłoby) nic dziwnego. No i nie ma podtekstów damsko-męskich. Chyba, że komuś ogólnie trudno przyznawać się do takich uczuć, to rozumiem. Poczytaj też chyba w "Uczucie do terapeuty" dziewczyny też coś nt pisały. Dziękuję za podsunięcie wątku, przeczytałam sobie :) Pewnie dla terapeutów to nie są odosobnione przypadki, nie mniej jednak osobiście strasznie się boję o tym powiedzieć, bo boję się, że to coś zmieni między nami, a tego bym bardzo nie chciała. -- 26 lut 2013, 22:17 -- nadal się zmagam, bo nadal nie udało mi się tego powiedzieć chyba wolę żyć w tej niepewności niż wyłożyć kawę na ławę...
-
Zakochanie? Nie. Tylko trochę mi przypomina mojego byłego... hmmm... przyjaciela. I tak się to we mnie zbierało, że w końcu musiałam powiedzieć. Ale zareagował w porządku. Wydaje mi się, że oni nie odbierają takiego okazywania uczuć ściśle do siebie. Dla nich to jakaś forma przeniesienia. Potraktował to jakbym mówiła zupełnie o kimś innym, tylko do niego Ani przez moment nie czułam, że jest zdziwiony, skrępowany, oburzony itp. Potraktował te słowa jak każde inne w rozmowie, a nawet pojawił się uśmiech... I na pytanie czy teraz mnie wyrzuci, zdziwił się, że dlaczego, że przecież to moje uczucia... Do tematu na razie nie wróciłam, bo jak to "wywaliłam", to mam większy spokój, a znając siebie wiem, że mi to przejdzie. No chyba, że znowu dopadnie mnie jakiś humorek Przywiązanie też jest. Kiedyś rozmawialiśmy o tym, ja się nie chciałam przyznać, wręcz mówiłam mu, że nie chcę się przywiązywać, bo potem rozstanie boli. Też się zdziwił... że przywiązanie to pozytywna sprawa, i że dużo by to naszej relacji odebrało. A rozstanie.. powiedział, że tak, nie będzie łatwo, ale ostatnie spotkania będą do tego przygotowaniem i pewnie będę już na zupełnie innym etapie... Wydaje mi się, że łatwiej o takim przywiązaniu powiedzieć kobiecie. Kobiety też potrafią się przyjaźnić więc dla niej to nie powinno być (i myślę, że nie byłoby) nic dziwnego. No i nie ma podtekstów damsko-męskich. Chyba, że komuś ogólnie trudno przyznawać się do takich uczuć, to rozumiem. Poczytaj też chyba w "Uczucie do terapeuty" dziewczyny też coś nt pisały. Dziękuję za podsunięcie wątku, przeczytałam sobie :) Pewnie dla terapeutów to nie są odosobnione przypadki, nie mniej jednak osobiście strasznie się boję o tym powiedzieć, bo boję się, że to coś zmieni między nami, a tego bym bardzo nie chciała. -- 26 lut 2013, 22:17 -- nadal się zmagam, bo nadal nie udało mi się tego powiedzieć chyba wolę żyć w tej niepewności niż wyłożyć kawę na ławę...
-
Mam podobnie tylko od piątku do piątku I za ok miesiąc minie rok... No... jak się nagle otrzymuje od kogoś tyle ciepła, zrozumienia, akceptacji... szybko można się przywiązać. Ale przecież to tylko 50 min., raz na tydzień i nic więcej. Przynajmniej w moim nurcie. Długo mnie to gryzło, że ja się przywiązuję, tęsknię, myślę, chcę więcej, a on nie. Bo takich jak ja ma ileś tam. Ma też swoje prywatne życie. Ale powoli to do mnie dociera. Im dłużej tym bardziej. Nie jest łatwo powiedzieć o uczuciach, ja powiedziałam nawet nie o przywiązaniu tylko o tym, co mam ochotę z nim zrobić , ale wtedy miałam dziwny humor i byłam po drinku... no i dlatego było mi wszystko jedno. Oczywiście nie polecam tej metody, ale naprawdę mi ulżyło! I jego zachowanie było super. A możesz do swojej pisać? Może to byłaby metoda. Albo dać jej kartkę na spotkaniu? Ja co prawda nie mogę, ale niektórym tak poszło... A od paru dni jestem w takim dziwnym nastroju, że gdybym dzisiaj miała zakończyć, to wcale by mnie to nie ruszyło. Ani to że nie będę miała z kim porozmawiać, ani to że go już nie zobaczę ... Tydzień temu prawie wpadłam w panikę kiedy padło słowo "zakończenie". A teraz normalnie nic nie czuję. Ech, chyba z nikim nie umiem nawiązać relacji. Ale u Ciebie to idzie bardziej w stronę zakochania? Bo rozumiem, że Twoim terapeutą jest mężczyzna. Napisałaś, że powiedziałaś mu co masz ochotę z nim zrobić i to zabrzmiało dość jednoznacznie Przepraszam, jeśli jestem w błędzie. Jak on na to zareagował? Pracowaliście nad tym? Czy dzięki temu jest Ci z tymi uczuciami lepiej? Są mniejsze?
-
Mam podobnie tylko od piątku do piątku I za ok miesiąc minie rok... No... jak się nagle otrzymuje od kogoś tyle ciepła, zrozumienia, akceptacji... szybko można się przywiązać. Ale przecież to tylko 50 min., raz na tydzień i nic więcej. Przynajmniej w moim nurcie. Długo mnie to gryzło, że ja się przywiązuję, tęsknię, myślę, chcę więcej, a on nie. Bo takich jak ja ma ileś tam. Ma też swoje prywatne życie. Ale powoli to do mnie dociera. Im dłużej tym bardziej. Nie jest łatwo powiedzieć o uczuciach, ja powiedziałam nawet nie o przywiązaniu tylko o tym, co mam ochotę z nim zrobić , ale wtedy miałam dziwny humor i byłam po drinku... no i dlatego było mi wszystko jedno. Oczywiście nie polecam tej metody, ale naprawdę mi ulżyło! I jego zachowanie było super. A możesz do swojej pisać? Może to byłaby metoda. Albo dać jej kartkę na spotkaniu? Ja co prawda nie mogę, ale niektórym tak poszło... A od paru dni jestem w takim dziwnym nastroju, że gdybym dzisiaj miała zakończyć, to wcale by mnie to nie ruszyło. Ani to że nie będę miała z kim porozmawiać, ani to że go już nie zobaczę ... Tydzień temu prawie wpadłam w panikę kiedy padło słowo "zakończenie". A teraz normalnie nic nie czuję. Ech, chyba z nikim nie umiem nawiązać relacji. Ale u Ciebie to idzie bardziej w stronę zakochania? Bo rozumiem, że Twoim terapeutą jest mężczyzna. Napisałaś, że powiedziałaś mu co masz ochotę z nim zrobić i to zabrzmiało dość jednoznacznie Przepraszam, jeśli jestem w błędzie. Jak on na to zareagował? Pracowaliście nad tym? Czy dzięki temu jest Ci z tymi uczuciami lepiej? Są mniejsze?
-
Mam podobnie tylko od piątku do piątku I za ok miesiąc minie rok... No... jak się nagle otrzymuje od kogoś tyle ciepła, zrozumienia, akceptacji... szybko można się przywiązać. Ale przecież to tylko 50 min., raz na tydzień i nic więcej. Przynajmniej w moim nurcie. Długo mnie to gryzło, że ja się przywiązuję, tęsknię, myślę, chcę więcej, a on nie. Bo takich jak ja ma ileś tam. Ma też swoje prywatne życie. Ale powoli to do mnie dociera. Im dłużej tym bardziej. Nie jest łatwo powiedzieć o uczuciach, ja powiedziałam nawet nie o przywiązaniu tylko o tym, co mam ochotę z nim zrobić , ale wtedy miałam dziwny humor i byłam po drinku... no i dlatego było mi wszystko jedno. Oczywiście nie polecam tej metody, ale naprawdę mi ulżyło! I jego zachowanie było super. A możesz do swojej pisać? Może to byłaby metoda. Albo dać jej kartkę na spotkaniu? Ja co prawda nie mogę, ale niektórym tak poszło... A od paru dni jestem w takim dziwnym nastroju, że gdybym dzisiaj miała zakończyć, to wcale by mnie to nie ruszyło. Ani to że nie będę miała z kim porozmawiać, ani to że go już nie zobaczę ... Tydzień temu prawie wpadłam w panikę kiedy padło słowo "zakończenie". A teraz normalnie nic nie czuję. Ech, chyba z nikim nie umiem nawiązać relacji. Ale u Ciebie to idzie bardziej w stronę zakochania? Bo rozumiem, że Twoim terapeutą jest mężczyzna. Napisałaś, że powiedziałaś mu co masz ochotę z nim zrobić i to zabrzmiało dość jednoznacznie Przepraszam, jeśli jestem w błędzie. Jak on na to zareagował? Pracowaliście nad tym? Czy dzięki temu jest Ci z tymi uczuciami lepiej? Są mniejsze?
-
Jestem już po moim ulubionym święcie... pozostaje mi znowu czekanie do czwartku ehh.. takie życie od czwartku do czwartku. Czy Wasze fascynacje też trwały tak długo? Bo u mnie to prawie rok już. Mimo wszystko chyba nie jestem w stanie jej tego powiedzieć.
-
Jestem już po moim ulubionym święcie... pozostaje mi znowu czekanie do czwartku ehh.. takie życie od czwartku do czwartku. Czy Wasze fascynacje też trwały tak długo? Bo u mnie to prawie rok już. Mimo wszystko chyba nie jestem w stanie jej tego powiedzieć.
-
Jestem już po moim ulubionym święcie... pozostaje mi znowu czekanie do czwartku ehh.. takie życie od czwartku do czwartku. Czy Wasze fascynacje też trwały tak długo? Bo u mnie to prawie rok już. Mimo wszystko chyba nie jestem w stanie jej tego powiedzieć.
-
Po prostu moje przywiązanie i sympatia do niej przeraża mnie i myślę, że do niczego dobrego to nie prowadzi. Ja nigdy nie będę dla niej tak ważna jak ona jest dla mnie. Jestem tylko pacjentem dla niej... Myślę o zrezygnowaniu, bo boli mnie cała ta sytuacja. Tęsknię za nią na co dzień, a każda sesja to dla mnie święto. A tak nie powinno być. Na samą myśl o przewie wakacyjnej chce mi się płakać. Jestem w terapii już prawie rok. Wiem, że to pewnie niewiele. Ale nie umiem uporać się ze swoimi uczuciami. Nigdy nikt nie był mi taki bliski i nie okazał mi tyle ciepła i zrozumienia. Wiem, że jej za to płacę, ale ta świadomość jednak nie pomaga. A powiedzieć jej o tym zbyt bardzo się boję. Boję się, że to wszystko zepsuje, że ona się odsunie ode mnie, że będzie inaczej. Nie wspominam już o moim wstydzie... Mam wrażenie, że bardziej niż na terapię, chodzę tam po to aby z nią pobyć, bo jest mi tam dobrze. A z terapii mam wrażenie, że niewiele korzystam. Jakaś nienormalna jestem.. taka stara a taka głupia.
-
Po prostu moje przywiązanie i sympatia do niej przeraża mnie i myślę, że do niczego dobrego to nie prowadzi. Ja nigdy nie będę dla niej tak ważna jak ona jest dla mnie. Jestem tylko pacjentem dla niej... Myślę o zrezygnowaniu, bo boli mnie cała ta sytuacja. Tęsknię za nią na co dzień, a każda sesja to dla mnie święto. A tak nie powinno być. Na samą myśl o przewie wakacyjnej chce mi się płakać. Jestem w terapii już prawie rok. Wiem, że to pewnie niewiele. Ale nie umiem uporać się ze swoimi uczuciami. Nigdy nikt nie był mi taki bliski i nie okazał mi tyle ciepła i zrozumienia. Wiem, że jej za to płacę, ale ta świadomość jednak nie pomaga. A powiedzieć jej o tym zbyt bardzo się boję. Boję się, że to wszystko zepsuje, że ona się odsunie ode mnie, że będzie inaczej. Nie wspominam już o moim wstydzie... Mam wrażenie, że bardziej niż na terapię, chodzę tam po to aby z nią pobyć, bo jest mi tam dobrze. A z terapii mam wrażenie, że niewiele korzystam. Jakaś nienormalna jestem.. taka stara a taka głupia.
-
Po prostu moje przywiązanie i sympatia do niej przeraża mnie i myślę, że do niczego dobrego to nie prowadzi. Ja nigdy nie będę dla niej tak ważna jak ona jest dla mnie. Jestem tylko pacjentem dla niej... Myślę o zrezygnowaniu, bo boli mnie cała ta sytuacja. Tęsknię za nią na co dzień, a każda sesja to dla mnie święto. A tak nie powinno być. Na samą myśl o przewie wakacyjnej chce mi się płakać. Jestem w terapii już prawie rok. Wiem, że to pewnie niewiele. Ale nie umiem uporać się ze swoimi uczuciami. Nigdy nikt nie był mi taki bliski i nie okazał mi tyle ciepła i zrozumienia. Wiem, że jej za to płacę, ale ta świadomość jednak nie pomaga. A powiedzieć jej o tym zbyt bardzo się boję. Boję się, że to wszystko zepsuje, że ona się odsunie ode mnie, że będzie inaczej. Nie wspominam już o moim wstydzie... Mam wrażenie, że bardziej niż na terapię, chodzę tam po to aby z nią pobyć, bo jest mi tam dobrze. A z terapii mam wrażenie, że niewiele korzystam. Jakaś nienormalna jestem.. taka stara a taka głupia.
-
nadal nie udało mi się o tym porozmawiać, chyba nie jestem w stanie. Myślę sobie nawet, żeby zrezygnować z terapii zanim moje przywiązanie będzie na tyle duże, że już nic nie będzie można zrobić...
-
nadal nie udało mi się o tym porozmawiać, chyba nie jestem w stanie. Myślę sobie nawet, żeby zrezygnować z terapii zanim moje przywiązanie będzie na tyle duże, że już nic nie będzie można zrobić...
-
nadal nie udało mi się o tym porozmawiać, chyba nie jestem w stanie. Myślę sobie nawet, żeby zrezygnować z terapii zanim moje przywiązanie będzie na tyle duże, że już nic nie będzie można zrobić...
-
Miałam wrażenie, że ona się troszkę przestraszyła, dlatego boję się do tego wracać Jakby kazała mi szukać innej terapeutki to nie wiem co bym zrobiła może ktoś miał taki problem?
-
rozmawiałam, ale nic z tego nie wyniknęło tak naprawdę... pogadałyśmy o tym raz drugi i już, koniec, byly inne tematy. A mnie to nadal męczy i mam wrazenie, ze coraz bardziej.
-
minelo troche czasu i wcale nie jest lepiej boje sie, ze przywiążę się za bardzo i potem bede cierpiec...
-
dziękuję, postaram się z nią o tym porozmawiać :)