Skocz do zawartości
Nerwica.com

BlackStar

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia BlackStar

  1. Witam:) Tak czytam co piszecie i sorry,ale musze to napisac... JAK SIE CHCE TO SIE RZUCI TO SWINSTWO!!! Dziewczyny i chlopaki - nikt mi nie powie,ze to niemozliwe,bo sama jestem tego zywym dowodem. Z dnia na dzien rzucilam clonazepam - bylo strasznie,ale przezylam i nie biore ponad 1,5 roku. I uwazam tez,ze jak rzucac to na max'a a nie biorac mniejsze dawki - w ten sposob nadal jestesmy pod wplywem danych prochow,wiec jaki w tym sens? Dodam,ze bralam clonazepam ponad 10lat i jeszcze raz sie powtorze - NIKT MI NIE POWIE,ZE SIE NIE DA. I mowie to wam - wszystko sie da,tylko trzeba bardzo chciec:) Pozdrawiam i wlasnie tak ekstremalnie silnej woli i wytrwalosci Wam zycze:)))
  2. Heja:) Odpowiem Ci moim doswiadczeniem odnosnie leczenia bez zgody - mialam 27lat gdy mnie zglosili rodzice do poradni uzaleznien w miescie,w ktorym mieszkam i tam potem poszlo dalej - to znaczy w ostatecznosci do sadu,bo nie stawialam sie na komisje. Sprobuj pojsc do GOPS'u/MOPS'u i dowiesz sie gdzie taka instytucja jest u Ciebie. Koniec koncow chodze na spotkania z psychologiem i wlasnie od pani psycholog dowiedzialam sie,ze aby kogos poddac leczeniu nie musi byc zgoda tej osoby - wystarczy,ze ktos z rodziny ja zglosi i uzasadni,dlaczego to leczenie jest jej potrzebne.Potem taka osoba jest wzywana na badania przez bieglych i tam dalej decyduja co robic. I wcale nie trzeba nikogo ubezwlasnowolnic. To nie jest przyjemna sprawa i bardzo Ci wspolczuje,choc to ja bylam po tej drugiej (uzaleznionej) strony. To musi byc okropne uczucie "donosic" na bliska osobe,ale czasami niestety nie ma wyjscia i trzeba wybrac mniejsze zlo. Zycze Ci powodzenia i wytrwalosci - a Twojej mamie przebudzenia. Dodam,ze ja tez przez 10 lat bralam clonazepam 2mg,wiec wiem czym to "pachnie",ze tak powiem... Pozdrawiam:)
  3. Daisy999 3mam za Ciebie (i za kazdego z osobna) kciuki :) Zycze takze zdrowka dla babci i dziekuje za gratulacje synka Mysle,ze trafilas w sedno z tym,ze nikt szczesliwy by po to nie siegnal. Ja juz w podstawowce mialam problemy z akceptacja samej siebie,co objawialo sie chowaniem jedzenia po szafkach i glodzeniem sie. Bylo to w latach 90tych,nie mialam dostepu do internetu i wtedy jeszcze nawet nie slyszalam o takiej chorobie jak anoreksja. Kiedy "poznalam" klony to bylo idealne rozwiazanie moich "problemow" - po nich nie odczuwalam glodu i do zeszlego roku wazylam non stop 43-45kg przy wzroscie 169cm. Wlasnie to bylo powodem mojego brania... I nawiazujac do wypowiedzi tahela - nie w glowie mi bylo wtedy czytanie ulotek,mialam inny cel,a zanim sie zorientowalam bylam juz uzalezniona totalnie. Tak,bylam wtedy mloda,naiwna i myslalam "a jakos to bedzie",ale nie bylo...Mialam swoje rozne problemy i naiwnie sadzilam,ze prochy sa najmniejszym z nich Zdanie sobie sprawy z tego,ze ma sie problem to ponoc polowa sukcesu,ale do tej drugiej polowy czasami latami sie dojrzewa... Pozdrawiam :)
  4. Witam:) Tak czytam Wasze posty i podziele sie z Wami moja historia. Bralam clonazepam 2mg ponad 10lat. Na poczatku "pokazal" mi go (i nie tylko go,ale jakos przy nim zostalam...) moj 1.chlopak,ktory sam byl uzalezniony,a ja stalam sie uzalezniona od niego i jak sie pozniej okazalo od prochow. Zalatwialam je sobie na lewo,do czasu gdy dostalam napadu epi i juz legalnie od lekarza mialam co miesiac min.2op. Przez te 10lat brania prochow zawalalam wszystko co bylo mozliwe... Kazdy kto bral wie,ze myslenie na tym jest bardzo ograniczone - ja nawet nie zdawalam sobie sprawy jak bardzo. Doszlo do tego jeszcze "slynne" polaczenie alkohol + prochy... Mialam przez to problemy w domu,az w koncu skonczylo sie to sprawa w sadzie o przymusowe leczenie. Wyrok byl dla mnie lagodny,wiec pewnie nic by sie nie zmienilo. Wszystko zmienilo sie jednak w zeszlym roku,kiedy zaszlam w ciaze - chcialam miec dziecko. Wiedzialam,ze tylko ono moze jeszcze mnie "uratowac". I tak tez sie stalo - klonow nie biore od 18stu mcy i zmienilo sie totalnie moje zycie. Klony odstawilam z dnia na dzien,bylo ciezko...ale chyba znacie ten stan;) Ciaze przeszlam ksiazkowo i dziecko tez na szczescie zdrowe - choc liczylam sie z pewnymi komplikacjami. Nie biore,ale nie powiem,ze czasem nie mysle o klonach - moja obecnosc na tym forum o tym swiadczy. Musze o nich pamietac, pamietac co zlego w zyciu mnie spotkalo "dzieki" nim, jak wiele osob ranilam, krzywdzilam...Teraz mam dla kogo zyc i poswiecic sie, choc w glebi serca wiem,ze to moj synek mnie uratowal,bo to on dal mi motywacje i sile,by zwalczyc uzaleznienie. Wiem,ze jesli zaczne brac to Go strace,a tego bym nie przezyla...i swiadomosc tego trzyma mnie w trzezwosci. Mam nadzieje,ze stan ten juz utzyma sie. Kazdy z Was ma kogos na kim mu zalezy - moze warto dla tego kogos sie zmienic? Wiem,ze nie jest latwo - ja nie potrafilam zerwac z klonami dla siebie,rodziny,przyjaciol,faceta... Zycze Wam i sobie wytrwalosci w walce z nalogiem,bo jak wiadomo - lekomanem,narkomanem i alkoholikiem jest sie do konca zycia. Pozdrawiam:)
×