Skocz do zawartości
Nerwica.com

Migawka

Użytkownik
  • Postów

    15
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Migawka

  1. hienaa93 nie bój się wizyty u psychologa . Jest to osoba, która będzie starała się Tobie pomóc, a Ty musisz uwierzyć, że tak się stanie . Oczywiście nie zmieni Twojej sytuacji w najbliższym otoczeniu, ale kiedy dotrze do Twojego największego problemu postara się wzmocnić Ciebie i jeżeli zaczniesz regularnie chodzić na wizyty zobaczysz w sobie wreszcie siłę . Jesteś u progu dorosłości, a tak naprawdę musiałaś znacznie wcześniej stać się dojrzałą osobą. To już czyni z Ciebie kogoś silniejszego niż rówieśników . Spróbuj zobaczyć w tym dla siebie atut. Nie mnie opiniować co Tobie tak naprawdę dolega,ale po tych kilku zdaniach nie wydaje mi się aby to z Tobą było coś nie tak. Wzrastałaś w dziwnej rodzinie, byłaś zdana na siebie i dopiero wtedy kiedy wyzwolisz się od chorej rodziny staniesz na nogi, nie uleczy nikt Twojego zbolałego serca i skrzywdzonej duszy , ale za jakiś czas złe wspomnienia zaczną się zabliźniać jak stare rany, które bledną i wreszcie znikają. Może postaw to sobie za cel- wyzwolenie od rodziny . Być może ktoś zgani mnie za takie rady i nakaże próbować nawiązywać kontakt z rodziną, próbować odbudować relacje, niemniej jednak wiem , że niekiedy po prostu się nie da tego zrobić i jedynie separacja od takiego środowiska przynosi ulgę i pozwala rozpocząć nowe zdrowsze życie. Trzymaj się , życzę Ci powodzenia i dużo dużo sił.
  2. Wskoczę pewnie na forum opisać pierwsze wrażenia .Trochę się boję, ale z tego co wiem ta pani psycholog jest bardzo taktowna i dosyć już doświadczona. -- 27 wrz 2012, 13:50 -- Hej wszystkim . Jestem po pierwszej wizycie u pani terapeutki . Wydaje mi się , że to będzie owocna współpraca, choćby z faktu, że kobieta naprawdę potrafi słuchać, ponadto nie ocenia oraz nie udziela rad. Była bardzo dobrze przygotowana do spotkania ze mną , a ja czułam swobodę w jej obecności, nie byłam ani spięta, ani też zdenerwowana. Będę na terapii raz w tygodniu, jak długo jeszcze nie wiem . Jutro mam znów wizytę u mojej psychiatry. Ta natomiast jakoś działa mi na nerwy, nie wiem dlaczego ... To dosyć dziwna osoba,ale nie chcę zmieniać lekarza, bo póki co rozumie o co chodzi .
  3. Uffff. . . . dotarłam, znaczy mój mózg chyba dotarł do decyzji . Zapisałam się dziś do terapeuty, najbliższa wizyta w następną środę . Pani psycholog konkretna, podczas umawiania się na wizytę ze mną przeprowadziła króciutki aczkolwiek treściwy wywiad, tak aby była przygotowana na terapię ze mną , o ponoć dobra specjalistka, a ja uczepiłam się rękami i nogami myśli, że ta terapia mi pomoże . Trzymajcie kciuki kochani, to Wy ostatecznie przekonaliście mnie do próby terapii .
  4. Cudownie, aż zazdroszczę,że masz tyle osób obok siebie które rozumieją, pomagają ...syn,rodzice,kochający mąż pomagają Ci z tego wychodzić. Mnie się tak nie poszczęściło, mam w sumie fajną rodzinkę,męża ,dzieciaczki,ale nikt nie umie zrozumieć tego co się we mnie kotłuje. Chciałabym znaleźć psychoterapeutę ...dobrego,mądrego, u siebie nie mam ich zbyt wielu , kilku już przerobiłam z najstarszą córką-psychologowie w moich oczach raczej marni z nich byli . Sama zaś chodziłam na rozmowy do młodej psycholog,ale juz w trakcie wywiadów miałam dość ,jakoś zraziła mnie swoim nieumiejętnym podejściem do pacjenta, denerwowała mnie wręcz .Chciałabym znaleźć jakiś autorytet dla mnie , z pewnością musi być to ktoś znacznie starszy ode mnie, być moze wówczas przekonam się do tych terapii i zacznę regularnie na nie uczęszczać. Jestem dzisiaj znów zmęczona ....
  5. nemesis - długo podnosiłaś się z takiego beznadziejnego stanu ? Miałaś wsparcie w ojcu swojego syna ?
  6. Dzięki kochani za wsparcie . Póki co chyba tylko na odzew od Was mogę liczyć . . . . W moim najbliższym otoczeniu nie bardzo mnie rozumieją .Owszem najbliżsi wiedzą o chorobie, ale np. mąż tego totalnie nie przyswaja . Wielokrotnie mówił, ze nie pojmuje jak nagle można zacząć się tak potwornie czuć nie wykazując niczego wcześniej . Przyjaciółka i moja psychiatra namawiają mnie usilnie na indywidualną psychoterapię. Wiem już, że muszę się udać i jej poddać. W przeciwnym razie ..... Same leki zagłuszają prawdziwy problem. Jestem tego świadoma . Problem tkwi w tym, że nie wierzę w żadne rozmowy,w to, że one cokolwiek mi dadzą . A jednocześnie wiem o innych, którym te rozmowy pomogły. I tutaj muszę się ogarnąć,zaufać . Trzymają mnie aktualnie dzieci, to dla nich muszę funkcjonować,ale boję się , że tą nić kiedyś coś mi zagłuszy, a wtedy zniknę .Boję się tego . Zastanawiałam się już nawet czy aby nie mam myśli samobójczych, odpierałam to rękami i nogami, a jednak sądzę , że są ...gdzieś w podświadomości, może nie nazwane dosłownie, bo przecież ja potwornie mocno chcę żyć.... Wczoraj wieczorem wyszłam z domu.Ciemno już było. Usiadłam nieopodal lasu na kamieniu i głośno płakałam .Właściwie wyłam jak pies . Nie pomogło, po powrocie do domu natychmiast zapadłam w sen . A dziś znów trudny kolejny dzień do przeżycia. . .
  7. Zaczyna brakować mi sił, jestem już tym zmęczona ...Walką o każdy w miarę sensownie przeżyty dzień, walką i pokonywaniem swoich słabości, bo mam dla kogo, bo mam rodzinę , prócz udowadniania samej sobie , że dam radę cała masa obowiązków, domowych,praca i tak dzień za dniem. Od wiosny leczę nerwicę lękową, była też fobia społeczna,ale wydaje mi się,że pokonałam już to, przynajmniej nie mam objawów i typowych zachowań dla fobii, nerwica pozostała, zabijana lekami każdego dnia,jednak jakby silniejsza ... bez proszków na pewno nie funkcjonowałabym . Teraz jest jeszcze depresja, potwierdzona podczas wczorajszej wizyty u mojej pani doktor , z gabinetu wyszłam zdruzgotana. Przegapiłam chyba coś, nie umiałam sobie wcześniej tego uświadomić,nie dostrzegałam,nie wiedziałam o tym ...Teraz sama widzę, że mam depresję , nagle zaczęłam rozpoznawać te symptomy. Gapienie się w jeden punkt i setki myśli o niczym,albo chyba jednak w ogóle w tym czasie nie myślę .I ten brak przytomności umysłu poza domem, czasem udaje mi się nie wejść pod samochód przechodząc przez ulicę, ale kiedyś boję się ,że się tak zamyślę, że pod niego wejdę ,że nie zareaguję i mnie kurde przejedzie Jestem taka zmęczona,potwornie ...Mój tato od dziesięciu lat nie żyje, targnął się na swoje życie . Chorował przez jakiś czas i wszyscy uważali , że to była główna przyczyna. Ja dzisiaj jestem już pewna, ze prócz tego musiała być jakaś wielka depresja,ale tego nikt nie dostrzegał,nie widział,nie rozpoznał , ja wówczas nie mieszkałam już w domu, bywałam,czasem dość długo,ale też nie wiedziałam,nie znałam się na tym.... I dzisiaj jakoś tak cholernie go rozumiem, przeraża mnie to zrozumienie dla jego czynu ... Chcę wyzdrowieć,bardzo chcę być jak kiedyś ,ale jakoś nie mam siły walczyć, nie potrafię uwierzyć w psychoterapię , nie umiem nakłonić samej siebie do udziału w tej terapii , póki co łykam te leki i pewnie pogrążam się w chorobie coraz bardziej , jest mi codziennie coraz bardziej smutno i źle ....
  8. W takim razie z tego co tu czytam chyba nie mam takiej typowej fobii społecznej . Bo i owszem mam problem z telefonami, z niektórymi miejscami, boję się tłumów, spotkań służbowych z nowymi osobami i tak dalej, ale niskiej samooceny nie mam , przeciwnie, znam swoją wartość ,zarówno w życiu osobistym jak i zawodowym , nie chowam głowy w piasek przewaznie zawsze mam coś do powiedzenia i potrafię słuchać . A zatem coś mam,ale nie tak bardzo . Trochę się ucieszylam wystarczy mi potworna silna nerwica lękowa, innych rzeczy nie chcę już mieć .
  9. Hej . Wszystko wskazuje na to , ze prócz nerwicy lękowej cierpię również na fobię społeczną . Potwornie mi to przeszkadza w życiu , właściwie w pracy Tak oto dzisiaj wpadło mi nagłe i niespodziewane zlecenie, wykonywać je będę jutro, znajdę się wśród nieznanych mi , obcych i nigdy wcześniej nie widzianych osób i już mam odrętwiałą twarz, gorące policzki, miliardy myśli w głowie, boję się tego spotkania, chociaż wiem, że po skończonym zleceniu będzie wszystko ok i przyjadę rozluźniona do domu. Nie wiem skąd to się bierze , bo przecież ja lubię ludzi, jestem komunikatywna, tymczasem nagle wynikające spotkanie powoduje jakiś irracjonalny lęk i obawę. Z telefonami mam to samo , mój mąż nie moze uwierzyć, że wielokrotnie nie jestem w stanie odbierać rozmów, zwłaszcza od nieznanych numerów. To też mi przeszkadza, bo moja praca wymaga odbierania telefonów, kontaktu z klientami ....Czy można tę fobię jakoś obejść ,uciec od niej ?
  10. Czyli naprawdę ruch i sporty mają tak dobre działanie ?
  11. Cześć Wam . W zasadzie po co pisać o objawach skoro wszystko już napisaliście za mnie . Poczytałam trochę i miałam nieodparte wrażenie,że wszyscy piszecie o mnie, o tym co mnie dotyka,przytłacza,zatruwa życie . to nieprawdopodobne, że nie jestem sama z tym cholerstwem .Jak dotąd wydawało mi się, że tylko ja tak mam , a cała reszta świata tego nie rozumie i nie pojmuje. Z jednej strony zatem bardzo mi przykro, że to dotyka tak wielu ludzi, a z drugiej strony odrobinę się cieszę, że nie jestem w tym sama, ponieważ któż inny zrozumie mnie tak bardzo jak tacy sami ludzie. Cierpię na nerwicę lękową co samo w sobie wydaje mi się absurdalne gdyż w zasadzie nie boję się niczego,chyba że jazdy samochodem,ale mam to od dawna i nie przypisuję tego żadnemu rodzajowi nerwic ani fobii . Ludzie i miejsca mnie nie przerażają, nowe sytuacje od zawsze lubiłam,były dla mnie wyzaniem któremu lubiłam stawiać czoła .Taki mam charakter,lubię kiedy coś się dzieje i z przyjemnością biorę w tym udział. No...moze do niedawna, bo właśnie od kilku miesięcy zaczęło się z moim organizmem dziać coś takiego czego zupełnie nie jestem w stanie ogarnąć. Nieodparte wrażenie umierania o którym wielu z was już tu wspominało . Uporczywe drżenie rąk i odrętwienie nóg,klucha w gardle,duszenie się ,uczucie zbliżającego się omdlenia, panika z niewiadomych pryczyn .Najpierw poza domem,później juz nawet w nim,a był to wynik strachu przed tym jak za chwilę się będę czuła. Jechałam na hydroxyzynie , moze nie codziennie ,ale później już tak . Nie byłam w stanie iść na zakupy,przerażał mnie tłum ludzi , kolejka w sklepie . Nawet spotkanie biznesowe skonczyło się porażką,choć miło się zaczęło i trwało,do pewnego momentu kiedy nagle zaczęło mnie dusić,nie mogłam siedzieć,musiałam wstać,pod pretekstem wyjścia do toalety,ale nie przechodziło mi, w konsekwencji zostałam odwieziona do domu,strasznie mi było głupio . . . Od kilku miesięcy biorę Sulpiryd, Parogen i Tegretol . Nie czułam pełni szczęścia,ale dało się żyć . Teraz kazano mi Sulpiryd już odstawic,pozostałe leki w zwiększonej dawce mam . Od dwóch tygodni czuję się jakaś nieobecna, nie dobrze, bo jestem w trakcie załatwiania dość poważnych spraw w firmie, poza tym mój zawód wymaga ciagłego spotykania się z nowymi ludźmi,pertraktacji,a ja jestem często nieobecna i czuję się jakby we śnie . Po odstawieni Sulpirydu raz trafił mi się atak paniki,poza tym nie przychodzą te ataki,ale nie jestem tym kimś kim byłam przed chorobą . Rodzina dokładnie wie co się ze mną dzieje, ale kiedy jest do bani to szkoda mi dzieci, które mnie taką widzą, na swój sposób moze coś rozumieją,ale czy to się komukolwiek zdrowemu uda zrozumieć ?
  12. Migawka

    Witam Was wszystkich .

    Tak . I właśnie w tym mam chyba problem . dotychczasowa młoda dość psycholog wymiękła przy mnie ,zakończyłam odwiedzanie tej pani,a teraz prawdopodobnie jestem zrażona i stąd trudność w wybraniu się do innego specjalisty .
  13. Migawka

    Witam Was wszystkich .

    Nie, w tej chwili wyłącznie leki,nic ponadto. aperecium - wierzę w to co piszesz, ponieważ nie jedna osoba mówiła mi jakie dobro poczyniła psychoterapia w jej życiu, nawet moja bliska przyjaciółka, która wyzwoliła sie z depresji właśnie dzięki psychoterapii , mnie jednak nadal brak wiary w to , że może to się udać również w moim przypadku , że gdy ja mam chęć uciekać od samej siebie, ktoś będzie namawiał mnie w to abym się w siebie zagłębiła, wsłuchała, boję się tego . Nie mówię, że nie ...pewnie znów spróbuję , bo nie chcę żyć z lekami i kurczowo się ich trzymać. Na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie bez nich żyć. Przyjęcie kolejnej porcji jest ważniejsze niż zjedzenie chleba. Zapętliłam się w nich jak gdyby to tylko od nich zależało moje dalsze życie,mój kolejny dzień. To chore jest,wiem o tym :/
  14. Migawka

    Witam Was wszystkich .

    Przyszłam w to miejsce i już na starcie uderzył mnie ogrom użytkowników Mnie cały czas wydaje się, że tylko ja jestem porypana, ale wiem z drugiej strony , że cała masa ludzi boryka się z psychicznymi problemami. Smutne naprawdę :/ Ale do rzeczy . Mam 36 lat ,dzieciaki,własną firmę,względnie ułożone życie osobiste i cholerną nerwicę lękową. Nie pamiętam już nawet od kiedy ten stan trwa,w każdym bądź razie kiedy dotarłam do myśli o samounicestwieniu się natychmiast udałam się do psychiatry. I to był ostatni dzwonek. Moja pani doktor określiła mój stan jako straszny i nalegała na to aby mnie umieścić w szpitalu. Wybłagałam inne rozwiązanie, w postaci leczenia w domu,tzn. wyprosiłam leki. Mówiąc , że ryzykuje zapisała mi medykamenty,na kolejnych wizytach dodatkowe i wkrótce już miałam całą szafkę przeróżnych tabletek,ostatecznie stanęło na trzech branych równolegle,od niedawna biorę tylko dwa, dwa razy dziennie rano i wieczorem. I jakoś nie czuję się wspaniale. Może odrobinę lepiej,złagodniały objawy somatyczne,ale jakby czuję, że się od tych prochów totalnie uzależniłam , wieczorem trudno mi cokolwiek zaplanować, najważniejsze jest aby przyjąć dawkę leków . Strach pomyśleć gdyby np. mi gdzieś zaginęły. U psychologa na kozetce posiedziałam kilka tygodni,nic mi to nie dało. Zagłębianie się wewnątrz mnie spowodowało tylko nie potrzebne wewnętrzne emocje,zrezygnowałam póki co z tej terapii . Jestem osobą komunikatywną,lubianą,ale od czasu nasilenia się choroby stronię od ludzi, jest to bardzo trudne ponieważ moja praca polega na kontakcie z ludźmi, na gruncie prywatnym ograniczyłam się do spotkań wyłącznie z przyjaciółką,która wie dokładnie to samo o mnie co moja najbliższa rodzina . Jest mi cholernie ciężko z tym żyć,chciałabym wywalić te leki i normalnie żyć . . . ale chyba niezbyt prędko nastąpi poprawa,bynajmniej nie podołam bez prochów . Nie ogarniam tylu rzeczy poprzez otępienie,a przecież muszę funkcjonować na dość wysokich obrotach.Nerwica mi w tym szalenie przeszkadza. Za jakiś czas , kiedy się zmobilizuję może napiszę więcej o tym co mi dokucza w odpowiednim dziale. Tym czasem witam się ze wszystkimi nerwusami bardzo serdecznie .
×